Przez pewnie czas stałam w bezruchu próbując zrozumieć słowa
tego człowieka. Oczywiście łudząco przypomniał tego dupka, ale nie oszukujmy
się. Na tym świecie może istnieć wiele podobnych ludzi do nas samych. Głęboką cisze przerwał mój głośny śmiech.
- Jaja sobie ze mnie kurwa robicie?- bawiła mnie ta
sytuacja, lecz mógł głos był ostry. – Ojciec Stylesa nie żyję. Przypomnieć Ci
jego najlepszy przyjacielu , że sam
nam o tym mówił?!- zwróciłam się do Nathana, który wyglądał na zadowolonego.
- Mała naiwna dziewczynka. – usłyszałam za plecami, od tego
samego faceta co podaję się za ojca Harrego. Dokładanie pamiętam jak przy mnie mówił
jestem kurwa wolny, mój pieprzony ojciec
nie żyje. Te słowa wypowiedział za nim wszyscy przeszli do picia. Dlaczego
do cholery miałby kłamać? - Czy do końca
życia będziesz wierzyć w jego słowa? Oboje wiemy, że są one nic nie wartę. Sam
wolałbym, żeby mój syn nie żył.
Słowo syn
powiedział z odrazą. Powoli zaczynam
rozumieć, czemu Harry wolał udawać, że nie ma ojca.
- Nic o mnie nie wiesz. – syknęłam w jego stronę. – Jednak ja mogę stwierdzić, że ty jesteś
tchórzem, który boi się własnego syna. Czy strach Ci nie pozwala stanąć z nim
twarzą w twarz?
- Nie boje się własnego syna. – odparł szybko na
obronę. – Moja obecność w tym miejscu
świadczy o mojej uprzejmości. Pomyślałem, że ty zasługujesz na zabicie mojego
syna. Jeśli tego nie zrobisz, ja to zrobię. Obserwowałem was od samego
początku. Nie sądziłem, że taka dziewczyna z takiej rodziny może zwrócić uwagę
na nic wartego śmiecia chodzącego po tym świecie. Na twoje zachowanie
wpłynął z pewnością nacisk ze strony
rodziców. Jednakże każdy wasz wspólny
krok przynosił kolejne śmierci niewinnych osób. Wręcz wasze oddychanie
szkodziło światu. Zmieniał słodką
dziewczynkę w potwora, ale kochaniutka powiedz szczerze, naprawdę uwierzyłaś,
że taki człowiek jak mój syn, jest zdolny do miłości? – spojrzał na mnie z politowaniem. – Jego wybryki już się
skończyły, ostatnią śmiercią do której się przyczyni, będzie jego. Pomyślałem, że chcesz zapoczątkować swoją
wolność.
****
Twój ojciec jest w
mieście. Chce Cię zabić.
To właśnie powinnam powiedzieć, jednak te słowa wcale nie
chciały opuścić moich ust. Stałam przed chłopakiem, który jakimś chorym
niedorzecznym pechem, złamał moje serce. Kochałam go i nienawidziłam. Trudno
było określić, które uczucie jest silniejsze.
- Po co do mnie dzwoniłeś? – spytałam. Naszą rozmowę z ojcem
Harrego przerwał właśnie on sam. Szybko z stamtąd wyszłam nie dlatego, że
chciałam go zobaczyć, lecz dlatego, że łudzę się, że Harry da mi jakiś powód, który
sprawi, że nie będę chciała go zabić.
- Kolejny bałagan. – warknął opierając się o samochód. Głową
kiwnął na budynek przed sobą, który był barem rudej.
- Nie masz rączek by go posprzątać? – spytałam podnosząc
brew.
- To nie ja go zrobiłem. – warknął obrażalsko, jakby
oskarżenie go o kolejną zbrodnie było czymś niedopuszczalnym. Wywróciłam oczami i nie czekając dłużej
weszłam do środka, widząc przed sobą totalną rozpierdulkę całego baru.
Zagwizdałam z uznaniem dla sprawcy. Jak coś robić, to dobrze.
- Jak Cię kurwa gwizdnę to skończysz pod ziemią. – za
zniszczonego baru wyłowiła się twarz wściekłej rudej. Palcem pokazałam że zamykam swoje usta pod
jej ostrym spojrzeniem.
- Wiesz kto tak cię urządził?- spytałam rozglądając się
dookoła. Już ignorowałam jej wściekłe spojrzenie przez moje każde słowo.
- Ten jebany popierdolny do końca śmieć, zajebany śmierdzący
skurwysyn, któremu odetnę jaja jak kutasa dorwę i powieszę je na ścianę, lecz będą tak małe, że ich
kurwa nikt nie zobaczy, ale co z tego. Chuj będzie wąchał kwiatki z drugiej
strony. Albo kurwa nie. Nawet na to nie zasługuję, pierdolnę na jego grobie
kurwa drzewo i się kurwa nim udławi. Pieprzony dupek!
- Ted jak zwykle składa wizyty w wielkim stylu. –
odpowiedziałam niewzruszona jej
odpowiedzią.
- Nie waż się wymawiać jego imienia bo kurwa skończysz razem z nim. – warknęła. Podniosłam ręce w
geście obronnym. – A ty kurwa co stoisz jak pieprzony kołek! Masz to?- wydarła
się na Stylesa, który stał w drzwiach niepewny czy może wejść. Po jego minie stwierdzam, że nawet nie chce.
- Nie mogłaś go zabić od razu?- odparł spokojnie, kopiąc
pieprzony dół pod własnymi nogami.
- Czym kurwa? Szklanką geniuszu?! Przypomnieć, kto ostatnio
nie chciał dać mi broni, bo jestem chora umysłowo i posiadanie takiej rzeczy
jest dla mnie niebezpieczne? Kto kurwa ?Ty kutasie, a teraz dawaj mi tą broń!-
podeszła do niego, a ten bez słowa zza spodni wyjął mały czarny pistolet.
- Spokojnie i tak już masz ogień na głowie….- zaczęłam mimo
wszystko rozbawiona jej zachowaniem.
- Przestaniesz wreszcie pierdolić i mi pomożesz?- jej
kolejny strzał usteczek był na mnie. Wywróciłam oczami i ruszyłam za nią gdy ta
jak bomba wyparowała na dwór.
- Powodzenia. – szepnął Styles gdy przechodziłam przez
drzwi.
- Chyba nie sądzisz, że zostawisz mnie z tą rozłoszczoną
wrzeszczącą na wszystko rudą wiedźmą. Sam po mnie zadzwoniłeś, to teraz pakuj
dupę do tego samochodu. – warknęłam. Bez
słowa oboje ruszyliśmy do samochodu, w którym wściekła już na nas trąbiła
krzycząc, że przyśpieszy nasze dupy gdy w nie dostaniemy kulką. Ciężki mój los.
Godzinę później dojechaliśmy pod niewielki dom. Styles
jeszcze nie zatrzymał samochodu, a wściekła wyskoczyła z niego, szybkim krokiem
wpierdoliła się do środka mieszkania, zapominając o manierach – nawet nie
zapukała. Wygodnie rozsiadłam się na siedzeniu czekając na finałowy koniec. Nie
minęła może minuta od wejścia wściekłej do środka, a było słychać damskie piski.
- Od zawsze wiedziałem, że to baba. – skomentował Harry
siedząc na przodzie.
Drzwi od mieszkania kolejny raz się otworzyły, a przez nie
wybiegła półnaga wysoka brunetka z wypisanym przerażeniem na twarzy. Przebiegła
przed naszym samochodem i poleciała przed siebie oddalając się jak najszybciej
potrafiła.
- Nie chciałabym być teraz na jego miejscu. – westchnęłam,
wyobrażając sobie jak musiała ta laską ją wkurwić. Ted obecnie jest byłym
chłopakiem rudej, byłym od wczoraj i zdemolował jej bar, teraz sypia z dziwką.
Ruda płonie ze wściekłości.
- Jedziemy wieczorem
na wycieczkę. – przerwał ciszę Styles. Spojrzałam na niego niewyraźnie.
- Wystarczy mi ta.
- Dlaczego chociaż raz nie możesz zrobić tego o co Cię
proszę? – westchnął zirytowany.
- Bo ty nie prosisz, ty oznajmiasz i rozkazujesz. – odparłam
spokojnie.
- Pojedziesz wieczorem na wycieczkę ze mną… proszę?-
poprawił się na co się głośno zaśmiałam.
- Powtórz to jeszcze raz. – uśmiechnęłam się wrednie. Posłał
mi ostrzegawcze spojrzenie. – W takim razie zapomnij.
- Proszę. – westchnął.
- Pojadę.
- Nie można tak od razu…
- Nie można tak od razu – przedrzeźniałam go.
Gdy już miał odpowiedzieć z domu wyszła torpeda pchając
przed sobą bruneta w samych bokserkach. Zaśmiałam się na ten widok szybko
spotykając się z przerażonym wzrokiem chłopaka i dalej wściekłym wzrokiem
rudej, jednak uśmieszek na jej ustach zwiastował najgorsze.
- Właź do środka bo ci jaja odstrzelę. – warknęła, a
skruszony Ted usiadł obok mnie patrząc się na mnie błaganym wzrokiem.
Uśmiechnęłam się do niego uroczo.
- Miłego wąchania
drzewa. – sapnęłam, na co odwrócił głowę. Dobrze robił nie odzywając się.
Na sam koniec podróży wściekła zostawiła nas samych w
samochodzie mówiąc.
- A teraz spierdalać. Musze się z nim trochę pobawić. Jak
dojdzie do was paczka z jego jajami w środku możecie mnie odwiedzić. Planuję
już wtedy się nie wściekać.
I zniknęła z swoim chłopczykiem w nieużywanej stodole. Miłej
zabawy.
****
Stałam w pustym pomieszczeniu, czułam jego oddech na swojej
szyi. Uważnie moje oczy śledziły każdy centymetr ścian zamalowanych przeróżnymi
rysunkami, przeróżnymi cytatami, które określały całe życie w kilku słowach.
Zatrzymałam wzrok na wyróżniającym się czerwonym napisie,
które było napisane charakterystycznym pismem.
- No dalej, Mia twoja
kolej. – krzyknął rozbawiony Jason. – Wszyscy tutaj z nas zostawili część
siebie, teraz to miejsce potrzebuje Ciebie.
- Dobra dobra, zrobię
wszystko, tylko skul pysk. – zaśmiałam się i na chwiejnych nogach podeszłam do
zamazanej ściany ówcześnie zabierając Jasonowi czerwony marker.
Pokochała go – po raz pierwszy w
życiu – poznała, co to wolność.
Szybkim krokiem
podeszłam bliżej, przejeżdżając opuszkiem po moim napisie. Oni wszyscy mieli
rację, każdy z nas zostawił tu siebie. To miejsce zapoczątkowało moją miłość i
śmiało można stwierdzić, że ona tu została, ponieważ gdy tylko opuszczaliśmy to
miejsce… wszystko wracało do normy. Jakby wszyscy na zewnątrz czyhali na naszą
wolność. Właśnie tutaj, pierwszy raz w
życiu poczułam się wolna.
- Nigdy nie powiedziałeś mi, który napis jest twój. –
przerwałam ciszę, która nam nie ciążyła. Odwróciłam się w jego stronę. Patrzył
na mnie w skupieniu, jakby bał się przegapić chociaż jedną moją reakcje.
- Nie chce tam wracać.
– otworzyłam oczy patrząc z dołu na jego anielską twarz. Leżałam głową na jego
kolanach, a cały świat wirował niebezpiecznie w mojej głowie. Byliśmy tu całą
paczką, a miałam wrażenie, że jesteśmy tylko my. My w tym wolnym świecie.
-Więc zostań. – odpowiedział uśmiechając się do mnie
podstępnie. Nie mogłam tego odwzajemnić.
- Nie chce wracać tam
tylko dzisiaj. Nie chce tam wracać jutro, ani za miesiąc, ani za rok. Nigdy.
- Możesz tu zostać ile
chcesz.
- A czy Ty, zostaniesz
ze mną?
- Zawsze.
- Czy to ważne?- spytał skutecznie ściągając mnie ze
wspomnień.
- Dla mnie tak. – odparłam, odwracając się i ponownie
śledząc napisy. - Może chociaż raz
poznam twoje myśli.
- Przestaliśmy szukać
potworów pod naszymi łóżkami, gdy zrozumieliśmy, że one są w nas. – szepnął za mną. Już ze zmarszczonym
czołem miałam spytać co on wygaduję, gdy w samym rogu dostrzegłam czarny napis
powtarzający te same słowa. Znałam go. Pamiętam gdy pierwszy raz tu weszłam
czytając zaciekawiona każdy milimetr ściany, aż doszłam do tego napisu. Był
moim ulubionym.
- Dlaczego mnie tu przywiozłeś?- spytałam ciężko oddychając.
- Pamiętasz jacy
byliśmy tutaj? Bezproblemowi. Naprawdę mam dość tego co jest między nami. –
odezwał się szybko. – Chce… chce spróbować to naprawić.
Zaśmiałam się bez humoru patrząc na niego załzawionymi
oczami.
- Tego nie da się naprawić. – warknęłam. – Zobacz kim się
staliśmy po tym jak ostatni raz wyszliśmy z tego miejsca. Zobacz co sobie zrobiliśmy przez ten czas. To
wszystko sprawia, że nie da się tego naprawić. Oboje chcemy od siebie coś
innego i oboje nie możemy tego sobie dać.
- Zawsze będę palantem, który będzie Cię ranił, Mia. Nie
zmienię się. Kiedyś ktoś złamał mnie. Udowodnił, że miłość jest życiowym
błędem. Myślę, że nigdy nie pozwoliłem sercem kierować siebie bo bałem się, że
miłość mnie zabije. To jest gorszę nawet od największego wroga.
- Wiesz kogo najbardziej nienawidziłam za całe moje życie?
Rodziców bo na każdym kroku zabierali mi moją wolność, wymagali ode mnie bycia
kimś innym, kimś kim nie potrafiłam być, a później spotkałam Ciebie i poznałam
co to wolność, a dziś patrząc na to wszystko, jesteś jak oni. Jesteś na każdym moim kroku i wymagasz ode
mnie bycia kimś więcej w twoich oczach. Nie umiem być kimś innym, kimś kto
będzie więcej znaczył i mam dość tego. Bo wymagasz ode mnie wszystkiego, a nic
nie dajesz w zamian. Stałeś się
najgorszą monotonią mojego życia. Nic tego nie naprawi, nic nie sprawi tego, że
znowu będziesz najlepszą rzeczą w moim życiu.
Nawet na niego nie patrząc
wyminęłam go jak najszybciej wychodząc z tego miejsca. Miałam wrażenie,
że wszystkie uczucia, które próbowałam w sobie zdusić w tym momencie
postanowiły wyjść na zewnątrz.
- Mia!- usłyszałam za sobą krzyk. Jego krzyk. Miałam tego
cholernie dość. Słysząc jego kroki za sobą przyśpieszyłam. Był ostatnią osobą,
którą chciałam teraz zobaczyć.
- Do cholery, Mia zatrzymaj się!- krzyczał. Nie miałam
zamiaru się zatrzymywać.
Poczułam mocne szarpnięcie i gwałtownie zostałam
odwrócona w jego stronę, wpadając na
jego tors.
- Czego kurwa? Znowu mi powiesz, że Ci na mnie zależy, ale
nie tak jak tego chce?!- krzyknęłam prosto w jego twarz. Przez kilka sekund
staliśmy w bezruchu ciężko oddychając i razem przeszywając się wzrokiem.
Pierwszy raz mogłam tak wiele odczytać emocji w jego oczach. Poczułam ukłucie satysfakcji jednak też bólu,
ponieważ widząc w jego oczach strach chciałam jak najszybciej go zabrać, mimo,
że cieszyłam się, że boi się. Miałam nadzieję, że zrozumiał, że traci mnie.
I po chwili to się stało. Poczułam jego ciepłe usta na
moich. Stałam w szoku z całych sił walcząc z pokusą oddania pocałunku. Nie
mogłam. Musiał zrozumieć, że jest za późno, że mając wszystkiego dość odchodzę
co z tym się wiążę, że mnie stracił.
Z taką siłą którą pokazywał mi jak bardzo go nienawidzę,
teraz próbuję pokazać, jak bardzo go potrzebuje. Nie wytrzymałam. Oddałam
pocałunek, wlepiając swoje palce w jego włosy.
Czułam to. Przez chwile odzyskałam uczucie wolności, które czułam
codziennie dwa lata temu, a co najważniejsze- nie jestem pewna czy prawdziwe –
czułam, że jest mój.
Odsunęliśmy się od siebie spragnieni powietrza. Już miałam
zacząć mówić słowa, które były niezgodne z moimi uczuciami, gdy jego palce
skutecznie zamknęły moje usta. Otworzył usta biorąc głęboki oddech.
- Sam boję się przyznać do tego co czuje. – zaczął, patrząc
mi w oczy. – Zabrałem Cię tutaj bo chciałem, żebyś przypomniała sobie jaka
byłaś szczęśliwa ze mną. Za nim zaczęłaś wygarniać mi całą prawdę, którą
musiałem usłyszeć, chciałem, żebyś spróbowała ze mną naprawić… nas. Teraz gdy
wiem, że tego nie możemy zrobić, chciałem spytać czy możemy uratować to co jest
przed nami, ale uciekłaś. Teraz gdy Cię pocałowałem, nie chce zadać tych pytań
bo cisną mi się na usta inne słowa. Czy zostaniesz. – przerwał. – Zostaniesz ze
mną, proszę? Nie tylko dzisiaj, nie tylko jutro, nie przez miesiąc, nie przez rok, tylko zawsze?
Gdy moje serce zamarło, gdy wstrzymałam oddech, a wszystko
dokoła ucichło, mogłam jedną rzecz dostrzec. Za jego plecami. W ciemnościach
stał człowiek. Był do nas odwrócony plecami, jednak wiedziałam, że słyszał
nasze wszystkie słowa. Chciał zostać przyłapany. Gdy powoli odwrócił się,
patrząc w naszą stronę przez ramie, zrozumiał, że chciał być zobaczony przeze
mnie. Patrzyłam na jego idealne rysy, które odziedziczył po nim jego syn,
surowe zielone tęczówki, które nosiły niebezpieczeństwo. Po chwili zniknął za
krzakami. To był ojciec Harrego. Śledzi każdy nas ruch, a w jednej sekundzie
nas powstrzyma przed życiem.
Od autorki :
Witam, witam :*
Nie wiem czy spodziewaliście sie tego po ojcu Harrego, mam nadzieje, że nie bo lubie zaskakiwać. Z każdą nienienawiścią się wiąże historia, która wyjaśni bardzo wiele i osoboście uważam, że ta akcja będzie największym wydarzeniem w tym opowiadaniu, bo jest odpowiedzią na większość pytań jak i kolejną niewiadomą, bo kto wie, co zdecyduje zrobić Mia.
Liczę, że wam ten rozdział się podoba.:)
Dobra końce, kociaki a wam życze udanych wakacji!
Kocham was :*
25 KOMENATARZY = NOWY ROZDZIAŁ!
Przepraszam za błędy!
25 KOMENATARZY = NOWY ROZDZIAŁ!
Przepraszam za błędy!