piątek, 25 lipca 2014

Rozdział 10

Przez pewnie czas stałam w bezruchu próbując zrozumieć słowa tego człowieka. Oczywiście łudząco przypomniał tego dupka, ale nie oszukujmy się. Na tym świecie może istnieć wiele podobnych ludzi  do nas samych.  Głęboką cisze przerwał mój głośny śmiech.
- Jaja sobie ze mnie kurwa robicie?- bawiła mnie ta sytuacja, lecz mógł głos był ostry. – Ojciec Stylesa nie żyję. Przypomnieć Ci jego najlepszy przyjacielu , że sam nam o tym mówił?!- zwróciłam się do Nathana, który wyglądał na zadowolonego.
- Mała naiwna dziewczynka. – usłyszałam za plecami, od tego samego faceta co podaję się za ojca Harrego. Dokładanie pamiętam jak przy mnie mówił jestem kurwa wolny, mój pieprzony ojciec nie żyje. Te słowa wypowiedział za nim wszyscy przeszli do picia. Dlaczego do cholery miałby kłamać?  - Czy do końca życia będziesz wierzyć w jego słowa? Oboje wiemy, że są one nic nie wartę. Sam wolałbym, żeby mój syn nie żył.
Słowo syn powiedział z odrazą.  Powoli zaczynam rozumieć, czemu Harry wolał udawać, że nie ma ojca.
- Nic o mnie nie wiesz. – syknęłam w jego stronę. –  Jednak ja mogę stwierdzić, że ty jesteś tchórzem, który boi się własnego syna. Czy strach Ci nie pozwala stanąć z nim twarzą w twarz?
- Nie boje się własnego syna. – odparł szybko na obronę.  – Moja obecność w tym miejscu świadczy o mojej uprzejmości. Pomyślałem, że ty zasługujesz na zabicie mojego syna. Jeśli tego nie zrobisz, ja to zrobię. Obserwowałem was od samego początku. Nie sądziłem, że taka dziewczyna z takiej rodziny może zwrócić uwagę na nic wartego śmiecia chodzącego po tym świecie. Na twoje zachowanie wpłynął  z pewnością nacisk ze strony rodziców.  Jednakże każdy wasz wspólny krok przynosił kolejne śmierci niewinnych osób. Wręcz wasze oddychanie szkodziło  światu. Zmieniał słodką dziewczynkę w potwora, ale kochaniutka powiedz szczerze, naprawdę uwierzyłaś, że taki człowiek jak mój syn, jest zdolny do miłości? – spojrzał na mnie  z politowaniem. – Jego wybryki już się skończyły, ostatnią śmiercią do której się przyczyni, będzie jego.  Pomyślałem, że chcesz zapoczątkować swoją wolność.

****

Twój ojciec jest w mieście. Chce Cię zabić.
To właśnie powinnam powiedzieć, jednak te słowa wcale nie chciały opuścić moich ust. Stałam przed chłopakiem, który jakimś chorym niedorzecznym pechem, złamał moje serce. Kochałam go i nienawidziłam. Trudno było określić, które uczucie jest silniejsze.
- Po co do mnie dzwoniłeś? – spytałam. Naszą rozmowę z ojcem Harrego przerwał właśnie on sam. Szybko z stamtąd wyszłam nie dlatego, że chciałam go zobaczyć, lecz dlatego, że łudzę się, że Harry da mi jakiś powód, który sprawi, że nie będę chciała go zabić.
- Kolejny bałagan. – warknął opierając się o samochód. Głową kiwnął na budynek przed sobą, który był barem rudej.
- Nie masz rączek by go posprzątać? – spytałam podnosząc brew.
- To nie ja go zrobiłem. – warknął obrażalsko, jakby oskarżenie go o kolejną zbrodnie było czymś niedopuszczalnym.  Wywróciłam oczami i nie czekając dłużej weszłam do środka, widząc przed sobą totalną rozpierdulkę całego baru. Zagwizdałam z uznaniem dla sprawcy. Jak coś robić, to dobrze.
- Jak Cię kurwa gwizdnę to skończysz pod ziemią. – za zniszczonego baru wyłowiła się twarz wściekłej rudej.  Palcem pokazałam że zamykam swoje usta pod jej ostrym spojrzeniem.
- Wiesz kto tak cię urządził?- spytałam rozglądając się dookoła. Już ignorowałam jej wściekłe spojrzenie przez moje każde słowo.
- Ten jebany popierdolny do końca śmieć, zajebany śmierdzący skurwysyn, któremu odetnę jaja jak kutasa dorwę i powieszę  je na ścianę, lecz będą tak małe, że ich kurwa nikt nie zobaczy, ale co z tego. Chuj będzie wąchał kwiatki z drugiej strony. Albo kurwa nie. Nawet na to nie zasługuję, pierdolnę na jego grobie kurwa drzewo i się kurwa nim udławi. Pieprzony dupek!
- Ted jak zwykle składa wizyty w wielkim stylu. – odpowiedziałam niewzruszona jej  odpowiedzią.
- Nie waż się wymawiać jego imienia bo kurwa skończysz  razem z nim. – warknęła. Podniosłam ręce w geście obronnym. – A ty kurwa co stoisz jak pieprzony kołek! Masz to?- wydarła się na Stylesa, który stał w drzwiach niepewny czy może wejść.  Po jego minie stwierdzam, że nawet nie chce.
- Nie mogłaś go zabić od razu?- odparł spokojnie, kopiąc pieprzony dół pod własnymi nogami.
- Czym kurwa? Szklanką geniuszu?! Przypomnieć, kto ostatnio nie chciał dać mi broni, bo jestem chora umysłowo i posiadanie takiej rzeczy jest dla mnie niebezpieczne? Kto kurwa ?Ty kutasie, a teraz dawaj mi tą broń!- podeszła do niego, a ten bez słowa zza spodni wyjął mały czarny pistolet.
- Spokojnie i tak już masz ogień na głowie….- zaczęłam mimo wszystko rozbawiona jej zachowaniem.
- Przestaniesz wreszcie pierdolić i mi pomożesz?- jej kolejny strzał usteczek był na mnie. Wywróciłam oczami i ruszyłam za nią gdy ta jak bomba wyparowała na dwór.
- Powodzenia. – szepnął Styles gdy przechodziłam przez drzwi.
- Chyba nie sądzisz, że zostawisz mnie z tą rozłoszczoną wrzeszczącą na wszystko rudą wiedźmą. Sam po mnie zadzwoniłeś, to teraz pakuj dupę do tego samochodu. – warknęłam.  Bez słowa oboje ruszyliśmy do samochodu, w którym wściekła już na nas trąbiła krzycząc, że przyśpieszy nasze dupy gdy w nie dostaniemy kulką.  Ciężki mój los.
Godzinę później dojechaliśmy pod niewielki dom. Styles jeszcze nie zatrzymał samochodu, a wściekła wyskoczyła z niego, szybkim krokiem wpierdoliła się do środka mieszkania, zapominając o manierach – nawet nie zapukała. Wygodnie rozsiadłam się na siedzeniu czekając na finałowy koniec. Nie minęła może minuta od wejścia wściekłej do środka, a  było słychać damskie piski.
- Od zawsze wiedziałem, że to baba. – skomentował Harry siedząc na przodzie.
Drzwi od mieszkania kolejny raz się otworzyły, a przez nie wybiegła półnaga wysoka brunetka z wypisanym przerażeniem na twarzy. Przebiegła przed naszym samochodem i poleciała przed siebie oddalając się jak najszybciej potrafiła.
- Nie chciałabym być teraz na jego miejscu. – westchnęłam, wyobrażając sobie jak musiała ta laską ją wkurwić. Ted obecnie jest byłym chłopakiem rudej, byłym od wczoraj i zdemolował jej bar, teraz sypia z dziwką. Ruda płonie ze wściekłości.
- Jedziemy wieczorem  na wycieczkę. – przerwał ciszę Styles. Spojrzałam na niego niewyraźnie.
- Wystarczy mi ta.
- Dlaczego chociaż raz nie możesz zrobić tego o co Cię proszę? – westchnął zirytowany.
- Bo ty nie prosisz, ty oznajmiasz i rozkazujesz. – odparłam spokojnie.
- Pojedziesz wieczorem na wycieczkę ze mną… proszę?- poprawił się na co się głośno zaśmiałam.
- Powtórz to jeszcze raz. – uśmiechnęłam się wrednie. Posłał mi ostrzegawcze spojrzenie. – W takim razie zapomnij.
- Proszę. – westchnął.
- Pojadę.
- Nie można tak od razu…
- Nie można tak od razu – przedrzeźniałam go.
Gdy już miał odpowiedzieć z domu wyszła torpeda pchając przed sobą bruneta w samych bokserkach. Zaśmiałam się na ten widok szybko spotykając się z przerażonym wzrokiem chłopaka i dalej wściekłym wzrokiem rudej, jednak uśmieszek na jej ustach zwiastował najgorsze.
- Właź do środka bo ci jaja odstrzelę. – warknęła, a skruszony Ted usiadł obok mnie patrząc się na mnie błaganym wzrokiem. Uśmiechnęłam się do niego uroczo.
-  Miłego wąchania drzewa. – sapnęłam, na co odwrócił głowę. Dobrze robił nie odzywając się.
Na sam koniec podróży wściekła zostawiła nas samych w samochodzie mówiąc.
- A teraz spierdalać. Musze się z nim trochę pobawić. Jak dojdzie do was paczka z jego jajami w środku możecie mnie odwiedzić. Planuję już wtedy się nie wściekać.
I zniknęła z swoim chłopczykiem w nieużywanej stodole. Miłej zabawy.

****
Stałam w pustym pomieszczeniu, czułam jego oddech na swojej szyi. Uważnie moje oczy śledziły każdy centymetr ścian zamalowanych przeróżnymi rysunkami, przeróżnymi cytatami, które określały całe życie w kilku słowach.
Zatrzymałam wzrok na wyróżniającym się czerwonym napisie, które było napisane charakterystycznym pismem.

- No dalej, Mia twoja kolej. – krzyknął rozbawiony Jason. – Wszyscy tutaj z nas zostawili część siebie, teraz to miejsce potrzebuje Ciebie.
- Dobra dobra, zrobię wszystko, tylko skul pysk. – zaśmiałam się i na chwiejnych nogach podeszłam do zamazanej ściany ówcześnie zabierając Jasonowi czerwony marker.
Pokochała go – po raz pierwszy w życiu – poznała, co to wolność.

Szybkim  krokiem podeszłam bliżej, przejeżdżając opuszkiem po moim napisie. Oni wszyscy mieli rację, każdy z nas zostawił tu siebie. To miejsce zapoczątkowało moją miłość i śmiało można stwierdzić, że ona tu została, ponieważ gdy tylko opuszczaliśmy to miejsce… wszystko wracało do normy. Jakby wszyscy na zewnątrz czyhali na naszą wolność.  Właśnie tutaj, pierwszy raz w życiu poczułam się wolna.
- Nigdy nie powiedziałeś mi, który napis jest twój. – przerwałam ciszę, która nam nie ciążyła. Odwróciłam się w jego stronę. Patrzył na mnie w skupieniu, jakby bał się przegapić chociaż jedną moją reakcje.

- Nie chce tam wracać. – otworzyłam oczy patrząc z dołu na jego anielską twarz. Leżałam głową na jego kolanach, a cały świat wirował niebezpiecznie w mojej głowie. Byliśmy tu całą paczką, a miałam wrażenie, że jesteśmy tylko my. My w tym wolnym świecie.
-Więc zostań. –  odpowiedział uśmiechając się do mnie podstępnie. Nie mogłam tego odwzajemnić.
- Nie chce wracać tam tylko dzisiaj. Nie chce tam wracać jutro, ani za miesiąc, ani za rok. Nigdy.
- Możesz tu zostać ile chcesz.
- A czy Ty, zostaniesz ze mną?
- Zawsze.

- Czy to ważne?- spytał skutecznie ściągając mnie ze wspomnień.
- Dla mnie tak. – odparłam, odwracając się i ponownie śledząc napisy. -  Może chociaż raz poznam twoje myśli.
- Przestaliśmy szukać potworów pod naszymi łóżkami, gdy zrozumieliśmy, że one są w nas.  – szepnął za mną. Już ze zmarszczonym czołem miałam spytać co on wygaduję, gdy w samym rogu dostrzegłam czarny napis powtarzający te same słowa. Znałam go. Pamiętam gdy pierwszy raz tu weszłam czytając zaciekawiona każdy milimetr ściany, aż doszłam do tego napisu. Był moim ulubionym.
- Dlaczego mnie tu przywiozłeś?- spytałam ciężko oddychając.
-  Pamiętasz jacy byliśmy tutaj? Bezproblemowi. Naprawdę mam dość tego co jest między nami. – odezwał się szybko. – Chce… chce spróbować to naprawić.
Zaśmiałam się bez humoru patrząc na niego załzawionymi oczami.
- Tego nie da się naprawić. – warknęłam. – Zobacz kim się staliśmy po tym jak ostatni raz wyszliśmy z tego miejsca.  Zobacz co sobie zrobiliśmy przez ten czas. To wszystko sprawia, że nie da się tego naprawić. Oboje chcemy od siebie coś innego i oboje nie możemy tego sobie dać.
- Zawsze będę palantem, który będzie Cię ranił, Mia. Nie zmienię się. Kiedyś ktoś złamał mnie. Udowodnił, że miłość jest życiowym błędem. Myślę, że nigdy nie pozwoliłem sercem kierować siebie bo bałem się, że miłość mnie zabije. To jest gorszę nawet od największego wroga. 
- Wiesz kogo najbardziej nienawidziłam za całe moje życie? Rodziców bo na każdym kroku zabierali mi moją wolność, wymagali ode mnie bycia kimś innym, kimś kim nie potrafiłam być, a później spotkałam Ciebie i poznałam co to wolność, a dziś patrząc na to wszystko, jesteś jak oni.  Jesteś na każdym moim kroku i wymagasz ode mnie bycia kimś więcej w twoich oczach. Nie umiem być kimś innym, kimś kto będzie więcej znaczył i mam dość tego. Bo wymagasz ode mnie wszystkiego, a nic nie dajesz w zamian.  Stałeś się najgorszą monotonią mojego życia. Nic tego nie naprawi, nic nie sprawi tego, że znowu będziesz najlepszą rzeczą w moim życiu.
Nawet na niego nie patrząc  wyminęłam go jak najszybciej wychodząc z tego miejsca. Miałam wrażenie, że wszystkie uczucia, które próbowałam w sobie zdusić w tym momencie postanowiły wyjść na zewnątrz.
- Mia!- usłyszałam za sobą krzyk. Jego krzyk. Miałam tego cholernie dość. Słysząc jego kroki za sobą przyśpieszyłam. Był ostatnią osobą, którą chciałam teraz zobaczyć.
- Do cholery, Mia zatrzymaj się!- krzyczał. Nie miałam zamiaru się zatrzymywać.
Poczułam mocne szarpnięcie i gwałtownie zostałam odwrócona  w jego stronę, wpadając na jego tors.
- Czego kurwa? Znowu mi powiesz, że Ci na mnie zależy, ale nie tak jak tego chce?!- krzyknęłam prosto w jego twarz. Przez kilka sekund staliśmy w bezruchu ciężko oddychając i razem przeszywając się wzrokiem. Pierwszy raz mogłam tak wiele odczytać emocji w jego oczach.  Poczułam ukłucie satysfakcji jednak też bólu, ponieważ widząc w jego oczach strach chciałam jak najszybciej go zabrać, mimo, że cieszyłam się, że boi się. Miałam nadzieję, że zrozumiał, że traci mnie.
I po chwili to się stało. Poczułam jego ciepłe usta na moich. Stałam w szoku z całych sił walcząc z pokusą oddania pocałunku. Nie mogłam. Musiał zrozumieć, że jest za późno, że mając wszystkiego dość odchodzę co z tym się wiążę, że mnie stracił.
Z taką siłą którą pokazywał mi jak bardzo go nienawidzę, teraz próbuję pokazać, jak bardzo go potrzebuje. Nie wytrzymałam. Oddałam pocałunek, wlepiając swoje palce w jego włosy.  Czułam to. Przez chwile odzyskałam uczucie wolności, które czułam codziennie dwa lata temu, a co najważniejsze- nie jestem pewna czy prawdziwe – czułam, że  jest mój.
Odsunęliśmy się od siebie spragnieni powietrza. Już miałam zacząć mówić słowa, które były niezgodne z moimi uczuciami, gdy jego palce skutecznie zamknęły moje usta. Otworzył usta biorąc głęboki oddech.
- Sam boję się przyznać do tego co czuje. – zaczął, patrząc mi w oczy. – Zabrałem Cię tutaj bo chciałem, żebyś przypomniała sobie jaka byłaś szczęśliwa ze mną. Za nim zaczęłaś wygarniać mi całą prawdę, którą musiałem usłyszeć, chciałem, żebyś spróbowała ze mną naprawić… nas. Teraz gdy wiem, że tego nie możemy zrobić, chciałem spytać czy możemy uratować to co jest przed nami, ale uciekłaś. Teraz gdy Cię pocałowałem, nie chce zadać tych pytań bo cisną mi się na usta inne słowa. Czy zostaniesz. – przerwał. – Zostaniesz ze mną, proszę? Nie tylko dzisiaj, nie tylko jutro, nie przez miesiąc,  nie przez rok, tylko zawsze?
Gdy moje serce zamarło, gdy wstrzymałam oddech, a wszystko dokoła ucichło, mogłam jedną rzecz dostrzec. Za jego plecami. W ciemnościach stał człowiek. Był do nas odwrócony plecami, jednak wiedziałam, że słyszał nasze wszystkie słowa. Chciał zostać przyłapany. Gdy powoli odwrócił się, patrząc w naszą stronę przez ramie, zrozumiał, że chciał być zobaczony przeze mnie. Patrzyłam na jego idealne rysy, które odziedziczył po nim jego syn, surowe zielone tęczówki, które nosiły niebezpieczeństwo. Po chwili zniknął za krzakami. To był ojciec Harrego. Śledzi każdy nas ruch, a w jednej sekundzie nas powstrzyma przed życiem. 


Od autorki :

Witam, witam :*

Nie wiem czy spodziewaliście sie tego po ojcu Harrego, mam nadzieje, że nie bo lubie zaskakiwać. Z każdą nienienawiścią się wiąże historia, która wyjaśni bardzo wiele i osoboście uważam, że ta akcja będzie największym wydarzeniem w tym opowiadaniu, bo jest odpowiedzią na większość pytań jak i kolejną niewiadomą, bo kto wie, co zdecyduje zrobić Mia.
Liczę, że wam ten rozdział się podoba.:)
 Dobra końce, kociaki a wam życze udanych wakacji!

Kocham was :*

25 KOMENATARZY = NOWY ROZDZIAŁ!

Przepraszam za błędy!

środa, 9 lipca 2014

Rozdział 9

Szłam ciemnymi uliczkami wśród panującej głuchej ciszy. Stawiałam małe kroki po nie równych chodnikach i nie umiałam już poczuć, że mi zależy. Dobrze wiem, że rozsądnym wyjściem było zostać w domu Harrego tak jak mi kazał, lub przynajmniej wrócić niezauważona. Lecz coraz bardziej oddalałam się od jego mieszkania i nie dopuszczałam do siebie rozsądku.  Rozsądkiem było nigdy nie wpakować się w ten świat. Nigdy nie myślałam nad tym, co wypada robić, dlaczego miałabym teraz to zrobić?
Zabiłam ludzi. Choć obiecałam sobie, że nigdy więcej tego nie zrobię. Zabiłam ich bez wyrzutów sumienia i nadal ich nie czuje. Myślę, że sama już nie wiem, kim właściwe jestem. Raz wpadam w totalną rozsypkę, a za chwilę czuję obojętność. Gdzie mnie to prowadzi?

Doszłam do wielkiego budynku i zaczęłam wchodzić po schodach na górę. Gdy dotarłam do drzwi mojego mieszkania, szarpnęłam za klamkę, a drzwi się otworzyły. Mentalnie wywróciłam oczami na brak zabezpieczenia ze strony mojego przyjaciela. Weszłam do środka rzucając czarne buty w kąt. Rzuciłam z ramion skurzaną kurtkę i nie dbale ją rzuciłam na wieszak. Przeniosłam się do kuchni, wlewając do szklanki kranówkę. Jeszcze do końca nie wytrzeźwiałam po ostatnim balecie, który odpowiada za kolejną zgubę mojej duszy.
- Zatrzymaj się albo Ci przypierdole!- Przede mną wyskoczył mój przyjaciel ostro trzymając kij bejsbolowy, gdy tylko przekroczyłam próg do salonu. Zaczęłam głośno się śmiać na jego bojową minę. Rozpoznając mnie opuścił kij na ziemie i następnie schował się po pierzyną na łóżku.
- To nie było śmieszne. – Warknął patrząc się w sufit. – Mogłem Cię zabić.
- Wyluzuj. – Westchnęłam, położyłam się obok na łóżku przyjmując taką samą pozę. Bezczynnie gapiłam się w sufit.  Nate głośno westchnął dając mi znak, że czeka nas szczera rozmowa i nie byłam do końca pewna czy jej potrzebowałam.
- Znowu to robisz. – Zaczął powoli.- Jesteś zmęczona walką o jego uwagę, więc robisz to, czego on od ciebie oczekuje.  Chciałaś zabić tych ludzi? To oczywiste, że wszyscy gadają o was, dlatego policja to zostawiła w spokoju.
- Zasłużyli na to. – Odpowiedziałam, sama próbując się do tego przekonać.
- Chciałaś ich zabić, Mia?- Spytał z większym naciskiem. Czułam jego spojrzenie na sobie, ale nie potrafiłam go odwzajemnić. – Spójrz na mnie, proszę.
- Nie masz o niczym pojęcia, Nate. – Szepnęłam wykonując jego prośbę. Spojrzałam na niego.
- Widzę to po twoich oczach. – Szepnął nie odwracając wzroku. – Są martwe. Tak samo jak były, gdy cię poznałem. Przypomnij sobie, w którym momencie Cię poznałem.  Byłaś narajana i bez żadnego wahania naciskałaś na spust odbierając tym ludziom życie.
- Jestem zmęczona. – Poddałam się. Jestem cholernie zmęczona tym, że jak skończona idiotka walczę o jego uczucia, które nie istnieją. Nie wiem, dlaczego nie umiem przestać. Po prostu nie mogę się zatrzymać. Po prostu nie mogę odejść. Nawet, jeśli robię to w każdym moim śnie.
-Naprawdę myślisz, że zaczynając od początku wywołasz u niego uczucia?- Dążył dalej temat, który był dla mnie przegrany, jednak tu nie miał racji. Nie robiłam tego świadomie.
- Po prostu mam dość bycia dziewczynką, która tylko płacze jak jej powiedzą, że jest nikim. To nie jestem ja.
- A zabijając ludzi, jesteś sobą?
- Nie wiem, kim jestem, Nate. Każdego dnia budzę się z innym nastawieniem. Chce wyłączyć wszystkie uczucia, a później one zalewają mnie i jedyne, co chcę to płakać i użalać się nad sobą.  Raz wiem, że bycie mordercą jest tym, co daje możliwość poczucia, że żyje. A za drugim razem poczucie winy sprawia, że mam ochotę zabić siebie.
- Znam sposób by dać upust swoim emocją.- Wstał z łóżka i podszedł do jednej z szafek. Wyjął z nich notes i długopis. Zmarszczyłam brwi, gdy mi je podał. – Napisz to, co czujesz, a później możesz to spalić.
- To jest idiotyczne. – Odparłam rzucając rzeczy na łóżko.  Nate wywrócił oczami, zniknął w innym pomieszczeniu, a ja dalej kontynuowałam patrzenie w sufit.  To, co w sobie miałam to istne pole bitwy.  Kłóciłam się sama ze sobą, chociaż sama nie wiedziałam, po co to robię. Zawsze na jedno wyjdzie – Jestem nikim.
- Nikomu tego nie pokazałem. – Nate rzucił wielkie pudełko na łóżko obok mnie. Westchnęłam podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Więc dlaczego chcesz mi to pokazać?- Spytałam zaskoczona jego słowami.
- Bo jesteś dla mnie ważna. Ufam Ci i modle się każdego dnia by znaleźć sposób, którym mógłbym Ci pomóc.  Teraz otwórz to. – Odparł całkiem poważnie.  Zagryzłam wargę i sięgnęłam po przykrywkę pudełka.  Zmarszczyłam czoło widząc w środku masę zapisanych kartek porzucanych w nieładzie.
- Każdego dnia zapisuje tu swoje uczucia, bo sobie z nimi nie radzę. – Wyjaśnił nie czekając na moje pytania. Wciąż patrzyłam na wypełnione kartki, a poczucie winy wzrastało. Gdybym była dobrą przyjaciółką, która słuchałaby go codziennie, musiał by wszystko wylewać na kartkę? Nie bałam się o to spytać, lecz bałam się usłyszeć jego odpowiedź. 
- Nie mówiłbym Ci o tym, jeśli bym uważał to za bzdety. – Mówił dalej. Odwróciłam wzrok od kartek patrząc na niego ze smutkiem.
- Dobrze. – Szepnęłam w końcu. Zabrałam notesik i długopis wstając z łóżka. Bez słowa wyszłam z mieszkania kierując się na dach budynku. Nie musiałam mu mówić, jest drugą osobą, która wie o tym miejscu. Zawsze tam przychodziłam odkąd uciekłam z domu by nabrać dystansu. By pomyśleć i uspokoić wszystkie nerwy.
Weszłam na dach, a zimne powietrze zaczynało dawać mi popalić. Być może to zły pomysł biorąc po uwagę mój stan, który do końca nie poprawił się, ale nie chciałam iść gdzie indziej. Usiadłam na zimnym betonie opierając się o mur.  Słońce powoli już wychodziło i kolejny beznadziejny dzień się zaczyna.
Spojrzałam na notes otwierając go na czystej kartce. Zaczęłam długopis obracać miedzy palcami zastanawiając się, co powinnam napisać. Czy to ma znaczenie, co tu napiszę? Zamknęłam oczy ciężko wydychając.  Pierwszy obraz, który przyszedł mi do głowy, to Harry. Widziałam go jak stał naprzeciwko mnie i uśmiechał się.
Otworzyłam oczy i zaczęłam niewyraźnie pisać.


Czekałam każdego dnia na twoją miłość. Byłam każdego dnia dla ciebie. Uśmiechając się jak anioł i kochając jak diabeł. Szaleńczą i zabójczą miłością. Czekałam każdego dnia, aż to ty przyjdziesz do mnie. Uśmiechniesz się jak anioł i pokochasz jak diabeł. I jeśli nigdy nie nadejdzie ten dzień, puść mnie wolno. Moje krwawiące serce tego nie zniesie. 

Spojrzałam na kartkę widząc, jakie te słowa są żałosne, ale to czułam. Te słowa wyrażają mnie. To, co czuje i tym, kim jestem.  Jestem do niego przywiązana i zawszę będę czekała na jego miłość, nawet, jeśli powoli mnie to zabija. Potrzebuje go. I jedyne, czego chce, to żeby on też mnie potrzebował.
Wyjęłam z kieszeni zapalniczkę i podpaliłam kartkę. Beznamiętnie patrzyłam jak powoli się wypala, aż w końcu ogień dochodzi do moich palców parząc mnie. Rzuciłam resztki na ziemie pozwalając by do końca się spaliły.
Zamknęłam powieki i zatraciłam się w swoich myślach. Życie, które miałam za nim poznałam Harrego był nudne i zwyczajne.  Chociaż ciążyła na mnie wielka presja do bycia doskonałym, to była tylko jedyna walka, którą wtedy musiałam toczyć. Walka sama ze sobą.  Nie czułam się dobrze w takim życiu, ponieważ otaczali mnie ludzie, którzy nie byli do mnie podobni. Ich celem były największe sumy na kontach, jak najlepsza opinia innych ludzi. Byli robotami, którzy myśleli, ze skoro mają kasę to są najlepsi. Czy naprawdę kasę czyni cię lepszym? Gdy ich dopadnie starość zrozumieją, co tracili, gdy tylko wyłącznie dożyli do kasy. Będą zmęczeni swoim życiem. Możesz za forsę kupić sobie wiele, ale nie zaufanie. Nie miłość. Bo nie pójdziesz do sklepu i nie poprosisz o szczęście.  Kasa daje ci pozorne szczęście, mi nawet tego nie dawała. Bo nigdy prezenty czy wielkie gotówki bym się wreszcie zamknęła i przestała narzekać na brak rodziców w domu, nigdy te wielkie gotówki nie dały mi tego, czego oczekiwałam. Rodziny.
Życie, które mam teraz, jest bardziej skomplikowane. Nie muszę udawać, że obchodzi mnie innych opinia, ale muszę się starać by jedyna osoba na tym świecie myślała o mnie, jako kimś wartościowym, ponieważ czasami nam wystarcza jedna osoba byśmy mogli uwierzyć w to, co kiedyś nie wierzyliśmy. Wystarczy jedna osoba by poczuć nadzieje, gdy czujemy wielki ból. Wystarczy jedna osoba by odnaleźć swój sens. Wystarczy jedna osoba by twoja nienawiść do samej siebie zmieniła się w akceptacje. Bo przy tej osobie wszystko jest łatwiejsze i zaczynamy widzieć siebie tak jak ona widzi nas. Moją osobą jest Harry. Myślę, że zawsze nią będzie
- Wiedziałem, że cię tu znajdę. – Usłyszałam ochrypły głos, przez chwile zastanawiałam się czy to zdesperowane serce wymyśla jego głos. Jednak słysząc kroki zrozumiałam, że jest tu naprawdę. A ja zaczynam czuć strach, że za chwile swoim słowami zniszczy mnie bardziej.
- Po co ty przyszedłeś? To moje miejsce. – Odparłam w wyrzutem, nie otwierając powiek. Nie chciałam na niego patrzeć. Jedyne, co czuje, gdy go widzę to ból. Ponieważ patrzę w jego oczy i nie widzę siebie.
- Kochanie przestań, bo za chwilę poczuję się jak intruz. – Powiedział z rozbawieniem.  Nie odzywałam się do niego przez kolejne minuty. Potrzebowałam ciszy z jego strony. Nie daje mi ochłonąć po swoich atakach.
- Wszystko, co jest warte posiadanie nie jest łatwe. Może, dlatego my jesteśmy tacy trudni.- Powiedział po długiej ciszy. Przez chwile analizowałam jego słowa w głowie, aż zaskoczona otworzyłam oczy.
- Co?- Spytałam patrząc na niego. Siedział obok mnie w jednej ręce trzymając puszkę piwa. Spojrzał na mnie i podał mi drugie nie na poczęte piwo.  Spojrzałam niepewnie na puszkę w jego ręce, po czym na jego twarz. Z wahaniem zabrałam ją i otworzyłam biorąc pierwszy łyk.
- Zrobiłabyś to?- Spytał patrząc się przed siebie. – Pozwoliłabyś temu gliniarzowi mnie zabić?
Zaskoczona kolejny raz w ciągu kilku minutach wróciłam do dawnej pozycji, opierając głowę o mur i zamykając powieki. Ustawiłabym go na śmierć, a później uciekła by nie móc tego spieprzyć.
- Nie powinno cię to dziwić, Harry. – Szepnęłam. – Sam robisz wszystko bym cię nienawidziła.
- Nigdy nie pozwoliłbym cię zabić. – Odparł, czułam jego wzrok na swojej twarzy, ale bałam się otworzyć oczy. – Nawet, jeśli bym cię nienawidził.
- Dlaczego mi to mówisz?- Spytałam trochę ostrzej. – Dlaczego miałabym Ci uwierzyć?
- Spójrz na mnie. – Zaczął łapiąc palcami mój podbródek. Nie otworzyłam powiek.
- Nie.
- Otwórz oczy, Mia. Zaufaj mi. – Nalegał.
- Nie.
- Właśnie, dlatego Ci to mówię, bo mi nie ufasz. Jestem zmęczony tym, co jest między nami. – Szepnął, a ja otworzyłam powieki. Desperacko szukałam szczerości w jego zielonych tęczówkach.  Desperacko wierzyłam, że nie udaję.
- Tylko ty sprawiasz, że już Ci nie ufam. – Szepnęłam nie odwracając wzroku. Był tak blisko, a ja ledwo powstrzymałam się od padnięcie w jego ramiona.
- Jestem cholerny dupkiem, wiem to. Zasługujesz na to. Zasługujesz na to byś wiedziała, że znaczysz dla mnie więcej niż uważasz. Niż Ci pokazuje. Gdybym tylko potrafił, gdybym tylko mógł się zakochać, jesteś jedyną dziewczyną, w której chciałbym się zakochać.
- Dlaczego wciąż mi powtarzasz, że nigdy mnie nie pokochasz skoro chcesz bym ci zaufała. Mówiąc te słowa nigdy Ci nie zaufam.
- Ponieważ jesteś jedyną osobą, która zaakceptowała moje demony, która mimo ich mnie pokochała, więc dlaczego nie umiesz zaakceptować tego, że nie jestem zdolny do miłości?
- Bo to boli. Bardziej niż wszystko.
- Przepraszam. – Odsunął się i wstał. Podniosłam głowę do góry próbując pozbyć się łez.  – Nie potrafię pozwolić Ci odejść, bo nie wiem jak moje życie będzie wyglądać bez Ciebie.  Jesteś dla mnie ważna, Mia, ale nie w ten sposób, w jaki ty chcesz być.
Po tych słowa zostawił mnie samą. Łzy spływały po mojej twarzy, drżącymi dłońmi trzymałam puszkę, która podniosłam do usta i zaczęłam pić. Potrzebowałam procentów. Ponieważ znowu upadam.
Rzuciłam pustkę puszkę przed siebie.  Przetarłam swoją morką twarz, sama nie wiedząc, co robić. Co myśleć. Po prostu jestem zagubiona.  Przeklęłam pod nosem słysząc dźwięk dzwonka. Wyjęłam ze spodni komórkę i odebrałam nie patrząc, kto dzwoni.
- Czego?- Warknęłam.
- Mia musimy się spotkać. – Odezwał się Nathan. Zacisnęłam ręce w pięści słysząc głos tego dupka.
- Przysięgam, że jak nie skończysz tych swoich jebanych gierek, to Ci wpakuje kurwa kulkę w łeb. – Warknęłam, czując jak coraz bardziej działa mi nerwy.
- Ostatni raz. Proszę, Mia. – Błagał. – Przekonasz się, że jestem z Tobą. Ostatni raz i więcej już się nawet do Ciebie nie odezwę.
- Dobra. – Burknęłam. -  Gdzie?
- W siłowni. – Odparł rozłączając się.
Wstałam i zaczęłam się kierować do umówionego miejsca. Być może to ich kolejna chora pułapka, a ja zbyt łatwo w nią wpadnę, tylko, że nie mam sił walczyć. W głowie ciągle odbiły mi się słowa Harrego. Naprawdę, chciałabym umieć poczuć, że mu zależy. Po tym wszystkim, trudno mi w to uwierzyć.
Po piętnastu minutach weszłam do śmierdzącego potem pomieszczenia.  Zobaczyłam tego dupka na końcu Sali przy stoliku. Głowę miał schowaną w rękach. Podeszłam do niego, a on podniósł głowę.
- Lepiej żebyś nie zawracał mi dupę jakimś chujostwem, bo wybrałeś sobie bardzo zły czas na spotkanie.
- Chce Ci kogoś przedstawić. – Odparł spokojnie z uśmiechem.
- Zabij…
- Witaj Mia. – Przerwał mi obcy głos zza plecami. Odwróciłam się na pięcie, stojąc naprzeciw starego faceta. Na pierwszy rzut oka kogoś mi przypominał.
- Kim do cholery jesteś?- warknęłam.
- Ojcem Harrego. 




Od autorki:

Witam was kociaki :*
 Na początku chciałam powiedzieć, że wiem doskonale jaka jest różnica między datami dodania rozdziałów i jestem świadoma, że nie jest tak jak powinno. Lecz każdy powinnien zrozumieć, że są wakację.  Czas by się zabawić, więc teraz jest mniej tego czasu na pisanie. Dlatego mówie, nie wiem kiedy będą się pojawiły rozdziały na blogach. Jak napisze - to dodam.

Druga rzecz, że w sobotę wyjeżdzam na wakacje z przyjaciółkami, więc rozdziału na pewno nie będzie do 19 lipca. Na żadnym blogu. Jeśli są tu osoby, które czytają bloga ' Please, remember me ' chce powiedzieć, że rozdział będzie dopiero po 19 lipca! Tak samo jak tu.

Nie wiem czy takiej miłości oczekiwaliście od tej dwójki, ale małymi krokami do tego dąże :)
Mam nadzieje, że rozdział się podoba :d
Przepraszam za błędy, lecz nie mam jak sprawdzić :)

I spóźnione, ale chciałam złożyć życzenia czytelnice. Wszystkiego najlepszego An ;*
Niestety nie wyrobiłam sie z rozdziałem na wczoraj. 

Wql. czy wy wiedzieliście wczorajszy mecz?! nadal nie wierzę,  że dali się tak przejebać . Nie lubie Niemców ;/

30 KOMENTARZY = NOWY ROZDZIAŁ!

kocham was całuje i pozdrawiam :*

jadę na plażing, smażing i na ostrą najebkę<3

Obserwatorzy