czwartek, 26 czerwca 2014

Rozdział 8

Leżałam na zimnej ziemi w jednej ręce trzymając prawie pustą butelką czystej, w drugie na pół wypalonego papierosa.  Patrzyłam w niebo z uśmiechem, który był zapewne wywołany przez dużą dawkę nikotyny i wódki. 
Ruda leżała, obok co chwilę się śmiejąc. Ledwo trafiła butelką do ust, już nie wspominając o przypalonej bluzce, gdyż papieros spadł jej prosto na cycki.
Mój pijany umysł ciągle wracał do czasu, w którym mogłam poczuć, że jestem sobą. Wtedy zaczęłam prawdziwe życie.  Nie warte dumy. Jednak życie, które nie mogło być lepsze. Liczyło się tylko. Wódka. Nikotyna. Seks. Wódka. Nikotyna. Seks. Noc przestała mieć swoje godziny. Dzień nigdy się nie kończył, a może to noc się nie kończyła? Wszystko zlewało się w całość. Tylko wódka, nikotyna seks.
- Nie wiem, czemu się hamujemy, skoro i tak trafimy do piekła. – Usłyszałam rozbawiony głos rudej. Zgasiłam fajkę i przekręciłam głowę, patrząc na Janet.
- Masz rację. – Zgodziłam się. Po chwili chwiejnie wstałam na miękkie nogi. Zachwiałam się stojąc na bosych stopach. Zaśmiałam się głośno czując jak cały świat się kręci.
- Co robisz?- Usłyszałam niewyraźny głos rudej.
- Do piekła trafie z wiele powodów. Dam im jeszcze jeden. – Uśmiechnęłam się przebiegle i powoli ruszyłam do szklanych drzwi. Ostrożnie je otworzyłam i weszłam do środka. W ręce wciąż trzymałam niedopitą wódkę. Zatrzymałam się przy okrągłej ławie w salonie, dopijając ostatnie łyki. Krzywiąc się, pustą butelkę odłożyłam na stół. Zmrużyłam oczy słysząc nagłe huk.  Spojrzałam na podłogę. Szkoło rozbiło się na małe kawałeczki przy moich stopach.
- Ups.- Zachichotałam i ruszyłam do swojego celu. Wejście po schodach było dzisiaj nie lada wyczynem, więc westchnęłam z ulgą, gdy dotarłam na samą górę.
Zatrzymałam się przed trzema drzwiami prowadzącymi do pokoi. Zmrużyłam oczy zastanawiając się, który był moim celem.  Wybrałam te na, wprost, chociaż nie liczyłam, że prostym krokiem do nich dojdę. Brakowało mi tego przez pieprzone trzy lata. Wódki. Pożądanego najebania się.
Szarpnęłam za klamkę mocną nią szarpiąc. Drzwi otworzyły się z hukiem i niespodziewaną siłą odbiły się od ściany i zatrzasnęły mi się przed nosem.  Warknęłam na nie i ponownie je otworzyłam już spokojniej.
- Powinieneś je wymienić. – Powiedziałam wchodząc do środka, gdzie siedział Styles za biurkiem. Trzasnęłam za sobą drzwiami i powolnym krokiem zaczęłam się do niego przybliżać.
- Jesteś pijana. – Stwierdził patrząc na mnie z rozbawieniem.
- Przyszłam pogadać.- Zaczęłam powoli, zagryzając wargę. – A raczej coś zrobić…
- Co chcesz zrobić kochanie?- Spytał odsuwając się do tyłu fotelem, że bez problemu mogłam do niego dojść.  Stanęłam przed nim, rękoma opierając się o ramiona fotela. Nasze twarze dzieliło kilka centymetrów. Jego miętowy oddech uderzał o moją twarz. Zagryzłam dolną wargę, patrząc na jego wargi, po czym powoli spojrzałam w jego zielone tęczówki.
- Wszystko, co złe. – Szepnęłam, uśmiechając się uwodzicielsko. Jego uśmiech wzięłam za zgodę i usiadłam na nim okrakiem.
- Jesteś taka pijana. – Szepnął, palcem dotknął mojej twarzy, zahaczając o moje uchylone usta.
- Na twoim miejscu zamknęłabym się i to wykorzystała. – Odparłam czując małe zniecierpliwienie. Nie czekałam długo, aż jego ciepłe usta zaatakują moje w agresywnym pocałunki. Następne to sekundy, w których pozbywaliśmy się swoich ciuchów. Stałam naga opierając się o jego biurko i patrząc jak Harry zakłada gumkę na swojego chuja.
Nie potrzebowaliśmy czułości. Potrzebowaliśmy wrócić do naszej rutyny. Gdzie należeliśmy do siebie. Mogliśmy udawać, że to prawda. Żyć tym złudzeniem.  Złudzeniem, że on tak samo oddaje mi siebie, jak ja oddawałam mu całą mnie.
Posadził mnie na biurko wchodząc między moje nogi. Jęknęłam, gdy wsunął się we mnie na całą długość. Owinęłam ręce wokół szyi Harrego przyciągając jednocześnie go do siebie. Wychodził ze mnie by po chwili znów się zagłębić.
- Harry… - jęknęłam, gdy zaczepiał o najwrażliwsze miejsce. Jęki wypełniały pomieszczenie, gdy coraz szybszej poruszał się we mnie. Potrzebowałam to, pragnęłam znowu go poczuć. Marzyłam o tym przez trzy lata, bo to jedyny sposób bym mogła poczuć, że jest mój.
Wbiłam paznokcie w plecy Harrego i zjechałam nimi niżej czując, jak zaczynam sztywnieć przez rosnące podniecenie. Syknął, za chwile wypuszczając ciche jęknięcie. Oboje byliśmy już na granicy. Zacisnęłam powieki, ciągnąc za jego włosy, gdy krzycząc jego imię doszłam. Kilka ostatnich pchnięć i czułam jak brunet dochodzi krzycząc masę przekleństw.
Byłam nawalona i wyczerpana.
- Nadal chcesz mnie zabić, kochanie?- Szepnął mi do ucha ciężko dysząc.
- Każdego dnia i o każdej porze. – Odpowiedziałam uśmiechając się leniwie.

 ****

Wybudziłam się przez odgłosy z dołu. Rękoma przetarłam zmęczoną twarz, zwiewając.  Zamknęłam powieki, chcąc sobie przypomnieć wczorajszy wieczór.
Piłam z rudą. Najebałam się, poszłam do Stylesa. Pieprzyliśmy się. Później zaczęliśmy znowu pić i jarać zioło i chyba znowu się pieprzyliśmy. Kurwa nie pamiętam.  Otworzyłam powieki słysząc głośne krzyki. Westchnęłam i wstałam z łózka. Spojrzałam na swoje ciało. Miałam na sobie koszule Stylesa i nic więcej. Zmarnowana rozejrzałam się po pokoju szukając mojej bielizny. Majtki leżały na fotelu, szybko je założyłam i zeszłam na dół.
- Zajebali nasz towar. – Syknął Nathan. – Sami proszą się o śmierć.
Stałam oparta w progu drzwi, przyglądając się trójce znajomym. Ruda leżała plackiem na kanapie błagając o ciszę. Nathan ciągle pierdolił swoje teorie do Stylesa, który bardziej się przejmował swoim kacem.
- Szykuje się zabawa. – Uśmiechnęłam się, zawiadamiając ich o swojej obecności. Wszystkie pary oczu zwróciły się w moją stronę. Janet prychnęła mamrocząc, że to dla tego kretyna ją wczoraj zostawiłam, na co wywróciłam oczami. Nathan patrzył na mnie z otwartymi ustami, a Styles siedział zadowolony w samych dresach.
- Czy wy…?- Urwał Nat, patrząc raz na mnie, raz na bruneta. Po raz kolejny wywróciłam oczami. – Nie ważne. – Wymamrotał pod nosem. – Chyba nie sądzisz, że możesz z nami jechać. – Dodał patrząc na mnie znacząco.
- Chyba nie sądzisz, że obchodzi mnie twoje zdanie. – Warknęłam czując przypływ irytacji. 
- jak ona jedzie, to ja też. – Ruda zerwała się z kanapy do pozycji siedzącej. Skrzywiła się, łapiąc się za głowę. – Nie. Nie jadę. – Wymamrotała kładąc się.
Bez słowa ruszyłam na górę.  Wzięłam zimny prysznic przebierając się w czystą bieliznę. Założyłam pierwsze lepsze dresy i do tego luźno czarną bluzkę. Włosy związałam w niedbałego koka, na twarz nałożyłam podkład. Zmęczone oczy schowałam pod ciemnymi okularami.
Zeszłam na dół, gdzie chłopaki szykowali broń.  Jechaliśmy tam by zabić ludzi. Nie wiem sama, dlaczego tego chciałam. Była zmęczona walką z Harrym. Miałam ochotę wrócić do tego, co mieliśmy wczorajszego wieczoru. Jednak jakaś część mnie chciała zabić mnie za tak robienie takich głupot i pchania się Stylesowi do łóżka. Dlatego wyładuję swoją nienawiść na innych.
 Weszłam do kuchni, gnając do lodówki, z której zajebałam zimne piwo. Szybko je otworzyłam biorąc duży łyk. Czym się otrułeś, tym się, lecz.
Po chwili już jechaliśmy samochodem.  Dwója osobników siedziała na tyle. Ruda walczyła z sennością pijąc już trzecią kawę. Nathan oburzony marudził coś pod nosem, dobrze wiedząc, że i tak go nikt nie słucha. Styles kierował, co chwile rzucając do mnie tanimi i beznadziejny gadkami o wczorajszym wieczorze.  Siedziałam na miejscu pasażera pijąc swoje piwo. Nie wchodziło mi, jednak musiałam wyleczyć kaca, jak nie chcesz zabić tamtych, a nie siebie.
- Może byś przestała pić, bo nie będziesz w stanie trafić?– Westchnęłam zirytowana słysząc głos z tyłu.
-Chcesz się przekonać, że strzelę prosto w twoje serce? – Syknęłam patrząc na Nathana. Prychnął pod nosem przenosząc wzrok za szybę.
 Z boku usłyszałam donośny śmiech, spojrzałam się na bruneta morderczym wzrokiem.
-Zamknij się, bo jesteś następny w kolejce.- Warknęłam. Mogłam zostać w pieprzonymi mieszkaniu. To nie, bo sama nie wiem, czego oczekuję po dzisiejszej akcji. Nie chce znowu się zmienić dla Stylesa, po prostu… mam dość samej siebie. Dobroć jest nudna, a na koniec i tak nikt jej nie doceni.
Wszyscy mają mnie za złą osobą, więc dlaczego nie dać im jeszcze więcej powodów do takiego myślenia?
Wyszłam z samochodu trzaskając drzwiami. Zignorowałam ostrzegające spojrzenie bruneta. Idąc chodnikiem dopijałam ostatnie łyki piwa i wyrzuciłam puszkę na zadbany trawnik. Oblizałam usta i schowałam broń za swoje plecy. Oparłam się o framugę wejściowych drzwi i zadzwoniłam dzwonkiem.
- Witaj, maleńka. – W drzwiach stanął wysoki przystojny brunet.  Oblizał wargi przejeżdżając po mnie wzrokiem od dołu do góry. – Co cię sprowadza?
- Chciałam zaszaleć. – Zaczęłam niewinnie. – A słyszałam, że macie najlepszy towar w mieście – zagryzłam wargę patrząc na niego kusząco.
- Skąd wiesz o towarze?- Spytał mrużąc oczy.
- Bo mi go kurwa ukradłeś. – Syknęłam wyciągając broń zza pleców. Nim brunet zdążył sięgnąć po swoją broń, kula przeszła przez jego serce. – Witaj chłopczyku, żegnaj chłopczyku.
Weszłam do środka słysząc głośne kroki. Przekleństwa rozchodziły się w pomieszczeniu, dzięki czemu wiedziałam, gdzie powinnam się kierować. Powoli wyjrzałam zza ściany patrząc na pięciu chłopaków ładujących broń.  Za chwile pozostała trójka z samochodu do mnie dołączyła i gotowi weszliśmy do środka strzelając.  Strzały echem rozchodziły się po mieszkaniu przyprawiając moją głowę o kurwice. Jeszcze większą ochotę miałam ich po prostu rozjebać.  Chuje nie chcieli się poddać i z trudem unikałam kul celujących we mnie.
Schowałam się za ścianę trzymając pistolet przy piersiach.
- Pożegnaj się maleńka. – Usłyszałam ostry głos. Spojrzałam w bok widząc jak jakiś facet celują w moją głowę.  Patrzyłam prosto w jego ciemne rozszerzone źrenice. Czy się bałam? Nie. Śmierć nie jest mi straszna.
Czekając aż kula rozpierdoli mi czaszkę, patrzyłam w jego oczy i liczyłam sekundy na decydujący ruch.  Rozszedł się huk, a ciało faceta opadło na ziemie, czarny pistole wypadł mu na ziemie.
- Żegnaj kochaniutki. – Usłyszałam sarkastyczny ochrypły głos. Spojrzałam na Stylesa, który stał przede mną. Uratował mi życie.
- Nie podziękuje Ci. – Powiedziałam na jego zadowoloną minę.
- Nie oczekiwałam tego. – Odparł.
- Kurwa. – Daje słowo, że to ruda. Spojrzeliśmy na siebie z Stylesem porozumiewawczo i skinęliśmy głowami. Razem, ramie w ramie stanęliśmy na wejściu do salonu szukając śmieci do rozstrzelania. Spojrzałam się na rudą, która trzymała się za ranne ramie. Zaciekawiona swoją raną, nie widziała faceta, który celował prosto w nią. Wymierzyłam pistoletem w jego serce i bez wahania nacisnęłam spust, martwy upadł na podłogę. Zaskoczona Janet spojrzała na mnie, na co puściłam jej oczko.
- Kurwa Mia postrzelilas mnie mnie. – Syknął Nathan, gdy strzały się uspokoiły, a wszyscy byli martwi.
- Naprawdę?- zrobiłam przyjętą minę szybko do niego podbiegając.  Pokazał mi rękę. Kula go lekko drasnęła. Przyłożyłam do rany palce przyciskając ją z całych sił, na co syknął.
- To za to, że jesteś fałszywą szumowiną. – Warknęłam odchodząc od niego. Nie powiedziałam, że zrobiłam to przypadkiem. To było czysto zaplanowane.
Chłopaki zaczęli się zajmować pakowanie towaru do samochodu, a ja w tym czasie udałam się kuchni poszukując czegoś pitnego. Otworzyłam lodówkę pełną piw i nic więcej. Typowe dla facetów.
Wyjęłam jedną puszkę i zaczęłam z niej pić, opierając się o blat. Warknęłam znudzona słysząc z dala syreny policyjne.
- Co ty kurwa robisz?- Do pomieszczenia wpadła ruda patrząc na moje piwo. – Powiedz mi, dlaczego kurwa pijesz beze mnie?
Zaśmiałam się i wyciągnęłam z lodówki dla niej piwo. Zdziwiła się ilością w lodówce i za chwilę gdzieś zniknęła krzycząc, że zaraz wróci.
Wróciła z jakaś siatką. Podeszła do lodówki zapierdalając wszystkie piwa.
- No, co? Nie może się zmarnować. – Wzruszyła ramionami na mój rozbawiony wzrok.
- Zbieramy się!- Krzyknął Stylesa. Pomogłam pakować rudej i szybko wyszliśmy z domu kierując się do samochodu.  Psy już wyjeżdżali zza krętu, prawie do nas dojeżdżając. Styles z piskiem opon ruszył ciągnąc za sobą policyjny ogon.
- Myślałem, że ich wszystkich zabiłem. – Warknął Styles, próbując zgubić wozy policyjne depczący nam po piętach.  Ciągle przeklinał pod nosem, gdy my we dwie spokojnie popijaliśmy piwka.
- Trzymaj. – Warknął brunet podając mi broń. Spojrzał na mnie znaczącą, na co siknęłam głową. Odłożyłam puszkę na specjalnie miejsce na napoje i przyciskiem odsunęłam szybkę do końca. Wychyliłam się przesz nią. Zmrużyłam oczy wymierzając pistoletem w opony samochodu psów. Nacisnęłam spust w momencie, w którym Styles gwałtowanie zjechał na lewą stronę.
- Kurwa- syknęłam, gdy kula trafiła w blachę. Celując znowu widziałam jak pies rozsuwa szybę i wystawia broń prosto na mnie.
- Ostatnia szansa. – Szepnęłam naciskając na spust. Przez chwile bez ruchu patrzyłam jak kula trafia w oponę, a samochód zaczyna tracić panowanie na drodze. Obrócił się o dokoła, a inne wozy zaczęły w niego uderzać. Jeden po drugi, jak pieprzony sznur trafiały w siebie. Uśmiechnęłam się wracając do środka. Zasunęłam szybę i złapałam za swoje piwo.
- Brawo maleńka. – Pisnęła ruda, na co wywróciłam oczami. Zaśmiałam się słysząc jej dalsze piski.  Spojrzałam się na Stylesa, który patrzył na mnie z uśmiechem. Kiwnął głową, po czym zaczął śledzić drogę przed nami, sprawnie omijając inne samochody.
W tym byłam najlepsza. To sprawiło, że czułam, że żyje. To dawało mi adrenalinę. Byłam sobą, nawet, jeśli to najgorsza moja strona. Kochałam ją.
Nigdy nie stanę się dobra. Wszystko, co we mnie jest, to samo zło. Nakręca mnie coraz bardziej i bardziej. Zatraciłam się w tym dawno temu. Już nie chce być tym, kim byłam wczoraj.
Dalej nienawidzę Stylesa, lecz teraz ta nienawiść jest lepsza. Nie ciąży mi już tak jak wcześniej. Po prostu zrozumiałam, że jak go zabiję będę musiała wrócić do rzeczywistości, która była jeszcze wczoraj. Wielce pokrzywdzona dziewczynka.
Teraz czuję się silna. Jestem zła i nigdy nie zniszczę swoich demonów.
- To, co?- Krzyknęła ruda, gdy wchodziliśmy do mieszkania Stylesa. – Najebka?-
Zaczęła na stół wyjmować jakieś dwadzieścia piw, które zajebaliśmy. Nathan poszedł po zioło i za chwilę wszyscy siedzieliśmy uchachani w salonie.
- Coraz bardziej mi się to podoba. – Szepnął mi do ucha swoim ochrypłym głosem.
- Zamknij się. – Warknęłam odsuwając jego głowę.
- Wczoraj byłaś bardziej chętna nie tylko do rozmowy. – Wymruczał odnajdując mój czuły punkt za uchem. Zagryzłam wargę by powstrzymać jęki i podniecenie, które rosło na sile przez jego miękkie usta na mojej szyi.  Nie mogłam powstrzymać w głowie obrazu wczorajszego wieczora i cholera. Pragnęłam go.
Zeszłam z kanapy wyślizgując się z jego objęć. Spojrzał na mnie zmieszany, lecz widząc moje spojrzenie, zrozumiał, o co chodzi. Szybko usłyszałam jego korki, gdy szedł za mną na górę.



Od autorki:
Witajcie :*
Rozdział inny niż zawsze i nawet mi się podoba:)  Chce podziękować, że wierzyliście we mnie w sprawie egzaminów. Zastanawia mnie fakt, czy oni te pytania biorą z kosmsu?! 
Zobaczymy za dwa miesiące, czy zdałam :)

Druga sprawa. WAŻNA!
Jak zauważyliście, albo i nie, ale moje blogi ostatnio coś szwankują. Nie mam pojęcia czy to wina bloggera bo im się coś pieprzy, czy akurat moje szablony się rozjebały. Nie wiem. A jeśli coś wiecie na temat, naprawy czcionki na blogu to piszcie. Bo ciągle ja zmieniam w ustawieniach, a ona nadal nie jest taka jak powinna. Więc, jak coś wiecie jak to naprawić, piszcie. Będę wdzięczna :)
Bo chujowa ta 'nowa ' czcionka.

I trzecie sprawa:

25 KOMENTARZY = NOWY ROZDZIAŁ!

Nie będzie tyle komentarzy, nie pojawi sie nowy rozdział! 

Kocham was :*


Nie sprawdzałam rozdziału, sorry za błędy!


niedziela, 22 czerwca 2014

Rozdział 7

Siedzieliśmy w salonie Stylesa we trójkę każdy pochłonięty swoimi myślami. Nathan, co chwilę posyłał mi znaczące spojrzenia i za chwile wzruszał ramionami. Pieprz się, zdradziecka szumowino.
Styles siedział bawiąc się laptopem i od czasu, kiedy weszliśmy do jego domu, nie odezwał się do mnie ani słowem. Nawet na mnie nie spojrzał. Ze zmrużonymi oczami nie odwracałam od niego wzroku, sama się prosząc o pieprzoną kłótnie. Może tacy właśnie byliśmy? Bez kłótni stawaliśmy się nudni?
Coś się zmieniło w jego zachowaniu. Mam wrażenie, że jego ignorowanie spowodowane zostało ostatnim zdarzeniem. Czy on nie powinien najlepiej wiedzieć, że chciałam jego śmierci?  W końcu sam robi wszystko bym tego właśnie pragnęła. Sam nie pozwala mi jego kochać.
Chociaż już sama nie wiem czy ‘ miłość, ‘ którą go darzyłam, została roztrzepana na małe kawałeczki. Sama muszę odgadnąć, co w tym momencie czuję, jednak jestem przekonana, że mimo wszystko nie chce ‘ składać ‘ w kupę tej miłości.
Chciałam zobaczyć jego cierpienie. By, chociaż raz poczuł jak to jest, gdy osoba, która jest dla ciebie wszystkim rani. Chciałam, chociaż by spojrzał na mnie smutnym wzrokiem. Chciałam widzieć jego ból, bo go nienawidzę.
Dzisiejsze jego zachowanie pokazuję mi, że osiągnęłam cel. Tylko, dlaczego mnie to nie cieszy? Widzę jego smętne spojrzenie. Wiem, że mimo tego, co robi słowa Toma go zraniły. Może zrozumiał, że jego nie da się kochać. Ja nie mam siły go kochać. Nie mam do tego żadnych powodów. Widocznie to nie ma dla mnie znaczenia, gdyż widząc jego smutek, jego obojętność, mam ochotę mu powiedzieć by na mnie krzyczał. Usłyszeć, że jestem dla niego nikim. Bo wiem wtedy, że i tak go obchodzę, – bo krzyczy. Gdyby go to nie ruszałoby nigdy nie krzyczał. A dziś nie krzyczy.  Czy przestałam go obchodzić?
Wstałam z fotela, po drodze ze stołu zabierając paczkę fajek i zapalniczkę. Podeszłam do szklanych drzwi i ostrożnie je rozsunęłam wychodząc na zimne powietrze. Usiadłam na krawędzi tarasu odpalając papierosa. Kiedy kurwa znalazłam się w środku tego pieprzonego gówna?
Po pięciu minutach usłyszałam za sobą kroki, gdy paliłam już drugiego papierosa. Nie musiałam nawet oglądać się za siebie, wszędzie rozpoznam ten zapach. Bez słowa usiadł obok mnie, wyciągając z paczki fajkę.
Oboje siebie niszczymy. Trzymamy się tego, co nas niszczy. Nie powstrzymujemy się przed upadkiem. Jedno drugiego ciągnie w dół. Spadamy razem z nadzieją, że jest dla nas ratunek. Chcemy wierzyć w to, co nie istnieje.
- Za każdym razem, gdy będziesz mi się sprzeciwiła, ktoś będzie ginął. – Zaczął. Prychnęłam pod nosem.
- To Ty zabijasz te osoby. Nie zwalaj na mnie swojego poczucia winy. – Powiedziałam spokojnie. Ciągle patrzyłam przed siebie. Bałam się spojrzeć w jego oczy. Bo wiedziałam, że nadal dla mnie zostały i zawszę będą piękne. Tak piękne, że można się w nich zatracić.
-Myślisz, że je mam?- Powiedział z kpiną. Myślę, że chciałabym żebyś je miał.
- Zapomniałam, że wielce książę ciemności się zmienił. – Odparłam tym samym głosem.
- Zawsze taki byłem. – Obronił się.
- Nigdy nie byłeś taki dla mnie. – Szepnęłam niepewna tych słów.  W moim głosie było słuchać pretensje. Nie jestem typem dziewczyny, którą się kocha. Jest zbyt skomplikowana by móc mnie zrozumieć. Często robię rzeczy, które trudno zaakceptować. Nigdy nie mówię słów, które wszyscy chcą usłyszeć.  Jestem zbyt zepsuta by wymagać od innych miłości. Teraz chciałam tylko jego szacunku, który kiedyś mi okazywał.
-, Czego ode mnie wymagasz, Mia?- Spytał. Ciągle patrzyłam przed siebie, nie patrząc na niego.
- Niczego, już niczego. Wszystko zrozumiałam. – Odpowiedziałam powstrzymując łzy w oczach. Pragnęłam tylko twojej miłości. Zapewniania, bezpieczeństwa i pewności, że gdy ktoś wymierzy we mnie z broni, ty będziesz osobą, która mnie uratuje. Zrozumiałam, że zbyt wiele wymagam.
- Przepraszam. – Powiedział to tak cicho, że ledwo, co usłyszałam. Przeniosłam wzrok, pierwszy raz patrząc w jego oczy. Co on powiedział?- Nie przepraszam za to, że zabiłem Toma, z którym planowałaś moją śmierć. – Powiedział, na co spuściłam wzrok, znowu patrząc przed siebie. – Nie przepraszam za to, że zostawiłem cię na deszczu, bo na to zasługiwałaś.  Przepraszam za to, że musiałaś trafić na skurwysyna, który nie umie cię pokochać.
Wstał i wyszedł więcej już nie mówiąc. Nie musiał już nic mówić. Jednak jego przeprosiny nie dały mi tego, co oczekiwałam poczuć, gdy je usłyszę. Przeprasza mnie za to, że nie umie mnie pokochać.  Nie kocha mnie. Nie pokocha mnie. Powinnam to wiedzieć bardzo dobrze i wiem, ale za każdym razem, gdy to słyszę, boli coraz bardziej.

Siedziałam przed telewizorem z chęcią zagłębienia się w jakimś beznadziejnym filmie, który odciągnie mnie od tego kretyna, który nadal mnie ignoruje.
Ma rację, popełnił dla siebie największą zbrodnie. – Przeprosił mnie.
W ten sposób miałam pewność, że resztę dnia spędzę w ciszy. Bez jego wyznań i obecności. Wybaczcie, zapomniałam o Nathanie, który próbuje mnie przekonać, że nadal jest po mojej stronie. Oczywiście, gdy widzi Stylesa odskakuję ode mnie jak poparzony, dławiąc się swoim strachem.
Nie zwracałam na niego uwagi. Przyzwyczaiłam się, że większość ludzi, których znam są jebanymi śmieciami, którym się nie ufa. Karcę samą siebie, że tak szybko zdążyłam mu się dać przekonać.

Nadal trwają akcje ratunkowe. Strażnicy próbują wydostać z płonącego więzienia osoby, które przeżyły wybuch.

Zatrzymałam się na wiadomościach słysząc te słowa. Zmarszczyłam brwi uważnie śledząc ekran by niczego nie przegapić. Właśnie pokazywali całą akcję ratunkową. Co chwile z płonącego więzienia wychodzili strażnicy z osobami na rękach.
Zamarłam w bezruchu, uświadamiają sobie ważną rzecz. Szybko wstałam z fotela jak oszalała wbiegając na górę po schodach. Bez pukania weszłam do pokoju Stylesa, który stał do mnie plecami dziwnie rozglądając się po całym pomieszczeniu. Zmarszczyłam brwi zastanawiając się czy na pewno z nim wszystko dzisiaj w porządku.
- To twoja sprawka?- Spytał. Co kurwa? Dopiero teraz rozejrzałam się i przypomniałam sobie, jaki tu bałagan zostawiłam.
- Zamknąłeś mnie w pokoju. – Obroniłam się wzruszając ramionami. Odwrócił się do mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- I dlatego rozjebałaś mi pokój?- Spytał, a raczej stwierdził z wielkim spokojem. Teraz powinnam się bać.
- Trzeba było mnie nie zamykać. – Warknęłam zakładając ręce na piersi. Bez słowa podszedł do mnie.
- To teraz będziesz miała czas to naprawić. – Dodał, po czym mnie wyminął. Nim zrozumiałam, co kurwa do mnie powiedział, zatrzasnął drzwi i zamknął je na klucz.
- Nie wkurwiaj mnie Styles! – Krzyknęłam waląc pięściami w drzwi.
- Nie wyjdziesz z stąd, dopóki tego nie posprzątasz. – Odkrzyknął i usłyszałam coraz cisze jego kroki. Dureń sobie poszedł.
Westchnęłam odwracając się w stronę pokoju. Zagryzłam wargę patrząc na wszystkie rzeczy na podłodze. Osunęłam się po drzwiach, gotowa pogodzić się z losem, że tutaj umrę.
Nagle wpadłam na piękny pomysł. Wstałam i podeszłam do okna otwierając go na rozcież. Chłodny wiatr owinął moje ciało, sama do siebie uśmiechnęła się z mojego pomysłu.  Z wielkim zapałem nachyliłam się biorąc do ręki masę porzucanych kartek, podeszłam do okna wywalając ich na spokojny lot. Wolność.  Zrobiłam tak z resztą rzeczy, nie zostawiając niczego na podłodze. Ani na półkach. Ani na łóżku. Sama proszę się o śmierć.
- HARRY! – Krzyknęłam opierając się czołem o drzwi. Nic. – HARRY KOCHANIE! – Nic. – SKURWIELU CHODŹ TU! – Za chwile usłyszałam kroki, które stawały się coraz głośniejsze. Odsunęłam się od drzwi w momencie, gdy zaczął przekręcać klucz. Za chwilę stał już w drzwiach z wielkim uśmieszkiem. Zobaczymy jak długo.
- Posprzątałaś kochanie?- Spytał wchodząc w głąb pokoju. Zmarszczył brwi, aż wreszcie spojrzał na mnie- Gdzie są te wszystkie rzeczy?
- I to jest bardzo ciekawe. Słyszałeś o tym, że jak Ty czegoś chcesz to musisz się sam o to starać? Chciałeś te wszystkie rzeczy mieć poukładane, ale już nie chciałeś tego zrobić, więc mnie do tego zmusiłeś. Natomiast ja chciałam je schować i to zrobiłam. Teraz zgaduję, że musisz je znaleźć skoro chcesz je odzyskać. A morał tej bajki jest taki, że NIE JESTEM TWOJĄ PIEPRZONĄ SŁUŻĄCĄ! – Krzyknęłam i dumna z siebie wyszłam z pokoju.  Już szykowałam dla siebie miejscówkę w środku piekła, które teraz mi za to urządzi, ale jego wciekłość jest moim życiowym spełnieniem.
- Ja natomiast zgaduję, że powinnaś uciekać. – Usłyszałam zza plecami. Odwróciłam się przy samych schodach. Nadal nie ruszył się z miejsca. Był zły, ale jego oczy też igrały rozbawieniem. Bo już wiedział, że finał jak zwykle on wygra.
- A ja zgaduję, że nie masz swoich rzeczy. Oj ojojoj!- Zrobiłam minę smutnego szczeniaka i zeszłam spokojnie po schodach. I tak nie miałam gdzie uciekać.
Na korytarzu spotkałam Nathana, który rozbawiony wchodził do środka domu. Gdy tylko go zobaczyłam, mój ponury nastrój wrócił.
- Mia… poczekaj. – Złapał mnie za nadgarstek, gdy chciałam przejść do salonu.
- Czego?- Warknęłam wyrywając rękę z jego uścisku.
-Naprawdę jestem z Tobą, jednak muszę udawać przed nim jego przyjaciele. – Szepnął patrząc na mnie błagalnym spojrzeniem.
-Jeśli chcesz bym Ci uwierzyła, najpierw musisz to udowodnić.
Chciał już coś powiedzieć, lecz Harry zaczął schodzić po schodach.
- Stary nie wiedziałem, że się wyprowadzasz.- Zaczął Nat, patrząc rozbawiony na Stylesa, jakby naszej rozmowy przed chwilą nie było.
- Co ty pierdolisz?- Zmarszczył czoło, a ja ledwo się powstrzymałam przed śmiechem.
- Wszystkie twoje rzeczy leżą przed domem na chodniku. – Wyjaśnił. Od razu poczułam przeszywając spojrzenie bruneta.
- Wyrzuciłaś moje rzeczy przez okno?- Spytał.
- Nie. – Odparłam szybko. Posłał mi swoje groźne spojrzenie, po czym wyszedł przed mieszkanie.
- Przecież widzę. – Krzyknął wchodząc cały napięty do środka.
- Gdybym powiedziała ‘ tak ‘ to byłaby podpowiedź, a tak to samo odgadłeś zagadkę. Brawo! Wygrałeś cukiereczka. – Odpowiedziałam rozbawiona. Wiem, że jest wkurwiony, ale za chuja nie potrafię się powstrzymać.
- Nathan zabierz ją z stąd, bo ją dzisiaj rozpierdolę. – Warknął.
- A nie przeprosisz?- Spytałam zbyt szybko. Nie przemyślałam tego.
Dolewam pieprzoną oliwę do ognia.
- Zamknij. Się. Mia! – Warknął na granicy wściekłości. Nie zamierzałam. Doszłam do swojego punktu.
- A może mnie spalisz żywcem jak całe więzienie?- Prowokowałam go dalej. Zrozumiałam to, gdy tylko usłyszałam o tym, co się stało. Pozwolił się aresztować by móc zabić setki osób. Nie oszukujmy się, jak bardzo głupia jestem, że uwierzyłam, że ten człowiek może mieć serce?
Podszedł do mnie szybkim krokiem. Czułam jego miętowy oddech na twarzy. Nie bałam się. Wytrwale patrzyłam w jego ciemne tęczówki. Na jego ustach pojawił się cwany uśmieszek.
- Nie mam więcej bomb kochanie. – Szepnął i mnie wyminął wchodząc do salonu. – Radze pozbierać Ci moje rzeczy zanim deszcz je zmoczy. Bo chyba nie chcesz by twoja rodzina poczuła się bezradna i bezdomna? Zapewne w moim rzeczach, które tu zostały znajdę jeszcze jedną ‘ tik- tak bum’. A wtedy będziesz miała zagadkę, w którym miejscu ją podłożyłem. – Dodał już stojąc za mną.
-Witajcie mordy. – Do środka wparowała uśmiechnięta Janet. – Pomyślałam kochanie, że potrzebujesz wsparcia skoro zamknął cię tu ten dureń. – Podniosła ręce do góry z siatkami pełnymi alkoholi.
Idiotka! Uwierzyłam, że wygram tą grę.


Od autorki:

Witajcie kochani:*
Nie miejcie do mnie pretensji, bo ja sama już nie wiem kiedy dodaje rozdziały. Raz mam czas by pisać, raz nie. Jak to jest w życiu, wszystko jest ciekawsze od nauki - dlatego wpadłam wir pisania rozdziałów. no więc, miło, że jutro mam egzamin:)
Ale raz się żyję, a później się przez to opije :)
Pokazałam wam miłe chwile naszej dwójki? Więcej, nie umiem ;c
Chciałam już zawieszać tego bloga, ale nagle mnie oświeciło i zachciało się mi się pisać, więc kiedy mnie znowu oświeci,- bedzie rozdział ;d
Nie pytajcie kiedy - nie wiem .

i ważna sprawa. 

25 KOMENTARZY = NOWY ROZDZIAŁ!

kocham was,całusy :*


Przepraszam, ale jebie mi się cały blogger. Zmieniają się same ustawienia, a ja nie mogę nic z tym zrobić! 

czwartek, 12 czerwca 2014

Rozdział 6

Jedna sekunda. Jedna minuta. Wydaje się tak mało, jakby w tym czasie nie mogło wiele się stać. Często jedna sekunda czy jedna minuta decyduje o wszystkim. Zły ruch, którego nie umiemy przewidzieć łamie wszystko na pół i nie jesteśmy w stanie tego powstrzymać.  Zastanawiamy się gdzie zgubiliśmy tą sekundę i czasami ona wystarczy żeby wszystko zniszczyć, a potrzeba lat by odbudować. Tylko, że czasami coś się kończy na zawsze.
W jednej sekundzie odwróciłam się gotowa do ucieczki. Dobiegłam do drzwi szarpiąc się z klamką, która pod naciskiem ustąpiła. Przyśpieszyłam kroku słysząc za sobą ciężki kroki. Wiedziałam, że to tylko sekundy za nim mnie dogoni, moje cholerne ciało już dawało znaki zmęczenia, nawet jeśli nie przebiegłam metra. Przebiegłam przez bramę zaciskając ręce na metalu, odwróciłam się zdyszana szybko ją za sobą zamykając, przed samą sylwetką Stylesa. Musiałam zyskać choć trochę.
- Mia do kurwy nędzy lepiej się zatrzymaj! – słyszałam jego krzyk za sobą. Był tuż za mną, a czułam, że zaraz wypluje swoje płuca. Nie mogłam złapać powietrza, dusiłam się, a czarne plami pojawiały się mi się przed oczami. Próbowałam pozbyć się ich mrugając, ale jedyny skutek tego to było rozmazywanie widoczności. Moje powieki stawały się coraz cięższe, nogi uginały się pode mną i czułam jak upadam. Ostatnie czego jestem jeszcze świadoma to jego słowa.
- Mam cię.

****

Otworzyłam ciężkie powieki rozglądając się dokoła. Usiadłam gwałtownie przypominając sobie dlaczego zemdlałam. Dokładanie skanowałam wzrokiem całe ciemne pomieszczenie. Byłam w sypialni Stylesa.
Dłońmi przetarłam twarz zgarniając wszystkie włosy do tyłu. Strasznie mnie głowa bolała, a fakt, że jestem w tym przeklętym domu nie poprawia mi samopoczucia. Wolałabym się nie budzić. Zamarłam w miejscu przypominając sobie dlaczego próbowałam uciekać co doprowadziło do mojego zemdlenia.
Telefon.
Tom.
- Kurwa! – krzyknęłam szybko wstając z łóżka. Biegnąc do drzwi zignorowałam zawroty głowy. Ciągnęłam za klamkę, ale do cholery nie ustępowała.
- Otwieraj te pieprzone drzwi Styles!- krzyknęłam waląc pięściami w drzwi. Nie usłyszałam żadnego śmiechu ani głosu to znaczy, że tego dupka mnie.
- Kurwa! – warknęłam odwracając się w stronę pokoju. Gorączkowo rozglądałam się szukając czegoś przydatnego. Okno odpada, jesteśmy na drugim piętrze.  Zaczęłam szperać po wszystkich szafkach szukając zapasowego klucza. Wszystko wyrzucałam z nich na podłogę coraz bardziej wściekła. Ciężko oddychając patrzyłam na rzeczy porozrzucane na podłodze. Jak to kurwa nie ma klucza?! Sfrustrowana zaczęłam kopać wszystko po drodze idąc do łazienki. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka wściekła krzycząc i rzucając wszystko z półek. Wariowałam! To wszystko moja pieprzona wina. Moja pieprzona wina. Cholera wie co ten dupek wymyślił.  Zatrzymałam się w miejscu słysząc  dźwięk odbijanego się metalu o płytki. Upadłam na kolanach odgarniając na boki wszystkie rzeczy. Uśmiechnęłam się sama do siebie widząc na podłodze klucz. Złapałam go w rękę i podbiegłam do drzwi o mało co nie zabijając się o wszystkie śmieci. Odetchnęłam z ulgą gdy klucz pasował i mogłam spokojnie wyjść. Nie mogłam nazwać tego spokojem. Jak oszalała zaczęłam zbiegać z schodu prosto wpadając na drzwi wejściowe. Miałam szczęście, że  palant ten sam klucz ma do wszystkich drzwi. Wybiegłam na dwór i zaczęłam biec w stronę posterunku. Samochodu tego dupka nie było i zostawił bramę otwartą myśląc, że jestem za głupia by uciec.

 ****

- Gdzie jest Tom?- krzyknęłam wbiegając na posterunek cała zdyszana. Jak czynienie  dobra może być tak kurwa męczące?!
- U siebie w pokoju. – usłyszałam od dziwnej brunetki, która patrzyła na mnie jak na bandytę. Yep, zgadłaś dziewczynko.
Za dobrze, zbyt za dobrze znając to miejsce szybkim krokiem zaczęłam iść w stronę jego pokoju spokojniejsza, że jego tyłek siedzi bezpieczny na miejscu.  Niech się lepiej modli, żeby nigdy już na swoje drodze się nie spotkał Stylesa.
Bez pukania weszłam do środka gdzie siedziała blondynka, która obiecała, że Harry Styles już więcej nikogo nie zabije. Trzeba uważać  co się obiecuje.
- Powiedz mi, że Tom gdzieś tu ogrzewa swój śmierdzący tyłek?- zaczęłam opierając się o framugę drzwi. Potrzebuje złapać powietrza.
- Nie. – zaczęła marszcząc czoło. Wyprostowałam się. – Jakąś godzinę temu odebrał telefon, a później wybiegł bez słowa. Czemu pytasz? – jedno wielkie kurwa. – Mia dlaczego jesteś taka przerażona?
Mówiła dalej, ale nie miałam czasu jej słuchać, wycofałam się z pomieszczenia i zaczęłam przepychać do wyjścia.
- Mia co się dzieje?- słyszałam krzyki.
- Styles! – odkrzyknęłam nie odwracając się. Zdecydowanie potrzebowałam wsparcia, jeśli jeszcze mamy kogo ratować. Złapałam taksówkę i podałam mu adres gliny. Co chwilę pośpieszałam kierowcę zapewniając go, że nie zapłaci pieprzonego mandatu, bo jedziemy ratować glinę, i jeśli ruszy tym starowiecznym samochodem to dostanie pieprzony medal.
Za niecałe piętnaście minut byliśmy pod jego domem, cudem unikając czterystu wypadków, koleś ten medal za bardzo wziął do siebie. Wysiadłam, raczej wybiegłam z samochodu biegnąc do domu po drodze mijając samochód Harrego. Założę, że na kawkę to nie przyjechał.
Wbiegłam do środka orientując się, że nie mam przy sobie żadnej broni. Skarciłam się za to, że nie zajebałam Stylesowi z domu. Przestając myśleć o tym gorączkowo zaczęłam rozglądać się po parterze, żadnego śladu. Wbiegłam po schodach i zaczęłam kierować się w stronę uchylonych drzwi. Otworzyłam jej na rozcież i ujrzałam przed sobą sylwetkę Harrego, który stał do mnie odwrócony, ale dobrze wiedział, że jak skończona idiotka przybiegłam z ratunkiem potwierdzając wszystko w jego głowie, że miałam coś z glinami wspólnego. Nikt nie powiedział, że dobre uczynki musze być zawszę rozsądne. Przełknęłam głośną ślinę i rozejrzałam się. Na podłodze leżał Tom, a wokół niego kałuża krwi. Spuściłam głowę wypuszczając powietrze. Przymknęłam powieki słysząc z dala odgłosy syren policyjnych.
Dobre uczynki czy dobre chęci nie zawsze muszą prowadzić do szczęścia. Nie zawsze zmieniają wszystko na lepsze. Czasami dobre chęci mogą doprowadzić do śmierci.  Starasz się próbować naprawić wszystko co złe zrobiłaś. Chcesz wszystkie okropne kłamstwa zataić dobrymi uczynkami. Chcesz naprawić siebie i tylko uświadamiasz sobie, że diabeł nigdy nie stanie się aniołem. Bo przeszłość nigdy nie zniknie będzie deptać Ci po piętach i na każdym kroku uświadamiać, że byłeś złym człowiekiem. Że kilka uczynionych dóbr nie przeważy nad tym złymi. Na zawsze będziemy mieć w sobie te demony. Można je uśpić, można je ignorować, ale nigdy zabić. I nie wiemy, nie znamy dnia, godziny kiedy uśpione demony się obudzą.  Diabeł zawsze zostanie diabłem. Nigdy nie zostanie aniołem.
- Ostatnie jego słowa.  Wole być żałosnym gliną niż mordercą, który nie ma i nie będzie miał nikogo. A oboje wiemy, że nawet jej nie masz. Na każdym kroku planuje jak Cię zabić. I wiesz co, wierze w tą dziewczynę. Nie zawaha się pociągnąć z spust. – usłyszałam jego głos.

****

Pieprzony świat. Cholernie popieprzony świat i jeszcze bardziej Ci przeklęci ludzie.  Każdy człowiek reaguję ucieczką, ale nie psychopaci. Nie Styles. Staliśmy tam w ciszy dopóki nie dojechała policja. Pozwolił im zapakować swoje tłuste tyłki   do domu i go zaaresztować.  Zwątpiłam w naszej jednostki policyjne, które aż się zatrzymali gdy go zobaczyli.  Stanęli za mną wryci i nie wiedzieli co robić. Może czekali aż ich wystrzela, ależ oczywiście Harry spokojnie kazał im się aresztować. Zakuli go w kajdanki i wyprowadzili z domu. Mijając mnie szepnął Mam cię  , a jego wzrok wyrażał tylko jedno. Mroczność. Cokolwiek on wymyślił, cokolwiek planuję mnie to przeraża. 
Siedziałam w pokoju przesłuchań. Postawiono mi szczegółowy warunek. Jeśli nie zaznam całej prawdy wsadzą mnie do więzienia. Zapomnieli małego szczegółu, że to jest dla mnie najlepsza wiadomość.
Do pokoju weszła niska brunetka w mundurze. Usiadła naprzeciwko mnie wiercąc mnie srogim spojrzeniem. Odwzajemniłam spojrzenie po czym wybuchłam śmiechem.
- Jesteś nowa, prawda?- spytałam śmiejąc się.
- Tak. Dlaczego o to pytasz?- spytała oziębłym głosem. Strach się bać.
- Tylko zastanawiałam się z jakiego powodu wzięłaś tą sprawę. Wstawiałam na to, że jesteś idiotką. A to zaskoczenie, nie myliłam się.
- Za obrażenia mnie będą postawione Ci zarzuty. – ostrzegła mnie dalej nie zmieniając swojego spojrzenia.
- Zapomniałam, że szczerość w naszym kraju jest karalna. Ale jestem gotowa wyjaśnić Ci wszelkie powody która mnie skłaniają do tego myślenia. – nie odpowiedziała, więc uznałam to  za tak. – Nie masz pojęcia kim jest Harry Styles, prawda? Dałaś się wrobić tym tchórzą, którzy chcą chronić swoje tyłki, więc dali tą sprawę nowej nieustraszonej nieświadomej idiotce..
- To jest nieprawda. – przerwała mi.
- Pracujesz z kimś nad tą sprawą?- spytałam podnosząc brew.
- Nie. – odpowiedziała na co się zaśmiałam. – Ale tylko dlatego, że jestem na tyle dobra, że sobie sama poradzę z bandytą.
- Oczywiście. Nie będę śmiała ruszać twoich ambicji. Mam tylko nadzieje, że Ci powiedzieli, że każdy kto bierze się za sprawę  tego  bandyty nie żyje.
- Straszysz mnie?- spytała podnosząc brew.
- Jakbym śmiała. Przeszłam na nowy etap mojego życia. Staram się robić dobre uczynki.
- Wybacz, ale twoja wiedza w dobrych uczynkach nie jest zbyt wysoka, skoro uważasz zastraszanie dobrym uczynkiem.
- Przyznaje. Jestem w tym nowa.
- Dobrym uczynkiem będzie odpowiedź na moje pytania, co pozwoli uniknąć ci kary.
- Kusisz karą, ale dobro wymaga poświęceń. Więc, śmiało. Próbuj szczęścia.
- Kim dla Ciebie jest Harry Styles? – zaczęła.
- Nicością. – odpowiedziałam w wielkim skrócie. – Delikatnie mówiąc.
- Nicością?- spytała marszcząc czoło.
- Nicość cię pochłania. Nie pozwala Ci dostrzec żadnego dobra. Żadnego Światła. Niszczy każdy ratunek. Jesteś ty w nieościści i śmierć.
- Chcesz powiedzieć, że Harry Styles jest dla Ciebie nicością? Niszczy Cię i chce Cię zabić?
- Wiesz co się dzieje gdy znajdziesz się w zasięgu nicości?- spytałam, na co zaprzeczyła. – Zaczynasz walkę o życie. A na koniec walki gdy jesteś pozbawiona nadziei, wiary i sił zaczynasz coś rozumieć. W nicości nie ma szans na przeżycie. A śmierć nie będzie twoim ukojeniem. Ona będzie bolesna, będzie gorszym piekłem niż to, które przeżyłaś. Uważam, że jestem na końcu nicości, a na początku prawdziwego piekła.
Drzwi otworzyły się na rozcież przerywając nam miłą rozmowę. Spojrzałam przez ramię spodziewając się wszystkiego, ale nie tego.  Styles stał w drzwiach z wycelowaną bronią w brunetkę, która już ze strachu srała w gacie. Chyba tak naprawdę poznała swojego bandytę.
- Mia masz sekundę by grzecznie wstać i pójść ze mną, za nim zabiję tą piękność. – zaczął powoli fałszywie się uśmiechając.
- Jestem coraz lepsza w dobrych uczynkach, kilka dni temu bym nie wstała. – szepnęła do niej podnosząc się. Posłała mi przerażone spojrzenie. Podeszłam powoli do niego łapiąc jego pusty wzrok. Przepuścił mnie w drzwiach i zamykając drzwi pożegnał się z brunetką ostrzegając przed kolejnym spotkaniem.
- Co do cholery robisz?- szepnęłam gdy zaczął mnie ciągnąc za ramie. Rozglądałam się zdziwiona gdy cała armia idiotów właśnie biegła w jakiś kierunek, nie mając pojęcia, że wariat ucieka. Muszą mieć jakiś alarm.
- Ratuje cię kochanie. – odpowiedział z taką fałszywością. Wolałam zostać tutaj.
- Komuś zachciało się być pieprzonym Romeo.- powiedziałam raczej do siebie samej, ale wiedziałam, że to usłyszał.
- Jedyną osobą, która może cię ukarać za to co zrobiłaś, jestem ja. – odpowiedział posyłając mi szeroki uśmiech gdy wychodziliśmy na pusty parking.
Witaj Mia w piekle.
Wepchnął mnie na tył samochód sam wchodząc za mną. Spojrzałam na miejsce kierowcy widząc blond włosy.
- Nathan?


Od autorki:
Witam:*
 Chciałam tylko powiedzieć, że zdaje sobie sprawę  z tego jakie to nie sprawiedliwe, że dodaje dzisiaj rozdział na tym blogu, a drugi olewam. A właśnie, że tak nie jest. 
W moim życiu teraz dzieje się wiele. Za wiele, żebym mogła znaleźć czas i spokojnie usiąść przy komputerze i pisać rozdziały. Nie mam tego czasu. Za pieprzone 11 dni mam egzaminy zawodowe i są one w najgorszym momencie jaki mógł się mi przytrafić i dlatego jestem w cholernej czarnej dupie. 
Ten rozdział miałam napisany wcześniej dlatego dzisiaj go dodaje, na drugiego bloga mam połowę rozdziału, ale nawet brakuje kilka minut by go dopisać. 
Ta czarna dziura w mojej głowie zwaną pustką, mnie przeraża bo te egzaminy to moja przyszłość. Więc proszę o  cierpliwość i bez pytań kiedy następny rozdział. Wiem, że zawalam te blogi, ale nie tylko to. Wszystko naprawie tutaj gdy będę po egzaminach ( jak je przeżyje ) , bez stresu i myśli, że jak sobie nie wbije niczego do tego pustego łba to będę dopiero w czarnej dupie.
Dziękuje za przeczytanie moich narzekań, i przepraszam, że musieliście je czytać. 

Liczę na wasze opinie , niech chociaż one będą jasnym pięknym promykiem w moim życiu.

Do zobaczenia po egzaminach :*
Trzymajcie kciuki żebym po nich nie musiała się rzucać z mostu.
Kocham was :*

Obserwatorzy