poniedziałek, 26 maja 2014

Rozdział 5

Czy wiem kim jestem? To pytanie zadawałam sobie od tak dawna. Nigdy nie znalazłam na to pytanie odpowiedzi. Nigdy nie mogłam dojść do tego, kim do diabła naprawdę jestem. Dziś jedynie wiem, że nienawidzę być tym kim jestem teraz.
Być może chciałam oszukać przeznaczenie. Być może udawałam, że nie widzę tego. Być może bałam się tego co widziałam i robiłam wszystko by to ignorować. Bałam się tego, że jestem nikim. Dziś się boję, że nigdy tego nie zmienię.
Weszłam do środka nie kłopocząc się z zdejmowaniem butów. Szłam do salonu nie mając pojęcia dlaczego tu jestem. Co ja do cholery robię w tym miejscu? Jak do cholery jest to możliwe, że czuję się bezpieczna w miejscu którego nienawidzę?!
- Będziesz strzelać fochy bo zabrałem cię z uroczej zabawy?- usłyszałam za sobą. Przymknęłam powieki próbując uspokoić oddech. Kpina, którą słyszę w jego jadowitym głosem pobudza u mnie uśpioną złość. Nie mogę pozwolić wygrać moim demonom.
- To wszystko twoja pieprzona wina! Gdybyś przestał być kutasem, nie jechałabym na uroczą zabawę bym nigdy już nie musiała tu wracać!- warknęłam odwracając się do niego. Widziałam jak zmieniają się jego oczy. Nie przerażała już mnie ta ciemność. Znałam każdą jego ciemną stronę i jaką musze być idiotką, że ją zaakceptowałam.
- Przestań zgrywać małą żałosną osóbkę wielce pokrzywdzoną. Bo wszystko co dostałaś, to twoja pieprzona wina! – krzyknął.
- Gdyby nie Ty nie byłam bym w miejscu w którym straciłam wszystkie najbliższe mi osoby! Nie wylądowałabym w pieprzonym więzieniu za zabicie niewinnych ludzi. Nie byłam taka! Stałam się tą osobą bo dałeś mi pieprzoną nadzieję, że wreszcie znalazłam to czego szukałam od zawsze!
- Rozśmiesza mnie twoją naiwność! Czy widziałaś tłumy twoich najbliższych, którzy próbowali Cię uratować? Nie miałaś nikogo! Kiedy kurwa zrozumiesz, że dla nich byłaś, jesteś i zawsze będziesz nikim!
Jesteś nikim! Jesteś nikim! Jesteś nikim! Jesteś nikim! Jesteś nikim! Jesteś nikim!
- Skoro jestem tylko bezużytecznym śmieciem to dlaczego wciąż tu jestem! Dlaczego nie pozwolisz mi w spokoju być pieprzonym nikim?!
- To tylko gra.
To tylko gra. To tylko mnie zabija.
- W takim razie nie mam zamiaru brać udziału w tej grze, bo ty boisz się, że gdy pozwolisz mi odejść zostaniesz sam. Sam bez żadnej osoby, która mogłaby Cię pokochać.
Zaśmiał się bez humoru, rozpierdalając moje serce na milion kawałków po raz tysięczny.
- Myślisz, że zależy mi na twoich uczuciach? Myślisz, że zależy mi na jakichkolwiek uczuciach? Możesz mnie nienawidzić, możesz mnie kochać, co tylko zechcesz kochanie. Ja nie pozwolę by jakieś uczucia do Ciebie mnie zniszczyły, tak jak niszczą Ciebie. Gdybym pozwolił Ci odejść ty też byś została sama, tylko różni nas to, że ja nikogo nie potrzebuję. Chciałaś bym Cię pokochał? Nie bądź śmieszna, kochanie. Jakbym mógł pomyśleć, że osoba, która się zgubi gdy nie będzie się trzymać jej za rączkę, może dla mnie coś znaczyć? Udowodniłaś, że nigdy nie będziesz silna, bo samobójstwo nie jest odwagą, jest dowodem, że jesteś słaba.
- W takim razie, to chyba dobrze, że mnie nie pokochałeś.
Odpowiedziałam, nie patrząc na niego wyminęłam go i opuściłam ciepły dom wychodząc w nocną ulewę. Jak na złość musiało zacząć padać. Pierwsze łzy pomieszały się z deszczem na mojej twarzy. Nie miałam już siły by ich zatrzymać. Doszłam do bramy szarpiąc się z nią, lecz nie ustępowała.
- Otwórz tą cholerną bramę Styles! – krzyknęłam odwracając się na pięcie. Stał oparty o framugę drzwi z rękami założonymi na piersi. Nie widziałam go z bliska, lecz nie trzeba patrzeć by widzieć jego pusty wzrok.
- Nie pozwoliłem Ci odejść. – krzyknął wchodząc do środka mieszkania.
- Pieprz się! – krzyknęłam za nim opadając na mokry chodnik. Niszczy cię psychicznie by za chwilę zamknąć w swojej klatce w momencie, w którym najbardziej potrzebujesz uciec.
Oparłam się plecami o bramę, a głowę schowałam w kolanach. Cała drżałam przez zimny deszcz, który nie przestawał padać. Powoli przyzwyczajałam się do zimna. Miałam tylko nadzieję, że umieram.
Ludzie się mnie pytali, dlaczego ich zabiłam. Odpowiadałam dlaczego ty spełniasz swoje marzenia?
Nie rozumieli. Bo to było niedorzeczne. Nie wiedzieli, że tak dążyłam do swojego marzenia, lecz nie obwiniałam ich o to. Ja też nie rozumiałam niczego. To mnie zgubiło. Może sama ukrywałam przed sobą świadomość, że weszłam do piekła. Raz na zawsze zabijając swoje marzenie. Zabijając siebie.
Czy tylko ja myślałam, że miłość jest czymś pięknym? Kiedy nasza wieczność stała się chwilą? Kiedy słowa kocham Cię, stały się kłamstwami? Kiedy obietnice stały się tak puste? Może to tylko ja się zgubiłam biegnąc przez życie. Nie widzę piękna, bo na nie, nie zasługuje. Pokochałam diabła, więc dlaczego mam nadzieję, że zostanie  nagle aniołem?
Nie mogłam go nienawidzić za to co powiedział. Nie mogę nienawidzić człowieka, który jako jedyny odważył się wykrzyczeć mi prawdę. Tylko nie chciałam, żeby wykrzyczał to człowiek, który sprawia, że te słowa bolą jeszcze bardziej. Nie przejęłabym się obcą osobą, która wykrzyczy mi jesteś nikim. Odpowiedziałam okey, ale mam to w dupie. Ale to nie jest zwykły człowiek. I zamiast znienawidzić go bardziej, nienawidzę siebie.
Nigdy nie odczułam prawdziwej miłości. Nie mam pojęcia co znaczy być kochaną przez rodziców. Nie wiem jakie to uczucie być najważniejszym człowiekiem w czyimś życiu. Nie wiem jak to jest być potrzebną i co się czuję gdy człowiek coś znaczy.
Nie byłam z własnego wyboru dziewczyną, która potrzebowała uwielbienia innych. Gdy wszyscy mnie uwielbiali, moi rodzice także. Jak mnie wszyscy nienawidzili, oni również. Nigdy nie liczyło się moje zdanie, obcy ludzie wiedzieli lepiej. Kim jestem. Jakie popełniam błędy. Co w moim życiu jest prawdą, a co kłamstwem. I nawet gdy się mylili, oni decydowali czy dostanę choć odrobinę miłości od rodziców. Mi nigdy nie uwierzyli gdy krzyczałam, że to nie moja wina. Wszyscy tak uważali- nikt nie zwracał uwagi na mojej krzyki. Chciałabym być dla wszystkich idealna, bo wtedy bym była idealna dla rodziców. Niszczyłam samą siebie dla miłości, której nigdy nie poczułam.
Gdy desperacko marzyłam o miłości, na mojej drodze stanął on. Sprawił, że przez chwilę naprawdę chciałam żyć. Pokochałam życie poza bankietami na których byłam krytykowana za brak uśmiechu. W jego świecie nie musiałam się starać o uwagę, byliśmy tylko we dwoje. Bez krytyki, bez zasad, bez sztuczności. Byliśmy ja i on. Zgubiłam moment w którym zapragnęłam byśmy zostali na zawsze i gdzieś zgubiłam prawdę, że ten świat nigdy nie był dla mnie. Byłam intruzem.
Wtedy uzyskałam ich nie nienawiść. Gdy wszyscy mówili o tym, że zdradzam swoją rodzinę z nic nie wartym kryminalnym szują, dotarło do mnie. Że być może jestem intruzem w świecie Harrego, ale także nigdy nie pasowałam do swojego. Może gdyby przyszli i powiedzieli. To jest złe. On jest złym chłopakiem. Stać cię na lepszy świat. Może bym ich posłuchała bo okazaliby zainteresowanie. Zobaczyłabym nadzieję, że może moje miejsce jest w tym świecie. W tej rodzinie. Straciłam wszystko, gdy zamiast uchronić mnie, chronili honor rodziny, którą zhańbiłam.  Odsunęli się ode mnie.

Wszystkiego najlepszego, mamo. Dziś są twoje urodziny.

****

-Kurwa… Mia! – usłyszałam krzyk, który włączył wybuch bomb w mojej głowie. Dlaczego on tak krzyczy? Gdzie ja jestem? Co tu robię i dlaczego do cholery jest mi tak zimno?
- Kurwa ty zamarzłaś! – słyszę jakieś krzyki, to znowu ta pieprzona wyobraźnia. Przestań być żałosną idiotką on po ciebie nie przyjdzie! Dlaczego na siebie krzyczę? Dlaczego jest tak zimno?!
Syknęłam na obce ręce na moim ciele. Każdy dotyk sprawiał mi ból. Zostawcie mnie do cholery, tam gdzie jestem aż do śmierci. A może już umarłam? I jestem w piekle, dlatego tak wszystko boli?
- Przepraszam, przepraszam, przepraszam… kurwa nie wiem co robić!- dlaczego diabeł mnie przeprasza? Nie umarłam?- Mia obudź się! Otwórz te pieprzone oczy!
Nie nie nie nie. Nie chce otwierać. Tu jest mi… dobrze. Trochę zimno, ale dobrze.
-Zabije go! Przysięgam, że kurwa zabiję go! – krzyki było coraz głośniejsze, ale nie mogłam rozpoznać kto tak krzyczy. Dlaczego on do cholery się nie zamknie?!- Zaraz będzie Ci cieplej. Obiecuje, tylko błagam nie umieraj!
Błagam dobij mnie.  Gdziekolwiek jestem, kimkolwiek jesteś. Usłysz mnie i dobij mnie. Jest zimno. Jest ciemno. Jest… pusto. Czy ja naprawdę zostałam sama?
- Mia dlaczego nie otwierasz oczu?! Kurwa. – drgnęłam na coś ciepłego na mojej skórze.- Jesteś lodowata, ale oddychasz. Trochę słabo… no Mia przecież umiesz oddychać! Oddychaj!
Spadaj idioto, oddychanie boli.  Dlaczego tak to boli?!
- Bo..li.- ruszyłam ustami, które od razu mnie zapiekły.
- Kurwa ty mówisz?!- kolejny krzyk!- Co Cię boli? Jaki ty jesteś tępy, kurwa ciepło Ci pomaga wrócić do normalnej temperatury i wszystko cię szczypie! Co mam kurwa robić?!
Przestać krzyczeć?!
- Jedziemy do szpitala!- coś trzasnęło, a mnie przeszły ciarki. Dlaczego nadal jest tak zimno?
-N..n..ni…e.- szepnęłam krzywiąc się na ból. Dlaczego nie umarłam?
- Czy kurwa widzisz w jakim jesteś stanie! Powinien to zrobić od razu! Kurwa, przeze mnie zginiesz! – nie wiem dlaczego krzyki było coraz słabsze. Może się zamknął? Tylko kto do mnie mówi, przecież… ciemność.

 - Kto robił tą sałatkę? – podniosłam wzrok znad talerza, spoglądając w wściekłe spojrzenie rodzicielki. – Berta jak…
- To ja. – odezwałam się przerywając jej. Skarciła mnie wzrokiem.
- Czy to sobie kpisz z nas młoda damo?! Po ciężkim tygodniu pracy chcemy zjeść porządną kolacje, a ty robisz nam takie paskudztwo! Jak możesz być tak niewdzięczną dziewuchą!
- Oczywiście, że to moja wina! – warknęłam. – Może gdybyś zapomniała raz o pracy i przypomniała sobie, że masz córkę i nauczyła mnie zrobić tą sałatkę, nie darłabyś się na mnie za to, że chciałam coś zrobić dla was! – wydarłam się.
- Jak zawsze musisz popsuć wszystko! Tylko to ci najlepiej wychodzi! – wydarła się.
- Bo niczego mnie nie nauczyliście! – krzyknęłam i uciekłam do swojego pokoju.

- Jest naprawdę źle…- obce głosy pojawiły się w mojej głowie. Nie czułam już zimna, czułam…. Gdzie ja jestem? Dlaczego czuję, ten paskudny śmierdzący zapach śmierci jak w szpitalu? Jak tu dotarłam? Nie pamiętam drogi, nie pamiętam niczego od momentu ciemność.
-Jej brak odżywiania, duża ilość alkoholu i narkotyków osłabiło jej ciało bardzo. Jej ciało przez to poddało się znaczniej szybciej niż u człowieka, który dba o swoje zdrowie.  Nie wiemy, kiedy odzyska świadomość…
Wszystkie moje głosy w głowie ucichły. Co się do cholery dzieje? Gdzie jest, Harry?  Nie , nie mogłam o nim pomyśleć. Znowu widzę ciemność.

- Zawiodłaś nas! Spotykasz się z tym śmieciem, dodatku szlajasz się z nim pijana po całym mieście, gdzie wszyscy mogli was zobaczyć?! Nie tak Cię wychowałam!
- W tym problem, że nigdy mnie nie wychowałaś! Zrobiła to gosposia, która jest mi bliższa niż wy! I czy kiedykolwiek, powiesz do mnie inne słowa, czy to zawsze będą ‘zawiodłaś nas ‘. Nie, nie chce niczego więcej od was usłyszeć! Idę i nigdy nie wrócę do tego do… miejsca. Tylko nie płacie za mną, bo tusz który jest warty połowę tego domu nie warty jest łez za swoją córką. Bo ja nigdy nie będę płakać bo musiałam odejść od rodziców, bo nigdy nie byliście dla mnie rodzicami! A teraz możecie dbać o swój honor bez śmiecia, który niszczy wam opinie wśród sztucznych, śmierdzących, wypchany, pustych bogaczy, którym w głowie się popierdoliło.
Złapałam za swoją walizkę i wyszłam trzaskając z domu. Oficjalnie, nie mam domu.

-Mia no dalej obudź się! Wiesz, że nie możesz umrzeć. Najprawdopodobniej tego właśnie chcesz, ale nie możesz! Nie jesteś sama… jak to wygląda. Masz mnie i zrobię wszystko co zechcesz. Nawet mogę biegać nago po całym Londynie, tak jak raz chciałaś, tylko otwórz oczy i obiecaj, że będziesz walczyć. – słowa w mojej głowie stawały się coraz wyraźniejsze. Wróciłam do świata żywych? Czy wspomnienia przestały mnie torturować ?
- Masz dom i musisz do niego wrócić! Jeśli mnie słyszysz, obiecaj mi, że się nie poddasz!- kolejny zrozpaczony ten sam głos mnie błagał. Skupiłam się na swoich siłach i ścisnęłam czyjąś ręką, która ściskała moją.
- Ty mnie ścisnęłaś?! Ty z…żyjesz, nie poddałaś! Pomocy, niech ktoś przyjdzie tutaj! Ona żyje! – krzyki bombardowały moją głową.
Przestań krzyczeć! Przepraszam, pomyłka. Jednak umarłam.
Nie minęło kilka minut, a moje oczy zostały oślepione przez światło. Skrzywiłam się dając do zrozumienia, że mają przestać. Uchyliłam powieki pozbywając się tej uporczywej jasności. Zamrugałam kilka razy widząc na dsobą pochyloną twarz, która mi się rozmazywała.
- Jak się panienka czuje?- usłyszałam przyjemny głos. Źle. Okropnie. Beznadziejnie. Chce umrzeć.
- Dobrze. – skłamałam odzyskując głos.
- Za chwilę zrobimy wszystkie  badania, które są potrzebne. Twój stan jest bardzo ciężki, możesz mieć zawroty głowy, zaniki pamięci przez utratę świadomości, która występowała u ciebie często. Jednak po podaniu antybiotyków i po przywróceniu odpowiedniej temperatury twoje ciało odzyskuję siły. Zostaniesz na kilka dni na obserwacji. Widzimy się za godzinę. Miałaś szczęście, że ten młodzieniec przywiózł cię w tym czasie, brakowało godziny by wszystko przyniosło inne skutki. Nie przeżyłabyś tego.
Przekręciłam głowę w bok patrząc na młodzieńca, który uratował mi życie. Moje serce zamarło. Żaden ból ciała nie był w tym momencie tak wielki jak ból serca.
- Nathan? – szepnęłam załamującym się głosem. Dlaczego jestem taką idiotką przez chwile pomyślałam, że może on…Przestań być taką idiotką.
- Proszę mnie wypisać. – spojrzałam na lekarza.
- Chyba Pani nie jest świadoma swojego stanu…
- Jestem świadoma. Wiem, że mogę się wypisać na własną odpowiedzialność. Nie obchodzi mnie wasze pierdolenie jakie to jest nienormalne. Proszę mnie wypisać!

****
Oczekiwania bolą. Oczekujemy od ludzi tak wiele, a w zamian czujemy tylko rozczarowania. Dlaczego mu tak nie zależy jak mi? Dlaczego go nie ma gdy go najbardziej potrzebuje? Te pytania niosą rozczarowania. A później stajemy się żałośni. Bo mimo tego, że wiemy, że mu nie zależy to i tak mamy nadzieje, że będzie tym, który nas uratuję.
- Potrzebuje twojego telefonu- odezwałam się do blondyna, który szedł obok nie spuszczając ze mnie wzroku. Bez słowa wyjął telefon z kieszeni podając mi go.
- Pomogę Ci. – powiedział cicho. Zmarszczyłam czoło patrząc na jego niepewną, przestraszoną twarz.
- Co?
- Pomogę Ci uciec. –wyjaśnił na co szerzej otworzyłam oczy.
-Dlaczego miałabym Ci wierzyć? Jesteś jego przyjacielem, może właśnie taki jest plan. Zostawił mnie na dworze byś ty mnie mógł uratować i okazać się zbawieniem.  A ja wtedy wpadnę w waszą pułapkę.- powiedziałam i ruszyłam dalej wybierając na ekranie liczby swojego numeru.
-Dobra. – zagrodził mi drogę. – Co mam zrobić żebyś mi uwierzyła, że nie chce cię oszukać.
- Zabić go. – odparłam- Zabić Harrego.
- Co?- spytał w szoku. – Ja ma go zabić?
- Masz tylko przyprowadzić go do ustalonego miejsca. To nie ty pociągniesz za spust.
- A kto? Ty?
- Tom. – odpowiedziałam wzruszając ramionami. – Robiłam wszystko dla Stylesa, teraz musze coś zrobić dla siebie.
- Ten glina?- spytał nadal w szoku.
- Myślę, że on najbardziej pragnie jego śmierci. A skoro chce znowu być dobra, uważam, że ta przysługa będzie dobrym uczynkiem.
- Kochasz go.
- Nie chce tej miłości. Nie można kochać samemu i być szczęśliwym. Ta na pozór wielka piękna miłość zabija nas.
- Co mam robić?- spytał na co się uśmiechnęłam.
- Najpierw znajdźmy mój telefon by dodzwonić się do gliny i  przekazać mu tą wspaniałą nowinę.
Wybrałam numer i wcisnęłam zieloną słuchawkę, przyłożyłam telefon do ucha czekając na sygnał.
- Czego twa dusza pragnie?- przymknęłam powieki na głos po drugiej stronie. Bóg mnie nie kocha.
- Dlaczego do chuja, chuju masz mój telefon?- warknęłam sfrustrowana.
- Sądzę, że pragniesz go odzyskać, a ta twoja uprzejmość nie pomoże ci dojść do upragnionego celu. Bądź milsza, proszę.
- To za wszystkie moje grzechy- syknęłam patrząc na niebo. – Gdzie jesteś?
- U siebie. – odpowiedział i się rozłączył. Ja pierdole, kurwa mać. Dlaczego ja?!

****

Stanęłam przez przeklętą bramą prowadzącą do piekła i z całych sił naciskałam na domofon. Po chwili brama się otworzyła, a ja żałowałam, że nie poszłam kupić sobie nowego telefonu. Szłam powoli pamiętając każdy szczegół dzisiejsze nocy, aż za dobrze.
- Kochanie wyglądasz… marnie. Nadal jesteś trochę fioletowa. – powitał mnie w progu drzwi. Cierpliwości proszę trochę więcej do tego debila.
-Oddawaj telefon. – odpowiedziałam zmęczona już jego chorymi gadkami. Szczerze, czuje się okropnie, pewnie tak jak wyglądam. Ale w szpitalu jeszcze gorzej.
- Zastanawiam się jak wyszłaś. – spojrzał na mnie podnosząc jedną brew. Oczekiwał odpowiedzi, ale nie zamierzałam mu jej udzielić. Nawet nie mogłam na niego spojrzeć. To wszystko tak boli, jak złości, że ja oddałabym za niego życie, a on mnie zostawił na śmierć wcale tego nie żałując.
- Daj mi ten przeklęty telefon- warknęłam.
- Oh kochanie daj spokój. Będziesz się gniewać za dzisiejszą noc? Zostawiłem Ci otwarte drzwi, ale ty wolałaś zmarznąć na śmierć niż przyjść do mnie.  A liczyłem na ostry seks. – zadrwił ze mnie bezczelnie śmiejąc się. Nie wiedziałam czy cokolwiek mogło boleć bardziej.
Nie chce zabijać sensu mojego życia. Jedynej nadziei i wiary w to piękno, ale to wszystko jest takie zepsute, że nie chce oddychać tą nadzieją, która mnie gubi coraz bardziej. Nie chce wierzyć, że w Harrym jest jakieś piękno, które mi kiedyś zechce dać. To mnie zabija. A on mi nie pozwoli tego dokończyć, więc ja zabije wszystko co mnie niszczy. Nie jestem słaba. Tylko on potrafi odkryć każdą moją słabość. Muszę udowodnić sobie, że potrafię żyć sama. Nauczę się tego, ale nie gdy na każdym kroku depcze mnie jak mrówki.  Zabije go. Będę patrzyła jak umiera i to będzie nasze ostatnie pożegnanie.
Chciałam już coś odpowiedzieć, ale przerwał nam telefon, który zaczął wibrować w ręce Stylesa. Przełknęłam głośno ślinę widząc osobę, która chce ze mną pogadać. Przeniosłam wzrok szybko na Stylesa, który stał już bez swojego uśmieszku. Piekło kolejny raz zaczyna wybuchać.
Złapaliśmy kontakt wzrokowy uparcie na siebie patrząc. Jego oczy z każdą sekundą dzwonka ciemniały.  Telefon ciągle w jego wibrował sprawiając , że napięcie rosło i wiedziałam, że to nie może się dobrze skończyć. Przełknęłam głośno ślinę w jednej sekundzie rzuciłam się w jego stronę by mu zabrać komórkę. Przewidział mój ruch i szybko odwrócił się odbierając połączenie.
- Witaj mój drogi przyjacielu. Nareszcie mamy okazję porozmawiać. Oh wybacz, że nie przyszedłem na pogrzeb twojej rodziny, Tom. 

Od Autorki:
Witam kociaki :* Dodałam rozdział, który trudno było mi napisać, ale dzisiaj poszło gładko i z chęcią oderwania sie od rzeczywistości dokończyłam rozdział. Dziękuje za każde słowa pod notką. Dziękuje, że jesteście <3
Aktulizowałam zakładke z bohaterami. Zapraszam do zapoznania się .
Prosiłam was o wsparcie komentarzami i dziękuje tym, którzy to zrobili i robią zawszę. Na przysłość chciałam powiedzieć, że to widać gdy ta sama osoba dodaje kilka komentarzy na raz, więc proszę nie róbcie tego. Jeden komentarz z waszej strony wystarczy, będzie dla mnie dużo znaczył. 
Nie chce tylko, że było tylko tak po jednym rozdziałem. Oczekuję, że pod każdym rozdziałem będziecie mnie wspierać i pokazywać, że mam dla kogoś pisać.
Jak wspomniałam na moim drugim blogu, tutaj zrobie to samo. Nie  będziecie  komentować, to zrobię limit. Jak limit nie osiągnie celu, to przestane prowadzić bloga. Dla was to chwila, ja pisze rozdziały godzinami. 
Więc licze na wasze komentarze.
KOcham was , pozdrawiam i całuję :*
Nie wiem kiedy nowy rozdział!
Nie sprawdzałam rozdziału, przepraszam za błędy! Poprawie w wolnej chwili.

niedziela, 11 maja 2014

Rozdział 4

Wsiadłam do swojego samochodu, przekręciłam kluczyki odpalając go. Uśmiechnęłam się pod nosem czując warczenie mojej bestii. Związałam włosy w wysokiego kucyka, by podczas jazdy włosy nie wchodziły mi do oczu, przez otwarty dach samochodu. Sięgnęłam do schowka po okulary. Gotowa do wycieczki, opuściłam parking wyjeżdżając na zatłoczone Londyńskie ulice. Kochałam to uczucie, gdy wiatr coraz mocniej uderzał w moje ciało przez zwiększoną prędkość. Choć najlepsze było przede mną, gdy opuścimy Londyn, nie będzie panowało żadne ograniczenie prędkości.
Zaparkowałam pod barem, trąbiąc by przyśpieszyć ruchy rudej małpy. Po paru minutach moje zniecierpliwienie brało górę. Stukałam nerwowo palcami o kierownice, znudzonym wzrokiem przeczesując okolice. Zmarszczyłam czoło gdy mój telefon zawibrował przy moim prawym udzie.


Że też ten dureń musiał mi popsuć piękny dzień.


Wysłałam czując przypływ frustracji. Pieprzony glina Tom miał rację. Zapewne Styles już wiedział, że nie będzie mnie dzisiaj w mieście, mimo, że wie tylko o tym ruda. Ona prędzej by dała się zabić, niż stać się kapusiem Harrego Stylesa. Za to ją kocham.

Zrzuciłam telefon do schowka kończą tym naszym małą przyjemną  rozmowę. W tym samym czasie, drzwi do baru otworzyły się. Uśmiechnięta Janet szła powoli testując moją cierpliwość, w końcu usiadała na miejscu pasażera.
- Dłużej się nie dało, księżniczko? Czyżby buty nie pasowały do bluzeczki i nie wiedziałaś jak rozwiązać ten jakże istotny problem?- zakpiłam odpalając samochód.
-Oczywiście, że  nie małpo. – odwarknęła od razu. – Buty pasowały, za to kolczyki nie.
Zaśmiałam się cicho na jej wypowiedź. Dziewczyna miała to szczęście, że nie stała się kolejną kopią barbie jak większość dziewczyn na tym świecie dążących do swojej perfekcyjności, której nigdy nie osiągną. Smutna rzeczywistość, zbyt często prawdziwa.
-Robiłam nam mały zapas. – wskazała na torebkę pełną alkoholu między nogami.
- Ten wyjazd staję coraz lepszy. – uśmiechnęłam się. Właśnie minęliśmy granice Londynu. Nacisnęłam mocniej gaz, pozwalając swojej bestii pokazać swoje szybkie oblicze. Wiatr przyjemnie drażnił nasze lekko odziane ciała dając nam uczucie wolności.
-Więc- zaczęła ruda, przerywając gdy włosy wleciały jej do ust przez wiatr. Z niesmakiem wyjęła z swoich ust pasmo włosów i schowała jej za uchem. – Jak tam nasz uroczy Harry?
- Nie było mnie tu sporo, ale muszę przyznać, że nic się nie zmieniło. Nadal jest tym samym skurwysynem. – warknęłam nagle tracąc dobry humor. Potrzebowałam jednego wolnego dnia od myśli o Stylesie, od jego obecności i pieprzonym uczuciu, które nigdy nie daje niczego dobrego.
- Kazałam mu Cię z stamtąd uwolnić, ale stwierdził, że mógł to zrobić, ale nie zrobi bo tego nie chcesz. I jakbyś się dowiedziała, że to za moją sprawką byś mnie zabiła.
- Cóż z tym jednym się z nim zgodzę. Byłabyś martwa. – uśmiechnęłam się do niej uroczo.
- Chyba nie chcesz powiedzieć, że wolałaś więzienie od naszego towarzystwa?- spytała z udawanym obrażeniem.
- Właśnie to chce powiedzieć. – odparłam uśmiechając się wrednie.
- W takim razie ni chuja z piwa. – zagroziła sięgając do magicznej torebki. Zaśmiałam się pod nosem, wyciągając rękę za szybę.
Odkąd miałam zaszczyt poznać tego dupka, więzienie było najlepszym co mnie spotkało. Tym bardziej od momentu gdy obudziłam się ze snu o naszej wspólnej pięknej miłości. Musiałam wrócić do rzeczywistości, w której stałam się zimną suką biegnąc po trupach do jego miłości. Tylko, że ona nigdy nie istniała.
Od miłości nigdy nie uciekniesz. Można się jej wypierać, ale ona w tobie nie zniknie, wręcz zacznie sprawiać, że ty będziesz nikła. Nie będzie śladu po szczęściu, radości, która wywoływała twój uśmiech na ustach. Próbując ją zabić, prędzej sama skonasz.
Powiedzenie, że miłość nie musi niczego zmieniać. Słowa Ja nie dam się miłości, ona mnie nigdy nie zmieni. Wydają się tak dobrze znane, jakby padały z moich ust. Okazało się, że to kolejne znudzenie by strach nie mógł przejąć kontroli nade mną.
Przyjdzie czas w którym sama nie będziesz rozumiała, co się z tobą dzieję. Dlaczego tak bardzo Ci zależy na jego opinii. Dlaczego jego słowo może Cię najbardziej uszczęśliwić, a także najbardziej zranić. Od kiedy chcesz przekładać swoje szczęście nad jego. Kiedy on stał się tak bardzo ważny, że bez niego trudno się oddycha. Przecież nie potrzebowałaś nikogo, więc dlaczego czujesz się pusta, gdy on odchodzi i zostawia Cię samą, co z tego, że na kilka godzin. Czujesz się źle nie mając go przy sobie. Wtedy pokazujesz swoją siłę. Z siłą walczysz o niego. Starasz się być dla niego tym samym, czym on jest dla Ciebie. Pokazujesz, że jeśli czegoś pragniesz to nie odpuścisz. Nikt Cię nie zatrzyma w biegu do jego szczęścia. Nawet jeśli wcześniej miałaś w dupie, czy wyglądasz zgodnie z najnowszymi trendami, dziś bardziej przykładasz uwagę do swojego wyglądu, bo chcesz być idealna dla niego. Wtedy się zmieniasz, lecz podoba Ci się to. Do czasu, bo później przychodzi ciemność. Mrok pochłania wszystko i zagłębia się w twoim sercu. A on, nigdy nie przyjdzie Ci na ratunek.
Byłam kolejnym pionkiem miłości. To śmieszne, że pozwoliłam to z sobą zrobić. Dziś gardzę dziewczynami, dla których najważniejszy jest wygląd, tracą siebie by przypodobać się innym. Przecież żyję się dla siebie, a nie dla innych osób, dla których nigdy nie będzie się idealnym i nieważne co zrobisz. Sama byłam taką nastolatką. Potrzebowałam ich uwagi by dowartościować siebie. Byłam osobą, której zależało na opinii innych o mnie samej, chociaż udawałam, że ludzkie słowo nie może wpłynąć na moje uczucia. Nikt nie wiedział, że pod skorupą pewnej siebie nastolatki, każda krytyka zmniejszała moją wartość. Wywierała na mnie presję i musiałam dążyć do perfekcji. Nie dla siebie. Dla innych. Dla ludzi, dla których i tak nigdy nie stałam się wartościowa.
Przyszedł ten czas, że moja obsesja na bycie perfekcyjną dla innych stała się większa. Chociaż przestali się liczyć inni. Nie obchodzili mnie. Liczyło się to jak wyglądam w jego oczach. W końcu zrozumiałam, że wpadłam w paranoję. Gdy chciałam odzyskać moją prawdziwą stronę , zrozumiałam, że straciłam  siebie w momencie w którym przestałam żyć dla siebie, a zaczęłam żyć dla niego.
Podobało mi się niebezpieczeństwo, które przy nim czułam. Sądziłam, że stając się takim człowiekiem jak on, choć trochę zyskam jego miłości. Zabiłam te osoby, by mu udowodnić, że nie jestem cukierkową dziewczyną, która nie potrafi żyć. Wierzyłam, że ta mroczna droga prowadzi do jego miłości.
Naiwna bardziej być nie mogłam.
 ****
Obie z rudą uśmiechnęłyśmy się triumfalnie wjeżdżając na tor wijący się przed nami. Wszystkie rozmowy ucichły, a każdy wzrok był skierowany w naszą stronę.  Wrócić na stare śmiecie okazało się najlepszym pomysłem jaki ostatnio mi przyszedł go głowy. Zaparkowałam między dwoma wyścigowymi samochodami ustawionymi na linii startowej. Zgasiłam silnik, zgrabnie opuszczając samochód. Zostawiłam rudą za sobą i wolnym krokiem skierowałam się w do wysokiego bruneta siedzącego za plastikowym stolikiem popijając piwo.
- Ścigam się. – zaczęłam wyciągając kasę z kieszeni krótkich spodenek.
-Powodzenia. – uśmiechnął się mało przekonująco, chowając forsę do pojemnika. – Wyścig zaczyna się za godzinę.
Przytaknęłam i bez słowa odwróciłam się wracając tą samą drogą. Wszyscy zebrani ponownie zajęli się sobą zagłębiając się w swoich rozmowach. Nie mogłam powstrzymać uśmieszku, widząc blondyna opierającego się o tył mojego samochodu. Obok niego stała podekscytowana Janet, pijąca już kolejne piwo.
- Mia Smith we własnej osobie. – przywitał się chowając mnie w swoich ramionach. – Spodziewałem się zobaczyć cię z zmarszczkami i siwymi włosami za kilkanaście lat.
- Miło z twojej strony, że tak mi pięknie życzysz. – zaśmiałam się biorąc piwa z torebki. Jedno podałam staremu przyjacielowi, drugie wzięłam dla siebie.  – Wypijmy, za to, że starość dopadnie mnie na wolności.
- Już tego szczęścia nie będziesz miała, bo zamierzam skopać Ci tyłek na torze. – ostrzegł posyłając mi wyzywający uśmieszek.
- Luke mój przyjacielu, to przykre, że targają Tobą złudne nadzieje. – poklepałam go po ramieniu.
- TO WŁAŚNIE TA CHWILA! CZAS ZALAĆ WASZE WREDNE RYJE! – głęboki głos rozszedł się przez mikrofon na całym placu.  Wszyscy zaśmiali się i zgodnie z zasadami jako uczestnicy w wyścigach pierwsi udaliśmy się do tutejszej ‘ loży’ a za nami wszyscy. Po chwili, każdy trzymał procenty w swoich rękach by za chwilę na pierwszy strzał rozpocząć wyścig śmierci, podnosząc do góry kieliszek z wódką, aż wszyscy gotowi wypiją pierwszy toast.
Pościg śmierci różnił się od każdego innego. Tu wygrana była minimalną szansą, a śmierć wielkim prawdopodobieństwem. Tu siadasz pijany za kierownice prosto na spotkanie ze śmiercią. Na to liczyłam, choć wiedziałam, że ucieknę z jednego piekła do drugiego.
Świat w moich oczach przybrał najzabawniejsze barwy jakiekolwiek widziałam. Wszystko wirowało, siedziałam w jednym miejscu, a czułam jakbym się przemieszczała.  Mimo tego, że odleciałam w inny świat, niekoniecznie interesowało mnie to co pierdolą inny, albo kogo, lecz mój umysł był zdolny wyłapać kilka słów. Nie potrzebowałam niczego więcej by obudzić  w sobie największą złość. Właśnie teraz wszyscy mieli zobaczyć moje demony, który stworzył ten dupek.
- CO TY KURWA POWIEDZIAŁEŚ?! – krzyknęłam. Na miękkich nogach wstałam z kanapy obchodząc stolik, który mnie dzielił od tego jebanego kutasa.
- Uspokój się, Mia. – odpowiedział nerwowo się śmiejąc. – Przecież Cię to nie obchodzi. – na jego słowa zaczęłam coraz bardziej trzeźwieć. Złość, która we mnie rosła patrząc na jego kurewski ryj skutecznie zabijała we mnie procenty, lecz mój rozsądek nadal był uśpiony.
- Oczywiście, że mnie to nie obchodzi! – krzyknęłam wymachując rękami. – Dlaczego kurwa ma mnie obchodzić to, że powiedziałeś, że już niedługo zabijesz Harrego pierdolonego Stylesa. Masz jebaną rację, wcale mnie to kurwa  nie obchodzi! – wykrzyczałam mu w twarz. Obróciłam się chwiejnie na pięcie i ruszyłam przed siebie podchodząc do tłumu chłopaków przede mną. Wykrzywiłam twarz w fałszywym uśmiechu i podeszłam bliżej nich. Facet tak zalany nie zorientował się, że zachodząc do niego od tyłu wyjęłam mu zza spodni czarny pistolet, który odznaczał się pod białą koszulką. Odblokowałam go i z szyderczym uśmiechem odwróciłam się w stronę moich przyjaciół , mierząc pistoletem w tego kutasa.
- Ale nad swoim planem będziesz rozmyślał w piekle, bo Cię kurwa zabiję!- krzyknęłam kładąc palce na spuście. Wyłączyłam swój rozum,  straciłam po raz kolejny panowanie nad sobą, przez uczucia, które nazywane są miłością. Właśnie tym była moja miłość we mnie do Stylesa. Nie tylko dla mnie jest zagrożeniem, ale dla wszystkich. Przejmuję nade mną kontrolę, jak najgorszy demon w ciele złego człowieka. Miłość jest moim demonem i gdy nad nią nie zapanuję, zniszczę każdego kto będzie próbował zniszczyć jego.
- Mia uspokój się! – zaczęła spokojnie Janet zasłaniając swoim ciałem tego kutasa.
-Odsuń się Janet! – krzyknęłam mocniej ściskając rękę na czarnym uchwycie pistoletu.
- Nie jesteś taka jak on!  Nie zabijasz ludzi! – mówiła dalej spoglądając na mnie z troską. Czułam jak oczy zapiekły mnie od łez. – Nie chcesz być taka.
- Żyjesz dzięki niej. – warknęłam opuszczają rękę.–  Na razie. Bo później nikt mnie nie powstrzyma.
Jej słowa złagodziły moją złość, jednak nie na tyle, bym mogła spokojnie wrócić do picia i udawać, że nie chce mu dokopać. Gdybym byłam trzeźwa z pewnością bym zignorowała te słowa udając, że to nie robi na mnie żadnego wrażenia. Jednak gdy usypiam  rozum procentami nie jestem w stanie przed niczym się powstrzymać.
Z sfrustrowana odwróciłam się wpadając na kogoś. Z przekleństwami zaczęłam go wymijać, jednak ręka na moim ramieniu skutecznie mnie zatrzymała, przez co poleciałam do tyłu i gdyby nie siła, która ktoś miał dawno leżałabym na ziemi.
- Co kurwa..- urwałam podnosząc wzrok na tego dupka, który zapewne poszukiwał guza, ale szybko urwałam widząc Stylesa. W tym momencie nie miałam pojęcia co mnie bardziej rozzłościło. To, że ten dureń za mną przyjechał czy to, że do chuja widział pieprzoną scenę, którą odegrałam tym samym zaprzeczając swoim słowom, że nikogo nie powstrzymam gdy będą chcieli go zabić. Kolejną zagadką w mojej głowie  było to czy moja złość była większa od uczucia porażki. Jednak wiedziałam jedno, za chuja nie chciałam dotrzeć do mety.
- WSZYSCY SĄ JUŻ NAJEBANI?! BO CZAS ZACZĄĆ WYŚCIG! – usłyszeliśmy głośno krzyk. Uśmiechnęłam się leniwie pod nosem słysząc dobrą nowinę.
- Puść mnie do cholery!- warknęłam wyrywając rękę, na co wzmocnił uścisk.
- Nie ma mowy, że  będziesz się ścigała. – warknął po czym swobodnie mnie wziął na ręce.  Szamotałam się w jego ramionach znacznie z mniejszą ilością siły, gdy procenty zwalały mnie  z nóg. Moim dzisiejszym wybawieniem jest sen. Jednak złość skutecznie mnie pobudzała bo nie chciałam tego czuć co teraz zagłusza we mnie wszystko. Czułam się bezpieczna w jego ramionach. Uwielbiałam to uczucie, że  chowa mnie przed wszelkim złem, które tylko czyha nad nami by podłożyć nam nogi. Uwielbiałam czuć to, że jestem jego, a zarazam tak bardzo tego nienawidziłam. 
Chciałam być wolna, ale boję się, że nic nie nabierze sensu bez niego.
Podciągnęłam nogi na fotelu gdy mnie delikatnie położył w swoim samochodzie, głowę oparłam o fotel, zamknęłam oczy z nadzieją, że błogi sen przyjdzie lada chwila.
Minęły sekundy, a Harry usiadł na miejscu kierowcy i ruszyliśmy w stronę domu. Przynajmniej miałam taką nadzieję. Nie miałam siły wściekać się na niego za popsucie moich planów. Od dawna miałam wrażenie, że nieważne jak bardzo są to słowa przepełnione nienawiścią czy innym uczuciem po nim spływają jak woda, a później znowu to robi mimo, że wcześniej zdarłam sobie głos by mu wyrazić w krzykach jak mam go cholernie dość i jego zachowania. To jakbyś krzyczał do muru by się ruszył.
Styles nie jest osobą, której można rozkazywać, ustalać granicę czy zakazy. To jego działka, a gdy ktoś mu się sprzeciwi ginę. Dość brutalna metoda, która jednak mnie  nie zniechęciła do dalszego poznania jego diabelskiej osoby.  Widziałam w nim osobe, którą ja chciałam być. Nie był dla mnie mordercą jak dla każdego. Był silny i zawsze zdany na siebie co nie nosiło ze sobą rozczarowań przez osoby, które znowu cię zawiodły. Był sobą i robił to co chciał, walczył bez względu na wszystko. Zawsze taka chciałam być. Taka osoba w moich oczach jest idealna. Wiem, że wiedziałam w nim więcej kłamstw niż prawdy.
Walczę z całych sił by przestać być jego marionetką, ale siła którą miłość obdarzyła moje serce jest większa niż siła rozumu. Moje słowa wyrażają nienawiść, czyny udowadniają miłość.
-Nie sądziłem, że kiedykolwiek jeszcze będziesz chciała kogoś zabić. – zaczął temat wiedząc, że tylko podrażni mnie jeszcze bardziej. Kim by był Harry Styles gdyby nie nabijał się z mojej słabości?! Wygrał.- Myślałem, że już Ci się to nie podoba.
- Nie podoba. – warknęłam. – Ale spodobało gdy pomyślałam, że to ty tam stoisz.
Usłyszałam jego śmiech.
- Oboje wiemy, że gdybym to był ja. Stchórzyłabyś. – odparł z wielką pewnością siebie. Nienawidziłam go za to, że miał rację.- Wybacz, zapomniałem. Stchórzyłaś, bo ta głupia zdzira stanęła ci na drodze.
- Nie pomyślałeś, że może zrozumiałam, że nie jesteś wart jego śmierci? – spytałam kłamiąc jak fałszywa suka. Zabiłabym go gdyby nie powstrzymała mnie Janet. Później zabiłabym siebie na wyścigu bo udowodniłabym, że nigdy nie przestałam naleźć do Harrego Stylesa. A czy teraz przestałam?
-Uwierzyłbym gdybym nie usłyszał słów, które wystarczyły by rozbudzić w tobie demony. – zaśmiał się cicho. – Mówiłem kochanie, ich nigdy nie zabijesz.
 - Po chuja tam przyjechałeś?- warknęłam zmieniając temat, który był dla mnie od samego początku przegrany.
- Nie musiałbym gdybym nie dostał wiadomości, że próbujesz się zabić. – warknął przez zaciśnięte zęby. Cholerne pieprzone kapusie. Przysięgam, że kiedyś im kurwa odetnę tego długie jęzory.
- Jakby Cię to obchodziło.- burknęłam prostując się na siedzeniu. Właśnie wjeżdżaliśmy na posiadłość Stylesa. Z stąd nie było żadnej ucieczki. A myślałam, że gorzej być nie mogło.
- Nie pozwolę Ci się zabić. – odparł grobowym głosem. Zaśmiałam się bez humoru.
- Zabawne. Bo Ty zabijasz mnie coraz bardziej. – odpowiedziałam po czym otworzyłam drzwi samochodu i spokojnie powoli szłam w stronę drzwi do domu.

Od autorki:
Witam, witam kociaki:*
Jak u was? Bo u mnie ciągle śmierdzi nauką i szczerze wychodzi mi ona uszami ;c
Rozdział mi się nie podoba, jest do dupy,  ale to nic dziwnego.;d
Nie powiem, że nie, bo liczę na wasze komentarze i na to, że wam się podoba:D Ja wiem, dopiero to opowiadanie się rozkręca, a Harry dopiero pokaże jakim chujem umie być:d 
Jeśli macie jakieś pytania śmiało możecie je zadawać na Aska lub TT :D
Kocham was♥

niedziela, 4 maja 2014

Rozdział 3

 Życie się zmienia. Nieustannie coś się zmienia. Zrobi to w momencie, w którym będziesz najszczęśliwsza. Zdążysz tylko poczuć, że masz wszystko. Nie będziesz przygotowana na kolejny upadek, bo dlaczego miałabyś upadać, skoro czujesz się najszczęśliwszą osobą na ziemi? Odpowiedź jest banalna. Życie jest suką. Twoje cierpienie jest jej radością. A twoje chwilowe szczęście – jej dobrym dniem, kaprysem, który za chwile się skończy. Tak jak ty i twoje kolorowe życie.
 -Myślałem, że przestało Cię obchodzić innych zdanie. – spojrzałam  krzywo na bruneta zajadającego się pizzą.
- Bo przestało. – odparłam szybko. I tak wszyscy mnie nienawidzili.
 - To dlaczego chcesz im tak to bardzo udowodnić?- spytał.
 - Nie im. Sobie, bo wiem co czuję i muszę samą siebie  przekonać, że to jest tylko złudzenie.
Wiem, jak to mnie niszczy. Każdego dnia powoli. Wyżera we mnie wszystko co pozwala mi żyć w szczęściu.
- Że nie nigdy nie przestałaś go kochać.- drażnił się ze mną.
- Możesz się zamknąć.- warknęłam.
 - Boisz się tych słów, jakby miały Cię zabić.
 - Bo to robią do cholery! – podniosłam się, wyjęłam poduszkę z pod swoich pleców i zakryłam nią zmęczoną twarz odpadając na materac. Co do cholery miałam robić?
- Zabija Cię uczucie, które jest tylko złudzeniem? – uniosłam poduszkę i zrzuciłam w niego z całą swoją siłą.
- Twoje urocze lata w moim mieszkaniu za chwilę się mogą skończyć. – zagroziłam.
- No co?- podniósł w rozbawieniu ręce. – Próbuje zrozumieć waszą miłość.
 - Rzeczywiście jesteś za głupi by pojąć to, że nasza miłość nie istnieje, tylko ja jestem żałosną idiotką, a on skończonym skurwysynem.
 - Któremu na Tobie zależy.- Gówno prawda.
- Nigdy tego nie powiedział.
- A ty kiedyś mu powiedziałaś, że go kochasz?- podniósł brew rzucając puste opakowanie po pizzy na dywan.
- Nie. – odparłam zwyczajnie. – To chyba oczywiste.
 - Jeśli słowa Kurwa jesteś jebanym dupkiem wyrażają twoje uczucia, to naprawdę oczywiste.
- Zamknij się. – warknęłam. Nigdy nie wypowiem tych słów. Nikomu.
– Lepiej mi powiedz coś wymyślił lepszego od zabicia go.
- Oboje wiemy że i tak tego nie zrobisz…
- Pieprz się.
- Ale – przerwał podnosząc palce w górę. – Możesz uciec.
- Jak geniuszu, skoro nawet nie chcą mnie wpuścić na lotnisko przez te jebane psy.
- Od kiedy dla ciebie zamknięte drzwi są przeszkodą?- spytał. Spojrzałam na niego z wzrokiem by kontynuował dalej. – Ja w przeciwieństwie do Ciebie przez dwa ostatni rok nie obijałem się, tylko zawarłem interesujące znajomości. Kolesia, który zna potajemne przejście na lotnisku i drugiego uroczego kolesia, który jest gotowy wynająć Ci za darmo samolot.
- Groziłeś mu?- zmrużyłam oczy.
- Sam się zgodził.- wzruszył ramionami.
 - Z skąd on jest, bo jedyny miejscowy to Nathan.  A on  nam nie pomoże… - przerwałam widząc skruszoną minę Nate. – Do cholery, błagam Cię powiedz, że kolesiem, który zgodził mi się pomóc uciec nie jest pieprzony Nathan?
- Jest najlepszy w tym!- bronił się.
- Geniuszu nie pomyślałeś, że koleś od brudnych interesów zadaję się z kolesiami, którzy również to robią? A co za tym się kryję? Że on jest pieprzonym przyjacielem Stylesa!
 - Cholera!
- Też to powiem, gdy wyceluje we mnie bronią!- wstałam zdenerwowana z łózka.- Idziemy!
 - Gdzie?- spytał również wstając.
 - Chronić swoje tyłki.

Mam przejebane. 

****

Trzeba podjąć największą decyzję w twoim życiu.  Czy chcesz być wygranym i walczyć nie zważając na innych, czy być przegranym dbając o innych potrzeby. To nie jest to życie z opowieści, gdzie wszyscy dążą się miłością i niosą sobie pomoc. Owszem, znajdzie się osoba, która chce ci pomóc, ale ty musisz sobie zadać pytanie. Czy pomaga  Ci po to, by za chwilę Cię zniszczyć? Czy może jest bezinteresowna? Wydaję mi się, że na tym świecie nie ma ludzi bezinteresownych. Nawet Ci dobrzy, wymagają od ciebie czegoś. Np. Pokochają Cię, dzięki im poczujesz się wartościowy, ale w zamian oczekują tego samego od Ciebie. Gdy im tego nie dasz, znienawidzą Cię. A przecież byli bezinteresowni, tacy dobrzy?
Weszłam do środka krzywiąc się na zapach. Śmierdziało potem, czego można się spodziewać po tym miejscu. Siłownia o tej porze była pusta. Na samym końcu Sali dostrzegłam blondyna, więc zaczęłam iść w jego stronę.
- Zołza powróciła. – powiedział gdy podeszłam do niego.
- Brakowało mi zatruwania tobie życia. – odparłam siadając na krześle. – Wiesz, że czasem potrafię być miła, prawda?
- Nie.
- To może inaczej. – podniosłam się i stanęłam przed nim. – Wiesz, że gdy chcę potrafię być okrutną suką. Nie chcesz zobaczyć tej strony bo wtedy zrozumiesz, że jestem dla ciebie ciągle miła. Ale jak piśniesz słówkiem o moim planie Stylesowi to się przekonasz…
- O czym ma mi nie mówić?- usłyszałam za sobą ochrypły głos. Kurwa.
- Słowo – szepnęłam do Nathana. – A zabije Cię. – blondyn uśmiechnął się kpiąco i otworzył usta by odpowiedzieć, wyprzedziłam go.- Za nim, Harry mnie zabiję.
Odwróciłam się na pięcie do Stylesa, który stał za mną z przebiegłym uśmieszkiem. Wyglądał na rozbawionego, ale nie jego czarne oczy. Spojrzałam przez jego ramie na wystraszonego Nate’a. Lekko przytaknęłam.
- Nate! – zawołał za nim Styles, gdy tylko ruszył z miejsca po moim znaku, że może uciekać.- Myślę, że zostaniesz tu. – dodał nie spuszczając ze mnie wzroku. Wytrwale toczyliśmy wojnę na spojrzenia. – Żywy jak grzecznie usiądziesz, albo martwy jak spróbujesz uciec.
Brunet posłusznie usiadł na kanapie w rogu.
- Nie przypominam sobie, żebym Cię zatrudniła, jako mój chodzący cień.- syknęłam wściekła przez jego obecność.
- Nie musiałaś mnie o to prosić. Widząc jak bardzo cię to denerwuję, sam przyjąłem tą robotę.
- Widzę, że świetnie się przy tym bawisz.- syknęłam przez zaciśnięte zęby.
- Mogę dokładnie to samo powiedzieć o tobie, gdy knujesz za moimi plecami. – odparł podnosząc brew. 
Wiedziałam, że drogą, którą obrałam daleko nie dojdę, ale skończyłam z Harry jestem na każde twoje zawołanie.
- Chyba nie trzymasz do mnie urazy kochanie? – odpowiedziałam prowokująco powtarzając jego słowa. Zaśmiał się pod nosem. Cofnął do tyłu i usiadł na brzegu ringu.
- Oczywiście, że nie.- odpowiedział uśmiechając się nieszczerze. – Nienawiść jest nudna.
Powtórzył moje słowa pokazując mi jak bardzo złość wyrażają te słowa. Harry Styles nie należał do osób okazujących zlitowanie. Jego słowa, którymi groził nigdy nie były rzucone na wiatr. Dlatego za .każdym razem gdy mu się sprzeciwiałam w ciągu naszej rocznej znajomości zamykał mnie w swoim domu z jednych z pokoi dopóki nie wyraziłam słów przepraszając go i przyrzekając, że już nigdy tego nie zrobię. Rok  w więźniu nigdy nie będą gorsze od miesiąca, który musiałam u niego spędzić.
- Cały dzień zastanawiałem się kto tak bardzo próbuję wciskać nos w nasze sprawy i okazało się, że to już skrzywdzony samotnym chłopiec. Widocznie chłopakowi za mało rozrywki w swoim już samotnym życiu. Pomyślałem o Tobie, że będziesz chciała mu się odwdzięczyć za rok spędzony za kratami, ale widzę, że ty masz ciekawsze zajęcie.
- Skończyłam. Możemy iść. – powiedziałam.
- Nie tak szybko, kochanie. – złapał mnie za nadgarstek przyciągając do siebie. Posadził mnie na swoich kolanach wbijając palce w moje biodro. Przełknęłam głośno ślinę.
- Nathan mój drogi przyjacielu, chcesz mi powiedzieć, co wymyślała moja Mia?- spojrzał się na blondyna. Byłam przegrana. – Nie. Nie odpowiadaj. – Harry przeniósł swój wzrok na mnie. – Ty mi kochanie powiedz, co zrobiłaś by mnie wkurwić, albo inaczej twój przyjaciel skończy to piękne życie.
- Nie zrobisz tego. – warknęłam czując złość na myśl o śmierci Nate’a.
- Oczywiście, że nie. Jakbym mógł Ci to zrobić kochanie. – odparł przesłodzonym głosem. – Ty to zrobisz.
Za nim zdążyłam przetrawić jego słowa, siłą zmienił naszą pozycję. Stałam do niego tyłem, opierając się plecami o jego tors. Moją prawą rękę podniósł, swoją przytrzymując bym mojej nie mogła cofnąć. W ręce trzymałam czarny pistolet skierowany prosto w sylwetkę bruneta, który stał naprzeciwko mnie patrząc na mnie z przerażeniem.
- Jeśli go zabijesz, pozwolę dokończyć Ci to co zaczęłaś. Dam Ci dwa dni na ucieczkę i to będzie zależało od Ciebie czy Cię znajdę. Jak stchórzysz już nigdy nie dostaniesz szansy na uwolnienie się ode mnie. – przymknęłam powieki na jego głos tuż przy moim uchu.

****

Od małego wszystko sobie planujemy. W myślach budujemy nasz wymarzony dom, dekorujemy go tak jak pragniemy i myślimy o mieszkaniu w nim z cudownym mężem, który będzie każdego dnia pokazywał, że wasza miłość mimo tylu lat razem nie stała się nudna, wręcz zrobiła się silniejsza i nigdy nie pozwoli Ci zapomnieć, jak bardzo Cię kocha. O gromadce dzieci, które rano zbiegają na siadanie z uśmiechami wartymi cały świat. A potem jest tylko lepiej. Siedzicie razem na starej huśtawce przed waszym domkiem i patrzycie z radością w oczach na wnuki biegające za piłką na podwórku. Łapiecie się za swoje pomarszczone ręce i wiecie, że to nie koniec. Nawet jeśli jesteście starzy, wasze życie na ziemi dobiega pomału do końca, to nie koniec waszej miłości.  Bo wymarzyłaś sobie, że waszej miłości nawet śmierć nie rozłączy.  Skoro tak bardzo wierzymy w to, w nasze marzenia, dlaczego tak często okazują się niemożliwe do zrealizowania? Po co każdego dnia rozczarowanie, bo nie jest tak jak planowaliśmy, by uczyć się na swoich błędach? Wielu z nas nie uczy się i idzie dalej wiedząc, że nie popełnią tego błędu kolejny raz. Wielu z nas się poddaję , a kolejne rozczarowanie wbija gwoździa do naszej trumny i gdy się spostrzeżesz,  ostatni gwóźdź przebiję twoje serce, tak jak przebił balonik z twoim szczęściem.
Drżącymi palcami starłam pojedynczą łzę z policzków. Wzięłam kolejny łyk gorzkiej wódki przez bezradność w mojej głowie. Przez brak kontroli nad moim życiem.

 Spojrzałam na mojego przyjaciela z wielkim bólem w oczach. Czułam jak dotyk na mojej ręce znika, a Harry się odsuwa robiąc krok w tył.  Byłam gotowa na wszystko, lecz nie na to.
- Nigdy nie będę taka jak ty. – zaczęłam pewnym głosem. Powoli opuściłam dłoń upuszczając pistolet na ziemie. Obróciłam się w jego stronę ze łzami w oczach. – Nigdy nie będę takim potworem jak ty bo w przeciwieństwie do Ciebie mam uczucia.
- Masz rację nigdy nie będziesz taka jaką chce żebyś była. Bo uczucia sprawiają, że jesteś słaba.- warknął uśmiechając się drwiąco z mojej słabej strony.
- Masz rację, ale gdy upadnę to oni mnie zawsze podniosą bo za ich miłość, daje im to samo.. Ty nie masz nikogo.- odwzajemniłam uśmiech patrząc na niego z politowaniem. Może robiłam wszystko by być dla niego idealna. Zabiłam te niewinne osoby, bo chciałam dostać jego miłość. Szkoda, że nie wiedziałam, że to była mylna droga. A ja jak pomylony głupiec wierzyłam, że Harrego Stylesa stać na uczucie takie jak miłość.
- Zdecydowałeś, że zawsze będziesz przy mnie. – przypomniał mi o cenie.
- Zapamiętaj jedno, Harry. – zaczęłam powoli podchodząc do niego blisko. Czułam jego oddech na swojej twarzy.- Jeśli będą Ci grozić śmiercią, będę przy Tobie stała, ale nie powstrzymam ich. Uczucia, które żywię do Ciebie kiedyś umrą i nic nie powstrzyma mnie przed zabiciem Ciebie.
Warknęłam i odeszłam z podniesioną głową. W środku czułam się przegrana, bo za nim uśmiercę uczucia w sobie do niego, one pierwsze mnie pokonają. Podeszłam do mojego przyjaciela i złapałam go za ramię, delikatnie pchnęłam w stronę wyjścia. Szłam za nim w razie niespodziewanego ruchu Stylesa i strzału w Nate’a.

- Kolejny. – burknęłam i podsunęłam barmanowi pusty kieliszek. Po chwili dostałam go z powrotem i szybko opróżniłam krzywiąc się.
Nie mogę zniszczyć przeszłości. Nie mogę zniszczyć teraźniejszości. Lecz jestem w stanie zniszczyć swoje myśli na parę chwil. Zamawiając kolejne kieliszki czystej, właśnie to próbowałam zrobić.
- Mia. - usłyszałam cichy głos za sobą. - Przepraszam.
Zdziwiona spojrzałam sie przez ramie na bruneta. Usiadł na krześlę obok z przygniebioną miną patrząc się w blat.
- Niby za co?- szepnęłam obracając w palcach pusty kieliszek. - Nigdy nie pozwolę Cię zabić. Powinieneś  to wiedzieć.
Dodałam i chwiejnie ześliznęłam się z krzesła na płytki. Ręką zagarnęłam do połowy pustą połówkę wódki i zaczęłam powoli iść do wyjścia. 
Nigdy nie będę osobą, którą on chce żebym była.
Nigdy nie będę osobą, którą ja chciałam być.
Nigdy tak bardzo nie chciałam jak teraz by ten świat się zatrzymał. 

Od autroki :

Witam, was kociaki :*
Okey, mam wrażenie, że coś nie tak poszło z tym opowiadaniem. Może mieliście inne oczekiwania po prologu ? Nie mam pojęcia co to jest, ale kurde proszę was o opinie co sądzicie o tym blogu, o tej akcji iii... ja pierdole, nawet nie wiem co tu napisać. Nie chce was zasmęcać o moim złym okresie w życiu, ale potrzebuję tej motywacji. Muszę wiedzieć, że to wam się podoba, że czytacie i nadal chcecie to czytać. Przepraszam jeśli wychodzę teraz na żałosną idiotkę proszącą o wasze opinie, ale muszę wiedzieć, że ten blog jest czymś pewnym u mnie, a bez was to nie będzie istnieć. 
Przepraszam za robienie z siebie zdesperowanej iditoki. 
Dziękuję, że tu jesteście.
Pozdrawiam. Całuję i życze powodzenia wszystkim którzy zdają maturę :*
Kocham was ♥

Czytasz- skomentuj. O nic więcej nie proszę, tylko o motywacje ;)

czwartek, 1 maja 2014

Rozdział 2

Patrząc w jego zatrute tęczówki, które najpierw sprawią, że twój świat nabierze niebezpieczeństwa. To będzie piękne niebezpieczeństwo. Będziesz go każdego dnia potrzebowała coraz bardziej. Stanie się twoim osobistym uzależnieniem. A wtedy. Wtedy spadniesz na dno i niczego nie będziesz w stanie się złapać.  Zaśniesz z chorym umysłem, który będzie się skupiał, na zielonych tęczówkach anioła. Będziesz czekała, aż po ciebie wrócić. Aż cię uratuję. Minie następny dzień, następny miesiąc, następny rok, następny wiek, a ty zrozumiesz, że to nigdy nie był anioł. Zawszę to był demon z pięknymi zielonymi tęczówkami, które są zepsute jak on.
- Kopę lat, księżniczko ciemności. – zakpił swoim ochrypłym głosem. Kolejna cecha, która zgubi Cię na drodze dobra. Sama nie będziesz wiedziała kiedy ten głos stanie się twoją melodią szczęścia, zapomniesz, że właśnie do snu usypia Cię diabeł.
-Liczyłam, że się spotkamy się  w piekle. – westchnęłam niezadowolona.- Najwidoczniej znowu zapomniałam, że nigdy nie dostajemy tego co chcemy.
- Chyba nie trzymasz do mnie urazy kochanie?.- podniósł ręce w górę, uśmiechając się przebiegle. Oczarujesz się jego uśmiechem, pokochasz dwa słodkie dołeczki z głupią wiarą, że w środku jest taki sam, piękny. Za nim to zrozumiesz, że pożera Cię od środka, będzie za późno. Twe serce będzie już jego. A ty będziesz liczyła swoje ostatnie godziny.
-Oczywiście, że nie. – odezwałam się posyłając mu ten sam uśmieszek.- Nienawiść jest nudna. A teraz wybacz książę ciemności, mam ciekawsze zajęcie od rozmowy z Tobą. Cieszyć się swoją wolnością. – zadrwiłam. Podniósł jedną brew patrząc na mnie w rozbawieniu.
- Auć!- zagrał teatralnie udając smutek.- Czyżby nasza rozłąka, zabrała mi twoje serce?
- Nic nie trwa wiecznie.To żałosne, że nadal na mnie czekałeś. – zaśmiałam mu się w twarz.  Z prowokacją patrzyłam jak zaciska szczękę.
- Jeszcze będziesz błagała o to bym cię pieprzył.- syknął. Zaśmiałam się.
- Radziłam sobie rok bez Ciebie poradzę przez następny. – odwróciłam się na pięcie i zaczęłam iść w swoim kierunku, dopóki nie zatrzymał mnie jego głos.
- Znasz mnie tak dobrze, a popełniasz największy błąd. – krzyknął za mną. Odwróciłam się patrząc na niego z podniesioną brwią. – Ci co stają przeciwko mnie, zawsze są przegrani.
- Grozisz mi Styles?- spytałam śmiejąc się.- Dawaj skarbie, strzel mi kulką w głowę, albo zrób to romantycznie, przebij moje serce. Wiesz, dobrze, że to będzie lepsze od patrzenia na Ciebie.
- Mówiłaś, że nienawiść jest nudna.
 - Kłamałam.
Odeszłam w swoją stronę czując, że on nie ruszył się z miejsca i śledzi każdy mój ruch dopóki nie zniknęłam za starym budynkiem.  Byłam bardziej niż zadowolona  z siebie, że to się skończyło. Już nigdy nie chciałam poczuć, że należę do Harrego Stylesa. Jego mrok pochłania twoje całe życie. I pięćdziesiąt lat, które ci zostały, zmieniają się w pięć lat.
Wiedziałam, że nie odpuści. Taki człowiek jak on nigdy nie odpuszcza, ale byłam gotowa stworzyć kolejne piekło na tej ziemi by nie wpaść do jego. To piekło nazwie się moją grą.
Przed moimi oczami wyrósł wielki zadbany pomalowany na pomarańczowo blok. Westchnęłam i od razu skierowałam się w stronę mojej klatki. Byłam pewna, że mimo mojej sporej nieobecności wszystko jest na swoim miejscu. Nikt by  nie odważył się ruszyć moich rzeczy. Tym bardziej, że jestem nazywana dziewczyną Harrego Stylesa. Mniej obraźliwe przezwisko to dziwka.
Wjechałam windą na najwyższe piętro i podeszłam do drzwi z numerem 216.  Nacisnęłam na małą klamkę, a drzwi się otworzyły. Zmrużyłam oczy i weszłam pewnie do środka. W całym mieszkaniu było czuć zapach piwa i papierosów. Weszłam do salonu i stanęłam w progu uśmiechając się pod nosem.
- Jak myślałam, wredne myszy zajęły moje łóżko.-  powiedziałam śmiejąc się. Brunet spał rozwalony na moim łóżku. Podeszłam bliżej i kopnęłam go w nogę.
- Co do kurwy?!- od razu krzyknął gwałtownie wstając. Zaśmiałam się głośno z jego przestraszonej miny. – Nie wierzę. – szepnął spoglądając na mnie. – Mia, wróciłaś do świata żywych.- uśmiechnął się. Rozłożył ręce śmiesznie ruszając brwiami.
- Też cię dobrze widzieć Nate. – podeszłam do niego i przytuliłam. – Śmierdząca gnidno, tylko wyszłam na kilka dni, a ty mi już łóżko zasmrodziłeś.
- Kilka dni?- spytał podnosząc brew.
- Stary, impreza się przedłużyła. – zażartowałam beztrosko upadając na miękkie łóżko.- Kurwa. Nie myślałam, że kiedyś to powiem. Ale brakowało mi tej dziury.
- Witaj w domu.
****

Wypuściłam dym z ust i spojrzałam na uśmiechniętą rudą zdzirę. Posłałam jej wdzięczny uśmiech, gdy podsunęła do mnie kufel piwa.
- Brakowało Ci tego prawda. – zaczęła prowokująco. Zaciągnęłam się swoim papierosem i specjalnie wypuściłam dym w jej wredną buźkę.
- Ale twojej rudej mordy już nie.- dogryzłam na co dostałam gazetą po głowie. Janet wywróciła oczami i odeszła przyjmując następne zamówienia. Zgasiłam peta w popielnice i wzięłam spory łyk piwa. Trucizna ciała, którą uwielbiałam.
- Prawy bok. – nagle przede mną pojawiła się ruda. Spojrzałam przez ramię w wspomniany przez nią kierunek. Złowieszczy uśmiech wszedł na moje usta widząc glinę siedzącego na samym końcu z pomarańczowym sokiem w ręce.   Nie musiał być ubrany w mundur żebym domyśliła się, że ten ciota siedzi mi na ogonie. Podniosłam rękę i mu pomachałam, a brunet speszony spuścił głowę. Kretyni.
- To niemiłe, że pijesz beze mnie.- usłyszałam nad uchem. Spokojnie podniosłam kufel do ust i upiłam łyk z powrotem odkładając go na blat.
- Niemiłe jest to, że nie wspomniałam, że mam gliny na ogonie, którzy tylko czekają, aż do mnie przybiegniesz. – przekręciłam głowę w bok posyłając mu mój najpiękniejszy uśmiech.
-Słodkie jest to, że myślisz, że o tym nie wiem. – odpowiedział sięgając po moją paczkę fajkę leżącą przede mną. Śledziłam jego każdy ruch. Jak długimi palcami, które potrafiły doprowadzić do największej granicy przyjemności, wyciągnął z paczki jedną fajkę. Włożył ją między wargi i odpalił zapalniczką wyjętą z swojej kieszeni.  Zaciągnął się i po chwili wypuścił dym uśmiechając się do mnie zadziornie.  Nigdy się nie dziwiłam czemu mu uległam. Wygląda jak perfekcyjny anioł. Schowany diabeł, za idealną maską anioła.
- Pozbyłbym się tego uśmieszku z twarzy. Nawet nie zdążył sięgnąć po komórkę. – szepnął mi do ucha. Spojrzałam na niego mrużąc oczy, po czym przeniosłam wzrok na prawy bok. Brunet siedział niezgrabnie na skórzanej kanapie z opuszczoną głowę,  a szklankę z sokiem leżała rozbita na podłodze. Wyglądał jak śpiący pijak. Nikt nie widział, że został uśpiony przez diabła. Jego piękne życie dopiero się zaczęło.
-Janet Cię zabije. – zaśmiałam się wyobrażając sobie wkurwioną rudą.
- Za co?- jak na zawołanie stanęła przed nami.
- Nic takiego.- odparł Styles uśmiechając się do niej niewinnie.
- Radziłabym Ci wywietrzyć lokal jak nie chcesz by śmierdziało. – dodałam.
- Kurwa mać!- krzyknęła.- Ty jebany dupku, kolejny trup, serio kurwa?! Wypierdalaj mi z nim bo inaczej kurwa powieszę twoje jaja na ścianie!
- Po co te nerwy?- Styles niewinnie podniósł ręce w geście obronnym.
- Ja się denerwuję?!- krzyknęła. – Jak zaraz z tym gównem nie wypieprzysz z stąd, to zobaczysz jak się denerwuję!
Zaśmiałam się patrząc na zgaszoną minę Stylesa.Zaklął pod nosem i skruszony zaczął pozbywać się swojego problemu. Wykorzystałam chwilę jego nieuwagi, zeskoczyłam z wysokiego stołka i zaczęłam iść w stronę wyjścia.
- Nie uciekniesz, Mia!- usłyszałam jego krzyk gdy wychodziłam. Nie zatrzymałam się. On nie próbował mnie gonić. Miał rację, nie ucieknę.
 ****
Zdjęłam buty i rzuciłam je w kąt. Weszłam w głąb swojego mieszkania. Nagle się zatrzymałam mrużąc oczy. Głośny huk rozszedł się po sypialni. Na palcach po cichu przeszłam do kuchni biorąc w ręce nóż. Przełknęłam głośno ślinę i pewnym krokiem ruszyłam za dźwiękiem. Odetchnęłam zatrzymując się w progu.
- To zabawne. –zaczęłam cicho zwracając uwagę bruneta siedzącego na moim łóżku. – Zamykacie ludzi za włamywanie, a sami to robicie.
- Nie włamałem się. – bronił się. – Twój przyjaciel mnie wpuścił.
- No tak, ostatnio czuję się jak u siebie. – westchnęłam opierając się o drzwi. – Czemu zawdzięczam twoją wizytę, Tom?
- Kolejny z nas zginął.
- Śmierć za wami podążą.- uśmiechnęła się do niego kpiąco.
- Może wyjdę na tchórza i ostatniego lamera. Przyszedłem prosić Cię o pomoc. Tylko Ty jesteś w stanie go zniszczyć.
- Co Ci pozwala myśleć, że to zrobię?- spytałam podnosząc brew.
- Nic. – odparł wzruszając ramionami. – Ciągle powtarzasz, że jesteśmy przegrani. Ty też jesteś. Bo nigdy nie przestałaś go kochać. 
Wstał i podszedł do mnie, wytrwale patrząc mi w oczy wyzywającym spojrzeniem.
- Chyba, że się mylę i wcale już go nie kochasz. – mówił wolno.- Jeśli tak jest, udowodnij to i go zabij.
Odsunął się ode mnie i mnie wyminął wychodząc z pokoju.
- Może jestem przegrany, ale wolny. Czy możesz to powiedź o sobie gdy na każdym twoim kroku staję Harry Styles? – krzyknął i wyszedł zostawiając mnie z moją osobistą wojną myśli. 

Od autorki:
Cześci kociaki :*
Rozdział miał być w niedziele, ale no nie mogłam sie powstrzymać i chciałam go dodać dzisiaj. Oby wam się spodobał i liczę na wasze opinie :) 
I udanej majówki, by kac was nie męczył tak jak mnie :P
Kocham was ♥

Obserwatorzy