piątek, 28 listopada 2014

Epilog

Jeśli czytałaś/eś tego bloga, Proszę zostaw choć jedno słowo. Dziękuje!


Zamknęła oczy i nigdy już ich nie otworzyła.

Wszyscy staliśmy na dachu budynku trzymając w rękach pogniecione kartki. Słyszałem tylko swój nierówny oddech pośród głuchej ciszy. Nikt nie ruszał się z miejsca, pozwalając kroplą deszczu moczyć nasze oziębłe ciała. Mocno zaciskałem szczękę do bólu wpatrując się w zachmurzone niebo. Nigdy nie sądziłem, że coś może tak bardzo boleć jak jej odejście.
- Ja zacznę. – usłyszałem słaby głos Janet.  Spojrzała na mnie zaczerwionymi , podpuchniętymi oczami.  Wszystkich nas zniszczyło.  Janet była dziewczyną silną z jajami, której brakowało niejednej kobiecie.  Dziś była strzępkiem samej siebie. Za każdym razem widziałem jak jej dłonie drżą. Każda rzecz wypadała z jej rąk. Wiedziałem jak zamykała powieki próbując odgonić nadchodzące łzy. Z kamienną twarzą schylała się po potłuczone rzeczy na podłodze i wychodziła do innego pomieszczenia. Za każdym razem słyszałem jej płacz i ciche przeklinanie przez brak jej obecności.  Widziałem Nathana błąkającego się smętnie po pomieszczeniach. Jego gniewne spojrzenie gdy tylko patrzył na mnie.  Wiem, że kochał ją w sposób jaki ja powonieniem.  Dałby jej spokój, który tylko potrafiłem niszczyć. Dałby je dom, którego zawsze pragnęła. Dałby jej życie, które jej odebrałem. Żyła by dalej. Moja mała dziewczynka, żyłaby dalej.
- Mia jest moją siostrą. – zaczęła ruda , mocno ściskając palce na kartce z której czytała. - Nie sądziłam, że będę miała, aż tak pojebaną siostrzyczkę z takim szarym spojrzeniem na wszystko. Mia to zagubiona dziewczyna o wielkim sercu.  Potrzebująca miłości. Chciała znaleźć spokój i dom w którym czułaby się bezpiecznie. Chciała tego dla nas wszystkich.  Staraliśmy się dać jej wszystko, co otrzymywaliśmy od niej. Kochać, być zawsze i do końca. Żadne słowa, żadna rzecz na ziemi nie pokażą jak bardzo kocham tą dziewczynę. Jak bardzo za nią tęsknie. Kocham cię, siostro.
Podniosła głowę, przez chwilę patrząc na mnie załzawionymi oczami. Mimo deszczu mogłem zobaczyć łzy spływające po jej policzkach. Przytaknąłem, podając jej zapalniczkę. Drżącą ręką zabrała ją, podpalając swoją kartkę. Podniosła pokrywę metalowego kosza i włożyła paląca się kartkę, chowając ją przed deszczem. Zakryła pokrywę cofając się o kilka kroków do tyłu.
- Była wspaniała. –  Nathan spojrzał na mnie, nerwowo przełykając ślinę po czym wrócił wzrokiem na kawałek papieru w ręce, mówiąc dalej. – Tylko nie liczni mogli zobaczyć w niej to co ja widziałem. Broniła się swoją zimną postawą, chowała swoje uczucia za skorupą złej dziewczyny, lecz tylko wy znaleźliście drogę do prawdziwej jej.  Była zawsze silna i walczyła o to co uważała za słuszne.  Potrafiła poświęcić życie za to co kochała. Jest przykładem człowieka, którym powinniśmy być. Wszyscy z nas darzyliśmy ją miłością,  wszyscy byliśmy szczęściarzami bo jej serce też nas kochało.
Na koniec, powtórzył gest Janet podpalając papierek i wrzucając go do kosza. Nie chciałem tego robić. Nie widziałem w tym sensu. Żadne słowa nie opiszą jaką była wspaniałą osobę. Jak bardzo ją kochaliśmy i jak bardzo potrzebujemy do życia.
- Harry?- przeniosłem wzrok na Janet, który patrzyła na mnie tym smętnym wzrokiem. Ona tego potrzebowała. Chociaż tyle mogłem dla niej zrobić. Wyjąłem z kieszeni swoją kartkę.
- Mia była dziewczyną. – przełknąłem gule w gardle. – Nie, była najlepszą częścią mnie. Nigdy nie zasługiwałem na jej miłość, niszczyłem jej marzenia i zachowywałem jak skończy dupek. Uczyłem się ją kochać, lecz byłem przerażony siłą z jaką moja miłość rosła do niej.  Nigdy nie zrozumiem, dlaczego uciekałem od tego. Nigdy nie zrozumiem dlaczego nie ma jej już w moich ramionach. Jestem złym człowiekiem i liczyłem się z tym, że kiedyś zapłacę za wszystkie swoje czyny. Nie spodziewałem się, że w tak bolesny sposób. Jestem piekłem dla tych wszystkich ludzi. Jej śmierć jest moim piekłem.
Podpaliłem kawałek papieru wrzucając go do kosza. Zacisnąłem ręce w pięści, powstrzymując chęci rozbicia go o beton. Nie wiedziałem co robiłem tutaj, bez niej. Wciąż padający deszcz zakrył moje łzy za nim odwróciłem się od przyjaciół plecami, podchodząc do samej krawędzi dachu.  Popatrzyłem na puste, zamoczone miasto stojąc we własnym piekle.
- Nie znałem jej, lecz w ciągu tego tygodnia poprosiła mnie o przysługę. Dała mi ten list i kazała wam go przeczytać. – usłyszałem zza sobą, kolejny głos. Spojrzałem przez ramię, patrząc na kolesia od Nathana, dokładniej patrząc na jego ręce w których trzymał kawałek papieru, który jeszcze wczoraj trzymała w swoich dłoniach. Ruda zakryła ręką usta patrząc ze łzawionymi oczami na kartkę. Nathan podbiegł do niej chowając w swoich ramionach.
- To zacznę. – zaczął niepewnie. Odwróciłem głowę w stronę miasta, zamykając oczy. Z każdym przeczytanym słowem, słyszałem jej głos. Jakby stała tu i czytała.

Szalone pojebusy.
Jestem tu. Zawsze byłam. Wciąż jestem, nawet jeśli tego nie możecie odczuć. Siedzę z popcornem w ręku i śmieję się z was.  To jest niezła zabawa. 
Janet , zołzo ruda masz podnieść swój seksowny tyłek i nie ważne gdzie teraz jesteś. Nie ważne ile was dzieli.  Wypierdalaj do Masona.  Pokaż mu, że za otoczką pojebanej dziewczyny potrafisz kochasz tak mocno, że zawali się cały świat. Nie na darmo, straciłam przed nim porządną twarz.  I gdy będzie coś wspomniał o czytaniu z telefonu. Nie wierz mu. Kłamie.
 Popieram twoją nadzieję, że nie jest tak pojebany jak Harry. Bez urazy kotku. – lekko uśmiechnąłem się na jej słowa -  I błagam, nie zakopuj go w ziemi. Odpuść chociaż jednemu gościowi.  Wydaje się naprawdę spoko. I ma wódkę! Czego chcieć więcej od faceta?
 W przypadku Harrego- mózgu. Kocham Cię kochanie. – zaśmiałem się cicho.
Harry, Harry, Harry. Skoro nasze życie byłą ciągłą grą, to czy powinnam powiedzieć Game Over zamiast, żegnaj kochanie? Jesteś mądrym chłopczykiem i wiesz co robić, gdy mnie zabraknie. Gdybyśmy mieli miłość jak z książki, jak każdy inny. Pewnie nadal szlibyśmy  trzymając się za rączki. Kto pragnie takiej nudy? Dziękuje za życie, które stworzyliśmy. Pozwól mi odejść, Harry. Mnie już tutaj nigdy nie będzie. Czekam na ciebie w piekle i wymyślam nową grę w którą zagramy jak do mnie dołączysz. Nie śpiesz się, kochanie. Obiecałeś najpierw być szczęśliwy.
- Tutaj kazała przekreślić tekst napisany do Nate, gdy się dowiedziała. – wyjaśnił. – Lecz go przeczytam.

Nate przysięgam gdy dotrę tam pierwsza, a ty nie otworzysz powiek, to wykopię cię z tych zaświatów.  Kto zapanuję nad tymi pojebusami gdy mnie zabraknie? Lepiej podnieść ten tyłek i dopilnuj by znaleźć to czego pragnęłam dla nas wszystkich. Spokojny dom. Znowu. Wiesz, że miałam przyszykowane mapy z miejscami w których zamieszkamy. Jesteś częścią serca tej rodziny. Nie możesz ich zostawić. Potrzebują Cię. Nasza rodzina potrzebuję anioła.
Nathan. Odebrałeś mi mowę. I chce tylko powiedzieć, że nie warto. Nigdy nie było warto zakochać się w takiej dziewczynie jak ja. Gdzieś niedaleko Ciebie jest dziewczyna, która jest warta twojej miłości. Doceni Cię i obdarzy tym samym. Mnie nigdy nie kochałeś. Wszystko co chciałam ci powiedzieć, niestety nie wyrażą tego żadne słowa, ale jestem tak wdzięczna za uratowanie ich. Ocaliłeś cały mój świat. Dziękuje za to!
Oh przestańcie się mazać, lamusy. Zawsze będę na was czekać, bo samej trudno jest wkurzać diabła. Weźcie się do kupy. Nie beczeć jak małe dzieci.  Jesteście wyżej, nad wszystkim i wszystkimi, możecie osiągnąć to co pragnięcie. Tylko spróbujecie się poddać, a was kurwa pierdolnę. Czasami jakieś rzeczy same spadają na wasze puste głowy, na przykład patelnia gdy stoisz w kuchni. Ostrzegam.  Tylko spróbujcie mi oddać!
Kocham was, Mia.


- Widzisz te gwiazdy?- spytała Mia gdy leżeliśmy na trawie, patrząc w niebo. Wyciągnęła rękę wskazując na nie. Spojrzałem w jej roześmiane oczy. Słysząc ciszę z mojej strony przekręciła głowę patrząc na mnie. – Widzisz czy już jesteś tak nawalony? – zaśmiałem się. Nie byłem pijany. Uśmiechnąłem się widząc jej szeroki uśmiech gdy z powrotem spojrzała na niebo i wskazała na nie palcem. – O tam, tak daleko!
- Widzę, kochanie.
-Gdy jedno z nas umrze. Stanie się taką gwiazdą na niebie. I będę rozświetlać ci ciemność w której zostaniesz, gdy odejdę. Będę  rozświetlać twoje  życie, będę promykiem w ciemnym tunelu. Twoją wyjątkową gwiazdą na niebie. A gdy będziesz patrzył na niebo pełne gwiazd, będziesz wiedział, że gdzieś czekam na ciebie. Z myślą, że niedługo się zobaczymy, ostatnie chwilę będą łatwiejsze dla ciebie.
- Myślisz, że umrzesz pierwsza? – spytałem z zachwytem patrząc na jej nieskazitelną twarz. Spoważniała przekręcając twarz, tak że stykaliśmy się nosami.
- Tak. – szepnęła. – Umrę, jeśli mnie nie pokochasz.

Kochałem ją. Zaczynałem kochać od pierwszej chwili w której ją zobaczyłem. Pijana dziewczyna, która spadła mi z nieba.  Gdy ją obserwowałem jak siedziała na mojej kanapie ,  śmiejąc się z moimi przyjaciółmi, widziałem w niej wszystko czego mi brakowało.  Jej oczy pełne blasku świeciły życiem, jej piękne usta wypuszczały marzenia, których nigdy nie odważyłem się spełnić.  Obserwowałem ją i odwzajemniałem każdy uśmiech, którym mnie darzyła. Wtedy już wiedziałem, że jest wyjątkowa.

- Nienawidzę Cię! Rozumiesz jesteś najgorszym potworem jakiego mogłam spotkać! Jesteś dla mnie nikim. Mam dość! Ciebie i twojego pieprzonego świata! Mam dość twoich gierek! Pomyśl, chociaż raz pomyśl, jak ty byś się czuł, gdyby ktoś zagrał twoim kosztem, tak jak ty moim! Tak bardzo Cię nienawidzę, że aż to boli. Nie chce nigdy więcej Cię widzieć!

Jej słowa odbijały się echem w mojej głowie wracając pamięcią do tamtego wieczora. Jedyne co pamiętałem to samochody zajeżdżające z nas każdej strony. Wszyscy przyjaciele zaczęli uciekać w każdą stronę. Tylko my we dwoje zostaliśmy pośród martwych trupów.  Wypowiadając te słowa, wypuściła z zakrwawionych rąk broń na ziemie i pozwoliła się aresztować.  Wiedziałem, że to był jej sposób na ucieczkę ode mnie.
Przez cały rok obserwowałem ją w celach, żyła ze spokojem, którego przy mnie nie mogła odnaleźć. Nawet jeśli ona uciekła ode mnie, ja nie potrafiłem uciec od niej. Wtedy zrozumiałem widząc ją wychodzącą zza bram więzienia, gdy zostawiła mnie samego w ciemnej ulicy. Wiedziałem, że ona jest częścią mojego życia, której potrzebuję.
Nie mogłem pozwolić jej odejść, nawet jeśli sam dopiero uczyłem się ją kochać. Walczyłem z siłą miłości, którą zaszczepiła w moim zimnym sercu. Oszukiwałem samego siebie, że jeśli pozwolę temu uczuciu żyć, ona stanie się moją słabością.  Od samego początku była.
To zawsze jej roześmianych oczu szukałem pośród tłumu. To zawsze  jej uśmiechu szukałem, gdy odpowiadałem coś zabawnego, by zobaczyć czy ona też się śmieję. To zawsze jej dotyku szukałem, by poczuć ciepło. To zawsze ją szukałem w wielkim tłumie, by móc oddychać.  Zawsze była w moim sercu. Próbowałem oszukać nas dwoje.  
Uciekałem jak tchórz od rzeczywistości. Bałem się. Bałem się tego kim ona była dla mnie. Bałem się tego kim ja stawałem się bez niej. Jak każdy oddech był trudniejszy, gdy nie oddychała obok mnie.  Jak odczuwałem chłód życia, gdy nie czułem jej dotyku. Jak moje serce zamierało, gdy z kamienną twarzą patrzyłem na jej łzy. Jak traciłem oddech słysząc jej bolesne słowa. Czułam jakbym zaraz miał się rozpaść, tak jak ona rozpadła się przed moimi oczami.  Chciałem by mnie znienawidziła i za każdym razem gdy udawało się, a ona odchodziła, musiałem ją zatrzymać, bo sam się rozpadałem.
Niszczyłem ją zamykając w swoim pieprzonym cyklu wciąż robiąc te same błędy. Raniąc ją i nie pozwalając jej być szczęśliwą. Nigdy tak bardzo niczego nie żałowałem jak zniszczenie mojego cudownego anioła. Powinienem pozwolić jej odejść na samym początku. Nie powinien jej wpuścić do mojego świata dla jej dobra.
To przeze mnie jej nie ma tutaj. Przeze mnie, mój anioł nie oddycha.  Już nigdy nie zabierze swoją obecnością ciemności z mojego życia. Nigdy nie zatrzyma mojego serca swoim uśmiechem. Nigdy  tak szybko nie zabije patrząc w  jej piękne oczy. Nigdy nie sprawi swoimi dotykiem, że świat stanie się piękny.
Nienawidzę siebie z taką siłą, że cały świat nie jest w stanie mnie tak znienawidzić jak ja siebie.
-Myślę, że gdyby była wódka w piekle, razem z Nate’m piliby do nieprzytomności. Myślę, że jest tu z nami i śmieję, że jesteśmy żałosnymi płaczkami. Myślę, że gdybyśmy stali w kuchni, dostalibyśmy patelnią w głowy. – ruda stanęła obok mnie patrząc pustym wzrokiem na dom przed nami.  Zaledwie tydzień temu wybiegaliśmy przez te drzwi szczęśliwi.  – To nie może być bardziej trudniejsze. Nie może bardziej boleć. Ciągle słyszę jej głos. Czuje jej dotyk, lecz gdy się obracam dokoła szukając jej wzrokiem, jestem sama. Do głowy wciąż napływają nowe słowa, które chciałabym jej powiedzieć. Wciąż widzę rzeczy, których nie zrobiłam, a powinnam zrobić. Jest tego tak dużo, aż czuję jak moja  głowa zaraz eksploduję. A tego jest coraz więcej i więcej. Myślę, że dłużej tego nie wytrzymam. Lecz w tym wszystkim jest najgorsze to, że nie potrafiliśmy jej uratować. Wciąż to samo pytanie dlaczego . dlaczego oni, a nie ja? Czy zasłużyliśmy być żyć?
- To nie jest nagroda, Janet. – powiedziałem. – To jest kara, za całe zło, które zrobiliśmy.  Żyć bez nich jest naszym piekłem.
- Kochałeś ją, Harry. Ona to wiedziała.
- Moja miłość ją zabiła.
Wszedłem do środka mieszkania, zaciskając szczękę na ból  w klatce piersiowej. Spojrzałem na chłopaków, którzy zbiegali ze schodów z pustymi baniakami.
- Wszystko jest gotowe. – odezwał się Nathan. Przytaknąłem. – Harry myślę, że chciałbyś to zatrzymać. Rzeczy z waszej sypialni.
Spojrzałem na pudełko, które wcisnął w moje ręce.  Na samym wierzchu leżała ramka z naszym zdjęciem. Oboje przy twarzach trzymaliśmy pistolety, mieliśmy tak poważne miny. Za każdym razem gdy aparat robił zdjęcie wybuchaliśmy śmiechem, nie potrafiąc utrzymać powagi. To zdjęcie zostało zrobione na początku naszej znajomości.
- Zanieść jej do bagażnika. – powiedziałem do Chrisa, poddając mu pudełko. Bez słowa przytaknął wychodząc z mieszkania. Nie wiem czemu kolega, Nathana nadal tu był.  Słyszałem jej śmiech gdy siedział z nią w pokoju. Słyszałem jak resztkami sił wyzywała go.  Stałem przy drzwiach i nie potrafiłem tam wejść. Choć wiedziałem, że to powianiem być ja. Rozśmieszać i sprawić, by nie bała się. Nie wiedziałem jak mam spojrzeć w jej oczy i patrzeć jak umiera wiedząc, że to moja wina.
Stałem zza drzwiami słysząc jej krzyki i płacz, gdy dowiedziała się o śmierci naszego przyjaciela. Siedziałem tam  i płakałem przez jej cierpienie.  Gdy usnęła pilnowałem ją całą noc, płacząc nad jej nic nieświadomym ciałem.
Wszedłem do salonu rozglądając się ostatni raz.  Wyjąłem z kieszeni zapałki, odpalając jedną po drugiej i rzucając po rzeczach oblanych  benzyną. Płomień rozprzestrzeniał się szybko niszcząc każdą rzecz. Wycofałem się na podjazd, podchodząc do Janet. Ze łzami obserwowała palący się dom. Nasz dom, który bez nich nie ma prawa istnieć. Nasza rodzina się rozpadła.
Gdy płomień szał paląc wszystko po kolei, wszystko odtwarzało się w mojej pamięci. Pierwsze chwile gdy zmęczeni pierwszy raz razem przekroczyliśmy próg. Mia zaczęła piszczeć krzycząc, że to jest nasz dom. Wyjątkowy dom i jeśli coś spierdolimy, mamy odkupować. Pamiętam jej uśmiech, gdy pokazywała mi każdą rzecz i tłumaczyła jej znaczenie. Każda rzecz w naszej sypialni miała coś wspólnego z nami. Dlatego wszystko było ciemne. Reprezentowało mrok.  Mogłem zobaczyć  przed oczami jak rzuca się na łóżko i śmieję, mówiąc, No dalej kotku, wypróbujmy łóżko. Zobaczymy czy wytrzyma dwa dzikie spragnione seksu ciała.  Pamiętam jej pierwszy posiłek, gdy biegała po całym mieszkaniu z patelnią z której dymiło się przez spalone mięso.

-Mogłam zalać to wodą, nie? – spytała nas, gdy po wielkim maratonie biegania, wyrzuciła patelnie przez balkon.

Pamiętam każdy jej śmiech w tym miejscu. Pamiętam to bardzo dobrze, ponieważ tak długi czas nie widziałem jej szczerego uśmiechu dopóki nie zaczęliśmy tu żyć. Pamiętam jej modlitwę każdego wieczora, by ten dom przetrwał chociaż jeszcze dzień z nami. Noc  w której powiedziała.

- Mam wszystko bo mam Ciebie, przyjaciół, dom.

Wraz z tym mieszkaniem, płonęło moje serce.  Dziś jest moją wyjątkową gwiazdą na niebie. Jest moją obietnicą na lepsze dni. Wiem, obiecałem być szczęśliwy. I to co mam zamiar zrobić, będzie najlepszym szczęściem w tym całym gównie. A gdy skończę, strzele się w głowie, uciekając do mojego anioła. 
- Wiem, że Mia by tego chciała. Nie wiem czy ty chcesz… - zacząłem, lecz mi przerwała.
- Po prostu spytaj, Styles.  – westchnęła.
- Zamierzam dopilnować tego, by wszyscy zapłacili za ich śmierć. Za zniszczenie naszego życia. Idziesz ze mną?
- Czekałam, aż o to zapytasz. – wyjęła z torby pistolet chowając go zza paskiem spodni, zakrywając koszulką.
Uśmiechnąłem się gotowy zacząć nowe piekło dla wszystkich, którzy przyłożyli się do ich śmierci. Zacznę od wybicia rodziny każdego, kto pracuję w policji w tym miasteczku. A gdy już piekło ich dosięgnie, zabiję ich.  To będzie szczęście, której jej obiecałem. Ich marne życie, skończy się.
Ruszając ramie w ramie, zostawiliśmy zza sobą, płonący budynek.
- Jesteś gotowa na wypuszczenie swoich najgorszych demonów? Zaczynamy nową grę, Janet. Pogoń za śmiercią.  

KOOOONIEC!


 Zacznę od może najważniejszego waszego pytania, dlaczego?  Od samego początku to opowiadanie w mojej głowię nie miało mieć happy end’u. Dlaczego? Starałam się włożyć w to opowiadanie, nie tylko uczucia, ale też odrobinę prawdziwości. Nie wierzę w życiowe happy end’u, wszyscy na koniec umrzemy i właśnie to jest tak prawdziwość, którą chciałam tu włożyć. Ta historia nie miała być przesłodzona, miała być tragiczna z tragicznym zakończeniem. Przykro mi, jeśli to komuś się nie podoba. Podjęłam taką decyzję o zakończeniu, bo tak czułam zakończenie tej historii.
A najważniejsze DZIEKUJE WAM! Dziękuję za wszystko, byliście sercem tego bloga i bez was nie zaszłabym z nim tak daleko. Miałam trudne początki, ale dzięki wam, mogę skończyć tego bloga, tak ja zamierzałam. Dziękuje za każde wejść i każde słowo na tym blogu, jesteście cudowni i wielką inspiracją do tego by pisać rozdziały i być coraz lepszą w tym. Jest to nie wiarygodne! Dziękuję, naprawdę, nie wyrażę tego ile mi daliście na tym blogu. Dzięki wam, poczułam, że jednak coś potrafię w tym życiu. DZIĘKUJE ZA WSZYSTKO, KOCHAM WAS!
A Z NUDÓW, ZROBIŁAM FILMIK, NA SAM KONIEC BLOGA! ZAPRASZAM DO OBEJRZENIA! 

 TO NIE KONIEC MOICH OPOWIADAŃ!
Jak na razie to był mój ostatni blog, aktualny.  Jestem w trakcie pisania dwóch blogów, lecz najpierw przed publikacją, chce nazbierać tych rozdziałów, by nie rzucić się z początkiem na głęboko wodę, a później dupa, bo nie mam weny. Jestem coraz bliżej i być może za kilka dni założę nowego bloga, albo trochę później. Nie wiem, ale na pewno tu wrócę! Mam nadzieję, że będziecie czekać na moje inne blogi.
Mówiłam wam, jak bardzo was kocham?! Jesteście dla mnie tacy ważni i bez was mój świat na bloggerze, nie istniałby! KOCHAM WAS I JESZCZE RAZ DZIĘKUJĘ!

Dostałam kilka pytań w jakieś grze i postanowiłam na nie odpowiedź, bo mi się nudzi. Wybaczcie, że nikogo nie nominuję;d
1.Co w sobie najbardziej lubisz?
Chyba nie ma takiej rzeczy. Serio, to cechę, którą jest szczerość. Yep, mam przez nią dużo wrogów, ale to jest jedna z najważniejszych rzeczy, którą cenie w ludziach i po prostu cieszę się, że zawsze mówię to Ci mi leży na sercu.
2. Jaka jest twoja najgorsza wada?
Jest ich zbyt wiele. Ale wydaje mi się, że najgorsze jest to, że zbyt wiele się przejmuję wszystkim. To działa mi strasznie na psychikę i czasami nie wyrabiam, ale też wielka nieśmiałość i strach przed nowym przywiązaniem do ludzi i ich utraty. Panicznie się boję, że kogoś stracę.
3. Co według ciebie byłoby najlepszym prezentem dla ukochanej osoby?
Myślę, że to nasza obecność. Miłość, szczerość. To, że zawsze może na nas polegać, myślę to jest najlepszy prezent dla ukochanej osoby. Dać jej poczucie, że jest ważna dla nas.
4. Lepiej przeżyć życie ze swoją drugą połówką, czy grupką przyjaciół?
Przyjaciół. Dla mnie przyjaźń jest wszystkim, najważniejszym. Moi przyjaciele są moją rodziną. Nie ma nic ważniejszego od rodziny! Miłość? Być może istnieje, gdzieś ta prawdziwa, lecz na razie w to nie umiem uwierzyć.
5. Dlaczego postanowiłaś zacząć pisać opowiadanie?
Przez kilka dobrych lata pisałam wierszyki miłosne. Przypadkiem odkryłam bloggera i pomyślałam, czemu nie. Zobaczyłam w tym dobry sposób na wylewnie z siebie wszystkich emocji i głównie to była moja ucieczka od rzeczywistości.
6. Masz dwie gwiazdy, które shippujesz?
Nina Dobrev i Ian Somerhalder ! Kocham ich, jako parę. Nawet potrafię wybaczyć Ninie, że była z moim mężem.
7. Jakie jest twoje ulubione opowiadanie, blog?
Wiele blogów czytam i wszystkie są zajebiste.  Za dużo ich, by wymienić.
8. Jaka jest twoja najbardziej kompromitująca historia z dzieciństwa?
Nie wiele pamiętam ze swojego dzieciństwa. Jakbym miała wielka czarną dziurę, ale częstym tematem do śmiechów jest to, że gdyby byłam mała i gdy mieliśmy robione zdjęcie. Nie ważne, jakie, rodzinne czy do podstawówki, zawsze płakałam, gdy widziałam fotografa i na widok księdza w zerówce.  Nie pytajcie, dlaczego. Sama nie wiem.
9. Do jakiego fandomu należysz?
Żadnego? Kocham rap!
10. Jaka jest twoja ulubiona piosenka i dlaczego właśnie ona?
KaeN - Kartka z pamiętnika! <3 Kocham tego człowieka, a ta piosenka szczególnie podbiła moje serce, ponieważ jest tak bardzo prawdziwa o życiu, o mniej samej i zawsze, gdy jest chujowo, słucham jej i wiem, że znajdę siłę na przeżycie.
11. Czego oczekujesz od samej siebie?
Uwierzyć w siebie. Pokochać i zaakceptować siebie i umieć sobie wybaczyć wszystkie błędy, by pozbyć się poczucia winy, które nie pozwala mi spokojnie żyć.  Kontynuować swoją pasje, która teraz jest pod znakiem zapytania, przez wiele złych rzeczy, które mi się przytrafiły w życiu.  I uwierzyć, że potrafię coś osiągnąć.. Yea, najbardziej chce wierzyć, że jestem kimś wartościowym. 


KOCHAM WAS I ZA WSZYSTKO DZIĘKUJE! <3333333333333333

poniedziałek, 24 listopada 2014

Rozdział 19

Nigdy nie zastanawiałam się, kiedy nadejdzie mój koniec. Czym jest koniec i czy przynosi ulgę, o której mówią, o spokoju, który obiecują. Nigdy nie zastanawiałam się nad tym, choć tak często miałam koniec przed sobą, lecz to, co czuje teraz jest całkiem inne od tamtych chwil. Wiem, czym jest koniec, dla mnie.
Czułam ból fizyczny. Czułam jak każda cząstka mojego ciała rozpada się. Nie chciałam do siebie tego dopuścić, bo strach w tej chwil był we mnie tak przerażający, lecz nie mogłam zabić w sobie tego uczucia. Gdy ono bezlitośnie mnie zabija. Widzę to przyglądając się mojej prawej nodze. Z każdą godziną czuję mniejszy ból, aż do momentu, w którym nie mogłam ruszyć palcami.  Musiałam toczyć walkę o każdy oddech, który nie przychodził z łatwością. Czułam za każdym razem ból, który zaczynał moje piekło od nowa.  Mogłam poczuć jak powietrze staję się ciężkie, czasami zbyt ciężkie nie docierało do moich płuc, odbierając tlen.
Mylili się. Koniec to największy ból, jaki może istnieć. Tysiąc razy większy od fizycznego. Jak się pogodzić z tym, że ostatni raz patrzymy w oczy swoich najbliższych? Jak pogodzić się z tym, że nigdy nie poczujemy dotyku bliskich? Jak pogodzić się z tym, gdy chcemy żyć? Jak się pogodzić z tym, że musimy się pożegnać? Jak mamy to zrobić?
- … Do niego mówi się jak do ściany. I to brzydkiej ściany. Ze zdrapaną farbą, pewnie z niej zdrapywał swój mózg. Chciałam osolić to zupę by dodać smaku, ale geniusz zaczął upierać się, że nikt nie może dotknąć się do jego zupy. I co zrobił debil? Pomylił się, zamiast osolić ją, dodał cukru. W ogolę z skąd go Nathan wytrzasnął. Z kosmosu dla idiotów? – Ruda siedziała na fotelu obok żwawo gestykulując dłońmi.
- Taa… jest dość irytujący. – Odpowiedziałam cicho.
- Dość irytujący?- Powtórzyła. – Robisz sobie przerwę od bycia sobą i nie zamierzasz go ze mną wyzywać?
- Janet. – Westchnęłam. – Jestem zmęczona by wyzywać jakiegoś kolesia, który jest kolejnym palantem w tym domu.
- Nie rób mi tego! – Warknęła gwałtownie wstając z łóżka. – Wiem, że to ja pierwsza zwątpiłam w nasze szansę, bo nie mieliśmy żadnej! Pojawiła, pojawiła się pieprzona szansa i nie rób tego! Nie przestawaj walczyć!
- Jestem tylko zmęczona…
- Minął tydzień, a ty każdego dnia jesteś coraz bardziej zmęczona! – Zaczęła krzyczeć. – Nie rób mi tego do cholery i nie próbuj mnie zostawiać!  Nikogo nie potrzebuję, tak bardzo jak Ciebie! Nikomu nie wierzyłam, tak jak Tobie.  Wiec, dlaczego do cholery łamiesz swoją obietnicę, że nigdy mnie nie zostawisz? Uwierzyłam Ci. Zaufałam Ci. Nie możesz teraz po prostu się poddać!
- Przestań krzyczeć Janet! Wciąż tu jestem! – Krzyknęłam za chwilę krzywiąc się na ból. Zaczęłam kaszleć na brak chwilowego powietrza. Ciężko oddychałam próbując odzyskać spokój bicia serca.
- Kłamiesz. – Dodała już ciszej. Otworzyłam powieki, przenosząc wzrok jej zapłakaną twarz.  – Jesteś cieniem, siebie.
Podeszła do drzwi, szarpiąc za klamkę. Otworzyła je i wyszła mijając w drzwiach zdezorientowanego Nathana. Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. Odwróciłam głowę w drugą stronę, patrząc zamglonym wzrokiem na palącą się lampkę, która oświetlała cały pokój pogrążony w ciemności.  Siła światła raziła mnie po oczach, lecz nie mogłam oderwać wzroku. To było jedyne światło, które widziałam w ciemnym tunelu. Mojego tam nie było.
Po kilku ciężkich krokach poczułam ciepłą ręką na swojej. Chłopak usiadł na brzegu łóżka, obserwując mnie uważnie.  Przeniosłam na niego wzrok, wpatrując się w jego bladą zmęczoną twarz. Włosy zazwyczaj w idealnym ładzie, teraz były w każdą inną stronę. Oczy zazwyczaj czarujące błyskiem, teraz były podkrążone, smętne. Był zmęczony. Jak my wszyscy. Czy by było łatwiej gdybym zakochała się w nim? Czy skończyłabym w tym miejscu, co teraz, wybierając życie przy nim? Choć te pytanie błądziły po moim umyśle, nie chciałam poznać na nich odpowiedzi, ponieważ nigdy nie żałowałam wyboru, który podjęłam. Nigdy nie będę żałować, że to w Harrym się zakochałam i z nim wylądowałam właśnie tutaj. Nawet, jeśli jesteśmy poprani do tego momentu. Nawet, jeśli nawet teraz nie umiemy siebie kochać we właściwy sposób, cieszę się, że tą miłość mogłam dzielić z nim.
- Janet jest przerażona. – Zaczął cicho mocniej ściskając moją rękę. – Jak my wszyscy. Nie powinna na Ciebie krzyczeć.
- Jest okey. – Uśmiechnęłam się słabo. – W końcu nie pierwszy raz znoszę jej wybuchowość. Powiedziała to, co czuję. Nikt nie powinien tego w sobie dusić.
- A ty? Jak ty się czujesz? – Spytał.
- Niech pomyśle. Harry nie przychodzi tu dopóki nie usnę. Nate nie żyję.  Janet szaleję z chęcią rozbicia wszystkiego. Ty próbujesz wszystko naprawiać i jest twój irytujący koleżka. Wygląda to jak kolejny dzień naszej popranej rodzinki. Czuje, że zaraz oszaleje.
- On jest chyba najbardziej przerażony z nas wszystkich. – Szepnął spuszczając głowę.
Wiedziałam, do kogo dążył.  Nie winiłam Harrego za jego strach. Za jego nieobecność w momencie, gdy go najbardziej potrzebowałam. Od samego początku nie umieliśmy siebie kochać tak jak powinniśmy.  Nie potrafiliśmy znaleźć podstawowych zasad miłości. Raniliśmy i uciekaliśmy by za chwilę wrócić do siebie. Zawsze tą samą ścieżką, tym samym cyklem powtarzaliśmy nasze błędy nie ucząc się na nich.  Kochaliśmy siebie na sposób, który nigdy nie był idealny. Zraniliśmy siebie. Uciekliśmy od siebie. Tylko tym razem nie wrócimy, nie znajdziemy już wspólnej drogi i oboje jesteśmy przerażeni, bo nie wiemy jak się pożegnać.
- Wszyscy się boimy Nathan, ale żadne złudzenie czy uciekanie od rzeczywistości, nie zatrzyma naszego czasu i nie poczeka, aż będziemy na to gotowi. – Szepnęłam.

 ****

- Musisz coś dla mnie zrobić. – Odezwałam się do chłopaka siedzącego na fotelu obok. – Zamknij się, nie pytałam czy to zrobisz, po prostu zrobisz. – Dodałam widząc jak otwiera usta w proteście. – Przeczytasz im to.
- To jest twoje pożegnanie? – Spytał obserwując z każdej strony kawałek zgiętej kartki. – Czyli się poddajesz?
- Czy prosiłam Cię o pistolet by strzelić sobie w łeb?- Spytałam.
- Nie.
- A powinnam. Nie znasz mnie.  Ja Ciebie na całe szczęście też nie.
- Ałła. Moje ego! – Krzyknął z udawanym oburzeniem. Posłałam mu żałosne spojrzenie.
- Nie robimy oboje żadnych dramatów. Nie zależy nam na sobie, więc bądź jedyną osobą, która nie oszukuje samej siebie. Umieram.  Nie udawajmy, że jest inaczej.
- Po co produkuje się białą czekoladę? – Spytał, uśmiechając się pod nosem.
- Co ty pieprzysz?
- Próbuję Cię rozśmieszyć.
- Rozśmieszasz mnie samym sobą.
- Jak na umierającą jesteś strasznie wredna.
- Trzeba było poznać mnie wcześniej.
- Żeby murzynek też mógł się wybrudzić.
- Kretyn. – Szepnęłam, śmiejąc się. Każdy ruch wargami sprawił mi ból. Mój ton mówienia zniżył się do szeptu przez ból, który atakuję każdą część mnie.
- Najpierw jest twardy i suchy, ale jak się go włoży i wyciągnie to staje się miękki i mokry. Co to jest?
- Serio? – Spytałam ze zwątpieniem. Podniósł jedną brew zachęcając do odpowiedzi. – To, czego ty nie masz w spodniach.
- Rogalik w mleku, ty świntuchu! – Zaśmiał się. – Czekaj! Co powiedziałaś? Gdybyś zobaczyła mnie bez spodni, spadłabyś z łóżka z wrażenia.
- Tak jak z wrażenia uciekają twoje wszystkie laski, gdy zobaczą twoją twarz?- Szepnęłam. Udał oburzenie.
- Nie zasługujesz na moje towarzystwo…
- Więc wpierdalaj w podskokach.- Przerwał mu ktoś. Oboje spojrzeliśmy w stronę drzwi, w których stała ruda z założonymi rękami na piersi. Bez wyrazu patrzyła na chłopaka, uważnie śledząc jego ruchy. Przeniósł wzrok uśmiechając się w moją stronę. Po czym wyszedł zostawiając nas same.
Patrzyłam jak ruda bez słów zamyka za nim drzwi i szybko podchodzi do mojego łóżka. Ze zbitym spojrzeniem powoli kładzie się obok, obejmując mnie swoimi rękami w pasie,  głowę kładąc na mojej klatce piersiowej.  Zamknęłam oczy na chwilowy ból, lecz on znikał przez ciepło, które czułam przez ciało przyjaciółki.
- Przepraszam. – Szepnęła. Poczułam jak jej łzy moczyły moją koszulkę. Podniosłam prawą ręką powoli kładąc ją na jej ręce.  – Boję się.
- Nie bój się Janet. – Szepnęłam pozwalając pierwszej łzie wypłynąć z moich oczu.
Bałam się strasznie. Bałam się tego, co mnie czeka. Bałam się czasu bez ich wszystkich. Świadomość, że muszę ich zostawić bolała najbardziej.  Chciałam żyć z nimi. Chciałam by mogli zapłacić za śmierć mojego najlepszego przyjaciela. Chciałam wyjąć z szuflady naszykowaną mapę byśmy mogli wspólnie wybrać miejsce, do którego się wybierzemy.  Walczyć o kolejny spokojny miesiąc by potem znowu zacząć uciekać. Chciałam tą rutynę, lecz została mi odebrana. Muszę odejść. Zostawić wszystko, co kochałam.
- Proszę Cię nie mów tego. – Zaczęła załamanym głosem. – Nie mów tego jeszcze przez chwilę. Nie mów tego dziś. Nie jestem gotowa by to usłyszeć, proszę zostań jeszcze, chociaż dziś.
Nie byłam gotowa umrzeć. Miałam tak wiele rzeczy do zrobienia. Chciałam znaleźć spokój i dom, który będzie dla nas wszystkich bezpiecznym domem. Gdzie będziemy zwykłą kochającą się rodziną z problemami, jaki komuś zrobić dowcip. Nie ludźmi, za których nas biorą. Nie mordercami, którymi jesteśmy. Tylko, choć jeszcze chwilę być rodziną. Naszą popraną rodziną walczącą z całym światem.  Nie byłam gotowa odejść.
- Kocham Cię Janet. – Szepnęłam.
 - Kocham Cię Mia. – Zaszlochała.
Nie płacz moja kochana zołzo zawsze będę przy Tobie. Zawsze.              

Więc płaczmy, płaczmy
Wsparci na swoich ramionach
Płaczmy, zanim to się skończy
Płaczmy, zanim wszystko odejdzie
Trzymaliśmy się za długo
Czas dla nas, byśmy ruszyli dalej
Jestem zmęczony szukaniem powodu, dlaczego
Więc po prostu płaczmy

- Nie dałem Ci całej miłości, moja miłość nie była wystarczająca byś mogła poczuć się szczęśliwa. – Szepnął całując moją głową. Przyszedł i po prostu bez słów położył się obok biorąc mnie w swoje ramiona, opierając brodę o moją głową. Siedzieliśmy w ciszy wsłuchując się w nasze nierówne oddechy. Ściskał mocno moją rękę, co chwile drżąc. Teraz byłam gotowa umrzeć w jego ramionach.
- Jestem szczęśliwa za każdym razem, gdy trzymasz mnie w ramionach. – Szepnęłam, wzięłam głęboki oddech ignorując ból w klatce piersiowej z każdym moim słowem, z każdym moim oddechem. – Gdy patrzę w twoje oczy, …. Gdy widzę twój uśmiech, …. Jestem , bo wiem, że… zawsze mnie kochałeś tak mocno… popranie… boleśnie, jak ja Ciebie.
- Kocham Cię, Mia. Zawsze kochałem. – Szepnął mocniej mnie do siebie przytulając. Czułam jak jego łzy moczą moje włosy. – Nigdy nie chciałem Cię stracić.
- Nigdy nie stracisz, zawsze będę obok. – Szepnęłam. – Kochając się po drugiej stronie. Kocham Cię, Harry. – Szepnęłam wypuszczając ostatnie łzy. – Jestem zmęczona. Muszę iść spać, ale najpierw musisz mi coś obiecać.
- Co?
- Bądź szczęśliwy.
- Obiecuję. – Szepnął.-  Nie bój się, kochanie. Jestem przy Tobie cały czas.  Kochając cię całą moją miłością.  – Złożył pocałunek na moich ustach, patrząc mi w oczy. – Zamknij oczy kochanie, będzie dobrze.

Ostatni raz zapamiętując jego spojrzenie, zapamiętując jego dotyk, zapamiętując jego zapach, zamknęłam oczy.



Buuuuuuuuu ;*

Dodałam dziś rozdział,  ponieważ to już ostatni i chce skończyć z tą historią, za nim się rozmyślę i wrócę do pisania drugiej części. Jestem świadoma co zrobiłam w tym rozdziale i jeśli jesteście źli.
 W PIĄTEK EPILOG!  
Przepraszam za błędy i dłużej  wypowiem  się w piątek pod epilogiem, bo mam wam trochę do powiedzenia. ;d Mam nadzieję, że mimo wszystko spodobał wam sie rozdział ;d
Mogę prosić was o komentarze?
Kocham was, całuje, pozdrawiam :*:* <3

piątek, 21 listopada 2014

Rozdział 18

Nie płakałam. Nie potrafiłam, po prostu wiedziałam, że nawet gdybym zalała się łzami niczego tym nie naprawię. Nie zatrzymam czasu i nie zdobędę szansy na podjęcie innych decyzji. Decyzji, które nie zaprowadzą nas do ostatecznego punktu w którym jesteśmy teraz.
Miłość jest wielką suką, zdolną do zniszczenia wszystkiego. Ciebie. Twojego świata. Największą suką, która daję szczęście i je za chwilę zabiera. Kiedyś moim największym marzeniem, dziś już nie tak kolorowym jak w moich wyobrażeniach, ale mimo swojej ciemności, zdobyłam miłość, która była piękna.  Nauczyła mnie jak walczyć o najważniejsze wartości życia. Pokazała mi siłę, którą w sobie zawsze miałam, lecz nie mogłam dostrzec. Podniosła mnie tylko po tym za chwilę zgubić i zniszczyć.  Udowodniła mi jak wiele jestem w stanie znieść i ile potrafię dać z siebie w każdej walce. Pokazała mi prawdziwą mnie, uwolniła od świata pełnego sztuczności, fałszywości, banalności w którym się urodziłam i żyłam wbrew własnej woli.  Teraz gdy widzę koniec wiem, że nigdy bym nie zamieniła na nic innego, swojej mrocznej miłości, którą jest Harry Styles.
- To było piękne życie. – uśmiechnęłam się słysząc słowa mojej przyjaciółki.  Chłodny wiatr coraz boleśniej drażnił nasze zranione ciała, gdy helikopter lądował na dachu. Przez głowę przelatywało mi tak wiele chwil w których byłam szczęśliwa i w głębi siebie czułam, że w jakiejś części zdobyłam życie, które chciałam i byłam w stanie w mroku znaleźć swoje światło i przeżyć każdą burzę. Czułam, że znalazłam szczęście do którego dążyłam.
Ściskając resztkami sił dłoń Janet wiedziałam, że to jest dobry koniec. Znalazłam prawdziwych przyjaciół pośród tłumu fałszywych.  Byli moją rodziną o której zawsze marzyłam. Śmierć przy niej, jest piękną śmiercią. I miałam nadzieję, że Harry i Nate pokonali śmierć i gdy mnie już zabraknie, będzie żył resztkami naszej miłości.
 - Wiesz… i tak znajdę cię w piekle. Nie uciekniesz. – powiedziała patrząc w ten sam punkt. Helikopter wylądował ostatecznie na dachu. Klamka przy mały drzwiach zaczęła się ruszać i wtedy gdy wiesz, że nie ma żadnej szansy na przeżycie, to naprawdę koniec, zaczynasz chcieć żyć. Wtedy boisz się co cię czeka za życiem na ziemi. Czułam ten strach.  Był wielki.
Zamknęłam powieki w tym samym czasie co otworzyły się drzwi. Czekałam na ból, lecz nic takiego nie przychodziło. Mogłam usłyszeć w warczeniu silnika słabe przekleństwa. Poczułam mocny nacisk na moją rękę przez rudą, która musiała też być w dezorientacji. Czy nie powinni do nas strzelać jak do psów, tak jak my odbieraliśmy innym życia? Czy nie na to zasługujemy? Czy nie o to toczy się ta walka? Czy nie tego chcą?
Uchyliłam jedną powiekę, sama nie wiedząc czego mogę się spodziewać. Poczułam szok. Otworzyłam drugie oko by się przekonać, że to cholerna prawda.  Miałam ochotę się śmiać. Wybuchnąć głośnym śmiechem, lecz dostałam paraliżu.  Nigdy tego bym się nie spodziewała.  Nie potrafiłam w to uwierzyć.
- Dasz radę dojść sama? – spytał biorąc na ręce rudą, która mimo jęków z bólu, przeklinała chłopaka podczas śmiechu.  – Mia! – krzyknął pokonując szybko dystans do helikoptera.  Wybudzając się z  dziwnego transu, próbowałam wstać podpierając się komina. Tak jak szybko stanęłam na nogach, tak szybko runęłam na ziemie czując coraz gorszy ból w nodze. Po chwili poczułam silne dłonie chłopaka, który zaniósł mnie na rękach do helikoptera.
- Mamy mało czasu za nim zorientują się, że to nie ich ludzie. – odezwał się pilot patrząc przez ramie w naszą stronę.  Zmrużyłam oczy przyglądając mu się. Kim do chuja on jest? Mrugnął do mnie, odzywając się. – Nie ma za co.
- Jak?- przeniosłam wzrok na drugiego chłopaka, który zapinał Janet na siedzeniu. Gdy skończył bez słowa pomógł mi z zabezpieczeniami. Dopiero jak usiadł gotowy na siedzeniu obok, a pilot ruszył wznosząc się do góry, spojrzał na mnie, delikatnie się uśmiechając.
- Harry. – odparł beztrosko. Pod moim wzrokiem westchnął, wyjaśniając dalej. – Zdziwiłem się na jego telefon, bo oboje wiemy co zrobiłem. Prosił mnie o pomoc, nie chciałem nawet tego słyszeć, bo chciałem jego śmierci. On to wiedział i nie poprosił mnie o pomoc dla siebie, tylko dla Ciebie. Wiedział o moich uczuciach i wiedział, że zrobię wszystko by Cię uratować.  Od dłuższego czasu miałem policyjny helikopter, co prawda ukradziony i z jego wskazówkami jestem tu.
- Nathan… - zaczęłam, ale mi przerwał z wymuszonym uśmiechem.
- Spokojnie, Mia. Po niego  też wysłałem chłopaków. Wiem, że wolałabyś tam umrzeć niż zostać uratowana tylko po to  by żyć bez niego. Wiem to.  Jestem skończonym debilem wierząc w to, że mogłem zniszczyć waszą miłość.  Przepraszam.
- Dziękuje. – szepnęłam, chciałam powiedzieć więcej. Nadal nie potrafiłam uwierzyć, że Nathan nas uratował, lecz poczułam dziwne uczucie przebijające się w środku mnie.  Gwałtownie nabrałam powietrza, czując nieprzyjemny ból. Zaczęłam kaszleć krztusząc się własną krwią, która wypływała  z moich ust.  Ostatnie co zobaczyłam to moje zakrwawione dłonie i przerażoną twarz Nathana, za nim poczułam nadchodzącą ciemność.

****

Powoli uchyliłam oczy. W głowie miałam jedną wielką pustkę. Czułam się skołowana rozglądając po nieznanym pomieszczeniu.
- Śpiąca królewna się obudziła. – usłyszałam obcy głos z prawej strony. Z grymasem spojrzałam w tamtą stronę. Na fotelu siedział blondyn z kpiącym uśmieszkiem. Nie mogłam sobie przypomnieć, gdzie go już widziałam. Patrzyliśmy na siebie w milczeniu, dopóki nie wstał podchodząc do szafki przy łóżku na którym leżałam. Zabrał z niej szklankę wody, którą wyciągnął w moją stronę. Niepewnie po nią sięgnęłam krzywiąc się z bólu na każdy ruch. Wszystko mnie rozpierdalało. Wypiłam duszkiem połowę szklanki pozbywając się suchości w ustach. Z uśmieszkiem wziął ode mnie szklankę, wracając na swoje miejsce.
- Kim do chuja jesteś? – spytałam po chwili. Próbowałam rozszyfrować swoje położenie, lecz wszystko wydawało się obce i do cholery nie wiedziałam z kim mam odczynienia. Było to niezwykle frustrujące, jak ból który palił każdą część mojego ciała.  Dostrzegłam bandaże na pewnych częściach ciała i jakieś kable przyczepione do mnie. Z grymasem patrzyłam dokąd idą te kabelki, dochodziły do małej maszyny, która stała po lewej stronie łóżka. Niepewnie ją obserwowałam.
- Jesteś podłączona do sprzętu ze szpitala. Nie znam się na tym gównie, ale wiem, że to ma cię podobno ratować. – przeniosłam wzrok ponownie na chłopaka. – Odpowiadając na twoje pytanie. Czy każda kobieta musi zachowywać się jak suka wobec dobrego chłopaka, który ją ratuję, a zdychać z miłości do popieprzonego drania?
- To nie była odpowiedź na moje pytanie. – zauważyłam.
- Była, gdybyś potrafiła w niej doszukać, tego czego chcesz.  Jestem pilotem helikoptera, który cię uratował. Mówiłem, nie ma za co?
- Dlaczego do cholery tu siedzisz? – spytałam. Powoli przypominałam sobie wszystko za nim straciłam przytomność. Pamiętam gościa, który puszczał w moją stronę oczko, lecz nie przypominam sobie jego twarzy.
- Robię za twoją niańkę. – uśmiechnął się z kpiną.
- Jesteś irytujący.
- Ty też nie jesteś osobą z którą pragnąłem  spędzać czas.
- Więc co tu jeszcze robisz? – syknęłam, zirytowana tym człowiekiem.
- Hm, zastanówmy się. – podrapał się po brodzie. -  Jakiś arogancki dupek przyłożył mi na dzień dobry broń do głowy mówiąc, że jak jego dziewczyna umrze to za to zapłacę i kazał mi tu siedzieć, czekając aż śpiąca królewna się obudzi w tym czasie starać się nie dać jej umrzeć. – jego głos był przesiąknięty drwiną. – Nie jednak to nie ten powód. Po prostu chciałem. – dodał z wyczuwalnym sarkazmem.
Zignorowałam go, przypominając sobie o moich przyjaciołach i Harrym.  Momentalnie poczułam przerażenie, zrywając się  z łóżka.  Ignorując ból zaczęłam zrywać z siebie wszystkie rurki dopóki nie powstrzymała mnie dłoń chłopaka.
- Spokojnie, królewno. Żyją, są w tym domu, ale ty musisz tu zostać. Więc, bądź grzeczną dziewczynką i połóż się bym nie musiał umrzeć przez twoje szalone pomysły.
- Nie wiem za kogo się kurwa uważasz, ale nie będziesz mi mówił co mam robić, a czego nie. – syknęłam przez zaciśnięte zęby. Mierzyliśmy się wzrokiem, aż zabrał swoje ręce unosząc je w geście poddania. Odsunął się kawałek do tyłu, wskazując jedną ręka bym wstała.  Zaczęłam zrywać pozostałe kable, przesuwając się na łóżku, tak , że moje nogi z niego wisiały. Czułam na sobie jego wzrok, gdy zaciskając szczękę z bólu dotknęłam zimnej podłogi.  Chciałam weprzeć się na rękach, lecz gdy to zrobiłam, zesztywniałam czując tylko czucie w jednej. Spojrzałam na lewą całą owiniętą rękę bandażem.
- Straciłaś w niej czucie. Było za późno na odratowanie jej.  Tak jak twoja prawa noga powoli umiera, wstając z łóżka zaszkodzisz sobie. – mówił dalej. Patrzyłam pustym wzrokiem na podłogę.
- Nie traci się nogi przez jeden postrzał. – syknęłam i podniosłam się przerzucając cały ciężar na nogi. Poczułam jak moje nogi uginają się, a przed upadkiem ratują mnie ręce chłopaka.
- Postrzał w złe miejsce, może do to tego doprowadzić. – powiedział pierwszy raz bez żadnej kpiny w głosie. Bez sprzeciwu pozwoliłam mnie położyć na łóżku i przyczepić to cholerstwo z powrotem.  Walcząc ze łzami spojrzałam na sufit, by nie pokazać swoich słabości.
- Powiedz mi wszystko. – zażądałam.
- Byłaś w śpiączce przez tydzień, nie wiedzieliśmy czy się obudzisz.  Postrzały w twojej lewej ręce były poważne, a szklaka, która wdarła się do twoje skóry zaszkodziła jeszcze bardziej, było za późno. Twoja rana w brzuchu nie wydaję się tak groźna, ale straciłaś dużo krwi. Twoja noga….
- Nie obchodzi mnie to! – warknęłam łamiącym się głosem. – Co z nimi. – dodałam łagodniej. – Proszę, powiedz mi.
- Ta ruda dziewczyna, przywitała mnie tak samo miło jak ty, ale jest  z nią coraz lepiej na tyle, że jest w stanie narzekać na słone jedzenie. Wyjdzie z tego. Nie odchodziła z stąd cały czas, dopóki nie wynieśliśmy jej siłą. Z Natem jest już gorzej. – przerwał. Przełknęłam ślinę, zaciskając mocno powieki. – Mieli trudność z dostaniem się do helikoptera i… nie jest w stanie sam oddychać. Nie obudził się do tej pory. Ze Stylesem jest najlepiej z was wszystkich. Ma kilka obrażeń, lecz  jest w stanie chodzić o własnych siłach. Nie wiem… - przerwał, milcząc przez dłuższą chwilę.
- Nie wiesz co? – warknęłam przerywając ciszę.
- Czy szybko go zobaczysz. – szepnął tak cicho, że ledwo co go usłyszałam. – Nie potrafi się pogodzić z tym co się stało. Myślisz, że dlaczego mnie tu przysłał? Nie chce patrzeć, jak umierasz. Nie wiedzieliśmy czy się obudzisz.
- Zostaw mnie samą. – poprosiłam, lecz chłopak się nie ruszył. – Kurwa zostaw mnie samą! – krzyknęłam.
Ze spuszczoną głową wstał i  wyszedł zamykając za sobą drzwi. Zostałam sama, wtedy pozwoliłam pierwszej łzie wypłynąć z moich oczu. 
Byłam skończoną kretynką. Po prostu myślałam, że wygraliśmy tą walkę widząc na dachu Nathana. Myślałam, że uciekliśmy śmierci i to nie jest koniec. Po raz kolejny zobaczyłam dla nas szansę, wyobraziłam jak ruszamy w świat szukając kolejnego miejsca by za chwilę z niego uciekać. Chciałam mieć tą szansę.  Tylko, że nigdy nie uciekliśmy śmierci. Nasz koniec został przesunięty o kilka zdań do przodu, a walka toczy się dalej.
Zostaliśmy zniszczeni.
 Przebudziłam się przez czyjś zimnym dotyk na twarzy. Czułam jak przesuwa palcem po moich zamkniętych powiekach, zmarzniętych policzkach i posiekanych ustach, następnie czuję jak ściska moją rękę.  Znałam ten dotyk. Sprawiał, że w jednej chwili płonęłam z bólu, a  w drugiej czułam ukojenie. Kochałam ten dotyk pomimo jego toksyczności.
- Przepraszam. – usłyszałam jego załamany głos, gdy chciałam otworzyć powieki. Zawahałam się. – Za wszystko.  Za to, że nie potrafię spojrzeć Ci w oczy i powiedzieć, że to moja wina. Zniszczyłem Cię, zniszczyłem nas i miałaś rację, powinienem dawno pozwolić Ci odejść.  Zrób to kochanie, obwiń mnie za wszystko. Znienawidź mnie, a będzie Ci łatwiej, obiecuję.  Nigdy nie chciałem być twoją śmiercią.
Poczułam jego ciepłe usta na swoim czole. Chciałam go zatrzymać, chciałam powiedzieć, że to nie prawda. Sama wybrałam drogę na której teraz jestem. Sama pozwoliłam stać się taką osobą jaką jestem i nigdy bym tego nie zmieniła, bo to właśnie dało mi możliwość pokochania go i to jest  najlepsza rzecz jaka spotkała mnie w tym piekle. Lecz nie mogłam. Czułam paraliż. 
Otworzyłam powieki, gdy tylko usłyszałam zamkniecie drzwi. Wyszedł.

****
- Wiesz na czym polega życie, Mia?- spytała ruda leżąc na łóżku obok mnie.  Kazała zanieść siebie tu z całym sprzętem lekarskim, który ma pomóc jej wyzdrowieć. 
- Co ty pieprzysz, ruda?– westchnęłam, czując zmęczenie. Każda minuta sprawiała mi większy ból mimo tabletek, który połykałam garściami. Byłam zmęczona psychicznie jak i fizycznie.
- Polega na śmierci i ciągłym żegnaniu. Za nim my odejdziemy musimy pożegnać setki ludzi, którzy mieli przy nas być.  Nikt nie jest w stanie zatrzymać tego cyklu i jedyne co nam pozostaję, to przetrwać. Nie wolno myśleć, że gdy bliska osoba odeszła, a ból jest tak wielki, że postanawiasz się zabić, przestać walczyć.
- Nie… - szepnęłam, ale mi przerwała. Moje serce zamarło.
- Musisz pomyśleć o innych osobach, które nadal tu dla ciebie są. Musisz walczyć dla nich nawet jeśli jest nas mniej w tym życiu. Nie możesz się nigdy poddać. Szczególnie teraz.
- Nie waż się tego mówić, kurwa! – krzyknęłam. – Kurwa! – zabrałam zdrową ręką kubek ze stolika obok i rzuciłam go przed siebie w ścianę. Ciecz rozlała się po niej, krusząc kubek na małe kawałeczki. Mimo, że nie chciałam na to pozwolić, łzy wypływały z moich oczu, jedna za drugą przez ból, który rozsadzał mi serce. Przez nienawiści, która wypełnienia mnie w środku.  Zacisnęłam palce na swoich włosach ciągnąc za ich cebulki, zaczęłam krzyczeć rzucając wszystko na podłogę. Szarpałam za pościel dławiąc się swoim szlochem. Zrzuciła ją na ziemie, upadając wraz z nią. Zginając się na pół, waliłam pięściami w podłogę raniąc swoje dłonie. Krzyczałam umierając.
- Przepraszam, on nie żyję. – ruda upadła obok mnie, chowając mnie w swoich ramionach. – Nate nie żyje.

Zniszczyli nas.  

Witam was w ten zimny dzień ;* Czy tylko ja chce z powrotem ciepło i wakacje?
To jest przedostatni rozdział i jeszcze epilog. Ostatnio dość dużo zastanawiam się na drugą częścią i myślę, że nie jestem gotowa pożegnać się z tą historią, ale ostatecznie nie powstanie kontynuacja tego bloga. 
Wiem, że naprawdę nie chce się komentować, nawet jeśli to tylko chwila, rozumiem. Ale gdybym mogła was prosić o opinię waszą i odczucia co do rozdziału i wasze pomysły na zakończenie, to bardzo proszę. 
Myślę, że zobaczenie waszych opini jest takim szczęśliwym, radosnym światełkiem w ciemnym tunelu, którym niestety jest życie i nas do niego pcha i sprawia, że czujemy jakby po nas przejechał pociąg. 
Tak czy siak, proszę bardzo i dziękuje, że tu jesteście <3
Kocham was bardzo, pozdrawiam Olka :*

piątek, 14 listopada 2014

Rozdział 17

Często doceniamy coś gdy to stracimy lub możemy stracić, lecz czasami jest za późno by to odzyskać. Zatrzymać przy sobie, mieć szansę na naprawienie tego. Byłam ogromną realistką i oceniałam sytuację bez nadziei, bez wiary, że możemy to przetrwać. Nie tym razem. Tym razem to nie my ustalamy zasady. Nie mamy w rękach asów i jesteśmy na miejscach przegranych. Każdy musi kiedyś przeżyć ostateczną walkę. Czuje, że to nasz czas. 
Kochałam go i kocham jak szaleniec. Kocham go na każdy poprany sposób. W najgorszy, najboleśniejszy sposób czuję jak moje serce bije dla niego.  Jestem w środku huraganu, który jest naszą miłością i nieważne, co zrobimy, w żaden sposób to nie stanie się kłamstwem. Żadne słowa i czyny nie ukryją prawdy. Prawdą jest to, że go kocham. Tak bardzo, że umieram przez tą miłość.
Samochód nieubłaganie zbliżał się w stronę zamaskowanych mężczyzn. Pragnęli naszej śmierci tak bardzo, że byli w stanie poświęcić swoje życie. Wiedzieli, że to dzieje się w tej chwili. Zaczęli mierzyć w nasz rozpędzony samochód. W tym samym czasie zaczęliśmy mierzyć w ich stronę gotowi walczyć w być może ostatniej walce. Potrafiłam dostrzec kule lecące prosto na nas. W jednej sekundzie skręciłam  w prawo wjeżdżając na chodnik.  Wszystko co mogliśmy usłyszeć pośród naszych urwanych oddechów to starzały, kule uderzające  w nasz samochodu. Starałam się panować nad samochodem i drogą, którą miałam  przed sobą. W jak zwolnionym tempie widziałam ludzi uciekających na boki, gdy poczułam jak ręka Harry'ego naciska na moje ciało, schyliłam  się na siedzeniu jak tylko mogłam, gdy kula w tym czasie rozbiła szybę po mojej stronie, a szkło spadało na moje ciało wbijając się w nie bezlitośnie.  Garbiłam się na siedzeniu, tracąc chwilową widoczność na drogę przed nami, Harry położył dłoń z pistolem na moich plecach i oddał kilka strzałów na oślep w tym samym czasie strzelając przez szybę po swojej stronie.
- Kurwa. – usłyszałam jego jęk ledwo  w chaosie strzałów. Jak najszybciej zobaczyłam jak z Harry'ego ręki leci coraz więcej krwi. Gdy nasze spojrzenia na chwilę się spotkały, oboje przytaknęliśmy.Zabrał  rękę skupiając całą swoją uwagę  na swojej stronie, strzelając w tych kretynów, którzy upadali na ziemie po każdym strzale. Podniosłam się na siedzeniu i zobaczyłam przed nami budynek, zaczęłam z całych sił kręcić kierownicą w prawo próbując wyrobić się na zakręcie oraz uniknąć zdarzenia z budynkiem. W jednej sekundzie straciłam panowanie nad samochodem, gdy kula trafiła w moje lewe ramię. Zaciskałam zęby z bólu, szukając zranioną ręką po omacku pistoletu, który powinien być na moich kolanach. Szybko go złapałam  w ręce mierząc przez potłuczoną szybę w stronę tych śmieci, oddając w tym samym czasie strzał, poczułam jak kolejna kula przeszywa moją rękę. Odczuwając gorszy ból, pistolet wypadł  mi zza szybę, przez chwilową bezwładność.  Słyszałam coraz więcej jęków i wiem, że to moi przyjaciele mimo, że nie mogłam ich zobaczyć w tym chaosie, gdy kolejne strzały padały  w nas, tym razem skutecznie trafiając w nasze opony. Głos uciekania powietrze ledwo słyszałam podczas strzałów gdy  kule rozbiły nam przednią szybę i ledwo z Harrym uciekliśmy przed szkłem.  Podnosząc głowę straciłam całkowite panowanie nad samochodem, gdyż przez brak powietrza w oponach samochód wpadał w poślizg niebezpiecznie pochylając się w lewo.  Po  chwili przewracaliśmy się na bok. Czułam jak moja głowa uderza w drzwi, a szkło które zostało wbiło się w moje zranione ramię. Zapadała przerażająca cisza, wszystkie strzały ucichły , gdy przestaliśmy się ślizgać po asfalcie i zatrzymaliśmy w miejscu. Przez brak żadnego zabezpieczenia, moja cała lewa ręka zdarła  się po drodze za nim samochód stanął w miejscu. Próbowałam się podnieść, musiałam odpiąć w tej chwili pasy i uciec za nim zastrzelą nas jak psy. Krzywiłam się niemiłosiernie odpinając pas.
- Mia – usłyszałam szept, który szybko mnie wybudził. Przekręciłam głowę w prawą stronę na wpół przytomnymi oczami patrząc jak Harry próbuje niezauważalnie wyjść z samochodu.  Gdy mu się to udało  kolejne strzały padły w naszą stronę.Samochód wylądował tak, że zza plecami Harry'ego był budynek, do którego musieliśmy tylko wejść by mieć szansę na ucieczkę.
- Mia do cholery wstawaj! – warknął Harry wyciągając w moją stronę rękę. Wzięłam głęboki wdech próbując się ruszyć. Podparłam się na lewym ramieniu za chwilę opadając przez ból. Nie mogłam nic nią zrobić.
- Nate obstawiaj mnie – krzyknął podając mu swoją broń. Oboje chowali się za spodem auta. – Kochanie dalej – krzyknął wdrapując się na samochód. .Z każdą chwilą słyszałam więcej strzałów.  Próbowałam podnieść się z samego dołu tym razem opierając na prawej ręce.  Harry na wpół wszedł do samochodu wisząc do góry nogami. Przeraziłam się gdy kula trafiła w jego plecy.  Z całych sił podniosłam się łapiąc jego wyciągniętej dłonie.  Wspierałam nogami gdy próbował nas wyciągnąć. Czołgałam się już przez drzwi pasażera gdy dostałam kulkę w nogę zanim do końca Harry mnie wyciągnął. Oboje opadliśmy na ziemi  opierając plecami o wywrócony tył samochodu.
- Musimy uciekać – krzyknął Nate wychylając się za samochód i oddając kilka strzałów.  – Kończy się nam broń. Przebiegajcie, obstawie was!
- Stop – krzyknęłam gdy Harry zaczął nas podnosić. – Ruda. Gdzie ona jest? – krzyknęłam. Harry zesztywniał, a Nate przestał strzelać chowając się przed strzałami.  Popatrzył na mnie tym spojrzeniem, które zadało mi więcej bólu niż wszystkie kule.
- Wypadała z samochodu, gdy się przewrócił – szepnął.
- Co? - krzyknęłam. – Nie nie nie nie nie! – krzyczałam histerycznie. Na kolanach podeszłam do drugiego końca samochodu, wychylając się za niego. Wtedy ją zobaczyłam. Leżała na środku drogi cała zakrwawiona. Jej ręka była przyciśnięta do brzucha, przez  palce wypływa krew. Jej głowa była odwrócona w naszym kierunku, powieki miała zamknięte. Nie, to nie może być prawda.
- Janet! – krzyknęłam. Chciałam do niej pobiec, lecz poczułam jak czyjeś ręce zacisnęły  się wokół mojego pasa. Walczyłam z nimi nie dopuszczając do siebie krzyków Harry'ego. Musiałam ją ratować. Zabiję ich wszystkich, przysięgam zabiję ich wszystkich, jak pieprzonych śmieci, powybijam ich samych  i ich rodziny. Nikt z tego nie wyjdzie żywy. Przysięgam.
- Ona nie żyje! – kręciłam głową  w sprzeciwię słysząc krzyki chłopaków. Moja ruda się nie poddaje. Nie tak szybko. Moja ruda nie pozwoli zabić się tym pieprzonym śmieciom, nie  zostawi mnie.  Nie może umrzeć. Nie może. 
Z braku sił coraz mniej rzucałam się  w jego ramionach. Załzawionych oczami z których spływały łzy patrzyłam na moją przyjaciółkę, a ból rozsadzał moje serce. Czułam jak moje dłonie krwawią od silnego zaciskania pięści przez które paznokcie wbijały się w dłonie. Walczyłam tylko dlatego, żeby mogli mi zapłacić za jej śmierć.
- Nie rób mi tego, błagam – szepnęłam pod nosem. Zapomniałam o całym bólu fizycznym, choć czułam,  że moje ciało opadało z braku sił, to ból psychiczny jest tak wielki, że mnie wzmacniał. Potęguję moją nienawiści i zrobię wszystko by ich wybić.
- Daj mi broń! – krzyknęłam do Nate, który z wahaniem zaczął mi się przyglądać. – Zapłacą za to – mówiłam dalej. Przetarłam zabrudzonymi krwią dłońmi twarz z łez i wzięłam się do kupy. Przytaknął poddając mi broń do ręki.Wzięłam głęboki wdech z trudem kucając na stopach. Moja prawa noga wciąż krwawiła.
- Jesteśmy za tobą – szepnął Harry, przytakując. I gdy miałam ruszać zamarłam w miejscu, widząc jak powieki mojej przyjaciółki powoli się otwierały. Krzywiła się na ból, lekko uchylając usta.
- Nie… waż..si…mnie, rato…wać  – wydusiła z siebie.
- Nie waż mi się kurwa umierać! – krzyknęłam. Podniosła lekko kąciki ust za chwilę się krzywiąc.
- Bo.. co?- spytała przełykając ślinę. Otworzyła powieki patrząc na mnie ze łzami w oczach, lecz z lekkim uśmieszkiem. – Zabijesz mnie?
- Żebyś wiedziała – odparłam. Spojrzałam przez ramie na chłopaków, przytakując.  Przed  sobą miałam spory kawałek do rudej. Leżała bliżej drugiego budynku po drugiej strony niż nas.
 – Teraz! – krzyknęłam wybiegając zza samochodu. Biegłam strzelając na ślepo w stronę szmat, wszyscy byli  schowani zza samochodami.  Próbowali strzelać w moją stronę, lecz musieli szybko się chować przed strzałami chłopaków, którzy nas obstawiali.
Przestałam strzelać gdy dobiegłam do rudej, skupiając się na podniesieniu jej.
- Dalej. – warknęłam próbując ją podnieść.  Gdy nam się udało wstać, przewiesiłam jej ręce przez moją szyję, odwracając się w stronę chłopaków. W jednej chwili poczułam ból  w nodze, który sprawił, że upadłam na kolana razem z rudą.
- Uciekaj – szepnęła.
- Nie bez ciebie. – odpowiedziałam. Wzięłam głęboki wdech próbując się podnieść. – Musisz się mnie trzymać z całych sił. - Złapałam ją w pasie lewą ręką, której już coraz bardziej nie czułam. Czując jej ciężar na sobie ledwo mogłam utrzymać równowagę.
- Mia! – spojrzałam przed siebie widząc jak Nate rzuca ze złości pusty bez naboi pistolet na ziemie. Szybko przeniosłam wzrok na Harry'ego, który wciąż strzelał.  Nie uda nam się dotrzeć do nich. Krzyknęłam  na kolejną kule, która trafiała w mój brzuch.
- Do tyłu! – warknęłam do rudej. Zaczęłam strzelać cofając się.  Bezpiecznie za ścianami rozglądałam się  za naszym położeniem. Drzwi budynku były po prawie stronie, a my same siedziałyśmy  w sporawym zgłębianiu, dalej  budynek ciągnął się przez jeszcze spory kawałek. Albo wchodzimy do środka, albo umrzemy.
Oparłam głowę o ścianę przylegając do niej policzkiem, patrząc w bok. Nate ze smutkiem patrzył w naszą stronę, lecz wszystko co chciałam zobaczyć to Harry. Siedział oparty o samochodu patrząc prosto  w moje oczy. Oboje nie mogliśmy pozwolić sobie na  oddawanie strzałów, jeśli chcieliśmy mieć broń na później.  Momentalnie łzy pojawiły się w moich oczach. Coraz ciszej słyszałam padające w naszą stronę strzały pozwalając sobie zatracić się w jego oczach. Ostatni raz.                                                                  
Oboje wiedzieliśmy, że musieliśmy ruszyć i uciekać do środka szukając innego wyjścia. Oboje musieliśmy to zrobić osobno ze strachem, że nigdy więcej się zobaczymy. Moim ciałem wstrząsnęło przez większy napływ łez na moje oczy.
- Mia! – krzyknął, przełykając ślinę. – Musisz wydostać się z budynku  na drugą stronę. Znajdź bezpieczne miejsce i czekaj, aż po ciebie wrócę. Rozumiesz?
- Tak – krzyknęłam. Podparłam się ściany i wstałam, za chwilę pomagając rudej. Opierając ją o swoje ciało, ostatni raz spojrzałam w stronę bruneta.
- Jesteś najsilniejszą osobą jaką znam – dodał. – Skop im dupy, kochanie.
- Powiedziałabym Ci słowa,  które mam naszykowane gdy będziemy musieli się pożegnać, ale ich teraz nie powiem, bo wszyscy przeżyjemy i… - przerwałam przez suche gardło. Nabrałam trochę silny połykając ją. – I uciekniemy.  Skop im dupy, kotku.
Ostatni raz patrząc w swoje oczy przytaknęliśmy i weszliśmy do środka budynków.  Ten budynek musiał zostać ewakuowany, ponieważ był pusty, a cisza w środku przerażająca. Mogli tu być, czekając za ścianami  gotowi nas zabić. Mogliśmy wpaść w pułapkę, lecz to było nasze jedyne wyjście.
- Twoja ręka – szepnęła ruda wskazując na moją lewą dłoń. Spojrzałam na nią powoli idąc pustymi korytarzami. Na całej długości była zadarta przez asfalt, który wdarł się w moją skórę. Ciągle krwawiła, najbardziej z dwóch ran postrzałowych.
- Nie boli. Już jej nie czuję – szepnęłam.  Obie szłyśmy pomału krzywiąc na każdy ruch. Moje nogi bolały mnie niemiłosiernie, a brzuch coraz bardziej krwawił. Jedną ręką próbowałam zatamować krwawienie, w drugiej trzymałam w gotowości pistolet.  W oczach coraz bardziej mi wszystko się rozmazywało gdy próbowałam śledzić uważnie każdy zakamarek tego miejsca.
- Wiesz co, kocham cię wredna suko – szepnęła po kilku minutowej ciszy. Błądziłyśmy po korytarzach szukając i sprawdzając z ostrożnością każde drzwi z pieprzoną nadzieją, że nie czekają tam na nas te szmaty. Spojrzałam na nią ze zdziwieniem. Była coraz bladsza na twarzy.
- Przestań pierdolić, to nie moment  w którym to mówimy – szepnęłam, zatrzymując się przy windzie. Powinniśmy wjechać na górę, czy dalej iść szukając wyjścia. Kurwa, nie wiedziałam co mam robić. Nacisnęłam na guzik przywołujący windę, chowając się z rudą za ścianą. Drzwi  rozszerzyły się zabierając mi oddech. Gdy dalej panowała cisza, powoli podeszłam do nich , sprawdzając środek. Odetchnęłam z ulgą, nie widząc nikogo. Pomogłam rudej wejść, naciskając  na ostatnie piętro.
- Powinnaś mu powiedzieć, te słowa na pożegnanie – zaczęła cicho patrząc na mnie z bólem. – Nie mamy szans. Wszyscy to wiemy. Jesteśmy rozdzieleni, dodatku naszą jedyną bronią jest mały pistolet…. i – przerwała ze smutkiem patrząc  na podświetlony obraz, który wyświetlał aktualne piętra. – pewnie czekają na nas na górze i zabiją  gdy otworzą się drzwi.
- Teraz mi to kurwa mówisz?- warknęłam, uświadamiając sobie własny błąd. Zostały nam dwa piętra.
- Ma to jakieś znaczenie?- westchnęła. – I tak by nas zabili. Jesteśmy otoczeni, Mia. Bez sił… wyglądasz gorzej niż ja.
- Zamknij się, kurwa zamknij! – warknęłam nie pozwalając dopuścić do siebie tych słów. Nie mogę się poddać. – Schowaj się za ścianą przy drzwiach.  – rozkazałam sama ustawiając się po drugiej stronie. Osoba stojąc naprzeciw windy nie będzie mogła nas zobaczyć,  dając nam chwilową przewagę.  Przestałam oddychać gdy winda zatrzymała się na naszym piętrze. Usłyszałyśmy dźwięk otwierania drzwi. Powoli  się odsuwały przyprawiając mnie o pieprzony zawał serce.  Przełykając głośno ślinę przesunęłam się na środek z wymierzoną bronią.
- Kurwa. – zamknęłam powieki oddychając  z ulgą. Czysto. Ruda zaczęła się cicho śmiać za chwilę jęcząc z bólu. Wyszłam z windy każąc przytrzymać jej drzwi. Powoli stawiałam kroki obserwując każdy kawałek piętra.  Zaglądałam w każde drzwi z myślą, że gdy je otworzę zostanę zastrzelona, z urwanym oddechem naciskałam na klamki i z ulgą oddychałam widząc pustkę.  Ta ulga była chwilowa, nawet jeśli nie ma ich w budynku, są na zewnątrz i nie mam bladego pojęcia jak mam nas z stąd wyciągnąć.  Nie jestem silna. Tak bardzo chciałam usłyszeć od Harry'ego te słowa, bo właśnie tak myślałam, że mam w sobie siłę. Sytuacja w domu wzmacniała mnie, ponieważ każdy dzień tam był wyczynem. Potrafiłam przetrwać  roczne więzienie i radziłam sobie w każdej sytuacji, która mnie przerastała. Myślałam, że  byłam silna kochając Harry'ego i znosząc wszystkie jego upokorzenia, zdrady, zachowania, ale nie jestem. Nie tylko teraz zawodzę rudą, jego i Nate, ale siebie. Ponieważ nie jestem na tyle silna by nas uratować. Wszystko mnie boli i przeraża. Żałuję, że nie powiedziałam mu tego co powinnam. Teraz nie mam już szansy.
Wróciłam po rudą,  siedziała przed windą na krześle ledwo oddychając.
- Są wszędzie – powiedziała cicho wskazując na okna. Wiem, że są wszędzie. Czekają za maskami samochodów z pistoletami wycelowanymi w budynek. Jesteśmy martwi.
- Znalazłam schody na dach  – zaczęłam, nie zaprzeczając dopiero co usłyszanym  słowom.  Musiałam przyjąć do siebie jej nastawienie. Nie miałyśmy szans i obie to wiedziałyśmy. – Potrzebuje ostatni raz złapać świeżego powietrze.
Przytaknęła i bez słowa próbowała się podnieść. Pomogłam jej i bez spieszenia  ruszyłyśmy w kierunku schodów, następnie weszłyśmy po nich, dochodząc do ciężkich drzwi, otwierając je. Od razu poczułyśmy silny wiatr, lekko się chwiejąc. Przymknęłam powieki oddychając świeżym powietrzem,  wtedy poczułam, że chce żyć. Nie chce w ten sposób skończyć. Lecz to jest sposób na który zasługuję.
Usiadłyśmy opierając się o jeden z wielkich kominów. Zadarłam brodę do góry patrząc pustym wzrokiem w niebo. Czy istnieje dla mnie miejsce w niebie? Wątpię. Szykują mi miejsce w większym piekle.
Poczułam jak ruda łapie moją rękę swoją bladą, zimną.
- Kocham Cię, Janet. – szepnęłam, wierząc, że to są nasze ostatnie chwilę.  Kiedy się poznałyśmy ustaliłyśmy, że gdy będziemy umierać, powiemy sobie to co czujemy. Jedyny raz i  ten prawdziwy. Gdy skończy się nasza przyjaźń. 
- Kocham cię, Mia. – szepnęła.
 Zmrużyłam oczy słysząc coraz głośniejszy hałas. Obróciłam głowę do tyłu patrząc w stronę dźwięku. Helikopter leciał w naszą stronę, szykując się do lądowania na naszym budynku. Zniżał się coraz bardziej, a wiat zaczął w nas wiać coraz mocniej, ogłuszając nasz dźwiękiem silnika.
- To koniec. – szepnęła ruda, dostrzegając to co ja. Był to helikopter policyjny.


Heeelooł :) 

Przepraszam za błędy, ten rozdział nie ma ładu składu, ale nie miałam siły pisać go od nowa.  W najbliższym czasie poprawie wszystkie błędy, przynajmniej się postaram. ;)
Do końca zostały dwa rozdziały i epilog, co wszystko powinno pojawić się w następnym tygodniu z racji, że mam prawie wszystko napisane :)
Liczę, że wam się spodobał rozdział i na wasze komentarze :d Macie jakiś pomysł jak to się skończy? ;d
Całuję, pozdrawiam, kocham was, Olka <3

piątek, 7 listopada 2014

Rozdział 16


Zastanawiałam się kiedy przyjdzie ten czas, który wszystko spierdoli. On zawsze przychodzi i nie uwierzę, że nas miałby ominąć. Udało nam się stworzyć spokojne życie. Żyć wspólnie jako rodzina i nie było czasu na myślenie o tym co było zaledwie kilka tygodni temu. Osiągnęliśmy życie na które nie zasługujemy. Słyszę w głowie tykanie i czekam, aż bomba wybuchnie by wszystko spieprzyć.
- Miaaaaaaa. – usłyszałam marudzenie zbyt blisko swojego ucha. – Obudź się. – czyjeś zimne palce zaczęły jeździć po mojej twarzy.  Z zamkniętymi oczami, machnęłam ręką odgarniając natrętną łapę.
- Spierdalaj. – warknęłam próbując od nowa zasnąć.  Po chwili poczułam dotyk na przymkniętej powiece. Czułam jak obce palce próbują otworzyć mi oczy. Warknęłam i odwróciłam na drugi bok nie otwierając oczu. Przysięgam, że zaraz kogoś pierdyknę tak mocno, że nigdy więcej nie dotknie mnie nawet paluszkiem. Zignorowałam kolejne hałasy wiercenia się po łóżku.  Miałam ochotę wstać i rzucić tego osobnika i coraz bardziej się do tego przykładałam, czując jak materac blisko mnie załamuję się i zaczynam czuć ciężar na ramieniu przez czyjeś ciało.  Oj pieprzne i to porządnie, tylko dajcie mi pospać kilka godzinek. Gwałtownie otworzyłam oczy gdy moje oddychanie zostało utrudnione przez palce ściskające mój nos.
- Wstałaś. – nade mną zwisała głowa zadowolonego Stylesa. Zabrał swoje palce z mojego nosa tym samym pozwalając mi normalnie oddychać.  Spojrzałam na niego morderczym wzrokiem i błagałam by chociaż raz, można było zabić wzrokiem wtedy ten kretyn by już leżał martwy na podłodze.  – Jesteśmy głodni, a nie ma nic w lodówce.
- Zaraz nie będziecie mieć już tego problemu. – syknęłam robiąc się bardziej rozdrażniona. – Bo was zabiję.
- Oj daj spokój kochanie. – mruknął cichym głosem.  – Wstawaj i pojedziemy po zakupy.
- Goń się kretynie. – warknęłam i zepchnęłam go z siebie. Zaśmiał się upadając na drugą stronę łóżka. Posłałam mu ostatnie wściekłe spojrzenie i zamknęłam oczy układając się do dalszego snu. Sama skazałam się na mieszkanie z tymi idiotami i płace za swoje błędy.  Za chwilę ciepła pościel uciekła mi z rąk i odkryła moje ciało , które szybko dopadły dreszcze przez nagły chłód.
- Kochanie bo przestanę być taki miły. – zaczął od nowa. Miałam ochotę wywrócić oczami, ale nie chciało mi się ich otwierać.
- Jakby duszenie przez sen było miłym zachowaniem. – warknęłam. Wyjęłam poduszkę z pod głowy i zakryłam nią twarz by mieć święty spokój.  Krzyknęłam głośno gdy niespodziewanie mocno uderzył ręką w mój pośladek.
- Teraz przesadziłeś. Nie żyjesz, koleś. – warknęłam szybko zrywając się z łóżka. Harry przyszykowany na moją reakcję w czas wybiegł z pokoju. Wybiegłam za nim, zbiegając schodami na dół o mały włos z nich nie spadając. Wbiegłam za nim do salonu, gdzie już stał za kanapą, która nas tylko dzieliła. Posłałam mu mordercze spojrzenie, próbując ukryć rozbawianie, gdy on mnie drażnił swoim zadowolonym uśmieszkiem.
- Co tak długo? Jestem głodna. – dopiero teraz zauważyłam obecność rudej i Nate. – Trzeba było ją rzucić z łóżka to by szybciej wstała. – dodała z uśmieszkiem.
- Pokazuj te ząbki, pokazuj. – odpowiedziałam z uśmieszkiem. – Póki je jeszcze masz.
- Idziesz w samych majtkach i podkoszulce? – odezwał się rozbawiony Nate.  Spojrzałam na niego z pod przymrużonych powiek.
- Nigdzie nie idę. Obyście zdechli śmierdzące gnidy. – wycofałam się na korytarz marząc o powrocie do swojego kochanego cieplutkiego łóżka.  Weszłam na pierwsze schody słysząc głos Stylesa.
- Wracaj tu bo inaczej znowu dostaniesz.
- Giń śmierdzielu. – krzyknęłam wchodząc do sypialni, zamykając za sobą drzwi na klucz.  Podniosłam pościel z podłogi i rzuciłam się na łóżku czując tak wielkie spełnienie. Spokój.

Półgodziny później wlekłam się miedzy rzędami w supermarkecie za bandą idiotów, którzy rzucali do wózka wszystko co im się spodobało. Próbowałam ich rozjechać samochodem na podjeździe, gdy tylko dorwałam klucze od samochodu. Nie udało mi się, zdążyli uciec. Próbowałam ich przekonać do zostawienia mnie w samochodzie, by tylko odjechać jak znikną w środku marketu. Nie udało mi się. Zabrali mnie z niego siłą jak z własnego łóżka. I tak skończyłam z sklepie z nieuczesanymi włosami schowanymi pod różową  czapką, którą mi Styles założył. Czapka na środku miała średniej wielkości napis Sweet i do cholery nie wiem skąd on ją wziął.  Patrząc na nich morderczym wzrokiem, gdy śmiali się z mojego wyglądu, nie miałam nawet siły tego zdjąć. Mając ich dość zeszłam na dół biorąc pierwszą lepszą kurtkę z wieszaka i wyszłam zakładając ją. Ich kolejne śmiechy uświadomiły, że mam na sobie kurtkę Nate, dwa razy za dużą, której też nie zdjęłam. Chciałam jak najszybciej wrócić z tych cholernych zakupów, jakby nie mogli ich zrobić beze mnie.
- Oczywiście, że możemy. – uśmiechnęła się ruda. – Lecz chcieliśmy z tobą, bo dobrze wiedzieliśmy jak bardzo ucieszysz się z tego powodu.
Jak Ci mam Boże dziękować, za największych debili z którymi mogę żyć?! Wystarczy wpierdol?

Skręciłam w inny rząd niż reszta po swoje czekolady i chwilowy spokój od nich. Zmęczonym wzrokiem patrzyłam na każdą półkę z czekoladą myśląc nad smakiem. Po chwili namysłu wzięłam każdy rodzaj, który przypadł mi do gustu. Pogardziłam tylko miętową i gorzką. Myśląc do tego o jakimś dobrym piwie odwróciłam  w celu szukania ich, ale wpadłam na kogoś. Moje zirytowanie wzrosło, chociaż raczej to była moja wina.
- Przepraszam. – usłyszałam męski głos za nim zdążyłam podnieść głowę. – Nic Ci się nie stało?
Spojrzałam na chłopaka . Uśmiechnęłam się pod nosem widząc naszego sąsiada, który odwzajemnił uśmiech.
- Mason. – zaczęłam lustrując go wzorkiem od stóp. Białe zabrudzone tenisówki, obcisłe czarne spodnie przedarte w niektórych miejscach, do tego biała podkoszulka na którą założył czerwoną koszulkę w kartkę. Doszłam do jego zadowolonego uśmieszku.
- Mia. – przywitał się zawieszając dłużej wzrok na mojej głowie i cudownej czapce. – Widzę, że moja wódka podziałała. – zaśmiał się rozbawiony.
- Żeby tak skończyć.  – wskazałam palcem na swoją głowę. – Nie trzeba wódki, wystarczy zamieszkać z bandą idiotów.
- To jest kolejne ostrzeżenie, żeby na trzeźwo was nie odwiedzać? – zaśmiał się.  Chyba nigdy nie znajdziemy sąsiadów, którzy pomyślą o nas jako spokojnej rodzinie. Jestem święcie przekonana, że gdybyśmy się postarali, właśnie za takich by nas uważano. Dobra, kogo ja chce oszukać.
Śmiejąc się miałam już odpowiedzieć, gdy poczułam czyjąś ręką owijającą się wokół mojego pasa. Zostałam jednym ruchem przysunięta do czyjegoś ciała. Przez zapach, który szybko mnie owinął swoją wonią, już wiedziałam kto jest takim zaborczym dupkiem.
- Nikt się nie obrazi kolego, jeśli tego w ogóle nie zrobisz. – odezwał się mierząc chłopaka srogim wzrokiem. Mason zaśmiał się nerwowo. Na pierwszy rzut oka było można zobaczyć, że to raczej miły, nie interesujący się kłopotami chłopak. A oschła postawa Harrego ciągnęła go w małe zakłopotanie. Można to łatwo dostrzec po jego zachowaniu, gdy nie ma pobliżu tego dupka.  
- Harry zamkn… - nie dokończyłam bo w naszą stronę szedł Nate pchający ledwo zapełniony wózek, który krzyknął na cały sklep za nim zdążył do nas dojść. Czy ja coś wspomniałam o dobrym spokojnym wrażeniu?
- Gość od wódki i spokoju. – krzyknął rozbawiony. Zatrzymał wózek z którego prawie już się wysypywało. Przywitał się z naszym sąsiadem podając mu rękę, którą z zdezorientowaniem uścisnął.  Czy każdy z naszego mieszkaniu musi się przy nim zachowywać jak osoba, która uciekła z zakładu psychicznego?
- Spokoju?- powtórzył chłopak niepewnie patrząc się na bruneta. Dostrzegłam idącą do nas zadowoloną rudą, która trzymała w łapach swoje ulubione zupki w proszkach. Dostrzegając naszego sąsiada rozszerzyła oczy  i w ciągu sekundy szybko schowała się między półkami. Podniosłam rozbawiona brew. Interesujące. Pierwszy człowiek na ziemi przed którym chowa się ruda zołza. Może zaproponuję mu mieszkanie z nami.
Rozbawiona wróciłam do dyskusji, lecz takiej nie było.  Mason stał całkowicie zdezorientowany patrząc na  każdego, aż spojrzał na mnie swoim przybitym wzrokiem. Zadowolone śmiechy dwójki debili uświadomiły mnie, że musieli mu dokuczyć.
- Dać wam pieluchy bo zaraz się posikać ze śmiechu?- zwróciłam się do nich, wcale nie znając powodu ich śmiechu, ale chuj z tym. Widząc mój pionujący wzrok zamknęli się. Uśmiechnęłam się sztucznie odwracając  do sąsiada, który ledwo potrafił pohamować śmiech.  Szybka zmiana nastroju.
- Więc Mason, jak tam Ci się podoba nasza przyjaciółka? – zapytałam z szczerymi chęciami. Naprawdę.  Nie zaskoczył mnie chwile potem  dzwonek mojego telefonu. Spodziewałam się wiadomości od grasującego za półkami pojeba. Nie myliłam się.
Ruda zdzira – Nawet nie próbuj!
Uśmiechnęłam się pod nosem wracając wzorkiem do chłopaka.  Zaczął tłumaczyć o ostatnim wieczorze, delikatnie się przy tym uśmiechając.  – Nie mam jej z wami? – spytał na koniec.
- Pewnie jest przy dziale z alkoholem. – uśmiechnęłam się wrednie przypominając naszą pierwszą rozmowę, którą odbiliśmy sąsiadem i powody, przez które straciliśmy wrażenie normalnych dziewczyn z sąsiedztwa.
- Oh. – wymsknęło mu się z rozbawieniem. Kolejny dźwięk wiadomości.
Ruda zdzira. – Zabije Cię!
- Musi się  jakoś przyszykować na kolejne spotkanie z tobą. – przemówił Harold. Zagryzłam wargę by nie roześmiać się, z czym on i Nate  nie kryli się wybuchając głośnym śmiechem.
Dostałam kolejną wiadomość.
Ruda zdzira. – Stylesa też!
- Bo inaczej padnie trupem. – dodał Nate. Cały czerwony opierał się o wózek, zginając ze śmiechu. Tylko czekałam, aż wózek się przesunie , a ten ćwok upadnie.  Harold wzmacniając uścisk na moich biodrach ze śmiechu cały się trząsł co mogłam wyczuć przez jego trzęsące ciała, do którego byłam przyciśnięta. Widząc minę Masona miałam ochotę wybuchnąć śmiechem, lecz z tego, że całe moje życie polega na grze. Wyłapałam w tym szansę. Nigdy nie spojrzałabym na naszego sąsiada pod innym kontem miłosnym, ale to , że mnie nie interesuję, nie znaczy, że nie mogę podenerwować Stylesa. 
- Tak jak twój mózg?- spytałam podnosząc brew. Patrzyłam srogim wzorkiem na Nate, który momentalnie przestał się śmiać. Spojrzał na mnie zdezorientowany. Oczywiście zawsze całą grupą byliśmy ze sobą przeciwko obcym ludziom, lecz nie dziś kolego.  Wyprostował się przenosząc wzrok na Masona, który z zainteresowanie nam się przyglądał.
- Sorry stary. – mruknął, na co ledwo zdusiłam śmiech.  Momentalnie poczułam palce wbijające się w moją skórę, coraz mocniej.
- Nie przepraszaj za prawdę, Nate. – dodał brunet obok. Spojrzałam w górę podnosząc jedną brew. Obdarzył mnie tym samym gestem, zachęcając do większej prowokacji.  Mierzyliśmy się przez chwilę spojrzeniami. Obdarzając go promiennym uśmiechem odwróciłam się w stronę Masona.  
- Nie przejmuj się nimi. To idioci. – machnęłam ręką ignorując większy ból przez jego wzmocniony uścisk. – Skoro już na siebie wpadliśmy, co jest miłą niespodzianką tego dnia to możemy wyskoczymy na miasto coś przekąsić. Przy okazji jakbyś chciał to możesz nam pokazać miejsca które warto odwiedzić. – przerwał nam Harold nie dając dojść do głosu naszemu sąsiadowi.
- Zaraz ci kochanie pokaże drogę, ale do samochodu. Gdzie grzecznie poczekasz. – warknął. Bez żadnego wysiłku łapiąc mnie za biodra przesunął na jego drugą stronę.  Już nie stałam między nimi.  - – A my sobie pogadamy. – zwrócił się w stronę chłopaka. – Powiedzmy, że to będzie rozmowa.
Łapiąc jego słowa szybko ruszyłam się zagradzając drogę brunetowi. Mierząc wzrokiem swojego nowego wroga, nie zwracał na mnie uwagi. Szybko położyłam ręce na jego klatce, gdy wykonał pierwszy krok w stronę chłopaka. Starłam się go zatrzymać, gdy Nate postanowił mi z łaski pomóc.
- Stary, po prostu idź. – odezwał się, ze słabym uśmiechem. Bez słowa chłopak odszedł ostatni raz patrząc ze strachem na bruneta, który aż nosił się by mu wpierdolić. Odprowadził go spojrzeniem dopóki nie zniknął za półkami, wtedy jego wzrok padł na mnie. Bez słowa odsunęłam się od niego i zaczęłam iść za Nate’m, który toczył przed sobą wózek co chwile unikając nim zderzenie z półkami.  Wściekły Harold deptał mi po piętach i czułam jego chłodny oddech na karku gdy staliśmy już przy kasie. Dołożyłam do naszych zakupów na taśmie czekolady. Poczułam lekkie uderzenie, rudawe włosy błysnęły mi przed oczami. Moje rozbawienie wróciło gdy zobaczyłam, że to ruda pcha się na początek kolejki. Powiększyło się jeszcze bardziej, widząc jej wściekłe spojrzenie kierowane w naszą stronę.
- Ty debilu jak pchasz ten wózek to pchaj, bo zaraz padniesz jak dostaniesz w swoje małe jajeczka. – zaatakowała biednego Nate, który zdezorientowany popatrzył na nią z nad telefonu.  Zaśmiałam się gdy przyszła kolej na nas. – Waszej dwójce nic powiem. Ty nasza kochana i tak masz przejebane widząc minę twojego chłoptasia. – Harry spiorunował ją wzrokiem. – A ty chłoptasiu jesteś wystarczająco wkurwiony, ale następnym razem was zabiję za obrażanie naszego sąsiada.
- Teraz rozumiem. – zaczęłam uśmiechając się podstępnie. – Nasza mała zołza chce zrobić dobre wrażenie na naszym uroczym sąsiedzie.
- Zamknij się. – odwróciła się do nas plecami.
- Czy nie spóźniłaś się z tym? – spytał Harold dolewając oliwy do ognia. Oczywiście nie przegapi okazji do żartowanie z niej.  Ruda tylko posłała mu piorunujące spojrzenie przez ramie.  Proszę bardzo jedyny wrażliwy temat, który zamyka jej wredną buźkę. Zaczyna coraz bardziej wierzyć, że Mason jest naszym zbawicielem.  Zniecierpliwiłam się widząc tempo kolejki przed nami. Kasjerka nie potrafiła sobie poradzić z jednym produktem, wołając pomoc co wiązało się z czekaniem. Wywróciłam oczami. Zaczęłam rozglądać się dokoła, udało mi się zobaczyć kogoś ciekawego. Szturchnęłam ramieniem rudą wskazując głową na chłopaka, który podchodził do kasy oddalonej od nas o dwie następne. Ruda rozszerzyła oczy i szybko wyjęła telefon pisząc coś na nim.
- Myślałam, że to jest niemożliwe, ale ją pojebało jeszcze bardziej. – mruknęłam do Nate. Stał tak samo zdziwiony jej zachowaniem. Spojrzał na mnie przerażającym wzrokiem.
- Może powinniśmy ją zamknąć w piwnicy?- spytał z udawaną powagą. Zaśmialiśmy się ściągając na siebie mordercze spojrzenie rudej.  Po chwili wcisnęła w moje ręce telefon.
-  Pamiętasz, że mimo to największy debil świata zawsze starałam Cię wspierać i pomagać waszemu do granicy choremu związkowi? Teraz ty, pomóż mi.  – spojrzałam w telefon, zdezorientowana jest całkowitą powagą. Potrafiłam rozpoznać kiedy nie żartowała.
- Serio?- spytałam odrywając wzrok od telefonu.
- Proszę. – westchnęłam i odwróciłam się mierząc z dalej niezadowolonym Haroldem. Popatrzyłam na niego porozumiewawczym spojrzeniem. Przez chwilę patrzył z pod przymrużonych powiek na rudą, po czym bez słowa zrobił mi przejście. Nie wierząc, że to wymyśliła szłam w stronę innych kas.  Przeglądając jeszcze raz telefon zapatrzyłam się i podniosłam wzrok w ostatniej chwili. Zobaczyłam przed sobą ścianę, kurwa przeszłam swój cel. Rozejrzałam się dokoła próbując zobaczyć czy ktoś to widział. Wszyscy byli zajęci sobą. Szybko odwróciłam się i zaczęłam iść do kasy, którą przegapiłam. Za nim doszłam do chłopaka, nie uszła mojej uwadze, dwójka rozbawionych debili śmiejących się ze mnie. Pokazałam im środkowego palca, przytakując zbyt poważnej rudej.
- Mason. – stanęłam w kolejce za chłopakiem. Zdziwiony moją obecność odwrócił się. – Słuchaj muszę Ci coś powiedzieć.  Pewnie myślisz, że jesteśmy pojebanymi osobami i masz rację, oprócz rudej.  Tak naprawdę wszystko co Ci nagadałam na jej temat jest kłamstwem. Nie ma problemu z alkoholem ani nic podobnego. To tylko ja jestem zazdrosną suką i złą przyjaciółką, która zazdrości jej, że spotkała normalnego chłopaka, a ja mam największego debila i dlatego chce zbłaźnić ją w twoich oczach. – przerwałam marszcząc czoło. – Ta to zdecydowanie ten powód. – zacięłam się . – Poczekaj bo zapomniałam co dalej. – przerwałam spoglądając w telefon. – Jest  tak samo piękna wewnątrz jak i z zewnątrz. – przeczytałam z telefonu – Co kurwa? – zdziwiłam się, jeszcze raz czytając wiadomość, którą napisała ruda, by się upewnić, że to miałam właśnie powiedzieć. Zgadzało się. Nie wierzę, że to mi kazała powiedzieć. – Taa, jest piękna. – czytałam dalej końcówkę wiadomości. – Nie zwracaj na nas uwagę, bo Styles to pieprznięty kutas z przerośniętym ego i Ci zazdrości twojej pięknej urody. A Nate to po prostu skończony idiota, który zgubił swój rozum. – zapominając teksu, ponownie spojrzałam w telefon. – A jak już wiesz, Mia to największa wredna zdzira. – przeczytałam marszcząc brwi. – Suka mnie obraziła. – dodałam z oburzeniem patrząc na Masona. Zagryzając wargę próbował  hamować śmiech.  Jednak nie wytrzymał i wybuchł śmiechem zakrywając dłonią usta.  Poczekałam chwilę, aż się opanuję.  Po dwóch minutach spojrzał na mnie prawie opanowany.
- Mów dalej. – powiedział zagryzając wargę. W jego oczach zbierały się łzy rozbawienia.
- Skończyłam, za większych debili nas już nie weźmiesz. – uśmiechnęłam się chowając telefon. – To trzecie ostrzeżenie, że bez wódki nas nie odwiedzaj.
Zaśmiał się przytakując. Zadowolona z siebie chciałam już odejść, ale sobie przypomniałam, że nie wszystko zostało powiedziane. Ponowie odwróciłam się do Masona, który spojrzał na mnie rozbawiony.
- Masz do niej numer, żebyś mógł do niej zadzwonić i umówić się na randkę. Nie żeby była jakaś presja z jej strony, ale napisała przy swoim numerze serce. Lepiej dla ciebie jak zadzwonisz, bo inaczej skończysz martwy.
- Co?- przerwał mi.
- Nic. – odpowiedziałam szybko. Podał mi swój telefon, na którym wpisałam numer rudej i oddałam mu go. – Miałam jeszcze powiedzieć,  żebyś się nie martwił. Naszej trójki nie będzie na waszej randce.  I taa radze Ci się napić przed. Coś mocnego. Najlepiej w dużych ilościach.  Dla mojego wiecznego spokoju pamiętaj, że chwaliłam ją jako najlepszą kandydatkę na dziewczynę i nie widziałeś żadnego telefonu. Miłego dnia, Mason.
Szybko wróciłam do swoich przyjaciół zostawiając rozbawionego chłopaka samego. Staliśmy już na początku kolejki, a nasze zakupy zaraz zostaną nabite na paragon.  Spojrzałam na Harolda, który nadal miał niezadowolona minę.
- To była wasza ostatnia rozmowa. – warknął mi do ucha. Wywróciłam oczami.
- Zaczniesz mówić czy mam ci przypierdolić. – pośpieszyła mnie ruda, zwracając uwagę na nas swoimi słowami szczególnie uwagę staruszek stojących za nami.
- Zadzwoni. – westchnęłam.
- Jak tam chce. – odparła z udawaną obojętnością. Jej kąciki ust unosiły się ku górze, lecz szybko radość demaskowała obojętnością.  Odwróciła się do nas plecami.
- Telefon Ci dzwoni, może to on!- powiedziałam. Szybko odwróciła się z uśmieszkiem wyrywając mi telefon z ręki. Spojrzała na ekran, a jej uśmieszek został zgaszony. Spojrzała na mnie z nad telefonu morderczym wzorkiem. – Albo mi się wydawało. – dodałam rozbawiona. Pokazała mi środkowego palca i odwróciła się, zbierając się za pakowanie zakupów, które zostały już skasowane.
-Ta babka wygląda jakby zobaczyła ducha. – zaśmiał się Nate szturchając mnie ramieniem. Spojrzałam na dziewczynę, którą wskazał. Była to kasjerka przy naszej kasie, która siedziała cała zesztywniała ze wzrokiem wbity w blat.  Zmarszczyłam brwi zdezorientowana.
- Wszystko w porządku?- zapytał Nate, a dziewczyna wyraźnie podskoczyła na fotelu. Powoli podniosła głowę, a jej przerażony wzrok padł na bruneta. Otworzyła usta, lecz szybko je zamknęła. Zrobiła to samo jeszcze raz, po chwili przenosząc wzrok za moje ramię.  Jej przerażenie w oczach wydawało się jeszcze większe gdy patrzyła za mnie, nagle wstała gwałtownie z fotelu.
- Ja… ja.. muszę… za chwile wrócę. – jąkała się. W biegu wyszła ze swojego stanowiska pracy i zaczęła biec w stronę wielkich drzwi tylko dla personelu. Obserwowałam ją dopóki za nimi nie zniknęła.
- Dziwne. – mruknął Nate, wzruszając ramionami. Stanęłam bokiem przenosząc wzrok na Stylesa, który był zainteresowany swoim telefonem.  Zmrużyłam oczy przypominając sobie jej przerażone spojrzenie.
- Mamy problem. – zaczęłam patrząc na Stylesa.  Zaciekawiony spojrzał z nad telefonu. – Mała suka dzwoni na psy.
Po ustalonym planie spokojnie z Harrym opuściliśmy supermarket.  Szliśmy w ciszy przez parking do samochodu. Brunet robił to co najlepiej mu wychodziło, ignorował mnie. Wiedział, że to jest coś co mnie nie tylko wyprowadza z równowagi, ale wzbudza u mnie sprzeczne dla mnie uczucia.  Czeka, aż wybuchnę płaszcząc się przed nim, zapewniając o swojej miłości do niego.  Nie dam się sprowokować. Zawsze niszczył mi satysfakcję z moich gier. Nie tym razem, kochanie.  Wsiadłam za kierownicę i odpaliłam silnik, czekając aż Harry zamknie za sobą drzwi. Wyjechałam z parkingu objeżdżają cały budynek sklepu i zaparkowałam po drugiej stronie naprzeciw głównego wyjścia marketu.  Jeśli nasze przypuszczenie są słuszne, zabije to małą sukę za rujnowanie naszego prawie spokojnego życia.  Wiem, że wszędzie mamy małe szansę na dłuższe życie w jednym miejscu. Mamy na sobie etykietki i nie pozbędziemy się ich w żaden sposób. Nie ma na to żadnego sposobu. I nigdy nie będzie. Lecz zawsze jest nadzieja i ona nigdy nie zniknę i to małe rozczarowanie sprawia ból.
Denerwowała mnie cisza między nami, którą zgłuszał tylko włączony silnik, by w każdej chwili być gotowym na ucieczkę. Harry w milczeniu obserwował okolice. Kurwa w dupie to mam.  Nigdy sobie nie poradzimy w ten sposób.
- Wyduś to z siebie. – jęknęłam. Powoli odwrócił głowę w moją stronę bez cienia uśmiechu.
- Co chcesz usłyszeć? Oboje wiemy jak skończy się twoje prowokowanie dla naszego sąsiada. – odezwał się wracając do obserwowania ulic.  Z dala było słychać syreny policyjne. Suka.
- Nie po to tyle się męczyliśmy by zacząć nowy rozdział, byś ty go spierdolił zabijaniem kogoś przez jakieś głupie humorki zazdrości. – warknęłam zaciskając palce na kierownicy.
-  Czy nie pomyślałaś o zabiciu tej małej suki, która niszczy twój idealny nowy rozdział? – spytał podnosząc brew. Nic nie odpowiedziałam. – Sama widzisz, kochanie. Nasze demony nie pozwolą nam żyć spokojnie.  Jeśli chcemy przeżyć musimy zabijać,  inaczej to oni wszyscy nas zabiją.
Miał pieprzoną rację.
- Nie obchodzi mnie jakiś marny sąsiad, bo mi na tobie kurwa zależy. – dodałam już spokojnie. Miałam już dość tego, gdzie zawsze na końcu lądowaliśmy.  Z pretensjami, kłótniami, walcząc przeciw sobie.  Tą walkę zaczynaliśmy my sami.  Budujemy nasze szczęście, by za chwilę je niszczyć. Naprawiamy siebie nawzajem, by zniszczyć w kolejnej walce.  Tak jakbyśmy żyli w pieprzonym okręgu wciąż wracając do tego samego, bez żadnych szans na ucieczkę.
Jego oczy złagodniały, gdy patrzyliśmy na siebie w ciszy.  Nie wiem na co liczyłam w tym momencie. Na jego słowa? Sama nie wiedziałam czy chce je usłyszeć. Wierzyłam mu w każde słowa i nie miałam wątpliwości co do jego uczuć, ale często zastanawiałam się nad pytaniem, które nie daje mi spokoju. Jak silne są jego uczucia?
- Nie byłbym zazdrosny gdyby…
- Zatrzymajcie się! – przerwał nam głośny krzyk. Oboje odwróciliśmy się w stronę z której dochodził. Rozbawiona dwójka naszych przyjaciół wybiegła ze sklepu z siatkami w dłoniach , a za nimi biegła  ochrona. Zatrąbiłam dając im znać o naszej lokalizacji. Zatrzymali się na chwilę szukając nas wzrokiem. Zatrąbiłam jeszcze raz. Ruda dostrzegając nas wskazała ręką pełną siatek  Nate’owi drogę i wbiegli na ulice nie przejmując się jadącymi samochodami. Coraz głośniejsze trąbienie przez chaos zrobiony na ulicy, zagłuszały coraz głośniejsze wycie syren. Byli blisko.
- Pieprzony maraton. – krzyknęła ruda pakując się do środka z siatkami.
- Mogliśmy już pierdolić te zakupy. – warknął Nate dysząc. Nerwowo wrzucał siatki na siedzenie, po czym sam wsiadł. Gdy wszyscy byliśmy środku, wyjechałam na ulicę. Wbiłam się w tłum, spokojnie jadąc za szeregiem samochodów. Były pieprzone korki przez tą dwójkę.
- Nie bo jestem głodna. – odpowiedziała Janet otwierając paczkę chipsów. – O kurwa. Naprawdę chcą nas udupić.
Wszyscy spojrzeliśmy w to samo miejsce.  Zza zakrętu kilka metrów za nami  wyjeżdżały radiowozy, z każdą sekundą przybywało ich więcej. Objeżdżali busami całą tamtą część marketu. Kurwa chyba zebrali całą jednostkę policyjną. Z busów wybiegali uzbrojeni policjanci w kamizelkach kuloodpornych,  w maskach na głowach, obstawiają wejście do marketu i całe parkingi. Drudzy zatrzymali się na parkingu z którego przed chwilą odjechaliśmy. W każdym miejscu było ich coraz więcej. Skupiłam wzrok na drodze przed sobą. Samochody przed nami ledwo się toczyły blokując nam jedyną drogę ucieczki. Jechaliśmy tak wolno, że spokojnie możemy zostać zobaczeni z chodnika.
- Pod każdym siedzeniem jest schowek. W środku są bronie. Weźcie je. – odezwał się Harry. Dwójka z tyłu szybko wykonała jego polecenie, wyjmując broń i odblokowując ją. – Tyłek do góry. – zwrócił się do mnie. Na tyle ile pozwało mi prowadzenie samochodu uniosłam się w górę.  Harry szybko otworzył schowek wyjmując broń. Załadował ją i podał mi gdy wygodnie opadłam na siedzenie. Położyłam ją na swoich nogach będąc cały czas w gotowości.
- Czy to koniecznie? – spytał nerwowo Nate wskazując na broń.  Całe swoje życie błądził w tym samym świecie co teraz. Trzymał się z ludźmi, którzy znali tylko życie gangsterskie. W ten sposób go poznałam, lecz nigdy nie brał udział w morderstwach. Dziś pierwszy raz może użyć broni. Spojrzałam na niego  w lusterku. Nerwowo rozglądał się. Drżał cały mocno ściskając broń.  Jego przerażone oczy popatrzyły w moje, błagając mnie o zaprzeczenie.
- Jesteśmy coraz bliżej, za chwilę się z stąd wyrwiemy. – zaczęłam spokojnie, próbując go trochę uspokoić. Sama zaczynałam czuć nieprzyjemny strach. A jebane samochody, które powolnie się przemieszczały, podniosły moje zdenerwowanie. Wszyscy w ciszy obserwowaliśmy sytuacje, nawet ruda zaprzestała jedzenia, nerwowo obserwując ulice.  Musieliśmy tylko dojechać do ronda, na którym odbijemy gdziekolwiek by odjechać z tego miejsca.  Jeszcze chwila.   Z tyłu nas drogi zostały zatrzymane, każdy kawałek drogi za nami jest obserwowany. Kurwy przyszykowali się lepiej niż się spodziewaliśmy. Nigdy dla nas nie było problemem parę radiowozów, lecz dziś to pieprzona armia. Gdybyśmy tylko to przewidzieli dawno byśmy rzucili to wszystko i uciekali pieszo. Teraz każde wyjście z samochodu czy trąbienie jest podejrzane.  Nie możemy się wyróżniać z tłumu.
- Teraz jest to konieczne. – szepnął Harry. Ponownie spojrzeliśmy w tym samym kierunku. Przed nami wyjeżdżały kolejne radiowozy. Busami zatrzymywali się  na drodze przed rondem odcinając nam jedyną ucieczkę. Uzbrojeni policjanci wybiegali z bronią ustawiając się za maskami swoich samochodów.  Z busów kolejni wychodzili na ulicę z obstawą. Zmrużyłam oczy gdy jeden z nich podszedł do pierwszego samochodu z kroku w którym stoimy. A inni obstawiali go z gotową bronią do strzału.  Wtedy zrozumiałam co próbują robić. Sprawdzają każdego w samochodzie, kontrolując kto w nich jest. Policjant machnął ręką, a samochód odjechał, na jego miejsce podjechał kolejny.
Przełknęłam głośno ślinę przenosząc wzrok na Harrego. Już patrzył na mnie. Widoczny strach w jego oczach, przeraził mnie jeszcze bardziej. W moim gardle tworzyła się gula, a ręce  zaczęły drżeć na kierownicy.  Korek przed nami zbyt szybko się zmniejszał. Musieliśmy się ruszyć, między naszym, a samochodem przed nami zrobiła się spora luka. Jeszcze kilka samochód i nasza kolej. Spojrzałam na kierownice, na której ściskałam ręce. Zimna dłoń złapała moją mocną ją ściskając. Odwzajemniłam uścisk i przeniosłam wzrok na najlepszego człowieka, którego mogłam poznać w życiu.  Jego zielone najpiękniejsze oczy kryły w sobie przerażenie. Uśmiechnął się słabo, przytakując.  Przeniosłam nasze złączone ręce i pozwoliłam im opaść na krzynie biegów między naszymi fotelami.  W lusterku spojrzałam na przyjaciół, którzy wykonali ten sam gest. Z przerażeniem w oczach przytaknęli. Ostatni raz patrząc w jego zielone tęczówki, przytaknęłam. Ściskając nasze dłonie mocniej, rozłączyłam je, w wolną  dłoń złapałam broń, to samo zrobiła reszta. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam. 

Witaaaaaam :*
1. Wróciłam na stałe. Powoli żegnam za sobą kryzys z blogiem i przewiduję rozdziały co tydzień w piątki. Muszę przywrócić tu porządek. Jeśli będzie inaczej, proszę się nie dziwić. Często mówię coś, a robię jeszcze co innego, ale tym razem się naprawdę postaram. 
2.  Dochodzimy do końca opowiadania. Od samego początku planowałam 20 rozdziałów, lecz  wszystko jest możliwe i może inaczej się potoczyć. Jeśli chcecie więcej :)
3. Dziękuje, że zostaliście ze mną i mnie wspieracie w dalszym pisaniu. To wiele znaczy i nie wiem czy kiedyś będą mogła wam odwdzięczyć się za radość, którą mi dajecie:* Kocham was!
4. Jeśli wam się nudzi, możecie pisać do mnie na asku , czy twitterze z chęcią z wami pogadam :) Ask or Twitter, ;)
Zapomniałam wam z tego wszystkiego napisać, jaki cudowny jest Londyn! Po prostu coś pięknego ! Warto tam jechać <3 

Obserwatorzy