- My…-
zaczęła swoim załamanym głosem.
- Nie. –
przerwałam jej szybko. – Nie zaczynaj nawet. Nie zamierzałam was ratować, tym
bardziej nie zamierzam was słuchać i waszego pieprzenia. Wracajcie do swojego
idealnego życia dalej udając, że nie macie córki. Nie istniejecie dla mnie, wiec oszczędźcie mi
zdesperowanych telefonów.
-
Myśleliśmy, że zginęłaś. – krzyknęła gdy z Harrym wsiadałam do samochodu.
Zaśmiałam się bez humoru patrząc na nią przez przednią szybę.
- Tak by było
dla was łatwiej, czyż nie?- spytałam. -
Kilka lat temu mieliście w dupie czy zginę sama na ulicy gdy nie
próbowaliście mnie zatrzymać, więc kurwa przestań pierdolić smętne historyjki o
tym jak się martwiliście.
Po kilku
minutach już jechaliśmy prawie pustymi drogami. Noga bolała mnie z każdym
ruchem, lecz nie miałam innego wyjścia musiałam dojechać na miejsce za nim
Styles mi się wykrwawi na siedzeniu obok. Był cały poparzony. Dziury wypalone w
jego ciuchach ukazywały świeże rany, a on ledwo siedział przytomny. Nerwowo
dociskałam gaz. Musieliśmy wrócić do naszego nowego mieszkania, gdzie będzie
już czekał nasz prywatny lekarz. Oboje wiemy, że gdy tylko pojawimy się w
szpitalu pod pretekstem leczenia, zabiją go każdym możliwym sposobem, by tylko
uśmierć największego mordercę.
- Nie waż
się kurwa zamykać tych pieprzonych oczu! – syknęłam, co chwilę zerkając na
niego. Widziałam jak walczy z utrzymaniem otwartych oczu, a moje nerwy na pewno
nie pomagały w uspokojeniu się. Widząc
jego przymknięte powieki spanikowałam na oślep wymijając samochody. W ostatniej
chwili zjechałam na swój pas dodając prędkości widząc przed sobą pustą drogę,
Styles zajęczał gdy z każdym ostrym ruchem przesuwał się na siedzeniu.
- Nigdy nie
widziałem, żebyś tak się martwiła. – uśmiechnął się, za chwile krzywiąc z bólu.
Wywróciłam oczami, w środku oddychając z ulgą, że jest w stanie prowadzić
rozmowę.
- Jesteś
prawie martwy, a nadal jesteś idiotą. – posłałam mu uśmieszek, na co się
zaśmiał, jęcząc przy tym z bólu. Gwałtowanie wyminęłam kolejny samochód. Harry
poleciał w moją stronę, klnąc pod nosem.
- Bądź
delikatniejsza kobieto!- warknął.
- Nie
narzekaj jak baba! – odpowiedziałam. Uważnie śledziłam rozwój drogi przede mną,
lecz mogłam kątem oka dostrzec jego mordercze spojrzenie w moją stronę.
Wjechałam na przeciwny pas, gdy samochód przede mną zrobił to samo przez
zaczęłam gwałtowanie hamować, przeklinając głośno tego kutasa. Tym razem Styles
już nie skomentował gdy poleciał do przodu w ostatniej chwili unikając
uderzenia głową. Zacisnęłam mocno
szczękę czując jak noga przez nacisk na hamulec zaczęła mnie palić jeszcze
bardziej. Wiedziałam, że to tylko draśnięcie, ale nakurwiało nieźle, mocząc
przy tym krwią tapicerkę samochodu rudej. Naprawdę rozważam kupienie jej nowego
samochodu, bo wyobrażam sobie jej stan gdy zobaczy swoje auto.
Skrzywiłam
się słysząc nagle syreny zbyt blisko mojego ucha. Spojrzałam w bok widząc, że
kolejny samochód, który wyminęłam to radiowóz.
- Kurwa. –
warknęłam widząc w lusterku jak wyjeżdżają na pas tuż za mną. – Zapnij pasy bo
mamy towarzystwo.
Dodałam gazu
i za chwile musiałam zwolnić, gdyż ćwoki przede mną jechały zbyt wolno, a nie
było możliwości wyminięcia przez mały sznurek na przeciwnym pasie. Spojrzałam
na Stylesa, który próbował na zranionych rękach podnieść się wyżej na
fotelu. Krzywił się przy tym nie
miłosiernie, lecz nie przestawał robić tego co robił. Nagle otworzył szybę do
końca, łapiąc w ręce broń. Z trudem wychylił się przez nią, a mocny wiatr przez
szybką prędkość drażnił boleśnie jego ciało. Po wielu przekleństwach usłyszałam
dwa strzały. Radiowóz zaczął wpadać
poślizg przez przestalaną oponę. Wykorzystałam okazję pustego pasa i jak
najszybciej oddaliłam się od miejsca zbrodni, na którym samochód za samochodem
waliły w siebie, aż w końcu radiowóz odbił się na pobocze waląc przy tym w
drzewa, a za chwile podpalając.
- Mogłam ich
spokojnie zgubić. – westchnęłam.
- Nie jestem
w nastroju na zabawy. – westchnął powoli wracając do starej pozycji. Wywróciłam
oczami i starałam się pokonać resztę drogi bez żadnych zakłóceń.
Tym razem
wiedziałam, że naprawdę całe swoje stare życie zostawiłam za sobą. To, że byłam
gotowa pozwolić ich zabić, przekonało mnie, że przeszłość nie ma dla mnie
żadnego znaczenia. Nie było we mnie
żadnej miłości rodzinnej, a oni byli jedynymi, którzy byli temu winni.
Wybaczenie jest ostatni rzeczą do której jestem zdolna. A z pewnością nie da
się wybaczyć zniszczenia całego życia. Jako mała dziewczynka zawsze stałam
przed oknem patrząc ze smutkiem jak inne dzieciaki bawią się w parku
naprzeciwko. Zazdrościłam im chociaż tego, że biegali dokoła śmiejąc się, jak
rodzicie łapali ich i podnosili do góry kręcąc się. Chociaż tego, że gdy bawili się cali umazani
nie słyszeli krzyków, że wyglądają jak bezdomne dziecko, co sobie sąsiedzi
pomyślą. Całe dzieciństwo uciekło mi za tym oknem, gdy oni zawsze mówili, że
nie mogę do reszty dzieci dołączyć, ponieważ nie byli godni mojego czasu. Całe dzieciństwo spędziłam na wielkich bankietach
siedząc przy stole z dorosłymi, co
chwilę karcąca w łapy gdy chciałam zjeść co słodkiego. Nie mogłam, ponieważ ich
dziecko nie może być grube. I nigdy nic
się nie zmieniło, po upływie lat, nadal stałam przy tym oknie, patrząc z
utęsknieniem na świat, który mi zabrano do momentu, aż powiedziałam dość. Do
momentu, aż spotkałam jego.
Nigdy nie
będę potrafiła im tego wybaczyć.
- Kurwa
mać! O ja pierdole co się stało?- ruda
wyleciała z domu, przerażona idąc w naszą stronę, gdy my ledwo zdążyliśmy
wyjść.
- Kolejny
zwykły dzień.- sapnął z sarkazmem Styles.
- Kolejny
zwykły dzień, serio? Co wy zrobiliście z moim samochodem!
- Też się
cieszę, że żyjemy. – mruknęłam. Podeszłam do bruneta, biorąc go pod ramie. Za
chwile do nas doskoczył zmieszany Nate z lekarzem. Wzięli ode mnie Harrego
prowadząc go do domu.
- Dobrze Ci
tak suko. – przy mnie znalazła się ruda patrząc wymownie na moją nogę. Nie
mówiąc nic więcej weszliśmy do mieszkania. Wiedziałam, że wojna z rudą dopiero
się zacznie, bo tylko tak potrafimy na sobie odegrać swoją złość. Wiem, że jest
jedną z osób, której mogę zaufać, ale wiedzieć o tym, a to zrobić to dwie inne
sprawy i nie jest to takie proste.
****
-
Wiedziałam, że Cię tu kretynie jeszcze zobaczę. – mruknęła ruda gdy wszyscy
siedzieliśmy już w salonie. Bolała mnie już głowa od ich wszystkich pretensji.
Zaskakujące jest to, że ich zdziwienie jest tak wielkie, skoro są jedni z
nielicznych osób, które nas znają dobrze.
Nasze życie stałą się grą od naszego pierwszego spotkania. Nie powinni
być zdziwieni.
- Nie
wyobrażałem sobie życia bez twojej wiedźmowatej osoby. – odparł Harrry,
wkurzając ją swoim uśmiechem. – Byłem gotowy przejść przez każdy płomień by
do Ciebie wrócić.
- Zauważyłam
bo najwidoczniej przez to mózg Ci spaliło, który i tak już był martwy. Teraz
biedactwo zostało bez niczego. – dogryzła. Wywróciłam oczami. Zaczyna się.
- Moja mądrość zawsze zostanie w mojej głowie,
to zalicza się do mojego uroku osobistego. A o głupotę nie musimy się martwić.
Odgrywasz ją za nas wszystkich.
- Patrząc na
twoją mądrość, która jest w twoim uroku, jest ona udawana. Tak jak wydaję Ci,
że istnieje jakikolwiek twój urok osobisty. Jesteś tak interesujący jak moja
wczorajsza kupa.
- Nie jest
interesująca ponieważ pochodzi od Ciebie…
- Co kurwa? –
sapnęłam obrzydzona obrotem tej już i tak beznadziejnej rozmowy. Oczywiście,
zostałam zignorowana.
- A w tobie
nic ma interesującego, co można zobaczyć znając cię dłużej niż jeden dzień. To z pewnością dlatego chłopak cię rzucił i
polazał na dziwki, które są bardziej intersujące. – dokończył Styles.
- Teraz to
pieprzona wojna. – mruknął Nate. Spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo. W tym
samym czasie wstaliśmy z kanapy przechodząc z salonu do kuchni.
- To co? Cztery pizze? – spytałam wyjmując
telefon.
- Cztery? To
za mało na naszą czwórkę. – powtórzył Nate.
- Nie sądzę,
żeby ta dwójka dożyła pięciu minut. A jeśli nawet ruda przeżyję, to będziemy
musieli ją wypierdolić z mieszkania za nieprzestrzeganie zasad, które ustaliśmy
by nasz dom był normalny. W tym mieszkaniu się nie zabija. Po to jest wielki
podjazd by można było kogoś rozjechać samochodem.
- Czy Cię
kurwa do reszty pojebało?!- usłyszeliśmy krzyk Stylesa, a chwilę później rozbijające
się szkło, rzucone przez rudą w stronę bruneta.
- Pamiętaj o zasadach. Coś psujesz to
odkopujesz. Tak się robi w normalnym mieszkaniu… - Zaczął Nate wychodząc z kuchni.
Widząc jak ruda przenosi na niego swoje wściekłe spojrzenie, szybko przerwał. –
Taaa.. mówiłem do Stylesa. – machnął ręką na bruneta. – Dobrze będzie dla mnie, jak zatkam się tą
pizzą. – dodał pod spojrzeniem Stylesa. Zaśmiałam się opierając o blat,
całkowicie rozbawiona tą chwilą. Nie ma to jak życie w normalnym mieszkaniu z
normalną rodziną.
- Z czego cieszysz
ten ryj suko? To przez Ciebie ten do reszty pojebany z małym kutasem, kutas tu
jest. – krzyknęła w moją stronę, rozśmieszając mnie jeszcze bardziej.
- Co do
ostatniego zdania, miałbym zażalenia…– odezwał się Styles milknąć w tym samym
czasie unikając kolejnego wazonu lecącego w jego stronę.
- Lecz nie
będzie Ci dane ich złożyć. – dokończyłam za niego, dodając mu swoim kpiącym uśmiechem otuchy.
- Styles
możesz mi pomóc? – odezwała się ruda spokojnym głosem. Styles zastygł w bezruchu skołowanym jej
pytaniem. Nate szybko dopowiedział zamówienie, szybko rozłączając się z
dostawcą. Dołączył do mnie z uwagą czekając na kolejne ruchy tej dwójki. – Właśnie zakupiłam nowy samochód, którym
miałeś okazję się przejechać. – tu spojrzała na mnie, pozbywając się sztucznego
uśmiechu. Za to ja, posłałam jej swój największy. – Możemy wyjść na podjazd i sprawdzisz czy od
dołu też jest taki zajebisty?
- I mamy
pizze dla siebie. – mruknął obok Nate.
- Patrząc na
niego z boku już widać, że nie jest zajebisty. – odparł. Biedak nie widział
żadnych szczegółów w tym, a z pewnością swojej śmierci, która teraz już na
pewno go dopadnie za obrażenie dziecka rudej.
Wzięłam do ręki telefon zabierając go z ręki Nate i włączyłam na kamerę,
którą nakierowałam na Stylesa.
- Co ty do
cholery robisz? – sapnął Styles patrząc na mnie wzrokiem kretyna.
- Nagrywam
twoją śmierć. Dostane Oskara za ten
film, gdy go puszcze w kinach.
Uśmiechnęłam
się patrząc w ekran. Patrzył na mnie z
pod przymrużonych powiek, otwierając usta by coś powiedzieć i w tamtej chwili
ostatnie co zapamiętam, to niezapomniany piękny widok jak ruda na niego się
rzuca powalając ich oboje na podłogę.
****
- Otwórzcie
te drzwi lenie śmierdzące. – odezwałam się z pełną buzią. Właśnie jedliśmy
zamówioną pizzę oglądając jakieś durne filmy, które były śmieszne tylko dzięki
dużej dawce piwa. Ktoś odważył się nam
przerwać, dobijając do drzwi.
- To na
pewno nie będzie Styles, jest za gruby by wstać. – odpowiedziała ruda nie
spuszczając wzroku z telewizora. Nie
widziała wściekłego spojrzenia w jej stronę z pod przymrużonych, jednego podbitego
oka. Zawsze mówię, że nie można
ignorować siły tej rudej suki. I zapewne nie zauważyła pilota lecącego prostu w
jego głowę.
- Może teraz
zacznie Ci coś tam działać. – odgryzł się, gdy udało mu się trafić w jej
głowie. Westchnęłam na kolejny dzwonek do drzwi.
- Wydaję mi
się, że to ten nasz sąsiad, widziałem go przez okno jak wychodził z domu….
Nie
słyszałam jak dokończył Nate, bo spadając z fotela wybiegłam z salonu potykając się
o wszystkie rzeczy, których jeszcze te cioty nie posprzątały po wojnie, aż z hukiem
wleciałam na drzwi. Poprawiając swoje włosy, pociągnęłam za
klamkę.
- Witam. –
uśmiechnęłam się szeroko, do stojącego chłopaka. Około w naszym wieku. W ręce
trzymał butelkę czystej wódki.
- Witam. –
uśmiechnął się, wskazując na swoją rękę z butelką. – Pomyślałem, że powitam
jakoś nowych sąsiadów.
- Zgaduję,
że to bardzo dobry pomysł…
- Kto to
kurwa przyszedł, że jest godny twojej niedoszłej śmierci? – do przedpokoju
weszła ruda. Spojrzała na mnie rozbawiona, po czym przeniosła wzrok na sąsiada.
Wciągnęła powietrze. – Cholera, mogę umrzeć. Cześć, jestem ruda… po prostu Janet.
- Mason. –
wyciągnął do niej rękę. Patrzyłam rozbawiona jak rudej pociekła ślinka na sam
jego dotyk. Wywróciłam oczami w tym
samym czasie przeniósł swój wzrok na mnie.
- Mia. – podałam
mu rękę, którą uścisnął. - Janet możesz ogarniesz burdel, który zrobiłaś, byśmy
mogli bez wstydu zaprosić naszego sąsiada.
- Ty kutasie
posprzątaj resztki swojej godności z
podłogi! – krzyknęła ruda zapewne do Stylesa.
- Wybacz
jej. – uśmiechnęłam się do sąsiada. – Powtarzam jej cały czas, że picie od
samego rana nie jest dla niej dobre. Z stąd ta mała agresja.
- Którą
zaraz poczujesz, jak się nie zamkniesz. – warknęła kopiąc mnie w kostkę.
- Nauczyłam
się już ją ignorować. Obiecuję, że też się przyzwyczaisz. – dodałam, czując
kolejnego kopniaka.
- To tak
samo jak z jej zaburzeniami psychicznymi. – powiedziała. – A propo psychicznych rzeczy, nie przestawisz
naszemu sąsiadowi swojego chłopaka?
- Gdybyś
tyle nie piła kochana, wiedziałabyś, że nie mam już chłopaka od dłuższego
czasu.
- Styles idę
rozjebać Ci samochód! – krzyknęła ruda, uśmiechając się podle do mnie. Posłałam jej mordercze spojrzenie, słysząc
kroki na korytarzu.
- Tylko się
kurwa odważ…. – warknął Styles zatrzymując się przy nas. – Kim ty kurwa jesteś?
– syknął zauważając chłopaka.
- Mason.
Wasz sąsiad. – odpowiedział, nie przejmując się oschłym tonem bruneta. Słysząc naszą rozmowę zapewne nie zdziwi go
już nic.
- Sąsiad,
który sprawia, że największy leń na świecie prawie się zabija spadając z fotela,
pomijając największego żarłoka, który zostawia pizzę wiedząc, że ktoś ją zje. –
mówił patrząc na mnie z pod przymrużonych powiek.
- Tym razem
się z tobą zgadzam, Styles. Sąsiad, który sprawia, że przestaniesz mieć jakieś
znaczenie dla tego lenia.
- Ty
przestaniesz mieć znaczenia dla każdego, leżąc pod ziemią. Nie martw podobno
kwiatki pachną ładniej, wąchając je od spodu. – syknęłam do zadowolonej z
siebie rudej.
- W tej
chwili wracaj do salonu! – warknął Styles mierząc mnie srogim wzrokiem. Zaśmiałam się kpiąco.
- Jesteś
zabawny myśląc, że Cię posłucham! – mruknęłam.
- To ty
kochanie jest w chuj zabawna myśląc, że pozwolę temu kutasowi się do ciebie
zbliżyć. Jak tak bardzo lubisz naszego sąsiada to lepiej wracaj do salonu,
jeśli ma zostać żywy.
- Zrobisz to
co najlepiej umiesz, prawda? Zabić. Zapomniałam, że tak sobie radzą ze wszystkim
największe twardziele. – odparłam z kpiną. – I jeśli mam pieprzoną ochotę być w
towarzystwie naszego uroczego sąsiada, to kurwa zdziwię Cię, ale będę! –
warknęłam wskazując na drzwi. Zmrużyłam
oczy nie widząc ani sąsiada, ani rudej. Zrobiłam kilka kroków za drzwi by
zobaczyć, że ta dwójka dochodzi do jego mieszkania.
- Chwila! – krzyknęłam
wybiegając za nimi. – To jest dla mnie. – wyrwałam mu z ręki butelkę wódki. – A
ty za nim następnym razem nas odwiedzisz, lepiej przynieś karton wódki jeśli
chcesz przeżyć. – wskazałam na niego butelką. – A ty głupia suko ciesz się, że
masz gdzie spać bo zgaduję, że straciłaś mieszkanie. – zwróciłam się do
rozbawionej zołzy. – Miłego dnia Mason.
Odwróciłam
się wracając do naszego mieszkania.
- Spodobała
ci się kanapa? – spytałam Stylesa mijając go w drzwiach. – To dobrze, bo
będziesz na niej dziś spał.
Szłam do salonu
słysząc za sobą trzaśniecie drzwiami, następnie kroki. Deptał mi po piętach. Walnęłam
się na swoje miejsce, nie dziwiąc się ze z mojego talerza zniknęła pizza.
- Mam wódkę.
– spojrzałam na Nate’a, zjadającego się pizzą, zapewne moją.
- Skąd ty ją
wzięłaś? – zdziwił się.
- Bóg się
nad nami zlitował i przysłał wybawiciela, by pomóc nam przeżyć ten dzień.
Dlatego mamy wódkę i dlatego nie ma rudej.
- Kimkolwiek
ten gościu jest, już go uwielbiam. – odparł.
- Wszyscy
uwielbiamy Masona. – uśmiechnęłam się uroczo do Stylesa. Posłał mi mordercze
spojrzenie, za nim zabrał ze stołu wódkę wlewając ją do szklanki i szybko
wypijając.
****
Obudziłam
się przez natarczywe walenie w okna. Rozejrzałam się dokoła zastanawiając jakim
cudem jestem w salonie. Wszyscy musieliśmy tu usnąć, patrząc na Stylesa, który
leży na podłodze zaraz przy kanapie. Pamiętam jak go rzuciłam z kanapy bo mi
było za gorąco przez jego uścisk. I
Nate, który leży na dwóch złączonych fotelach.
- Otwieraj
drzwi!- usłyszałam krzyk i kolejne walenie. Poszłam wzrokiem za dźwiękiem hałasu.
Zaśmiałam się wrednie widząc rudą na tarasie po drugiej stronie drzwi.
- Co, już doszłaś,
że wypierdolił cię z łóżka?- krzyknęłam.
- Otwieraj
te drzwi jędzą, bo w chuj zimno!
- Trzeba
było nie rozkładać tak szybko nóg, wtedy byś siedziała w cieplutkim
mieszkaniu. Czemu nie wypróbujesz jak się
śpi w twoim nowym samochodzie?
- Zabije
Cię, jeśli nie otworzysz tych drzwi!
- Czekaj co
mówiłaś? Że twoje klucze od samochodu są w mieszkaniu? Raz na górze, raz na
dole pod sąsiadem, a później na wycieratce
pod mieszkaniem.
- Zaraz z
wami oszaleję.. - Harry przetarł zaspane
oczy, po czym ospale wstał idąc w stronę drzwi tarasowych.
- Choć raz
Harry pomyślałeś… - krzyknęła ruda uśmiechając się, lecz ostatnie co zobaczyłam
to jej zgaszony uśmiech po tym jak Styles złapał za sznurek od rolet i opuścił
je do końca. Zasłonił widok na wszystko w tym coraz bardziej krzyczącą rudą.
- Teraz
możemy iść spać. – mruknął kładąc się obok mnie. Wybuchłam śmiechem.
Zaczynamy nowe normalne życie. Jeśli
potrafimy.
Witam :*
Przepraszam, przepraszam, przepraszam, że was zawiodłam! Siebie też i nie wiem co innego powinnam wam powiedzieć. Udało mi się napisać rozdział dziś rano i dodaje go mimo, że mam wiele wątpliwości do niego, ale to jest pierwsze co udało mi się napisać, od dwóch miesięcy. Przez tyle dni nie mogłam skleić sensownego zdania i nadal nie czuję, żeby w pełni wróciła do mnie wena i radość z pisania. Wiem, że zawiodłam wszystkich i nie mogę sobie pozwolić na nieskończenie kolejnego bloga bo wtedy chyba rozczarowanie do samej siebie i nienawiść, dojdzie do największej granicy, więc dopisze wszystkie blogi.
I tu was proszę, jeśli nadal zostaliście tu i pamiętacie o tym blogu to dajcie znać, że chcecie to czytać. Myślę, że potrzebuje tej motywacji.
Myślę, że oficjalnie wróciłam, lecz nie wiem kiedy nowy rozdział.
Mam nadzieję, że nie spierdoliłam tej historii tym rozdziałem.
Kocham was <3