piątek, 25 lipca 2014

Rozdział 10

Przez pewnie czas stałam w bezruchu próbując zrozumieć słowa tego człowieka. Oczywiście łudząco przypomniał tego dupka, ale nie oszukujmy się. Na tym świecie może istnieć wiele podobnych ludzi  do nas samych.  Głęboką cisze przerwał mój głośny śmiech.
- Jaja sobie ze mnie kurwa robicie?- bawiła mnie ta sytuacja, lecz mógł głos był ostry. – Ojciec Stylesa nie żyję. Przypomnieć Ci jego najlepszy przyjacielu , że sam nam o tym mówił?!- zwróciłam się do Nathana, który wyglądał na zadowolonego.
- Mała naiwna dziewczynka. – usłyszałam za plecami, od tego samego faceta co podaję się za ojca Harrego. Dokładanie pamiętam jak przy mnie mówił jestem kurwa wolny, mój pieprzony ojciec nie żyje. Te słowa wypowiedział za nim wszyscy przeszli do picia. Dlaczego do cholery miałby kłamać?  - Czy do końca życia będziesz wierzyć w jego słowa? Oboje wiemy, że są one nic nie wartę. Sam wolałbym, żeby mój syn nie żył.
Słowo syn powiedział z odrazą.  Powoli zaczynam rozumieć, czemu Harry wolał udawać, że nie ma ojca.
- Nic o mnie nie wiesz. – syknęłam w jego stronę. –  Jednak ja mogę stwierdzić, że ty jesteś tchórzem, który boi się własnego syna. Czy strach Ci nie pozwala stanąć z nim twarzą w twarz?
- Nie boje się własnego syna. – odparł szybko na obronę.  – Moja obecność w tym miejscu świadczy o mojej uprzejmości. Pomyślałem, że ty zasługujesz na zabicie mojego syna. Jeśli tego nie zrobisz, ja to zrobię. Obserwowałem was od samego początku. Nie sądziłem, że taka dziewczyna z takiej rodziny może zwrócić uwagę na nic wartego śmiecia chodzącego po tym świecie. Na twoje zachowanie wpłynął  z pewnością nacisk ze strony rodziców.  Jednakże każdy wasz wspólny krok przynosił kolejne śmierci niewinnych osób. Wręcz wasze oddychanie szkodziło  światu. Zmieniał słodką dziewczynkę w potwora, ale kochaniutka powiedz szczerze, naprawdę uwierzyłaś, że taki człowiek jak mój syn, jest zdolny do miłości? – spojrzał na mnie  z politowaniem. – Jego wybryki już się skończyły, ostatnią śmiercią do której się przyczyni, będzie jego.  Pomyślałem, że chcesz zapoczątkować swoją wolność.

****

Twój ojciec jest w mieście. Chce Cię zabić.
To właśnie powinnam powiedzieć, jednak te słowa wcale nie chciały opuścić moich ust. Stałam przed chłopakiem, który jakimś chorym niedorzecznym pechem, złamał moje serce. Kochałam go i nienawidziłam. Trudno było określić, które uczucie jest silniejsze.
- Po co do mnie dzwoniłeś? – spytałam. Naszą rozmowę z ojcem Harrego przerwał właśnie on sam. Szybko z stamtąd wyszłam nie dlatego, że chciałam go zobaczyć, lecz dlatego, że łudzę się, że Harry da mi jakiś powód, który sprawi, że nie będę chciała go zabić.
- Kolejny bałagan. – warknął opierając się o samochód. Głową kiwnął na budynek przed sobą, który był barem rudej.
- Nie masz rączek by go posprzątać? – spytałam podnosząc brew.
- To nie ja go zrobiłem. – warknął obrażalsko, jakby oskarżenie go o kolejną zbrodnie było czymś niedopuszczalnym.  Wywróciłam oczami i nie czekając dłużej weszłam do środka, widząc przed sobą totalną rozpierdulkę całego baru. Zagwizdałam z uznaniem dla sprawcy. Jak coś robić, to dobrze.
- Jak Cię kurwa gwizdnę to skończysz pod ziemią. – za zniszczonego baru wyłowiła się twarz wściekłej rudej.  Palcem pokazałam że zamykam swoje usta pod jej ostrym spojrzeniem.
- Wiesz kto tak cię urządził?- spytałam rozglądając się dookoła. Już ignorowałam jej wściekłe spojrzenie przez moje każde słowo.
- Ten jebany popierdolny do końca śmieć, zajebany śmierdzący skurwysyn, któremu odetnę jaja jak kutasa dorwę i powieszę  je na ścianę, lecz będą tak małe, że ich kurwa nikt nie zobaczy, ale co z tego. Chuj będzie wąchał kwiatki z drugiej strony. Albo kurwa nie. Nawet na to nie zasługuję, pierdolnę na jego grobie kurwa drzewo i się kurwa nim udławi. Pieprzony dupek!
- Ted jak zwykle składa wizyty w wielkim stylu. – odpowiedziałam niewzruszona jej  odpowiedzią.
- Nie waż się wymawiać jego imienia bo kurwa skończysz  razem z nim. – warknęła. Podniosłam ręce w geście obronnym. – A ty kurwa co stoisz jak pieprzony kołek! Masz to?- wydarła się na Stylesa, który stał w drzwiach niepewny czy może wejść.  Po jego minie stwierdzam, że nawet nie chce.
- Nie mogłaś go zabić od razu?- odparł spokojnie, kopiąc pieprzony dół pod własnymi nogami.
- Czym kurwa? Szklanką geniuszu?! Przypomnieć, kto ostatnio nie chciał dać mi broni, bo jestem chora umysłowo i posiadanie takiej rzeczy jest dla mnie niebezpieczne? Kto kurwa ?Ty kutasie, a teraz dawaj mi tą broń!- podeszła do niego, a ten bez słowa zza spodni wyjął mały czarny pistolet.
- Spokojnie i tak już masz ogień na głowie….- zaczęłam mimo wszystko rozbawiona jej zachowaniem.
- Przestaniesz wreszcie pierdolić i mi pomożesz?- jej kolejny strzał usteczek był na mnie. Wywróciłam oczami i ruszyłam za nią gdy ta jak bomba wyparowała na dwór.
- Powodzenia. – szepnął Styles gdy przechodziłam przez drzwi.
- Chyba nie sądzisz, że zostawisz mnie z tą rozłoszczoną wrzeszczącą na wszystko rudą wiedźmą. Sam po mnie zadzwoniłeś, to teraz pakuj dupę do tego samochodu. – warknęłam.  Bez słowa oboje ruszyliśmy do samochodu, w którym wściekła już na nas trąbiła krzycząc, że przyśpieszy nasze dupy gdy w nie dostaniemy kulką.  Ciężki mój los.
Godzinę później dojechaliśmy pod niewielki dom. Styles jeszcze nie zatrzymał samochodu, a wściekła wyskoczyła z niego, szybkim krokiem wpierdoliła się do środka mieszkania, zapominając o manierach – nawet nie zapukała. Wygodnie rozsiadłam się na siedzeniu czekając na finałowy koniec. Nie minęła może minuta od wejścia wściekłej do środka, a  było słychać damskie piski.
- Od zawsze wiedziałem, że to baba. – skomentował Harry siedząc na przodzie.
Drzwi od mieszkania kolejny raz się otworzyły, a przez nie wybiegła półnaga wysoka brunetka z wypisanym przerażeniem na twarzy. Przebiegła przed naszym samochodem i poleciała przed siebie oddalając się jak najszybciej potrafiła.
- Nie chciałabym być teraz na jego miejscu. – westchnęłam, wyobrażając sobie jak musiała ta laską ją wkurwić. Ted obecnie jest byłym chłopakiem rudej, byłym od wczoraj i zdemolował jej bar, teraz sypia z dziwką. Ruda płonie ze wściekłości.
- Jedziemy wieczorem  na wycieczkę. – przerwał ciszę Styles. Spojrzałam na niego niewyraźnie.
- Wystarczy mi ta.
- Dlaczego chociaż raz nie możesz zrobić tego o co Cię proszę? – westchnął zirytowany.
- Bo ty nie prosisz, ty oznajmiasz i rozkazujesz. – odparłam spokojnie.
- Pojedziesz wieczorem na wycieczkę ze mną… proszę?- poprawił się na co się głośno zaśmiałam.
- Powtórz to jeszcze raz. – uśmiechnęłam się wrednie. Posłał mi ostrzegawcze spojrzenie. – W takim razie zapomnij.
- Proszę. – westchnął.
- Pojadę.
- Nie można tak od razu…
- Nie można tak od razu – przedrzeźniałam go.
Gdy już miał odpowiedzieć z domu wyszła torpeda pchając przed sobą bruneta w samych bokserkach. Zaśmiałam się na ten widok szybko spotykając się z przerażonym wzrokiem chłopaka i dalej wściekłym wzrokiem rudej, jednak uśmieszek na jej ustach zwiastował najgorsze.
- Właź do środka bo ci jaja odstrzelę. – warknęła, a skruszony Ted usiadł obok mnie patrząc się na mnie błaganym wzrokiem. Uśmiechnęłam się do niego uroczo.
-  Miłego wąchania drzewa. – sapnęłam, na co odwrócił głowę. Dobrze robił nie odzywając się.
Na sam koniec podróży wściekła zostawiła nas samych w samochodzie mówiąc.
- A teraz spierdalać. Musze się z nim trochę pobawić. Jak dojdzie do was paczka z jego jajami w środku możecie mnie odwiedzić. Planuję już wtedy się nie wściekać.
I zniknęła z swoim chłopczykiem w nieużywanej stodole. Miłej zabawy.

****
Stałam w pustym pomieszczeniu, czułam jego oddech na swojej szyi. Uważnie moje oczy śledziły każdy centymetr ścian zamalowanych przeróżnymi rysunkami, przeróżnymi cytatami, które określały całe życie w kilku słowach.
Zatrzymałam wzrok na wyróżniającym się czerwonym napisie, które było napisane charakterystycznym pismem.

- No dalej, Mia twoja kolej. – krzyknął rozbawiony Jason. – Wszyscy tutaj z nas zostawili część siebie, teraz to miejsce potrzebuje Ciebie.
- Dobra dobra, zrobię wszystko, tylko skul pysk. – zaśmiałam się i na chwiejnych nogach podeszłam do zamazanej ściany ówcześnie zabierając Jasonowi czerwony marker.
Pokochała go – po raz pierwszy w życiu – poznała, co to wolność.

Szybkim  krokiem podeszłam bliżej, przejeżdżając opuszkiem po moim napisie. Oni wszyscy mieli rację, każdy z nas zostawił tu siebie. To miejsce zapoczątkowało moją miłość i śmiało można stwierdzić, że ona tu została, ponieważ gdy tylko opuszczaliśmy to miejsce… wszystko wracało do normy. Jakby wszyscy na zewnątrz czyhali na naszą wolność.  Właśnie tutaj, pierwszy raz w życiu poczułam się wolna.
- Nigdy nie powiedziałeś mi, który napis jest twój. – przerwałam ciszę, która nam nie ciążyła. Odwróciłam się w jego stronę. Patrzył na mnie w skupieniu, jakby bał się przegapić chociaż jedną moją reakcje.

- Nie chce tam wracać. – otworzyłam oczy patrząc z dołu na jego anielską twarz. Leżałam głową na jego kolanach, a cały świat wirował niebezpiecznie w mojej głowie. Byliśmy tu całą paczką, a miałam wrażenie, że jesteśmy tylko my. My w tym wolnym świecie.
-Więc zostań. –  odpowiedział uśmiechając się do mnie podstępnie. Nie mogłam tego odwzajemnić.
- Nie chce wracać tam tylko dzisiaj. Nie chce tam wracać jutro, ani za miesiąc, ani za rok. Nigdy.
- Możesz tu zostać ile chcesz.
- A czy Ty, zostaniesz ze mną?
- Zawsze.

- Czy to ważne?- spytał skutecznie ściągając mnie ze wspomnień.
- Dla mnie tak. – odparłam, odwracając się i ponownie śledząc napisy. -  Może chociaż raz poznam twoje myśli.
- Przestaliśmy szukać potworów pod naszymi łóżkami, gdy zrozumieliśmy, że one są w nas.  – szepnął za mną. Już ze zmarszczonym czołem miałam spytać co on wygaduję, gdy w samym rogu dostrzegłam czarny napis powtarzający te same słowa. Znałam go. Pamiętam gdy pierwszy raz tu weszłam czytając zaciekawiona każdy milimetr ściany, aż doszłam do tego napisu. Był moim ulubionym.
- Dlaczego mnie tu przywiozłeś?- spytałam ciężko oddychając.
-  Pamiętasz jacy byliśmy tutaj? Bezproblemowi. Naprawdę mam dość tego co jest między nami. – odezwał się szybko. – Chce… chce spróbować to naprawić.
Zaśmiałam się bez humoru patrząc na niego załzawionymi oczami.
- Tego nie da się naprawić. – warknęłam. – Zobacz kim się staliśmy po tym jak ostatni raz wyszliśmy z tego miejsca.  Zobacz co sobie zrobiliśmy przez ten czas. To wszystko sprawia, że nie da się tego naprawić. Oboje chcemy od siebie coś innego i oboje nie możemy tego sobie dać.
- Zawsze będę palantem, który będzie Cię ranił, Mia. Nie zmienię się. Kiedyś ktoś złamał mnie. Udowodnił, że miłość jest życiowym błędem. Myślę, że nigdy nie pozwoliłem sercem kierować siebie bo bałem się, że miłość mnie zabije. To jest gorszę nawet od największego wroga. 
- Wiesz kogo najbardziej nienawidziłam za całe moje życie? Rodziców bo na każdym kroku zabierali mi moją wolność, wymagali ode mnie bycia kimś innym, kimś kim nie potrafiłam być, a później spotkałam Ciebie i poznałam co to wolność, a dziś patrząc na to wszystko, jesteś jak oni.  Jesteś na każdym moim kroku i wymagasz ode mnie bycia kimś więcej w twoich oczach. Nie umiem być kimś innym, kimś kto będzie więcej znaczył i mam dość tego. Bo wymagasz ode mnie wszystkiego, a nic nie dajesz w zamian.  Stałeś się najgorszą monotonią mojego życia. Nic tego nie naprawi, nic nie sprawi tego, że znowu będziesz najlepszą rzeczą w moim życiu.
Nawet na niego nie patrząc  wyminęłam go jak najszybciej wychodząc z tego miejsca. Miałam wrażenie, że wszystkie uczucia, które próbowałam w sobie zdusić w tym momencie postanowiły wyjść na zewnątrz.
- Mia!- usłyszałam za sobą krzyk. Jego krzyk. Miałam tego cholernie dość. Słysząc jego kroki za sobą przyśpieszyłam. Był ostatnią osobą, którą chciałam teraz zobaczyć.
- Do cholery, Mia zatrzymaj się!- krzyczał. Nie miałam zamiaru się zatrzymywać.
Poczułam mocne szarpnięcie i gwałtownie zostałam odwrócona  w jego stronę, wpadając na jego tors.
- Czego kurwa? Znowu mi powiesz, że Ci na mnie zależy, ale nie tak jak tego chce?!- krzyknęłam prosto w jego twarz. Przez kilka sekund staliśmy w bezruchu ciężko oddychając i razem przeszywając się wzrokiem. Pierwszy raz mogłam tak wiele odczytać emocji w jego oczach.  Poczułam ukłucie satysfakcji jednak też bólu, ponieważ widząc w jego oczach strach chciałam jak najszybciej go zabrać, mimo, że cieszyłam się, że boi się. Miałam nadzieję, że zrozumiał, że traci mnie.
I po chwili to się stało. Poczułam jego ciepłe usta na moich. Stałam w szoku z całych sił walcząc z pokusą oddania pocałunku. Nie mogłam. Musiał zrozumieć, że jest za późno, że mając wszystkiego dość odchodzę co z tym się wiążę, że mnie stracił.
Z taką siłą którą pokazywał mi jak bardzo go nienawidzę, teraz próbuję pokazać, jak bardzo go potrzebuje. Nie wytrzymałam. Oddałam pocałunek, wlepiając swoje palce w jego włosy.  Czułam to. Przez chwile odzyskałam uczucie wolności, które czułam codziennie dwa lata temu, a co najważniejsze- nie jestem pewna czy prawdziwe – czułam, że  jest mój.
Odsunęliśmy się od siebie spragnieni powietrza. Już miałam zacząć mówić słowa, które były niezgodne z moimi uczuciami, gdy jego palce skutecznie zamknęły moje usta. Otworzył usta biorąc głęboki oddech.
- Sam boję się przyznać do tego co czuje. – zaczął, patrząc mi w oczy. – Zabrałem Cię tutaj bo chciałem, żebyś przypomniała sobie jaka byłaś szczęśliwa ze mną. Za nim zaczęłaś wygarniać mi całą prawdę, którą musiałem usłyszeć, chciałem, żebyś spróbowała ze mną naprawić… nas. Teraz gdy wiem, że tego nie możemy zrobić, chciałem spytać czy możemy uratować to co jest przed nami, ale uciekłaś. Teraz gdy Cię pocałowałem, nie chce zadać tych pytań bo cisną mi się na usta inne słowa. Czy zostaniesz. – przerwał. – Zostaniesz ze mną, proszę? Nie tylko dzisiaj, nie tylko jutro, nie przez miesiąc,  nie przez rok, tylko zawsze?
Gdy moje serce zamarło, gdy wstrzymałam oddech, a wszystko dokoła ucichło, mogłam jedną rzecz dostrzec. Za jego plecami. W ciemnościach stał człowiek. Był do nas odwrócony plecami, jednak wiedziałam, że słyszał nasze wszystkie słowa. Chciał zostać przyłapany. Gdy powoli odwrócił się, patrząc w naszą stronę przez ramie, zrozumiał, że chciał być zobaczony przeze mnie. Patrzyłam na jego idealne rysy, które odziedziczył po nim jego syn, surowe zielone tęczówki, które nosiły niebezpieczeństwo. Po chwili zniknął za krzakami. To był ojciec Harrego. Śledzi każdy nas ruch, a w jednej sekundzie nas powstrzyma przed życiem. 


Od autorki :

Witam, witam :*

Nie wiem czy spodziewaliście sie tego po ojcu Harrego, mam nadzieje, że nie bo lubie zaskakiwać. Z każdą nienienawiścią się wiąże historia, która wyjaśni bardzo wiele i osoboście uważam, że ta akcja będzie największym wydarzeniem w tym opowiadaniu, bo jest odpowiedzią na większość pytań jak i kolejną niewiadomą, bo kto wie, co zdecyduje zrobić Mia.
Liczę, że wam ten rozdział się podoba.:)
 Dobra końce, kociaki a wam życze udanych wakacji!

Kocham was :*

25 KOMENATARZY = NOWY ROZDZIAŁ!

Przepraszam za błędy!

29 komentarzy:

  1. Świetny rozdział zresztą jak zawsze czekam na następny. Bardzo zaskoczyłaś mnie tym rozdziałem, ciekawe jaką decyzje podejmie Mia <3

    OdpowiedzUsuń
  2. No i doczekałam się! W końcu, Boże! Ola jesteś genialna, wiesz o tym i cholernie Ci dziękuję za ten rozdział! To tak jakby wyznanie miłości ze strony Harry'ego, nie? No, mam nadzieję, bo jak nie, to pożyczę pistolet od Rudej i się zastrzelę.
    A skoro już jesteśmy przy Rudej, to w tym rozdziale totalnie mnie rozpierdoliła, hahahaha! Co za baba, ma ten power i normalnie myślałam, że nie wyrobię, gdy były z nią sceny. ZBRECHANA BABKA!
    I O JEZU O KURWA O MASAKRA! ONI - ONA I ON I ICH KISS I O BOŻE, O BOŻE, OMG! A GDZIE SEKS, OLA? CZY TY NIE WIESZ, ŻE NAJLEPSZY NA TAKIE SYTUACJE JEST SEKS? CHOCIAŻ TROCHE BY CHUJOWO BYŁO GDYBY ONI UPRAWIALI SEKS, A OJCIEC HAZZY BY ICH PODLĄDAŁ :O
    A SKORO JUŻ JESTEŚMY PRZY NIM, TO OMG ŁADA FAKA, KUWA CO TY PITOLISZ, JOLKA?
    ZABIĆ HAZZUSIA? WEŹ, WEŹ, A W JAJA CHCESZ?! ^^
    WIEM, ŻE MIA WYBIERZE DOBRZE, ZROBISZ TO, MIA! KPW? AJ HOPE SO.
    CUDOWNY ROZDZIAŁ, LOFKI FOREVKI OLCIAK!
    Pozdrawiam i życzę weny xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Mogę ci powiedzieć jedno czytając coś tak pięknego nie zwraca się nawet na błędy. Zakochałam się w tym opowiadaniu. Życzę weny i miejmy nadzieje, że "do zobaczenia" niebawem. xx :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie zauważyłam żadnych błędów, ale nawet jeśli gdzieś tam są, to nie szkodzi, bo ta historia jest tak ciekawa, że czytając, nie zwraca się uwagi na ortografię. Myślę, że Harry tak naprawdę kocha Mię, tylko nie chce się do tego przyznać, bo kiedyś ktoś go bardzo zranił i w ten sposób się ochrania. Rozdział jest świetny (jak każdy poprzedni). Trochę mnie przestraszyłaś z tym jego ojcem, ale i tak nie wierzę, że Mia mogłaby przyczynić się do śmierci Harryego. Za bardzo jej na nim zależy, inaczej już dawno by się poddała.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hello :) No więc ojciec Hazzy to największa znieczulica jaką znam, lecz mój sam nie jest lepszy. Gdy zaczęłam czytać słowa rudej, myślałam tylko "Ma przejebane...". A teraz ten najważniejszy wątek. Harry i Mia mają jakąś wspólną nazwę? Mirry? Haria? Pomijając to uważam, że on się zmienia, teraz to widzę ale czy na pewno? Na jak długo? Zawsze jest jakieś "ale". Jeszcze raz ojciec Hazzy... zabić syna?! Ok, ideałem nie jest, ale żeby zabić?! Albo kazać Mii! No jeszcze lepiej! Teraz w każdej chwili może stracić życie. Teraz, gdy zaczyna rozumieć posiadanie takiego narządu jak serce i używania go. Jestem zachwycona bla bla. No jestem, wiesz, że jesteś fantastyczna, a każdy rozdział jest lepszy. Komentować, bo zatłukę!
    Nika. x

    OdpowiedzUsuń
  6. Kocham to opowiadanie. Codziennie wchodzę na bloga i patrzę czy jest nowy rozdział. A rozdział jak zwykle jest cudowny. Myślę czy Hazza mówiąc te słowa, chciał jej przekazać że ją kocha i nie umie się do tego przyznać? Czekam na next.
    Nati:-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten rozdzial jest zajebisty ! Harry wkoncu zaczyna odkrywac swoje uczucia <3 Sciaga maske ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Piękny ;)ojciec chce zabic wlasnego syna ... to przykre ale przeciez to są Styles'owie haja ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. cudowny!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  10. Boski rozdział <3 czekam na więcej

    OdpowiedzUsuń
  11. Omg genialny rozdział :-) :-) :-)

    OdpowiedzUsuń
  12. Miaaaa zgódz się! Cudowny rozdział <3 ~`HungryKilljoys

    OdpowiedzUsuń
  13. Ten cytat Harry'ego, to z Batmana, prawdą?
    Rozdział jak zwykle przezajebisty, chociaż jakiś taki... Ckliwy? Ale w dupie to mam :-)

    OdpowiedzUsuń
  14. Wsićekła ruda jest taka słodziutka. Kocham too. O nie, nie pzwul by w tej histori jego własny ojciec lkshfcewrg go skrzywdził.Jezu ich uczucia są jak rwąca rzeka. Niebezpieczne a wszystko co do niej wpadnie może nie wyjść cało. Są sami dla siebie zniszczeniam. Alew także ratunkiem. I tyen jego ojczulek nie maże go zabić. A jeśli to zrobi obiecuje że spotka się z rudą. Oj a ona bywa bardzo niebezpieczna. udowny rozdział Ola ♥♥♥♥♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  15. Boziuuu co dalej ;o ja bym nie umiała nic wymyślić :/

    OdpowiedzUsuń
  16. Ludzie no. Postarajcie się trochę! ona na prawdę zasługuje na te komentarze!
    Poza tym rozdział świetny ;)
    Całuski! :*

    OdpowiedzUsuń
  17. Jeeeeeejaaaa *_* chcę więcej więcej więcej!!! ;o

    OdpowiedzUsuń
  18. Boże Mia nie spierdok tego! Styles czasem jak się postaram to coś ci tam wyjdzie..
    Next!

    OdpowiedzUsuń
  19. O bosz jakie emocje ;o

    OdpowiedzUsuń
  20. genialen ... Ja chce już nn

    OdpowiedzUsuń
  21. Świetny <3 Te emocja targające cie przez cały rozdział

    OdpowiedzUsuń
  22. Mia decyduj dobrze!
    Rozdział oczywiście że się podoba! ;)

    OdpowiedzUsuń
  23. Ta historia jest genialna <3 :D OMG :) A ten ojciec...co on...jaki on... nie no brakuje mi po prostu słów :D Nie mogę się doczekać następnego rozdziału :D Dziękuję Ci za tego bloga!! Cudnie piszesz :D :)

    OdpowiedzUsuń
  24. kocham to ! Jest świetne . Mia decyduj się dziewczyno . Nie mogę się już doczekać nastepnego rozdziału

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy