Patrzyłam z odrazą na namiastkę tego człowieka. Z każdym kolejnym słowem karmił moją
nienawiść do niego i nie miałam pojęcia jak za to zapłaci, lecz wiedziałam, że
jestem gotowa poruszyć całe piekło by on tylko je mógł poczuć.
- Wsiadaj do samochodu. – warknął mierząc we mnie bronią.
Prychnęłam pod nosem.
- Jeśli masz mnie zabić to zrób to teraz, bo nigdzie się nie
ruszam. – warknęłam spokojnie nie bojąc się śmierci.
- W takim razie, możemy porozmawiać tutaj. – westchnął
wygodnie opierając się o mój samochód.
- Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać. – warknęłam ruszając się
z miejsca. Usłyszałam strzał po chwili czując okropny ból w nodze, który zmusił
mnie do upadku na ziemie. Syknęłam czując jak rwie mnie cała noga. Spojrzałam w
górę mocno zaciskając szczękę.
- Nie pytałem Cię o zdanie. – uśmiechnął się podle.
Zacisnęłam zęby podciągając się do mruku, który był za chwile za mną. Oparłam
się o niego plecami prostując nogę. Spojrzałam na prawe postrzelone udo z którego
coraz bardziej spływała krew. Bolało jak
cholera, ale tego nigdy nie okaże. Dlatego spojrzałam się beznamiętnie na tego
skurwiela, gdy znów zaczął mówić.
- Spodziewałem się tego, że będziesz nie posłuszna jak ten
nic nie warty bachor, dlatego przyniosłem zachętę do większej uprzejmości. –
wskazał ręką na prawo. Poszłam za nim wzrokiem widząc jak jakiś facet zza
krzaków wychodzi z związaną kobietą, która miała już naszarpaną buźkę, dopiero
po chwili zorientowałam się kim ona właściwe jest. Jej zawsze śliniące blond włosy zmieniła na
ciemny brąz, a reszta została bez zmian, tak jak ją zapamiętałam.
Pomimo bólu szyderczo się zaśmiałam.
- Jak na mądrego człowieka właśnie zostałeś największym
idiotą przyprowadzając… ją. – nie byłam w stanie wypowiedzieć tych słów na
głos. Nie zasługiwała na to. Starzec
spojrzał się na mnie na początku zmieszany, jednak szybko je ukrył uśmiechając
się podstępnie.
- To twoja matka…
- To nie jest moja matka. – przerwałam mu szybko. – To ktoś
kogoś kiedyś znałam, ale ty dobrze wiesz, że
potrafimy kogoś kochać, a później ten ktoś staję się dla nas nikim.
Wiedziałam, że te słowa ją zabolały, ale nie obchodziło mnie
to. Potrzebowałam jej bólu, chciałam się nim upajać tak jak oni robili to ze
mną. Udowodnili mi, że jestem nikim. Dlaczego miałabym ukrywać to samo?
Dlaczego niby miałabym się powstrzymać przed mówieniem tych słów? Nienawidzę
jej. Zasłużyli na każde cierpienie, a śmierć idealnej żony dla idealnego męża
będzie idealną zapłatą za ranienie nie idealne córeczki. Dlaczego? Jest mi
kurwa wszystko obojętne, gdy on odszedł.
- To mi ułatwi sprawę, nikt mnie nie powstrzyma przed
zabiciem.– uśmiechnął się. Słyszałam jak na te słowa próbowała krzyczeć, ale
taśma na jej ustach skutecznie zamieniła to w nic nie warte ciche piski. Nie
mam zamiaru na nią nawet patrzeć. – Gdy
pierwszy raz zobaczyłem Cię przy tym kryminaliście pomyślałem, że pragniemy
tego samego. Skutecznie nienawiścią ukrywałaś każde inne uczucia. Wasz
przyjaciel streścił mi wasze całe wspólne życie, a gdy cię ujrzałem
zastanawiałem się, dlaczego nigdy nie zabiłaś go sama. A na koniec okazuję się, że jesteś małą
ofiarą. Ofiarą miłości. To musi być dołujące, że od małego miłość to uczucie Ci
obce.
- Chyba mogę powiedzieć to samo o Tobie. – warknęłam, nie
wzruszona jego słowami. Wszystko spływało po mnie jak woda. Nie ma teraz nic co
będzie miało znaczenie. Umierałam tysiąc
razy w ciągu tych ostatnich lat, lecz teraz czułam, że to ostateczny
koniec. Umarłam już ostatni raz.
- Masz rację kochaniutka, lecz ja jej nie potrzebowałem.
Miłość twój największy wróg.
On tak mówił.
- Oboje myśleliście, że możecie mnie oszukać. Przyznaję, że
na początku uwierzyłem, że mój syn o mnie wie, lecz gdy pozwolił Ci odejść,
zrozumiałem co próbujecie zrobić. Zbyt
prosto pozwolił Ci odejść.
Może to ja jednak byłym tu jedynym głupcem? Zbyt łatwo
uwierzyłam, że możemy to wygrać. Nie dopuszczałam, że tym razem będziemy tymi
przegranymi. Choć oboje jako ludzie przegraliśmy spokojne, kolorowe słodkie
życie. Razem nie byliśmy przegrani, mimo sposobu w jaki żyliśmy, mimo sposobu
jaki się traktowaliśmy, tworzyliśmy coś niezaprzeczalnego. Jednoczyły się nasze
najciemniejsze strony grając w tej samej drużynie. Na tych samych zasadach o których nikt nie miał
pojęcia. Wszystko co razem osiągnęliśmy sprawiało, że byliśmy czymś pięknym.
Tym razem też tak miało być. Nigdy nie zastanawiałam się
kiedy ostatecznie ostatni raz zagramy, ale niewątpliwie to nie miał być ten
czas. To nie może być koniec bo wszystkie dni, które musiałam przeżyć dawały mi
nadzieję na coś co dawno zniszczyliśmy. Nasze nowe miejsce. Nową rodzinę. Właśnie to próbowałam stworzyć wyjeżdżając,
gdy on walczył o swoje życie. Obiecywał
dać radę.
Nie zaufałam rozsądkowi podejmując tą decyzję, ale zaufałam
sercu, które wierzyło każde w jego słowa tamtego wieczora, ponieważ widziałam
jego emocje, których nie ukrywał. Był
tak samo bezsilny beze mnie, jak ja bez niego. Oboje umiemy grać na
pozorach. Nie czułam, że postępuje
niewłaściwe mówiąc mu o jego ojcu i jego planach gdy wracaliśmy do jego
mieszkania. Gdy tylko pozwoliłam temu wyjść z moich ust. Wiedziałam, że moim
celem jest jego ochrona. Miłość sprawiła, że potrafiłam wszystko mu wybaczyć,
zbyt szybko zbyt łatwo.
Następnym krokiem były pozory dla wszystkich. Podświadome podsunięcie teorii dla przyjaciół
o kłamstwie Harrego, by mogli mnie do tego przekonać. Mogłam udawać załamaną
pokazując wszystkim udawaną nienawiść.
Następnym krokiem było spotkanie Harrego z Nathanem
wmawiając mu, że wszystko co powiedział tamtego wieczora było kłamstwem, by
następnie ten mógł mi to wyśpiewać przy wszystkich. W tym przy starszym
Stylesie, który śledził nasz każdy ruch.
Następnym krokiem był wyjazd by ostatecznie wszyscy mogli
uwierzyć w koniec naszej znajomości. Co pozwoliło mi na spokojne wykonanie zemsty.
Przy okazji z dala od tego miasta znaleźć nowe miejsce gdzie na nowo mogliśmy
stworzyć nową rodzinę.
Ostatecznym krokiem był dzisiejszy dzień w którym miałam
wrócić by raz na zawsze zlikwidować największe zagrożenie dla Stylesa. Mieliśmy
się spotkać w siłowni Nathana, gdzie miał zwabić swojego ojca by dokończyć to
już ostatecznie, lecz przed jego śmiercią, chcieliśmy mu udowodnić nasza
siłę.
A teraz, przegraliśmy.
- Jednak byłem skłony uwierzyć, że może oboje zrozumieliście
swoje chore relacje i chcieliście wolności. – kontynuował, a jego oczy bardziej
ciemniały. – Aż do dzisiejsze nocy. Zniszczyliście cały mój plan, ale dzięki waszemu
przyjacielowi Nathanowi, który był na tyle miły pokazał mi sekretne miejsce do
którego jak tchórz zawsze ucieka mój martwy syn. Schowałem się tam i czekałam, aż wybuchnie ogień, a on dołączy do mnie. Gdybyś
mogła zobaczyć jego zdziwienie gdy mnie zobaczył. Sądziłem, że jak na wielkiego
kryminalistę nie podda się tak szybko, tym bardziej nie da się pokonać swoją
bronią. Jednak nasze dzieci lubią nas rozczarowywać. I dochodzimy do najlepszej części, potem, to
ci się spodoba. – uśmiechnął się fałszywie. – Potem ledwo żywego wyrzuciłem go za drzwi prosto do
płomieni by się spalił. – nagle jego uśmiech zniknął, patrząc na mnie wrogim
spojrzeniem. - Tak jak ty spaliłaś moją rodzinę.
- Ah tak, twoja rodzina. – zagrałam teatralnie, specjalnie
omijając część z Harrym. – Widziałam ich na zdjęciu za nim nastawiłam bombę.
Dwie małe śliczne dziewczynki, musiałeś być z nich dumny, prawda? I piękna
żona. Musieliście być piękną rodziną, tylko szkoda, że są martwi.
Uśmiechnęłam się widząc jak cały trzęsie ze złości przez
moje słowa. Doskonale wiedziałam kto tej
nocy był w mieszkaniu. Cieszyłam się, że ich cała idealna rodzinka, wtedy nasz
przekaz był bardziej bolesny. To w tym celu wyjechałam z miasta. Choć to
zniszczyły mnie i Harrego, nie żałowałam tego bo widząc jak ten skurwysyn stoi
tu przede mną, mogę zobaczyć jego upadek. Spadł razem z nami. Pociągnęliśmy go
do naszego piekła gdzie wszyscy zginiemy.
- Zabije Cię za to suko. – warknął mocniej ściskając
pistolet. – Ale za nim to zrobię, zobaczysz jak pali się twoja rodzina.
Po jego słowach dołączył do nas kolejny goryl ciągnąc za
sobą jeszcze jedną osobę, którą okazał się nieistotny tatuś. Nasze spojrzenia
się spotkały. Patrzył na mnie z przerażeniem, po czym przeniósł zmartwiony
wzrok na swoją żonę, która płakała nie spuszczając ze mnie błagalnego
spojrzenia.
Zaśmiałam się wyobrażając sobie co by było gdybyśmy jakimś
cudem przeżyli. Z całą pewnością
oskarżyliby mnie za całą sytuację, a potem odeszli kolejny raz zostawiając mnie
samą bez ani jednej próby pomocy.
- Ostatnie pożegnalne słówko do rodziców?- zagruchał śmiejąc
się podle. Dwa goryle w tym samym czasie wyjęli dwa baniaki odkręcając i
wylewając całą zawartość na dwójkę przerażonych osób. Po zapachu stwierdzam, że
to benzyna. Jak na potwierdzenie w rękach ojca Stylesa znalazło się pudełko
zapałek i bawił się nimi odpalając je.
- Mogę prosić o tą wyznaczoną zapałkę?- spytałam otrzymując
od przerażonych rodziców okrzyki stłumione chusteczką. Nie spojrzałam na nich, ciągle przyglądając
się temu skurwielowi. Spojrzał na mnie zdziwiony, lecz po chwili wyciągnął w
moją stronę paczkę zapałek. Uśmiechnęłam się pod nosem, następnie podparłam się
rękami muru by wstać. Postrzelona noga bolała coraz bardziej z każdym moim krokiem ku w stronę jego
wyciągniętej ręki. Uśmiechnął się widząc mój trud gdy wreszcie przejęłam je w swoje ręce.
- Teraz chciałabym powiedzieć ostatnie słowo. – zaczęłam. –
Zobaczymy się w piekle skurwielu. – warknęłam w tym czasie wyjmując broń zza
spodni wymierzając strzał w jego klatkę piersiową, następnie szybko obracając
się na pięcie strzelając do dwóch goryli, którzy już wymierzali w moją stronę.
Moje szybsze strzały powaliły ich na ziemie, gdyż wycelowałam prosto w serce.
W jednej chwili zostałam pociągnięta za kostkę na ziemie, a
broń wypadła mi z dłoni. Próbowałam po nią sięgnąć, lecz zamarłam z
przymierzonym pistoletem przy głowie.
- Co mówiłaś kochaniutka?- syknął ojciec Harrego mocniej przyciskając pistolet do
mojego czoła. Usłyszałam hałas, a po chwili coś uderzyło w moją rękę, lecz ten
chuj zajęty swoją radością z powodu zabicia mnie nic nie zauważył. Kąta okiem
zobaczyłam twarz ojca, który tylko kiwnął, a ja wiedząc co to jest złapałam
szybko w ręce broń, którą kopnął w moją stronę, obróciłam ją układając sobie w
dłoni i wymierzyłam w tego chuja przykładając ją do jego klatki piersiowej,
jego podniesiona dłoń dała mi dostęp prosto na jego serce. Za nim zdążyłam
nacisnąć na spust, zamarłam.
- Powiedziała
zobaczymy się w piekle skurwielu. – padł kolejny strzał, a ciało tego
dupka upadło obok wypuszczając broń z dłoni.
Zaczęłam głośno się śmiać nie mając siły wstać z miejsca. Śmiałam się bo
to nie był mój głos, to nie był głos żadnego z mojej dawnej rodziny, to był
głos, który pokochałam od samego początku.
To był głos samego diabła.
- Masz kurwa takie szczęście, że żyjesz ty pieprzony
sukinsynie. – mówiąc dalej się śmiałam. Z trudem usiadłam obracając się w jego
kierunku. Uśmiechnęłam się z ulgą widząc jego wszędzie zranione ciało.
- Mam nadzieję, że kupiłaś nam nowe mieszkanie. – zaśmiał
się, podchodząc bliżej. – Stare się nie nadaję.
Od autorki :
Witam :*:*:*
Miałam dodać rozdział zdecydowanie później, ale skoro już mam napisny to nie mogłam się powstrzymać. Jak widzicie, Mia nigdy nie zostawiła Harrego :) Mam nadzieję, że podoba się wam ten rozdział, bo ja jestem w miarę zadowolona;d
Dziękuję za wszystkie komentarze, które są wielką motywacją!
Ważne! : Jadę na wycieczkę samochodem po Europie i nie będzie mnie 16 dni, a wyjeźdzam za kilka dni, więc najprawdopodobniej rozdział już się nie pojawi w najbliższych dniach, dopiero po 3 tygodniach, jak wrócę z wakacji!
Mam nadzieję, że dalej będziecie komentować, bo wasze opinie są cholernie ważne! :* Powodzenia w nowym roku szkolnym.;d
Kocham was :*