niedziela, 31 sierpnia 2014

Rozdział 14

Patrzyłam z odrazą na namiastkę tego człowieka.  Z każdym kolejnym słowem karmił moją nienawiść do niego i nie miałam pojęcia jak za to zapłaci, lecz wiedziałam, że jestem gotowa poruszyć całe piekło by on tylko je mógł poczuć.
- Wsiadaj do samochodu. – warknął mierząc we mnie bronią. Prychnęłam pod nosem.
- Jeśli masz mnie zabić to zrób to teraz, bo nigdzie się nie ruszam. – warknęłam spokojnie nie bojąc się śmierci.
- W takim razie, możemy porozmawiać tutaj. – westchnął wygodnie opierając się o mój samochód.
- Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać. – warknęłam ruszając się z miejsca. Usłyszałam strzał po chwili czując okropny ból w nodze, który zmusił mnie do upadku na ziemie. Syknęłam czując jak rwie mnie cała noga. Spojrzałam w górę mocno zaciskając szczękę.
- Nie pytałem Cię o zdanie. – uśmiechnął się podle. Zacisnęłam zęby podciągając się do mruku, który był za chwile za mną. Oparłam się o niego plecami prostując nogę.  Spojrzałam na prawe postrzelone udo z którego coraz bardziej spływała krew.  Bolało jak cholera, ale tego nigdy nie okaże. Dlatego spojrzałam się beznamiętnie na tego skurwiela, gdy znów zaczął mówić.
- Spodziewałem się tego, że będziesz nie posłuszna jak ten nic nie warty bachor, dlatego przyniosłem zachętę do większej uprzejmości. – wskazał ręką na prawo. Poszłam za nim wzrokiem widząc jak jakiś facet zza krzaków wychodzi z związaną kobietą, która miała już naszarpaną buźkę, dopiero po chwili zorientowałam się kim ona właściwe jest.  Jej zawsze śliniące blond włosy zmieniła na ciemny brąz, a reszta została bez zmian, tak jak ją zapamiętałam.
Pomimo bólu szyderczo się zaśmiałam.
- Jak na mądrego człowieka właśnie zostałeś największym idiotą przyprowadzając… ją. – nie byłam w stanie wypowiedzieć tych słów na głos. Nie zasługiwała na to.  Starzec spojrzał się na mnie na początku zmieszany, jednak szybko je ukrył uśmiechając się podstępnie.
- To twoja matka…
- To nie jest moja matka. – przerwałam mu szybko. – To ktoś kogoś kiedyś znałam, ale ty dobrze wiesz, że  potrafimy kogoś kochać, a później ten ktoś staję się dla nas nikim.
Wiedziałam, że te słowa ją zabolały, ale nie obchodziło mnie to. Potrzebowałam jej bólu, chciałam się nim upajać tak jak oni robili to ze mną. Udowodnili mi, że jestem nikim. Dlaczego miałabym ukrywać to samo? Dlaczego niby miałabym się powstrzymać przed mówieniem tych słów? Nienawidzę jej. Zasłużyli na każde cierpienie, a śmierć idealnej żony dla idealnego męża będzie idealną zapłatą za ranienie nie idealne córeczki. Dlaczego? Jest mi kurwa wszystko obojętne, gdy on odszedł.
- To mi ułatwi sprawę, nikt mnie nie powstrzyma przed zabiciem.– uśmiechnął się. Słyszałam jak na te słowa próbowała krzyczeć, ale taśma na jej ustach skutecznie zamieniła to w nic nie warte ciche piski. Nie mam zamiaru na nią nawet patrzeć.  – Gdy pierwszy raz zobaczyłem Cię przy tym kryminaliście pomyślałem, że pragniemy tego samego. Skutecznie nienawiścią ukrywałaś każde inne uczucia. Wasz przyjaciel streścił mi wasze całe wspólne życie, a gdy cię ujrzałem zastanawiałem się, dlaczego nigdy nie zabiłaś go sama.  A na koniec okazuję się, że jesteś małą ofiarą. Ofiarą miłości. To musi być dołujące, że od małego miłość to uczucie Ci obce.
- Chyba mogę powiedzieć to samo o Tobie. – warknęłam, nie wzruszona jego słowami. Wszystko spływało po mnie jak woda. Nie ma teraz nic co będzie miało znaczenie.  Umierałam tysiąc razy w ciągu tych ostatnich lat, lecz teraz czułam, że to ostateczny koniec.  Umarłam już ostatni raz.
- Masz rację kochaniutka, lecz ja jej nie potrzebowałem. Miłość twój największy wróg.
On tak mówił.
- Oboje myśleliście, że możecie mnie oszukać. Przyznaję, że na początku uwierzyłem, że mój syn o mnie wie, lecz gdy pozwolił Ci odejść, zrozumiałem co próbujecie zrobić.  Zbyt prosto pozwolił Ci odejść.
Może to ja jednak byłym tu jedynym głupcem? Zbyt łatwo uwierzyłam, że możemy to wygrać. Nie dopuszczałam, że tym razem będziemy tymi przegranymi. Choć oboje jako ludzie przegraliśmy spokojne, kolorowe słodkie życie. Razem nie byliśmy przegrani, mimo sposobu w jaki żyliśmy, mimo sposobu jaki się traktowaliśmy, tworzyliśmy coś niezaprzeczalnego. Jednoczyły się nasze najciemniejsze strony grając w tej samej drużynie.  Na tych samych zasadach o których nikt nie miał pojęcia. Wszystko co razem osiągnęliśmy sprawiało, że byliśmy czymś pięknym.
Tym razem też tak miało być. Nigdy nie zastanawiałam się kiedy ostatecznie ostatni raz zagramy, ale niewątpliwie to nie miał być ten czas. To nie może być koniec bo wszystkie dni, które musiałam przeżyć dawały mi nadzieję na coś co dawno zniszczyliśmy. Nasze nowe miejsce. Nową rodzinę.  Właśnie to próbowałam stworzyć wyjeżdżając, gdy on walczył o swoje życie.  Obiecywał dać radę.
Nie zaufałam rozsądkowi podejmując tą decyzję, ale zaufałam sercu, które wierzyło każde w jego słowa tamtego wieczora, ponieważ widziałam jego emocje, których nie ukrywał.  Był tak samo bezsilny beze mnie, jak ja bez niego. Oboje umiemy grać na pozorach.  Nie czułam, że postępuje niewłaściwe mówiąc mu o jego ojcu i jego planach gdy wracaliśmy do jego mieszkania. Gdy tylko pozwoliłam temu wyjść z moich ust. Wiedziałam, że moim celem jest jego ochrona. Miłość sprawiła, że potrafiłam wszystko mu wybaczyć, zbyt szybko zbyt łatwo.
Następnym krokiem były pozory dla wszystkich.  Podświadome podsunięcie teorii dla przyjaciół o kłamstwie Harrego, by mogli mnie do tego przekonać. Mogłam udawać załamaną pokazując wszystkim udawaną nienawiść.
Następnym krokiem było spotkanie Harrego z Nathanem wmawiając mu, że wszystko co powiedział tamtego wieczora było kłamstwem, by następnie ten mógł mi to wyśpiewać przy wszystkich. W tym przy starszym Stylesie, który śledził nasz każdy ruch.
Następnym krokiem był wyjazd by ostatecznie wszyscy mogli uwierzyć w koniec naszej znajomości. Co pozwoliło mi na spokojne wykonanie zemsty. Przy okazji z dala od tego miasta znaleźć nowe miejsce gdzie na nowo mogliśmy stworzyć nową rodzinę.
Ostatecznym krokiem był dzisiejszy dzień w którym miałam wrócić by raz na zawsze zlikwidować największe zagrożenie dla Stylesa. Mieliśmy się spotkać w siłowni Nathana, gdzie miał zwabić swojego ojca by dokończyć to już ostatecznie, lecz przed jego śmiercią, chcieliśmy mu udowodnić nasza siłę. 
A teraz, przegraliśmy.
- Jednak byłem skłony uwierzyć, że może oboje zrozumieliście swoje chore relacje i chcieliście wolności. – kontynuował, a jego oczy bardziej ciemniały. – Aż do dzisiejsze nocy. Zniszczyliście cały mój plan, ale dzięki waszemu przyjacielowi Nathanowi, który był na tyle miły pokazał mi sekretne miejsce do którego jak tchórz zawsze ucieka mój martwy syn.  Schowałem się tam i czekałam, aż  wybuchnie ogień, a on dołączy do mnie. Gdybyś mogła zobaczyć jego zdziwienie gdy mnie zobaczył. Sądziłem, że jak na wielkiego kryminalistę nie podda się tak szybko, tym bardziej nie da się pokonać swoją bronią. Jednak nasze dzieci lubią nas rozczarowywać.  I dochodzimy do najlepszej części, potem, to ci się spodoba. – uśmiechnął się fałszywie. – Potem ledwo  żywego wyrzuciłem go za drzwi prosto do płomieni by się spalił. – nagle jego uśmiech zniknął, patrząc na mnie wrogim spojrzeniem. - Tak jak ty spaliłaś moją rodzinę.
- Ah tak, twoja rodzina. – zagrałam teatralnie, specjalnie omijając część z Harrym. – Widziałam ich na zdjęciu za nim nastawiłam bombę. Dwie małe śliczne dziewczynki, musiałeś być z nich dumny, prawda? I piękna żona. Musieliście być piękną rodziną, tylko szkoda, że są martwi.
Uśmiechnęłam się widząc jak cały trzęsie ze złości przez moje słowa.  Doskonale wiedziałam kto tej nocy był w mieszkaniu. Cieszyłam się, że ich cała idealna rodzinka, wtedy nasz przekaz był bardziej bolesny. To w tym celu wyjechałam z miasta. Choć to zniszczyły mnie i Harrego, nie żałowałam tego bo widząc jak ten skurwysyn stoi tu przede mną, mogę zobaczyć jego upadek. Spadł razem z nami. Pociągnęliśmy go do naszego piekła gdzie wszyscy zginiemy.
- Zabije Cię za to suko. – warknął mocniej ściskając pistolet. – Ale za nim to zrobię, zobaczysz jak pali się twoja rodzina.
Po jego słowach dołączył do nas kolejny goryl ciągnąc za sobą jeszcze jedną osobę, którą okazał się nieistotny tatuś. Nasze spojrzenia się spotkały. Patrzył na mnie z przerażeniem, po czym przeniósł zmartwiony wzrok na swoją żonę, która płakała nie spuszczając ze mnie błagalnego spojrzenia.
Zaśmiałam się wyobrażając sobie co by było gdybyśmy jakimś cudem przeżyli.  Z całą pewnością oskarżyliby mnie za całą sytuację, a potem odeszli kolejny raz zostawiając mnie samą bez ani jednej próby pomocy.
- Ostatnie pożegnalne słówko do rodziców?- zagruchał śmiejąc się podle. Dwa goryle w tym samym czasie wyjęli dwa baniaki odkręcając i wylewając całą zawartość na dwójkę przerażonych osób. Po zapachu stwierdzam, że to benzyna. Jak na potwierdzenie w rękach ojca Stylesa znalazło się pudełko zapałek i bawił się nimi odpalając je.
- Mogę prosić o tą wyznaczoną zapałkę?- spytałam otrzymując od przerażonych rodziców okrzyki stłumione chusteczką.  Nie spojrzałam na nich, ciągle przyglądając się temu skurwielowi. Spojrzał na mnie zdziwiony, lecz po chwili wyciągnął w moją stronę paczkę zapałek. Uśmiechnęłam się pod nosem, następnie podparłam się rękami muru by wstać. Postrzelona noga bolała coraz bardziej  z każdym moim krokiem ku w stronę jego wyciągniętej ręki. Uśmiechnął się widząc mój trud gdy wreszcie przejęłam  je w swoje ręce.
- Teraz chciałabym powiedzieć ostatnie słowo. – zaczęłam. – Zobaczymy się w piekle skurwielu. – warknęłam w tym czasie wyjmując broń zza spodni wymierzając strzał w jego klatkę piersiową, następnie szybko obracając się na pięcie strzelając do dwóch goryli, którzy już wymierzali w moją stronę. Moje szybsze strzały powaliły ich na ziemie, gdyż wycelowałam prosto w serce.
W jednej chwili zostałam pociągnięta za kostkę na ziemie, a broń wypadła mi z dłoni. Próbowałam po nią sięgnąć, lecz zamarłam z przymierzonym pistoletem przy głowie.
- Co mówiłaś kochaniutka?- syknął ojciec Harrego mocniej przyciskając pistolet do mojego czoła. Usłyszałam hałas, a po chwili coś uderzyło w moją rękę, lecz ten chuj zajęty swoją radością z powodu zabicia mnie nic nie zauważył. Kąta okiem zobaczyłam twarz ojca, który tylko kiwnął, a ja wiedząc co to jest złapałam szybko w ręce broń, którą kopnął w moją stronę, obróciłam ją układając sobie w dłoni i wymierzyłam w tego chuja przykładając ją do jego klatki piersiowej, jego podniesiona dłoń dała mi dostęp prosto na jego serce. Za nim zdążyłam nacisnąć na spust, zamarłam.
- Powiedziała  zobaczymy się w piekle skurwielu. – padł kolejny strzał, a ciało tego dupka upadło obok wypuszczając broń z dłoni.  Zaczęłam głośno się śmiać nie mając siły wstać z miejsca. Śmiałam się bo to nie był mój głos, to nie był głos żadnego z mojej dawnej rodziny, to był głos, który pokochałam od samego początku.  To był głos samego diabła.
- Masz kurwa takie szczęście, że żyjesz ty pieprzony sukinsynie. – mówiąc dalej się śmiałam. Z trudem usiadłam obracając się w jego kierunku. Uśmiechnęłam się z ulgą widząc jego  wszędzie  zranione ciało.
- Mam nadzieję, że kupiłaś nam nowe mieszkanie. – zaśmiał się, podchodząc bliżej. – Stare się nie nadaję. 

Od autorki :
 Witam :*:*:*

Miałam dodać rozdział zdecydowanie później, ale skoro już mam napisny to nie mogłam się powstrzymać.  Jak widzicie, Mia nigdy nie zostawiła Harrego :) Mam nadzieję, że podoba się wam ten rozdział, bo ja jestem w miarę zadowolona;d
Dziękuję za wszystkie komentarze, które są wielką motywacją! 
Ważne! : Jadę na wycieczkę samochodem po Europie i nie będzie mnie 16 dni, a wyjeźdzam za kilka dni, więc najprawdopodobniej rozdział już się nie pojawi w najbliższych dniach, dopiero po 3 tygodniach, jak wrócę z wakacji!

Mam nadzieję, że dalej będziecie komentować, bo wasze opinie są cholernie ważne! :* Powodzenia w nowym roku szkolnym.;d

Kocham was :*

środa, 27 sierpnia 2014

Rozdział 13

Jechałam ciemnymi uliczkami ze zmrużonymi oczami kręcą się samochodem od dobrych piętnastu minut szukając tego jedynego mieszkania.  Wkurwiona wjeżdżając w żwirową ścieżkę prowadzącą do ciemnego lasu myślałam, że przegapiłam ten cholery dom, lecz zobaczyłam niewielki budynek stojący w oddali.  Zatrzymałam się szybko wyłączając światła. Wyszłam po cichu starając się o ciszę, otworzyłam bagażnik wyjmując moje małe cudo.Dzięki przygotowaniu bez problemu zapasowym kluczem do wszystkich pomieszczeń weszłam do środka gdzie panowała ciemność.  Znalazłam drzwi prowadzące do pokoju   z zabezpieczeniami, gdzie tylko jeden przycisk sprawi, że nikt nie opuści tego miejsca nawet jeśli próbowałby wszystkiego. Weszłam do środka wbijając kod. Co jak co, ale ten koleś się zabezpieczył. Lecz na tyle kiepsko, że dzięki zaufanym ludziom znałam wszystko związane z tym domem by bez przeszkód wykonać swoje zadanie.  W środku ustawiłam zamknięcie wszystkich pomieszczeń za pięć minut, po czym wychodząc zmieniłam stary kod na nowy, żeby nikt już nie mógł wejść do środka zmieniając moich ustawień. Przemieściłam się do głównego pomieszczenia po cichu na środku umieszczając bombę. Do zamknięcia całego domu zostały  cztery minuty, więc ustawiłam zegar na cztery, czym prędzej  zaczęłam uciekać z tego cholernego mieszkania, szybko wsiadając do samochodu.  Zatrzymałam się w ulice dalej czekając na wielkie bum, które zrobiło się w wielkim stylu za kilka sekund. Płomienie unosiły się wysoko pochłaniając całe mieszkanie i wszystko co znajdowało się obok, atakując drzewa, które wzmacniały ogień. Z uśmiechem ruszyłam w stronę nowego mieszkania, by przed kolejną wycieczką zminimalizować rozpoznanie.
Ludzie są głupcami. Myślą, że są w stanie zrobić wszystko. Myślą, że wpierdalanie się w cudze życie będzie w porządku, że są w stanie kogoś zniszczyć by sami mogli się poczuć lepszymi.  Ich naiwność jest dla mnie śmieszna. Ponieważ jeśli coś jest prawdziwe nikt tego nie zniszczy. Nie możemy tego tak po prostu przestać czuć i poddać się pozwalając na ostateczny koniec.  Głupcem jest ten kto próbuje zniszczyć miłość nie widząc możliwości tej miłości. Głupcem jest ten kto tak bardzo dąży do swojego celu, że nie zauważa, że jest oszukiwany. Głupca można łatwo oszukać. Głupiec zapomina z kim ma do czynienia bo myśli, że jest lepszy. Głupiec nie widzi, że dwie osoby, które wiedzą co to jest śmierć. Dwie osoby, które stoją na granicy śmierci, a życia. Życia, a piekła. Dwie osoby, które przeżyją w najgorszych momentach przepełnione swoją nienawiścią. Dwie osoby, które tylko zginą jeśli tylko się od siebie obrócą plecami. Dwie osoby tak silne złączone każdym negatywnym uczuciem świata i jedną dobrocią, która ich chroni nigdy nie dadzą się pokonać jednemu człowiekowi, który myśli, że może wszystko.
Spięłam swoje włosy w niechlujnego koka przykrywając je pod czarnym kapturem bluzy.  Nie pomalowane oczy przykryłam pod ciemnymi okularami. Do torby spakowałam wszystkie potrzebne rzeczy wrzucając ją do samochodu rudej.  Zabierając jej kluczyki do auta zamknęłam dom na klucz i nad świtem wyjechałam z miasta jej nowym czerwonym samochodem.   Guzikiem uchyliłam szybę podpalając papierosa. Jechałam spokojna szykując się na każdą możliwą sytuację.
Nie mogłam dłużej czekać. Po telefonie, który wykonałam oczywiście rozłączyłam się gdy tylko usłyszałam jego głos. Chciałam być pewna, że nie jest martwy.  Musiałam to zrobić bo chce już nowego życia, które udławi naszą przeszłość. Wiadomo, że ona będzie czaiła się w naszych zakamarkach, ale nie jest w stanie zniszczyć tego co zaplanowałam.
Coraz bardziej byłam nerwowa gdy dokoła już panowała coraz większa ciemności, a po całym dniu jazdy papierosy szybko się skończyły, a oczywiście ruda niczego nie zostawiła w swoim samochodzie.  W samo południe wyłączyłam ten jebany telefon gdy zaczął dzwonić gdy tylko rozpoznałam obcy  numer.
Nie miałam pojęcia co myśleć o telefonie mojej byłej rodziny, ale tak naprawdę nie chciałam nawet tego robić. Jednak ciekawi mnie powód, który sprawił, że przypomnieli sobie o swojej straconej bezwstydnej córce, która hańbiła ich rodzinę.  Wiem, że nawet jeśli znałabym ten powód nie zrobi dla mnie żadnej różnicy.  Odkąd uciekłam, a oni nie próbowali mnie zatrzymać przestali należeć do mojego świata. Wolę umrzeć niż kiedykolwiek tam wrócić.  Oni nie istnieją dla mnie.
Przejeżdżając przez granice miasta włączyłam telefon, by zadzwonić do tej dwójki, licząc na cud, że nie rozjebali mojego mieszkania.
- Gdzie ty kurwa jesteś?- usłyszałam na przywitanie.
-  Robię niespodziankę. – odparłam w przeciwieństwie do rudej spokojnie. – Macie nie rozjebać mi chaty.
- Niespodziankę? Dam ci kurwa niespodziankę jak ci granata do dupy włożę! Czy ty oszalałaś do chuja zniknęłaś rano, nie odbierasz pieprzonych telefonów jakbyś kurwa była tłumanem i nie umiała go odebrać i kurwa przesadziłaś w momencie gdy zajebałaś mi samochód!- warczała. Wywróciłam oczami.
- Możesz ogarnąć swoją dupę i nie drzeć mi się do słuchawki?
- Mia ty popierdolona do końca suko, przysięgam na wszystko, że jeśli robisz to co ja myślę, to łajzo zginiesz. Rozpierdolę Cię osobiście! Ty głupia suko jedziesz do niego?
- Dlaczego do chuja myślisz, że jadę do niego?
- Bo Cię znam ty głupia suko.
- Myślisz, że po tym wszystkim co mi zrobił mogę tak po prostu pojechać do niego płaszcząc się jak beznadziejna szmata by mnie pokochał?! Nie, nie robię tego zdziro.
- W takim razie gdzie jesteś?
- Niespodzianka.
- Niespodziankę to Ci zrobię.
- Nie będziesz miała gdzie smrodzić swoim tłustym tyłkiem jak rozjebiesz mieszkanie.
- Skąd wiesz, że Chce ci rozjebać chatę?
- Bo Cię znam ty głupia suko.
- Jednak postawię na twój pokój. Masz dbać o swój zdzirowaty tyłek.  Nara.
Wywróciłam oczami na tą głupią rozmowę i rzuciłam telefon na siedzenie obok. Po kolejnej godzinie dojechałam do swojego celu. Zaparkowałam na tylnym parkingu sprawdzając dokoła czy kogoś nie ma.  Na szczęście było czysto, czym prędzej wysiadłam zamykając samochód. Zakładając kaptur na głowę upewniłam się, że tak szybko mnie nikt nie rozpozna. Przeszłam do tylnego wejścia, które było otwarte, a w środku pomieszczenie rozświetlone, ale jednak pustki oprócz jednego chłopaka przy stole.
- Jest zamknięte.  – warknął nawet nie podnosząc głowy. Jednak szłam prosto do niego. – Powiedziałem, kurwa zamknięte!
- Zamknij dupę, przecież słyszałam. – warknęłam siadając na krześle obok zdziwionego Nathana.
- Mia? – szepnął? – Co ty tutaj robisz?
- Nie mam czasu na pogaduszki. Powiedz mi gdzie jest Styles. Sama bym go znalazła, ale nie kiedy ten popierdolony tatuś tu grasuję i może mnie zobaczyć. – miał tu kurwa być.  Dlaczego do cholery nie ma?
- Nie możesz go szukać. – odpowiedział patrząc na mnie niezrozumiałym wzrokiem.
- Oh, teraz zapewne mi powiesz dlaczego. Jednak nie mam ochoty tego słuchać, więc powiedz gdzie go znajdę.
- Nie powiem Ci gdzie on jest, Mia. – odparł spokojnie. – Czy ty nie widzisz tego co się dzieję dokoła? On traktuję Cię jak śmiecia, ciągle się tobą bawiąc. Stworzył sobie grę by tylko Cię ranić, a ty przyjmujesz jego każdy cios. Za każdym razem uciekasz, ale na koniec i tak wracasz. Okey, rozumiem, że jakimś dziwacznym sposobem zależy Ci na nim, ale nie możesz być aż tak ślepa. To był koniec gdy pozwolił Ci gnić w więzieniu. Na każdym kroku Ci pokazuję, że mu na Tobie nie zależy, czy tego nie widzisz?!
- Kurwa przestań pierdolić bo nie interesuje mnie twoje zdanie na temat mnie, Styles czy nas. Mam na to wyjebane, więc kurwa lepiej się zamknij! – warknęłam wstając i kierując się do wyjścia. Muszę go znaleźć na własną rękę, pieprzony idiota.
- To ja Cię wyciągnąłem z więzienia, nie wyszłaś dzięki inteligentnemu pomysłu policji. – krzyknął za mną, na co zatrzymałam się w miejscu, lecz nie odwróciłam się.–  Zgodziłem się pomóc tobie i Nate'owi opuścić to miasto. To ja wysłałem Stylesa by powstrzymał Cię przed wyścigiem. To ja Cię uratowałem gdy on zostawił Cię na śmierć. To ja ściągnąłem ojca Styles by go zabił, byś ty mogła spokojnie odejść. Uwolnić się z jego popieprzonej gry i ułożyć sobie na nowo życie na której zasługujesz. Nawet sprzątnąłem jego pieprzony pokój by się na tobie nie odegrał, za wyrzucenie jego rzeczy. Zrobiłem to i zrobiłbym to jeszcze raz bo jestem w tobie zakochany.
- Nathan. – odwróciłam się w jego stronę by coś powiedzieć, ale szybko mi przerwał.
- Nie mówię Ci tego bo oczekuję od Ciebie tego samego. Chce żebyś dostrzegła, że w nim nie ma żadnej miłości.  Dobrze wiesz, że ciągle sprawia, że czujesz się nikim.  Pozwól mu odejść Mia, bo on cię ciągnie w dół.
- Mam nadzieję, że ty pozwoliłeś mi odejść.
Powiedziałam i odwróciłam się w stronę wyjścia. Może oni wszyscy mają pieprzoną rację, że Styles ciągnie mnie na dół, sprawia, że czuję się nikim, ale nie widzą tego, że gdy przestaje być dupkiem sprawia, że jestem coraz silniejsza. Nigdy ta miłość nie miała w sobie niczego pięknego. Jest zabójcza, toksyczna, ale nadal trwa. Nie przestaje istnieć nawet jeśli tyle razy próbowałam od niej uciec. I tak umrę, wole umrzeć przez tą miłość niż całe życie od niej uciekać.
- Mia nie znajdziesz go. – siedziałam już w środku samochodu, gdy Nathan wyleciał za mną powstrzymując mnie przez zamknięciem drzwi.
- Nie powstrzymasz mnie. – warknęłam.
- Był pożar. – szepnął odwracając wzrok.  Zesztywniałam. – Jego dom został podpalony..
- To nie znaczy kurwa, że on był w środku! – warknęłam szarpiąc za uchwyt drzwi by je wyrwać z jego łapy. Udało mi sie, trzaskając nimi. Przekręciłam kluczyk odpalając silnik. Drzwi ponownie się otworzyły.
- Mia był w środku. Upewniłem się za nim podpaliłem dom.
Te słowa wystarczyły bym wysiadła z samochodu popychając tego dupka na ścianę budynku. Złapałam za jego koszulkę patrząc gniewnie prosto w jego oczy. Nie było w nich przerażania, a wszystko co teraz powinien czuć to wielki strach, bo zgotował sobie największe piekło.
- Jeśli go nie znajdę żywego. – warknęłam. – Wrócę tu, znajdę, a wtedy kurwa Cię zabiję, ale za nim to zrobię, za nim twoje serce przestanie bić spalę każdą część twojego ciała byś poczuł jak to jest gdy ogień pożera twoje ciało skurwielu.
Wróciłam do samochodu szybko ruszając z miejsca by wyjechać na prawie puste drogi. Z całych sił trzymałam za kierownice, naciskałam butem na gaz zwiększając prędkość. Gniew, który teraz rozrywał moje ciało nie był do opisania, wiedziałam, że mogę się kurwa stać największym przestępcą świata. Mogę trafić do największego piekła, ale za nim to się stanie, zgotuje je wszystkim, którzy przyłożyli się do jego śmierci. Wszystkim, którzy nie pomogli mu i wszystkim, którzy cieszą się z tego powodu. Rozpierdolę całe to miasteczko spalając wszystkich dookoła, nie zostanie tu nic, całkowita pustka jeśli tylko on okaże się martwy.
A gdy wszystko i wszyscy będą martwi, zabiję siebie.
Zatrzymałam się z piskiem przed na wpół rozwaloną bramą prowadzącą do mieszkania Harrego. Wyszłam z samochodu szybkim krokiem przechodząc przez nią. Przede mną była tylko ruina.  Wszystko zostało spalone, zostały tylko ściany pokryte na czarno. I wtedy po pierwszy od słów tego skurwysyna poczułam przerażenie. Przerażenie jeszcze większe od gniewu.
Czułam jak cała zaczynam drżeć, a powietrze staję cię uciążliwie. Mimo wielkiego strachu i gniewu nie mogłam uwierzyć w to, że Harry Styles dał się zabić. Nie mógł. Nie ten Harry Styles. Nie mój.
Zaczęłam biec w stronę spalonego domu, wszystko co w środku mogło się spalić, spaliło.  Znając dobrze rozmieszczenie wpadłam do zawsze pustego pomieszczenia schowanego za kuchnią w której kiedyś wielka szafa kryła drzwi do skrytego pomieszczenia. Teraz wielkie metalowe drzwi z dziwnym otwarciem podobnym do kierownicy, lecz zacznie mniejszym były widoczne. Szarpnęłam za to, a ku moje zdziwieniu drzwi były otwarte, wpadłam do środka. Metalowe drzwi oraz ściany nie zdatne do palenia skutecznie chroniły to pomieszczenie. Jednak coś wydawało mi się tu inaczej. Papiery było porzucane na betonie, który był pokryty czerwonymi plamki. Po obróceniu się zobaczyłam, że cała podłoga tworzyła ścieżki krwi. Na drzwiach wewnętrznej strony pokoju była krew odbita w kształcie ręki, która ześlizgiwała się coraz niżej.
Za chwilę dostrzegłam rzuconą broń przy drzwiach, doskonale rozpoznając model, który mógł mieć tylko Harry.  Powstrzymywałam łzy w oczach, ponieważ nie mogłam sobie na nie teraz pozwolić. Znajdę go, znajdę go żywego.  Wybiegając z domu zaczęłam biec w stronę samochodu gdzie zostawiłam telefon. Musiałam namierzyć jego telefon, dziękując, że nie raz mnie Styles tego uczył bym mogła namierzyć kilku ludzi, którzy dawni powinni być martwi, a jednak wciąż byli żywi.
Zamarłam w miejscu gdy zobaczyłam kto opiera się o maskę mojego samochodu. Przełknęłam głośno ślinę, a moje ciało, która drżało z przerażenia, tym razem drżało z gniewu. Widząc jego spojrzenie mogę przysiąść, że jestem gotowa zabić go własnymi rękami.
- Zniewalające jak szybko rozchodzą się wieści. – zakpił. – Może nie powinnyśmy się dziwić, niedługo cały świat dowie się, że Harry Styles jest martwy. Przyszłaś na pogrzeb, kochaniutka?


Od autorki :

Czeeeść :*
Nie komentuje już ilość komentarzy po której rozdział się nie powinnien pojawiać, bo mam już dość tego tłumaczenia, więc dodaje rozdział dając kolejną szanse.  Jestem zmęczona każdą próbą proszenia was o wasze zdanie na temat rozdziałów. Po prostu to nie  jest fajne wymuszanie komentarzy, ale nie wiem czy zdajecie sobie sprawę, jak wielką dają motywacie waszę komentarze. Macie rację pisze dla Siebie, ale publikuję dla was i myślę, że powinniśmy się w tym wspierać.  I kto prowadzi bloga jest w stanie zrozumieć, że to przykre jest gdy ktoś niepotrafi docenić wielu godzin poświęconych na pisanie, nawet jednym słowem.
Dlatego przestaję się w to bawić, bo to mnie nie denerwuję, ale tylko zabiera chęci do pisania.
Koniec z limitami.  Zaczęłam z nimi bo chciałam zobaczyć jak doceniacie moją pracę, widocznie to i tak nie działa. 
To jest przykre. 

Chciałam tylko powiedzieć, że jeśli możecie to zagłusujcie   NA TEJ STRONIE  na bloga  :  CITY OF THE FALLEN!  Za każdy głos będę cholernie wdzięczna! Proszę głosujcie bo to jest niesamowity blog, a autorki godne każdej nagrody!

Pozdrawiam, Olka :*

Przepraszam, za błędy ! 

SPRAWA ŻYCIA I ŚMIERCI!


Więc piszę tą notkę z ważnego powodu. Chciałabym was bardzo, ale to bardzo bardzo prosić o głosy na  NA TEJ STRONIE  na bloga  :  CITY OF THE FALLEN!  Za każdy głos będę cholernie wdzięczna! Proszę głosujcie bo to jest niesamowity blog, a autorki godne każdej nagrody!

Dziękuje za uwagę !

Pozdrawiam, Olka :*

sobota, 23 sierpnia 2014

Rozdział 12

Stałam przed lustrem,  w które wpatrywałam się od dobrych dziesięciu minut.  Miałam wrażenie, że wszystko się zmieniło, dlatego iż ja sama musiałam dokonać zmiany w sobie.  Przedziałek na środku głowy został zmieniony na grzywkę na bok, która swobodnie opadła na moje czoło. Zazwyczaj mocno podkreślone oczy oraz powieki czarną kreską, dziś była ledwo widoczna dokoła oczu.  Usta zostawione naturalnym odcieniu lekko podkreślone błyszczykiem, nie przypominały moich czerwonych. Jednak byłam w stanie polubić swoje nowe obliczę.
Westchnęłam i czym prędzej opuściłam swój nowy pokój, zabierając torebkę z łóżka. Weszłam do małego przedpokoju zakładając buty.
- Rusz seksowny tyłek księżniczko, bo sklepy wiecznie nie będą otwarte. – krzyknęłam z kpiną. Zaczęłam rozglądać się za pieprzonymi kluczami. Co z nimi do cholery się stało?
-Jeszcze raz tak kurwa do mnie powi…- Nate wyszedł zza drzwi. Podniósł głowę, patrząc na mnie podejrzanie.
- Makijaż… czekaj… - zaczął się jąkać. – Oczy Ci widać.
- Pierdol się. – warknęłam wywracając oczami.
Chodziliśmy między pułkami szukając wszystkiego co jest potrzebne do nowego mieszkania. Nigdy nie byłam dobra w urządzaniu czegokolwiek, dlatego wrzucałam wszystko do kosza co mi się podobało, że wszystko było czarne lub siwe, to nie był żaden przypadek.  Nie widzę żadnych innych kolorów.
- Czy znalazłaś już wszystko co jest Ci potrzebne?- przede mną wyskoczył Nate z dwoma pełnymi wózkami.  Zlustrowałam je bez słowa, aż w końcu spojrzałam na niego z podniesioną brwią.
- Nie chcemy mieszkać w jakimś upornym lochu,  a zgadując z pewnością nie pomyślałaś o takich pomieszczeniach jak kuchnia, o czym też nie pomyślałaś w starym mieszkaniu, gdy się tam wprowadziłem nawet nie miałam jak sobie zrobić herbaty.
- Jak ty przeżyłeś ten koszmar?- zakpiłam z niego, posyłając mu litościwe spojrzenie. Rzeczywiście moim głównym  życiowym celem było wyrządzenie kuchni w jakieś pierdoły. – Jesteś taki męski, księżniczko.
- Głupia psita. – wymamrotał pod nosem, próbując przepchnąć swoje wózki do przodu.  – Zobaczymy kto będzie taki cwany, gdy zachce Ci się pić dupku. Czy masz wszystko?
- Jeśli Ci chodzi o zapas wibratorów i innych uroczych zabaweczek, to tak mam wszystko. – uśmiechnęłam się do niego, słodko na jego otwarte usta ze zdziwienia.
- Gdzie ty to kurwa znalazłaś?- spytał lustrując wzrokiem mój wózek.
- Spokojnie, zajmij się wypełnieniem kuchni przecież musisz mieć w czym pić, prawda?
Zadowolona odeszłam od niego pchając wózek do przodu. Jestem tu od godziny i mam dosyć tego zatłoczonego miejsca. Nate szedł za mną próbując przepchnąć się wózkami przez ludzi. To były oczywiste, że nie zrobiłam tego zapasu.  Dziwniejsze byłoby to, że rzeczywiście znalazłam to w supermarkecie z meblami.

***

- Otwierać drzwi, lamusy!- wywróciłam oczami na piskliwy głos, który darł się przed naszym nowym mieszkaniem.
- Nie ma wstępu dla rudzielców!- odkrzyknęłam podchodząc do drzwi.
- Pieprzne Cię. – odpowiedziała waląc pięścią w drzwi.  Otworzyłam drzwi nie zdejmuj zabezpieczenia, na tyle ile pozwolił mi przymocowany łańcuch przy drzwiach, uchyliłam drzwi, patrząc na poważną rudą.
- Magiczne słowo, kochaniutka. – zakpiłam, posłała mi udawane mordercze spojrzenie.
- Mam piwa. – odpowiedziała prawidłowo. Zaśmiałam się zdejmując zabezpieczanie. Otworzyłam jej drzwi na rozcież, zachęcając ją do wejścia ręką. – Ale nie dla Ciebie. – zaśmiała się złowieszczo gdy tylko przekroczyła próg. – Rudzielce się nie dzielą. – wytknęła mi język i zniknęła za ścianą.
- Jak tu pięknie. Podoba mi się kolor ścian, jest taki wyjątkowy.– palnęła ruda rzucając się na dopiero zakupioną kanapę. Wywróciłam oczami sięgając po butelkę piwa.
- Nawet nie zaczęliśmy malować. – odparł Nate śmiejąc się z niej. – Piłaś w drodze?
- Jakoś musiałam się przygotować na wasze towarzystwo. – wzruszyła ramionami.
- Założę się, że nawet ta wiedźma będzie za mną. – chłopak nie zwrócił uwagi na oblegę rudej, ale zaczął drążyć temat, który jest już dawno zakończony. – Mia chce pomalować ściany na czarno…
- Dlaczego to Cię dziwi? Ona jest pojebana. – przerwała mu ruda.
- Skoro wam nie podobają się czarne ściany, jestem pewna, że za chwilę możecie patrzeć na inny kolor ścian na zewnątrz. – zaczęłam. – Zgaduje w takim razie, że moja droga przyjaciółko przewidziałaś moje czarne ruchy i twój bagażnik nie jest zapakowany twoimi gratami?
- Lubię czarny. – odparła szybko uśmiechając się do mnie.  Wywróciłam oczami.  Gdy wyjechaliśmy z miasta, zaczęliśmy szukać dużych mieszkań bo wiedziałam, że ta dwójka wpakuje się w moje mieszkanie, a mój spokój nigdy nie nadejdzie.
- Przyzwyczaję się. – dodał Nate, niewinnie pijąc swoje piwo.
 Po długich przekonaniach moich przyjaciół o ich uwielbieniu do koloru czarnego jak i siwego przeszliśmy do malowania ścian, co prawidłowym wyjściem jest wezwanie odpowiednich ludzi, ale jakże moje swirusy są chętni do brudzenia sobie rączek. Po zakryciu mebli z głośną muzyką z radia z otwartymi piwa zaczęliśmy sposobem poetyckim mazać ściany robiąc na ich przecieki w stylu nie jednego malarza.
- O kurwa. – krzyknął Nate. – Uciekło mi.
Obróciłam się w jego stronę. Bezradny stał pod ścianą, patrząc  na nią już podpitym wzrokiem. Ściana która była już umalowana na szaro została zabrudzona pojedynczym paskiem czarnej farby która powinna z pewnością znaleźć się na innej ścianie.
- Uciekł to ci mózg. – odparłam i wróciłam do malowania ostatniej ściany.
  Cały dzień zeszedł nam na malowaniu salonu,  mojej sypialni i dwóch kolejnych należących do tych śmierdzieli. Łazienka od samego początku była w jasnych płytkach, nie widzieliśmy potrzeby w przemalowaniu ich, tak samo jak kuchnia, która była pomalowana na szaro, a czerwone meble idealnie się łączyły z tym kolorem.
Samym wieczorem padnięci położyliśmy się na kanapie podziwiając nasze dzieła zwane salonem. Dwie ściany umalowane na szaro, a dwie pozostałe na czarno. Na środku salonu stała czarna skórzana kanapa naprzeciwko wiszącej plazmy na ścianie, pod nią na niskiej półce stał sprzęt do grania, a obok stos kupek z przeróżnymi grami.  Pomiędzy kanapą a dwoma fotelami po bokach stała niewielka ława, na której w tym momencie walały się butelki po piwach i puste opakowanie po zamówionej pizzy.  Więcej nie potrzebowaliśmy, sam urok tego pomieszczania dawały drzwi na balkon przez który był widok na wielkie podwórko z basenem, na który pozwoliłam sobie.
Moja sypialnia została cała czarna z szarymi meblami, pokój Nate siwo- czerwony z czarnymi meblami, a ruda zrobiła sobie mieszankę każdej farby robiąc wielkie gówno na ścianach.
Mimo zmęczenia wiedziałam, że tej nocy nie usnę. Nieważne jak się starałam nie odciągnę tych myśli od siebie. Oczywiście, że przejmowałam się miastem, które zostawiłam zaledwie kilkanaście godzin wcześniej. Miasto, które dało mi wszystko, a także wszystko odebrało. Jednak to nie miasto było moim celem zmartwień, tylko cholerny dupek, którego musiałam kochać i nienawidzić, bać się o niego.  Część mnie , wielka część mnie chciałaby tam wrócić w tej chwili i zobaczyć jak sobie radzi. Czy również jest tak przejęty jak ja? Czy stara się myśleć o czymś innym, lecz każde starania są daremne? Czy gdy mnie już nie ma obok niego zobaczył jak wielki błąd popełnił? Czy docenił moją obecność gdy mnie teraz nie ma? Czy zrozumiał czym jest życie beze mnie? Czy chce mieć szansę na naszą kolejną przygodę ? Lecz do wódki, seksu i fajek dołączy miłość, troska, uwielbienie. Czy tak bardzo chce mnie zobaczyć, tak jak ja go w tym momencie? Oby.

***
Wszyscy siedzieliśmy w kuchni czekając, aż nasz kochany przyjaciel ukaże swoje zdolności kulinarne w robieniu bekonu. Pijąc piwo śmiałam się, gdy próbował kroić warzywa do sałatki, a one uciekały mu  z pod noża upadając na podłogę.
- Nawet one przed Tobą uciekają. – zaśmiała się ruda.
- Poznały twoje prawdziwe oblicze. – dodałam patrząc na jego wkurzoną minę.  Odwrócił się w naszą stronę wymierzając w naszą stronę zabrudzonym nożem, wciskając swoim spojrzeniem w nas pioruny.
- Jak jesteście obie takie mądre to zaraz żadna z was nie zje. Umrzecie z głodu wy wredne małpy. – warknął.
- Zamawiamy pizze?- spytałam rudej.
- Tym razem ma być z warzywami. – odparła.
- Spoko. – wzruszyłam ramionami i wychodząc z kuchni zostawiliśmy zszokowanego Nate.
- Wracać tu wredne małpy! – krzyknął zza nami. Śmiejąc się wrednie usiadłyśmy na kanapie. Właśnie wyjmowałam telefon by zamówić pizze gdy ekran sam się rozświetlił, a obcy numer pojawił się na moim ekranie. Zmarszczyłam brwi odbierając.
- Słucham?
- Mia! – cichy szept przepełniony ulgą było słychać po drugiej stronie. – Ty żyjesz..
Nie pozwoliłam jej do kończyć gdy szybko przerwałam połączenie, zesztywniałam patrząc  na swój telefon. Czy to są kurwa jakieś jaja?
- Czyżby dotarło do Ciebie, że twój mózg dawno spłonął?- szturchnęła ruda mnie w ramie. – Kto dzwonił? – Spytała widząc, że nie reaguję na jej wrzuty.
- Nikt ważny.  – odparłam i szybko wybrałam numer do pizzy. Czekając na połączenie, wciąż słyszałam jej głos w głowię. Głos mojej matki.

****

Szłam ciemnymi uliczkami w nowym miasteczku, które teraz wydawało się martwe, chociaż czego można się spodziewać o drugiej w nocy. Wszystkie domy zapadły w ciemności, a mi się wydawało, że nie umiem zagłuszyć swoich myśli ciemnością by spokojnie zasnąć. Choć uciekłam z tego miejsca, ciężar został na moich plecach. Jakby wlókł się za mną przypięty łańcuchami do mojej kostki u nogi. Dla samej siebie jestem niedorzeczna uważając, że brakuję mi tego zamieszania związanego z tym łajdakiem.  Przy nim czuło się tyle emocji, że można było wybuchnąć, przeważnie to złe emocje, które chciałaś rozpierdolić w sobie, ale pustka, która wypełnia moje życie w zaledwie dwa dni zdążyła wzbudzić we mnie przerażenie. Jest pusto bez jego durnej twarzy, która chyba została stworzona by mnie denerwować, lecz wole wściekłość od spokoju, który wcale nie daje ukojenia.
Moje serce odpłaca mi się za moje głupie zachowanie, zostało urażone ucieczką do której przystąpiłam i wcale nie przestaje rwać, krzyczeć i rozpadać się z wielu emocji. Przerażenia. Tęsknoty. Przerażenia bo co jeśli w ciągu tych dwóch dni wszystko potoczyło się inaczej niż planowałam i on właśnie umiera, albo już odpłacił za swoje grzechy. Nie chciałam o tym myśleć, lecz to nie dawało mi spokoju. Po prostu nie panowałam nad tym.
Podeszłam do małej budki telefonicznej wsadzając drobne by za chwilę wykręcić dobrze znany numer. Pierwsze sygnały zamierały moje serce w uczuciu przerażenie. Dopiero spokojnie odetchnęło gdy sygnał został przerwany odebranym połączeniem.

- Czego? – warkot tak dla mnie dobrze mi znany dał mi wielkie ukojenie. Żył. Harry Styles żył.



Od autorki :

Cześć ;*

Dodaje rozdział na szybko, nawet nie mam czasu go sprawdzić, gdyż mam cały dzień zajęty. Własnie jade za chwilę czesać na wesele już drugą osobę, więc wybaczcie mi błędy, ale nie sprawdziłam rozdziału.
Mam nadzieję, że wam się podoba, a obiecuję już nie długo pojawi się Styles ;d
Kocham, was, całusy :*

20 komentarzy = Nowy rozdział.

sobota, 9 sierpnia 2014

Rozdział 11

Leżałam na zimnym betonie pośród głuchej ciszy. Beznamiętnie patrzyłam na gwiazdy, które w moich oczach straciły blask. Być może to już kolejny dzień tu leże i piję. Tyle razy się przekonałam, że lepiej jest zapomnieć niż wszystko pamiętać, nawet te dobre chwilę.

Szłam na boso po chłodnym zabrudzonym chodniku. Pierwszy raz nie obchodziło mnie to czy ktoś może mnie zobaczyć. Czy moje zachowanie zostanie doniesione, a rodzice po raz tysięczny odetną mi dostęp do pieniędzy. Nie umieją zrozumieć, że one nie są najważniejsze.
Powoli wkraczałam w niebezpieczne uliczki, które tylko oświetlały dwie lampy, które były już prawie na wygaśnięciu.
Takimi ludźmi nikt się nie przejmuję. Mieszkają w burdelach. Pokazać się z nimi, to największa hańba jaką możesz przynieść naszej rodzinie, Mia. Jesteśmy lepsi córeczko. – raz rzekła rodzicielka.
- Gówno prawda. – wymamrotałam potykając się o nierówny chodnik. Moja  butelka taniego wina w ręce niebezpiecznie się zachwiała, wylewając trochę czerwonej cieczy na chodnik. Zaśmiałam się pod nosem próbując utrzymać prostą pozycje Gdy tylko szum w mojej głowie uspokoił się na tyle bym mogła iść dalej, ruszyłam przed siebie.  Wychowałam się w zadumanej w sobie rodzinie, lecz nigdy nie pasowałam do tego miejsca. Nie byłam taka jak oni. Nie dziele ludzi na lepszych i gorszych. Nie uważam, że pieniądze są wszystkim. Nie jestem z tego świata. Nie jestem lepsza od innych bo moi rodzicie są bogaci, bo mieszkam w willi, która mogłaby  pomieścić kilkadziesiąt bezdomnych. Przede wszystkim, nie gardzę ludźmi jak moja rodzina.
- Czy czasem księżniczka się nie zgubiła. – przede mną wyrosła postać ubrana w czarny podkoszulek. Przynajmniej tyle moje zapite oczy były w stanie wyłapać na tą chwilę. Niespodziewana żadnej przeszkody, odskoczyłam do tyłu wylewając wino na swoją bluzkę.
- Cholera. – mruknęłam. – Teraz to tylko brudny, pijany kopciuszek. – dodałam po czym podniosłam wzrok by napotkać rozbawione zielone tęczówki.  Jego uśmiech ukazujący dołeczki w tym momencie nie mógł się wydawać bardziej czarujący. Piękny diabeł. – Znam Cię.
- Naprawdę kopciuszku?- spytał z nutką sarkazmu.
- Sławny niebezpieczny Harry Styles, którego księżniczki powinny unikać. – odparłam rozbawiona przez dużą ilość procentów w mojej głowie.  Uśmiechnął się przebiegle.
- Zapamiętałbym Cię gdybyś pojawiła się na mojej drodze, kochanie. – przybliżył się do mnie, a jego miętowy oddech uderzył  o moją rozgrzaną twarz.
- Nie. – pokręciłam przeczącą głową. – Dopiero teraz spadłam Ci z nieba.

I zaczęłam życie. Życie, które nie miało zasad. Nie było pytań. Nie było wątpliwości. Każdy siebie nawzajem akceptował. Stali się dla mnie rodziną o której zawsze marzyłam.  Pierwszy raz w życiu, poczułam, że pasuję do jakiegoś miejsca.

- Czy Ty widzisz to samo, co ja widzę?- spytał nietrzeźwy Jason. Kto tu kurwa, jest trzeźwy?!
- Zależy czy twoje oczy widzą, to samo co moje. – odpowiedziałam, nie zastanawiając się nad tym co mówię.
- Widzę raj. – krzyknął wymachując rękami do góry. – Niebieski mokry raj!
- Czy ty myślisz o tym, co ja myślę?- spytałam chichocąc.
- Zależy czy ty myślisz, o tym o czym ja myślę. – odparł marszcząc czoło. – Kurwa, zgubiłem się.
Zaczęliśmy się śmiać jak szaleni, aż w jednej sekundzie spoważnieliśmy patrząc na siebie porozumiewawczo. Bez słowa zaczęliśmy ściągać swoje ciuchy do bielizny i drżąc się w niebogłosy  biegliśmy w stronę morza.
- Zimna, zimna, zimna, zimna, zimna.- krzyczałam mocząc się coraz bardziej. Gdy woda była na wysokości mojego pasa rzuciłam się cała pod wodę by za chwilę się wynurzyć ciesząc się przy tym jak małe dziecko.
- Mia, kurwa pomóż mi!- usłyszałam zza sobą krzyk Jason. Szybko się odwróciłam, a fala wody uderzyła prosto w moją twarz, a złowieszczy śmiech chłopaka stał się głośniejszy.
- Jesteś trupem, Jason. – wysyczałam i oboje zaczęliśmy się chlapać wodą. Po kilku minutach doszliśmy do rozejmu i wspólnie odwróceni w stronę reszty ekipy, która siedziała na piasku i zajmowała się piciem i wciąganiem kresek, mierzyliśmy ich podejrzanym wzrokiem.
- Cieniasy! – krzyknęłam, a ich uradowane mordy popatrzyły  na nas.
- Nie jesteśmy tak najebani jak wy, by wchodzić do lodowatej wody.- odkrzyknął, Ashton.
- Oh, czyżby?- krzyknęłam. Po chwili już biegliśmy w ich stronę, chlapiąc jak tylko potrafiliśmy ich zapite sylwetki.
- Nie waż się tego robić, Mia. – warknął Styles. Zaśmiałam się złowieszczo i cała morka upadłam na niego, przy tym mocząc go.
- Coś mówiłeś, bo chyba nie dosłyszałam?- zapytałam chichocąc. W jednej sekundzie nasza pozycja się zmieniła, tak że leżałam pod nim, a piasek przyklejał się do mojego mokrego ciała.
- Jesteś tak cholernie wkurwiająca i seksowna.- warknął mi do ucha. Zachichotałam pijana. – W dodatku cała mokra.
-  I gotowa na wszystko czego pragniesz. – dokończyłam za niego.  Gdy jego wzrok wrócił na moją twarz, mogłam ujrzeć ten niebezpieczny blask w oczach, który zapalił się przez moje słowa. Oblizał swoje wargi i już chciał coś powiedzieć, gdy przerwał nam głośny ryk syren, a kolorowe światła z dala rozświetlały ciemne ulice.
- Gliny!- ktoś krzyknął. Harry wkurwiony warknął, po czym szybko się podniósł, podnosząc też mnie. Wszyscy udaliśmy się szybko do dwóch samochód i z  piskiem opon odjechaliśmy.  Przez całą drogę wystawialiśmy głowy za szybe krzycząc jak małe dzieci.

Żadne z nas nie było idealne. Każdy z nas miał wady, które zbyt często przeszkadzały, nie dały dojść do porozumienia, ale staliśmy się rodziną. Rodzina akceptuje twoje wszystkie zalety tak jak wady. Prawdziwa rodzina tak robi.

- Mia wiem, że właśnie tego chciałaś.  Nie przepadam za tym gościem, a ty jesteś jedyną osobą jaką mam, więc twoje szczęście jest moim i moim zamiarem nie jest niszczenie go,  ale troszczenie się o Ciebie. Zanim podejmiesz decyzje musisz dowiedzieć czy jego słowa są prawdziwe. – powiedział Nate.
Minął pieprzony dzień odkąd jego słowa znowu zawładnęły całą mną. Pragnęłam tego tak bardzo, a gdy to otrzymałam przyszło też wiele wątpliwości.
- Myślisz, tak prawda?- szepnęłam do Nate. – Myślisz, że on wie o swoim ojcu i dlatego to powiedział, by mnie mieć po swojej stronie?
- Chciałbym, żeby to nie była prawda.

Wszyscy myślimy, że znamy życie. Mówimy, to my jesteśmy panami naszego życia, ale gdyby to była prawda, stałabyś w tym miejscu w którym stoisz teraz? Czy byłabyś nadal tym kim jesteś teraz? Czy gdybyś miała władzę nad swoim życiem, naprawdę twoje życie by wyglądało tak ja teraz? To tylko złudzenia dla śmiertelników. Tak naprawdę wciąż jesteśmy ślepcami. Nie wiemy nic o życiu.

- Dowiemy się wszystkiego, Mia. – szepnęła ruda. – Jeśli to okaże się prawdą, osobiście go zabiję.
- Nie pozwoliłabym Ci na to. – odpowiedziałam.
- Wiem.

Uważamy, że możemy ufać swoim bliskim. Nagle na swojej drodze spotykamy osoby, które zmieniają nasze życie. I to jest najlepsza zmiana, której sama nie umiałaś dokonać. Masz rodzinę, która Cię kocha. Zawsze stanie w twojej obronie. Ufasz im i może wtedy popełniamy największy błąd?

- Więc gdzie są wszyscy?- spytałam drżącym głosem. Gdzie jest moja rodzina, która była wszystkim co miałam. – To niemożliwe, żeby wszystko zniknęło, w czasie w którym byłam w więźniu.
- Uciekli gdy tylko dowiedzieli się, że Cię złapali.
- Spierdolili jakby to miejsce nigdy nic nie znaczyło.
- Nic nie trwa wiecznie, Mia. – odparł Harry.

Gdy tracisz zaufanie do swoich najbliższych, gdy odchodzą jakby wasze wszystkie dni nic nie znaczyły, wiesz o tym bardzo dobrze. Wiesz, że już nigdy nie będziesz umiała zaufać komuś tak jak im. Zawsze będziesz się bała. Bo jedyne osoby, które sprawiły się żyjesz dziś sprawiają, że umierasz. A oni, nie wracają by Cię uratować.

- Dlaczego to robisz własnemu synowi? Czy dla Ciebie nic nie znaczy rodzina? – splunęłam do ojca Harrego. – Czy miłość którą obdarzy się dziecko może tak po prostu zniknąć? Czy to zawsze  dzieci muszą zawinić za błędy okrutnych rodziców, którzy są tak samolubni, że zapominają, że mają dzieci? Więc, co zrobił Harry, że chcesz go zabić?
- Jest przekleństwem tego świata. – odparł.
- A ty? Co sprawia, że myślisz, że Ty jesteś lepszy od swojego syna? Jesteś takim samym przekleństwem jak on. I tego wszystkie nauczyłeś go Ty!
- Niczego nie wiesz, mała smarkulo.
- Oczywiście, prosta logika każdego zawiedzionego rodzica. Krzyczycie, co jest źle, że wasze dzieci są takie a nie inne. Obwiniacie wszystkich dokoła, tylko nie siebie. A tak naprawdę tylko wy jesteście winni.  Każdy rodzi się z dobrem. Każdy mały człowiek kształtuje siebie przez słowa rodziców. Idziemy waszymi ścieżkami, waszą wiarą, podążamy waszą nadzieją i prowadzicie nas waszą miłością. A gdy jej nie ma, gubimy się. Wpadamy w ciemność i rodzą się w nas demony. Rodzą się pytania, jak mamy siebie samych kochać, gdy nas nie kochają rodzice? Jak mamy sobie ufać, gdy rodzice nam nie ufają? Jak mamy wierzyć w siebie, gdy rodzice w nas nie wierzą? Jak mam być sobą, gdy rodzice tego nie akceptują?Tak rodzą się demony w nas, rodzą się za wasze błędy. Jesteś potworem który bez zawahania zabiję swoje dziecko, to czyni Harrego o wiele lepszym od ciebie. Nigdy nie będzie takim potworem jak ty, nawet jeśli zabiję tysiące ludzi.

Zdrada najbliższych boli najbardziej. Nawet gdy minie trochę czasu. Zdążymy nauczyć się na nowo żyć. Oddychanie już tak nie boli, a my znowu spotykamy kogoś, kto chce nam pomóc. Chce naprawić nas. Ale my tylko znowu siebie niszczymy, bo nawet jeśli pragniemy – nasze zaufanie jest rozszarpane – to nie umiemy zaufać.  Pozwalamy odejść tej osobie, a być może ona by nas umiała uratować.  Słyszymy piękne słowa, słowa które chcieliśmy zawsze usłyszeć, wiec dlaczego nie umiemy w nie uwierzyć.
Dlaczego do cholery, nie umiem zaufać, Harremu?

- Masz ostatnią pierdoloną szansę udowodnić, że jesteś po mojej stronie, Nathan. – warknęłam. – Czy Styles wie o swoim ojcu?
- Mia..
- Kurwa mów bo rozjebie ci łeb! – krzyknęłam wyciągając zza spodni broń. Szybko w niego wycelowałam drżącą ręką. – Nie ważcie się ruszać bo przysięgam, rozjebie go! – warknęłam do rudej i Nate, którzy stali przy wejściu. Słyszałam ich kroki gdy tylko wyjęłam broń. – A ty mów kurwa, bo nie mam żadnego powodu by zostawić cię żywego!
- Wie. – odparł cicho. Przymknęłam powieki na jego słowa.
- Od jak dawna?- szepnęłam patrząc na niego z bólem. – Kurwa, od jak dawna wie? – krzyknęłam gdy nie odpowiadał.
- Od twojego spotkania z jego ojcem. Musiał Cię śledzić, skoro przyszedł tu za Tobą.
Zaśmiałam się bez humoru, schowałam broń na swoim miejscu i bez słowa wycofałam się.  Szłam z uniesioną głową, nie mogę pozwolić by ten pieprzony drań znowu mnie zniszczył.
- Nie dotykaj mnie, kurwa. – warknęłam do rudej, gdy wyciągnęła w moją stronę rękę. Minęłam dwójkę przyjaciół i wyszłam na świeże powietrze.

I w ten pierdolony sposób trafiłam na dach z zapasem wódki, a moje myśli biegały mi w głowie.  Leżałam już tu kilka godzin, ponieważ ciemności na moich oczach zmieniła się w jasność. Słońce coraz bardziej grzało, a cały świat znów ruszył, zostawiając mnie w tyle. Zaledwie kilka tych wspomnień, rozmów odbyło się kilka godzin wczęśniej i już nie dają mi spokoju.
Wstałam na równe nogi, procenty opuściły moją głowę i powierzchnia na której leżałam znowu stała się niewygodna, tak jak na początku zanim zaczęłam pić. Kopnęłam pustą butelką wódki w kąt i weszłam do środka budynku, kierując się do mieszkania.
Podeszłam do szafy i z całych sił zerwałam jej spód, mała powierzchnia odkleiła się. Do torby zaczęłam pakować wszystkie dokumenty, całą gotówkę i broń. Zasunęłam torbę i jak najszybciej opuściłam budynek, nawet się nie oglądając. Wsiadłam w swój samochód i ruszyłam w stronę baru rudej. Przez całą drogę jechał za mną biały samochód, który zatrzymał się naprzeciwko baru, gdy ja stanęłam przy wejściu. Zignorowałam to i weszłam do środka, gdzie siedziała dwójka moich przyjaciół i Styles.
Wciągnęłam głośno powietrze gdy przerwałam ciszę w całym klubie, który był pusty ze względu na wczesną godzinę.
- Gdzie ty kurwa byłaś przez całą noc?!- warknął Styles szybko do mnie podchodząc.
- Nawet nie waż się do mnie kurwa odzywać! – krzyknęłam mu prosto w twarz. – Nie przyjmuje twoich żadnych przeprosin! Nie obchodzi mnie to czego ty kurwa chcesz! Skończyłam się z tym! Skończyłam z Tobą!
- Chcesz mi do chuja powiedzieć, że to koniec?
- To jest koniec. – szepnęłam i wyminęłam go podchodząc do moich przyjaciół.  – Jeśli w twoich słowach było choć trochę prawdy, uszanuj to i nie jedź za mną.
- Nate jedziesz czy zostajesz?- spytałam.
- To nara. – odparł Nate do rudej.
- Dołączę do was później. – zawołała za nami.
Wyszliśmy z baru nie zwracając uwagi na prośby Harrego bym tego nie robiła. Przy drzwiach minęliśmy się z ojcem Harrego, który patrzył na mnie podejrzanym wzrokiem. Pokazałam mu środkowego palca.  Czym prędzej wsiadaliśmy do samochodu i ruszyłam z piskiem. 
Wraz z odpalaniem silnika, radio wróciło do grania, gdyż wcześniej go nie wyłączyłam. Zacisnęłam ręce na pięści wsłuchując się uważnie w tekst piosenki.

Trzymam się twojej liny
Wysłałaś mnie dziesięć stóp nad ziemię
Słyszę co mówisz, lecz nie mogę wydobyć z siebie głosu
Twierdzisz, że mnie potrzebujesz
A potem idziesz i tak niszczysz mnie
Lecz poczekaj...
Mówisz mi, że ci przykro
Nie myślałaś, że mógłbym się odwrócić
I powiedzieć

Że za późno już na przeprosiny, za późno
Powiedziałem, że za późno na przeprosiny, za późno

Mógłbym zaryzykować kolejną szansę, znieść upadek
Przyjąć strzał dla Ciebie
I potrzebuję cię tak, jak serce potrzebuje bić
(Ale to żadna nowość)

Kochałem Cię płomienną miłością,
Teraz ona przygasa, a ty mówisz...
"Wybacz" jak anioł - niebiosa pozwoliły mi myśleć, że nim byłaś
Ale obawiam się...

Za późno już na przeprosiny, za późno
Powiedziałem, że za późno na przeprosiny

Przełączyłam na inną stację, gdy moje oczy niebezpiecznie się zaszkliły.
- To naprawdę koniec?- spytał po chwili Nate. Westchnęłam.
- Taaa, to koniec.


Od autorki :
Witam, witam :D I WIEM ;D
 Małego Harrego-  tak musi być. Mia spierdoliła. - Tak musi być ;d Jestem okropna - wiem,tak już jest ;d
Ten rozdział mi się nie podoba całkowicie, wiem i przepraszam za to. Jednak pisałam to  kilka razy i za każdym razem wychodziło samo badziewie, ale muszę tak to rozegrać nie inaczej.
Wynagrodze wam to w dalszych rozdziałach ;d
I moje miśki kochane, jak wam mijają wakacje ? Bo u mnie mimo piekła - są zajebiste. Znowu ruszam do najlepszego miejsca na ziemi - z najlepszymi ludźmi . Jaram się ;d

25 KOMENTARZY = NOWY ROZDZIAŁ !

Obserwatorzy