poniedziałek, 24 listopada 2014

Rozdział 19

Nigdy nie zastanawiałam się, kiedy nadejdzie mój koniec. Czym jest koniec i czy przynosi ulgę, o której mówią, o spokoju, który obiecują. Nigdy nie zastanawiałam się nad tym, choć tak często miałam koniec przed sobą, lecz to, co czuje teraz jest całkiem inne od tamtych chwil. Wiem, czym jest koniec, dla mnie.
Czułam ból fizyczny. Czułam jak każda cząstka mojego ciała rozpada się. Nie chciałam do siebie tego dopuścić, bo strach w tej chwil był we mnie tak przerażający, lecz nie mogłam zabić w sobie tego uczucia. Gdy ono bezlitośnie mnie zabija. Widzę to przyglądając się mojej prawej nodze. Z każdą godziną czuję mniejszy ból, aż do momentu, w którym nie mogłam ruszyć palcami.  Musiałam toczyć walkę o każdy oddech, który nie przychodził z łatwością. Czułam za każdym razem ból, który zaczynał moje piekło od nowa.  Mogłam poczuć jak powietrze staję się ciężkie, czasami zbyt ciężkie nie docierało do moich płuc, odbierając tlen.
Mylili się. Koniec to największy ból, jaki może istnieć. Tysiąc razy większy od fizycznego. Jak się pogodzić z tym, że ostatni raz patrzymy w oczy swoich najbliższych? Jak pogodzić się z tym, że nigdy nie poczujemy dotyku bliskich? Jak pogodzić się z tym, gdy chcemy żyć? Jak się pogodzić z tym, że musimy się pożegnać? Jak mamy to zrobić?
- … Do niego mówi się jak do ściany. I to brzydkiej ściany. Ze zdrapaną farbą, pewnie z niej zdrapywał swój mózg. Chciałam osolić to zupę by dodać smaku, ale geniusz zaczął upierać się, że nikt nie może dotknąć się do jego zupy. I co zrobił debil? Pomylił się, zamiast osolić ją, dodał cukru. W ogolę z skąd go Nathan wytrzasnął. Z kosmosu dla idiotów? – Ruda siedziała na fotelu obok żwawo gestykulując dłońmi.
- Taa… jest dość irytujący. – Odpowiedziałam cicho.
- Dość irytujący?- Powtórzyła. – Robisz sobie przerwę od bycia sobą i nie zamierzasz go ze mną wyzywać?
- Janet. – Westchnęłam. – Jestem zmęczona by wyzywać jakiegoś kolesia, który jest kolejnym palantem w tym domu.
- Nie rób mi tego! – Warknęła gwałtownie wstając z łóżka. – Wiem, że to ja pierwsza zwątpiłam w nasze szansę, bo nie mieliśmy żadnej! Pojawiła, pojawiła się pieprzona szansa i nie rób tego! Nie przestawaj walczyć!
- Jestem tylko zmęczona…
- Minął tydzień, a ty każdego dnia jesteś coraz bardziej zmęczona! – Zaczęła krzyczeć. – Nie rób mi tego do cholery i nie próbuj mnie zostawiać!  Nikogo nie potrzebuję, tak bardzo jak Ciebie! Nikomu nie wierzyłam, tak jak Tobie.  Wiec, dlaczego do cholery łamiesz swoją obietnicę, że nigdy mnie nie zostawisz? Uwierzyłam Ci. Zaufałam Ci. Nie możesz teraz po prostu się poddać!
- Przestań krzyczeć Janet! Wciąż tu jestem! – Krzyknęłam za chwilę krzywiąc się na ból. Zaczęłam kaszleć na brak chwilowego powietrza. Ciężko oddychałam próbując odzyskać spokój bicia serca.
- Kłamiesz. – Dodała już ciszej. Otworzyłam powieki, przenosząc wzrok jej zapłakaną twarz.  – Jesteś cieniem, siebie.
Podeszła do drzwi, szarpiąc za klamkę. Otworzyła je i wyszła mijając w drzwiach zdezorientowanego Nathana. Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. Odwróciłam głowę w drugą stronę, patrząc zamglonym wzrokiem na palącą się lampkę, która oświetlała cały pokój pogrążony w ciemności.  Siła światła raziła mnie po oczach, lecz nie mogłam oderwać wzroku. To było jedyne światło, które widziałam w ciemnym tunelu. Mojego tam nie było.
Po kilku ciężkich krokach poczułam ciepłą ręką na swojej. Chłopak usiadł na brzegu łóżka, obserwując mnie uważnie.  Przeniosłam na niego wzrok, wpatrując się w jego bladą zmęczoną twarz. Włosy zazwyczaj w idealnym ładzie, teraz były w każdą inną stronę. Oczy zazwyczaj czarujące błyskiem, teraz były podkrążone, smętne. Był zmęczony. Jak my wszyscy. Czy by było łatwiej gdybym zakochała się w nim? Czy skończyłabym w tym miejscu, co teraz, wybierając życie przy nim? Choć te pytanie błądziły po moim umyśle, nie chciałam poznać na nich odpowiedzi, ponieważ nigdy nie żałowałam wyboru, który podjęłam. Nigdy nie będę żałować, że to w Harrym się zakochałam i z nim wylądowałam właśnie tutaj. Nawet, jeśli jesteśmy poprani do tego momentu. Nawet, jeśli nawet teraz nie umiemy siebie kochać we właściwy sposób, cieszę się, że tą miłość mogłam dzielić z nim.
- Janet jest przerażona. – Zaczął cicho mocniej ściskając moją rękę. – Jak my wszyscy. Nie powinna na Ciebie krzyczeć.
- Jest okey. – Uśmiechnęłam się słabo. – W końcu nie pierwszy raz znoszę jej wybuchowość. Powiedziała to, co czuję. Nikt nie powinien tego w sobie dusić.
- A ty? Jak ty się czujesz? – Spytał.
- Niech pomyśle. Harry nie przychodzi tu dopóki nie usnę. Nate nie żyję.  Janet szaleję z chęcią rozbicia wszystkiego. Ty próbujesz wszystko naprawiać i jest twój irytujący koleżka. Wygląda to jak kolejny dzień naszej popranej rodzinki. Czuje, że zaraz oszaleje.
- On jest chyba najbardziej przerażony z nas wszystkich. – Szepnął spuszczając głowę.
Wiedziałam, do kogo dążył.  Nie winiłam Harrego za jego strach. Za jego nieobecność w momencie, gdy go najbardziej potrzebowałam. Od samego początku nie umieliśmy siebie kochać tak jak powinniśmy.  Nie potrafiliśmy znaleźć podstawowych zasad miłości. Raniliśmy i uciekaliśmy by za chwilę wrócić do siebie. Zawsze tą samą ścieżką, tym samym cyklem powtarzaliśmy nasze błędy nie ucząc się na nich.  Kochaliśmy siebie na sposób, który nigdy nie był idealny. Zraniliśmy siebie. Uciekliśmy od siebie. Tylko tym razem nie wrócimy, nie znajdziemy już wspólnej drogi i oboje jesteśmy przerażeni, bo nie wiemy jak się pożegnać.
- Wszyscy się boimy Nathan, ale żadne złudzenie czy uciekanie od rzeczywistości, nie zatrzyma naszego czasu i nie poczeka, aż będziemy na to gotowi. – Szepnęłam.

 ****

- Musisz coś dla mnie zrobić. – Odezwałam się do chłopaka siedzącego na fotelu obok. – Zamknij się, nie pytałam czy to zrobisz, po prostu zrobisz. – Dodałam widząc jak otwiera usta w proteście. – Przeczytasz im to.
- To jest twoje pożegnanie? – Spytał obserwując z każdej strony kawałek zgiętej kartki. – Czyli się poddajesz?
- Czy prosiłam Cię o pistolet by strzelić sobie w łeb?- Spytałam.
- Nie.
- A powinnam. Nie znasz mnie.  Ja Ciebie na całe szczęście też nie.
- Ałła. Moje ego! – Krzyknął z udawanym oburzeniem. Posłałam mu żałosne spojrzenie.
- Nie robimy oboje żadnych dramatów. Nie zależy nam na sobie, więc bądź jedyną osobą, która nie oszukuje samej siebie. Umieram.  Nie udawajmy, że jest inaczej.
- Po co produkuje się białą czekoladę? – Spytał, uśmiechając się pod nosem.
- Co ty pieprzysz?
- Próbuję Cię rozśmieszyć.
- Rozśmieszasz mnie samym sobą.
- Jak na umierającą jesteś strasznie wredna.
- Trzeba było poznać mnie wcześniej.
- Żeby murzynek też mógł się wybrudzić.
- Kretyn. – Szepnęłam, śmiejąc się. Każdy ruch wargami sprawił mi ból. Mój ton mówienia zniżył się do szeptu przez ból, który atakuję każdą część mnie.
- Najpierw jest twardy i suchy, ale jak się go włoży i wyciągnie to staje się miękki i mokry. Co to jest?
- Serio? – Spytałam ze zwątpieniem. Podniósł jedną brew zachęcając do odpowiedzi. – To, czego ty nie masz w spodniach.
- Rogalik w mleku, ty świntuchu! – Zaśmiał się. – Czekaj! Co powiedziałaś? Gdybyś zobaczyła mnie bez spodni, spadłabyś z łóżka z wrażenia.
- Tak jak z wrażenia uciekają twoje wszystkie laski, gdy zobaczą twoją twarz?- Szepnęłam. Udał oburzenie.
- Nie zasługujesz na moje towarzystwo…
- Więc wpierdalaj w podskokach.- Przerwał mu ktoś. Oboje spojrzeliśmy w stronę drzwi, w których stała ruda z założonymi rękami na piersi. Bez wyrazu patrzyła na chłopaka, uważnie śledząc jego ruchy. Przeniósł wzrok uśmiechając się w moją stronę. Po czym wyszedł zostawiając nas same.
Patrzyłam jak ruda bez słów zamyka za nim drzwi i szybko podchodzi do mojego łóżka. Ze zbitym spojrzeniem powoli kładzie się obok, obejmując mnie swoimi rękami w pasie,  głowę kładąc na mojej klatce piersiowej.  Zamknęłam oczy na chwilowy ból, lecz on znikał przez ciepło, które czułam przez ciało przyjaciółki.
- Przepraszam. – Szepnęła. Poczułam jak jej łzy moczyły moją koszulkę. Podniosłam prawą ręką powoli kładąc ją na jej ręce.  – Boję się.
- Nie bój się Janet. – Szepnęłam pozwalając pierwszej łzie wypłynąć z moich oczu.
Bałam się strasznie. Bałam się tego, co mnie czeka. Bałam się czasu bez ich wszystkich. Świadomość, że muszę ich zostawić bolała najbardziej.  Chciałam żyć z nimi. Chciałam by mogli zapłacić za śmierć mojego najlepszego przyjaciela. Chciałam wyjąć z szuflady naszykowaną mapę byśmy mogli wspólnie wybrać miejsce, do którego się wybierzemy.  Walczyć o kolejny spokojny miesiąc by potem znowu zacząć uciekać. Chciałam tą rutynę, lecz została mi odebrana. Muszę odejść. Zostawić wszystko, co kochałam.
- Proszę Cię nie mów tego. – Zaczęła załamanym głosem. – Nie mów tego jeszcze przez chwilę. Nie mów tego dziś. Nie jestem gotowa by to usłyszeć, proszę zostań jeszcze, chociaż dziś.
Nie byłam gotowa umrzeć. Miałam tak wiele rzeczy do zrobienia. Chciałam znaleźć spokój i dom, który będzie dla nas wszystkich bezpiecznym domem. Gdzie będziemy zwykłą kochającą się rodziną z problemami, jaki komuś zrobić dowcip. Nie ludźmi, za których nas biorą. Nie mordercami, którymi jesteśmy. Tylko, choć jeszcze chwilę być rodziną. Naszą popraną rodziną walczącą z całym światem.  Nie byłam gotowa odejść.
- Kocham Cię Janet. – Szepnęłam.
 - Kocham Cię Mia. – Zaszlochała.
Nie płacz moja kochana zołzo zawsze będę przy Tobie. Zawsze.              

Więc płaczmy, płaczmy
Wsparci na swoich ramionach
Płaczmy, zanim to się skończy
Płaczmy, zanim wszystko odejdzie
Trzymaliśmy się za długo
Czas dla nas, byśmy ruszyli dalej
Jestem zmęczony szukaniem powodu, dlaczego
Więc po prostu płaczmy

- Nie dałem Ci całej miłości, moja miłość nie była wystarczająca byś mogła poczuć się szczęśliwa. – Szepnął całując moją głową. Przyszedł i po prostu bez słów położył się obok biorąc mnie w swoje ramiona, opierając brodę o moją głową. Siedzieliśmy w ciszy wsłuchując się w nasze nierówne oddechy. Ściskał mocno moją rękę, co chwile drżąc. Teraz byłam gotowa umrzeć w jego ramionach.
- Jestem szczęśliwa za każdym razem, gdy trzymasz mnie w ramionach. – Szepnęłam, wzięłam głęboki oddech ignorując ból w klatce piersiowej z każdym moim słowem, z każdym moim oddechem. – Gdy patrzę w twoje oczy, …. Gdy widzę twój uśmiech, …. Jestem , bo wiem, że… zawsze mnie kochałeś tak mocno… popranie… boleśnie, jak ja Ciebie.
- Kocham Cię, Mia. Zawsze kochałem. – Szepnął mocniej mnie do siebie przytulając. Czułam jak jego łzy moczą moje włosy. – Nigdy nie chciałem Cię stracić.
- Nigdy nie stracisz, zawsze będę obok. – Szepnęłam. – Kochając się po drugiej stronie. Kocham Cię, Harry. – Szepnęłam wypuszczając ostatnie łzy. – Jestem zmęczona. Muszę iść spać, ale najpierw musisz mi coś obiecać.
- Co?
- Bądź szczęśliwy.
- Obiecuję. – Szepnął.-  Nie bój się, kochanie. Jestem przy Tobie cały czas.  Kochając cię całą moją miłością.  – Złożył pocałunek na moich ustach, patrząc mi w oczy. – Zamknij oczy kochanie, będzie dobrze.

Ostatni raz zapamiętując jego spojrzenie, zapamiętując jego dotyk, zapamiętując jego zapach, zamknęłam oczy.



Buuuuuuuuu ;*

Dodałam dziś rozdział,  ponieważ to już ostatni i chce skończyć z tą historią, za nim się rozmyślę i wrócę do pisania drugiej części. Jestem świadoma co zrobiłam w tym rozdziale i jeśli jesteście źli.
 W PIĄTEK EPILOG!  
Przepraszam za błędy i dłużej  wypowiem  się w piątek pod epilogiem, bo mam wam trochę do powiedzenia. ;d Mam nadzieję, że mimo wszystko spodobał wam sie rozdział ;d
Mogę prosić was o komentarze?
Kocham was, całuje, pozdrawiam :*:* <3

7 komentarzy:

  1. Nie,Nie,Nie,Nie kurwa nie ona nie może umrzeć , błagam nie . Boże rycze jak małe dziecko :'( Rozdział jest świetny , cały przeryczany ale świetny

    OdpowiedzUsuń
  2. To, że zamknęła oczy nie zoznacza, że umarła. Prawda? Powiedz, że tak.
    Czekam na piątek.

    Pozdrawiam An

    OdpowiedzUsuń
  3. Nominowałam cię do Liebster Blog Award! Yay
    Zapraszam do mnie po informacje ---> http://whyareyousingingmelovesongs.blogspot.com/2014/11/liebster-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie zgadzam sie, czaisz? Nie pozwalam na takie zakończenie. Ostatnio wszystko kończy się bez happy end'u, to wkurza bo wszędzie sie czlowiek doluje ;___;
    Ale i tak bylo to jedno z lepszych opowiadań jakie czytalam :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. świetny rozdział ale czemu Mia ? Ona nie może umrzeć , to że zamkneła oczy nie oznacza że umarła , prawda ? Z niecierpliwością czekam na piątek

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy