Nie
płakałam. Nie potrafiłam, po prostu wiedziałam, że nawet gdybym zalała się
łzami niczego tym nie naprawię. Nie zatrzymam czasu i nie zdobędę szansy na
podjęcie innych decyzji. Decyzji, które nie zaprowadzą nas do ostatecznego
punktu w którym jesteśmy teraz.
Miłość jest
wielką suką, zdolną do zniszczenia wszystkiego. Ciebie. Twojego świata.
Największą suką, która daję szczęście i je za chwilę zabiera. Kiedyś moim
największym marzeniem, dziś już nie tak kolorowym jak w moich wyobrażeniach,
ale mimo swojej ciemności, zdobyłam miłość, która była piękna. Nauczyła mnie jak walczyć o najważniejsze
wartości życia. Pokazała mi siłę, którą w sobie zawsze miałam, lecz nie mogłam
dostrzec. Podniosła mnie tylko po tym za chwilę zgubić i zniszczyć. Udowodniła mi jak wiele jestem w stanie
znieść i ile potrafię dać z siebie w każdej walce. Pokazała mi prawdziwą mnie,
uwolniła od świata pełnego sztuczności, fałszywości, banalności w którym się
urodziłam i żyłam wbrew własnej woli. Teraz gdy widzę koniec wiem, że nigdy bym nie
zamieniła na nic innego, swojej mrocznej miłości, którą jest Harry Styles.
- To było
piękne życie. – uśmiechnęłam się słysząc słowa mojej przyjaciółki. Chłodny wiatr coraz boleśniej drażnił nasze
zranione ciała, gdy helikopter lądował na dachu. Przez głowę przelatywało mi
tak wiele chwil w których byłam szczęśliwa i w głębi siebie czułam, że w
jakiejś części zdobyłam życie, które chciałam i byłam w stanie w mroku znaleźć
swoje światło i przeżyć każdą burzę. Czułam, że znalazłam szczęście do którego
dążyłam.
Ściskając
resztkami sił dłoń Janet wiedziałam, że to jest dobry koniec. Znalazłam
prawdziwych przyjaciół pośród tłumu fałszywych.
Byli moją rodziną o której zawsze marzyłam. Śmierć przy niej, jest
piękną śmiercią. I miałam nadzieję, że Harry i Nate pokonali śmierć i gdy mnie
już zabraknie, będzie żył resztkami naszej miłości.
- Wiesz… i tak znajdę cię w piekle. Nie
uciekniesz. – powiedziała patrząc w ten sam punkt. Helikopter wylądował
ostatecznie na dachu. Klamka przy mały drzwiach zaczęła się ruszać i wtedy gdy
wiesz, że nie ma żadnej szansy na przeżycie, to naprawdę koniec, zaczynasz
chcieć żyć. Wtedy boisz się co cię czeka za życiem na ziemi. Czułam ten strach.
Był wielki.
Zamknęłam
powieki w tym samym czasie co otworzyły się drzwi. Czekałam na ból, lecz nic
takiego nie przychodziło. Mogłam usłyszeć w warczeniu silnika słabe
przekleństwa. Poczułam mocny nacisk na moją rękę przez rudą, która musiała też
być w dezorientacji. Czy nie powinni do nas strzelać jak do psów, tak jak my
odbieraliśmy innym życia? Czy nie na to zasługujemy? Czy nie o to toczy się ta
walka? Czy nie tego chcą?
Uchyliłam
jedną powiekę, sama nie wiedząc czego mogę się spodziewać. Poczułam szok.
Otworzyłam drugie oko by się przekonać, że to cholerna prawda. Miałam ochotę się śmiać. Wybuchnąć głośnym
śmiechem, lecz dostałam paraliżu. Nigdy
tego bym się nie spodziewała. Nie
potrafiłam w to uwierzyć.
- Dasz radę
dojść sama? – spytał biorąc na ręce rudą, która mimo jęków z bólu, przeklinała
chłopaka podczas śmiechu. – Mia! –
krzyknął pokonując szybko dystans do helikoptera. Wybudzając się z dziwnego transu, próbowałam wstać podpierając
się komina. Tak jak szybko stanęłam na nogach, tak szybko runęłam na ziemie
czując coraz gorszy ból w nodze. Po chwili poczułam silne dłonie chłopaka,
który zaniósł mnie na rękach do helikoptera.
- Mamy mało
czasu za nim zorientują się, że to nie ich ludzie. – odezwał się pilot patrząc
przez ramie w naszą stronę. Zmrużyłam
oczy przyglądając mu się. Kim do chuja on jest? Mrugnął do mnie, odzywając się.
– Nie ma za co.
- Jak?-
przeniosłam wzrok na drugiego chłopaka, który zapinał Janet na siedzeniu. Gdy
skończył bez słowa pomógł mi z zabezpieczeniami. Dopiero jak usiadł gotowy na
siedzeniu obok, a pilot ruszył wznosząc się do góry, spojrzał na mnie,
delikatnie się uśmiechając.
- Harry. –
odparł beztrosko. Pod moim wzrokiem westchnął, wyjaśniając dalej. – Zdziwiłem
się na jego telefon, bo oboje wiemy co zrobiłem. Prosił mnie o pomoc, nie
chciałem nawet tego słyszeć, bo chciałem jego śmierci. On to wiedział i nie
poprosił mnie o pomoc dla siebie, tylko dla Ciebie. Wiedział o moich uczuciach
i wiedział, że zrobię wszystko by Cię uratować.
Od dłuższego czasu miałem policyjny helikopter, co prawda ukradziony i z
jego wskazówkami jestem tu.
- Nathan… -
zaczęłam, ale mi przerwał z wymuszonym uśmiechem.
- Spokojnie,
Mia. Po niego też wysłałem chłopaków.
Wiem, że wolałabyś tam umrzeć niż zostać uratowana tylko po to by żyć bez niego. Wiem to. Jestem skończonym debilem wierząc w to, że
mogłem zniszczyć waszą miłość.
Przepraszam.
- Dziękuje.
– szepnęłam, chciałam powiedzieć więcej. Nadal nie potrafiłam uwierzyć, że
Nathan nas uratował, lecz poczułam dziwne uczucie przebijające się w środku
mnie. Gwałtownie nabrałam powietrza,
czując nieprzyjemny ból. Zaczęłam kaszleć krztusząc się własną krwią, która
wypływała z moich ust. Ostatnie co zobaczyłam to moje zakrwawione
dłonie i przerażoną twarz Nathana, za nim poczułam nadchodzącą ciemność.
****
Powoli
uchyliłam oczy. W głowie miałam jedną wielką pustkę. Czułam się skołowana
rozglądając po nieznanym pomieszczeniu.
- Śpiąca
królewna się obudziła. – usłyszałam obcy głos z prawej strony. Z grymasem
spojrzałam w tamtą stronę. Na fotelu siedział blondyn z kpiącym uśmieszkiem.
Nie mogłam sobie przypomnieć, gdzie go już widziałam. Patrzyliśmy na siebie w
milczeniu, dopóki nie wstał podchodząc do szafki przy łóżku na którym leżałam.
Zabrał z niej szklankę wody, którą wyciągnął w moją stronę. Niepewnie po nią
sięgnęłam krzywiąc się z bólu na każdy ruch. Wszystko mnie rozpierdalało.
Wypiłam duszkiem połowę szklanki pozbywając się suchości w ustach. Z
uśmieszkiem wziął ode mnie szklankę, wracając na swoje miejsce.
- Kim do
chuja jesteś? – spytałam po chwili. Próbowałam rozszyfrować swoje położenie,
lecz wszystko wydawało się obce i do cholery nie wiedziałam z kim mam
odczynienia. Było to niezwykle frustrujące, jak ból który palił każdą część
mojego ciała. Dostrzegłam bandaże na
pewnych częściach ciała i jakieś kable przyczepione do mnie. Z grymasem
patrzyłam dokąd idą te kabelki, dochodziły do małej maszyny, która stała po
lewej stronie łóżka. Niepewnie ją obserwowałam.
- Jesteś
podłączona do sprzętu ze szpitala. Nie znam się na tym gównie, ale wiem, że to
ma cię podobno ratować. – przeniosłam wzrok ponownie na chłopaka. –
Odpowiadając na twoje pytanie. Czy każda kobieta musi zachowywać się jak suka
wobec dobrego chłopaka, który ją ratuję, a zdychać z miłości do popieprzonego
drania?
- To nie
była odpowiedź na moje pytanie. – zauważyłam.
- Była,
gdybyś potrafiła w niej doszukać, tego czego chcesz. Jestem pilotem helikoptera, który cię
uratował. Mówiłem, nie ma za co?
- Dlaczego
do cholery tu siedzisz? – spytałam. Powoli przypominałam sobie wszystko za nim
straciłam przytomność. Pamiętam gościa, który puszczał w moją stronę oczko,
lecz nie przypominam sobie jego twarzy.
- Robię za
twoją niańkę. – uśmiechnął się z kpiną.
- Jesteś
irytujący.
- Ty też nie
jesteś osobą z którą pragnąłem spędzać
czas.
- Więc co tu
jeszcze robisz? – syknęłam, zirytowana tym człowiekiem.
- Hm,
zastanówmy się. – podrapał się po brodzie. -
Jakiś arogancki dupek przyłożył mi na dzień dobry broń do głowy mówiąc,
że jak jego dziewczyna umrze to za to zapłacę i kazał mi tu siedzieć, czekając
aż śpiąca królewna się obudzi w tym czasie starać się nie dać jej umrzeć. –
jego głos był przesiąknięty drwiną. – Nie jednak to nie ten powód. Po prostu chciałem.
– dodał z wyczuwalnym sarkazmem.
Zignorowałam
go, przypominając sobie o moich przyjaciołach i Harrym. Momentalnie poczułam przerażenie, zrywając
się z łóżka. Ignorując ból zaczęłam zrywać z siebie
wszystkie rurki dopóki nie powstrzymała mnie dłoń chłopaka.
- Spokojnie,
królewno. Żyją, są w tym domu, ale ty musisz tu zostać. Więc, bądź grzeczną
dziewczynką i połóż się bym nie musiał umrzeć przez twoje szalone pomysły.
- Nie wiem
za kogo się kurwa uważasz, ale nie będziesz mi mówił co mam robić, a czego nie.
– syknęłam przez zaciśnięte zęby. Mierzyliśmy się wzrokiem, aż zabrał swoje
ręce unosząc je w geście poddania. Odsunął się kawałek do tyłu, wskazując jedną
ręka bym wstała. Zaczęłam zrywać
pozostałe kable, przesuwając się na łóżku, tak , że moje nogi z niego wisiały.
Czułam na sobie jego wzrok, gdy zaciskając szczękę z bólu dotknęłam zimnej
podłogi. Chciałam weprzeć się na rękach,
lecz gdy to zrobiłam, zesztywniałam czując tylko czucie w jednej. Spojrzałam na
lewą całą owiniętą rękę bandażem.
- Straciłaś
w niej czucie. Było za późno na odratowanie jej. Tak jak twoja prawa noga powoli umiera,
wstając z łóżka zaszkodzisz sobie. – mówił dalej. Patrzyłam pustym wzrokiem na
podłogę.
- Nie traci
się nogi przez jeden postrzał. – syknęłam i podniosłam się przerzucając cały
ciężar na nogi. Poczułam jak moje nogi uginają się, a przed upadkiem ratują
mnie ręce chłopaka.
- Postrzał w
złe miejsce, może do to tego doprowadzić. – powiedział pierwszy raz bez żadnej
kpiny w głosie. Bez sprzeciwu pozwoliłam mnie położyć na łóżku i przyczepić to
cholerstwo z powrotem. Walcząc ze łzami
spojrzałam na sufit, by nie pokazać swoich słabości.
- Powiedz mi
wszystko. – zażądałam.
- Byłaś w
śpiączce przez tydzień, nie wiedzieliśmy czy się obudzisz. Postrzały w twojej lewej ręce były poważne, a
szklaka, która wdarła się do twoje skóry zaszkodziła jeszcze bardziej, było za
późno. Twoja rana w brzuchu nie wydaję się tak groźna, ale straciłaś dużo krwi.
Twoja noga….
- Nie
obchodzi mnie to! – warknęłam łamiącym się głosem. – Co z nimi. – dodałam
łagodniej. – Proszę, powiedz mi.
- Ta ruda
dziewczyna, przywitała mnie tak samo miło jak ty, ale jest z nią coraz lepiej na tyle, że jest w stanie
narzekać na słone jedzenie. Wyjdzie z tego. Nie odchodziła z stąd cały czas,
dopóki nie wynieśliśmy jej siłą. Z Natem jest już gorzej. – przerwał.
Przełknęłam ślinę, zaciskając mocno powieki. – Mieli trudność z dostaniem się
do helikoptera i… nie jest w stanie sam oddychać. Nie obudził się do tej pory.
Ze Stylesem jest najlepiej z was wszystkich. Ma kilka obrażeń, lecz jest w stanie chodzić o własnych siłach. Nie
wiem… - przerwał, milcząc przez dłuższą chwilę.
- Nie wiesz
co? – warknęłam przerywając ciszę.
- Czy szybko
go zobaczysz. – szepnął tak cicho, że ledwo co go usłyszałam. – Nie potrafi się
pogodzić z tym co się stało. Myślisz, że dlaczego mnie tu przysłał? Nie chce
patrzeć, jak umierasz. Nie wiedzieliśmy czy się obudzisz.
- Zostaw
mnie samą. – poprosiłam, lecz chłopak się nie ruszył. – Kurwa zostaw mnie samą!
– krzyknęłam.
Ze spuszczoną
głową wstał i wyszedł zamykając za sobą
drzwi. Zostałam sama, wtedy pozwoliłam pierwszej łzie wypłynąć z moich
oczu.
Byłam
skończoną kretynką. Po prostu myślałam, że wygraliśmy tą walkę widząc na dachu
Nathana. Myślałam, że uciekliśmy śmierci i to nie jest koniec. Po raz kolejny
zobaczyłam dla nas szansę, wyobraziłam jak ruszamy w świat szukając kolejnego
miejsca by za chwilę z niego uciekać. Chciałam mieć tą szansę. Tylko, że nigdy nie uciekliśmy śmierci. Nasz
koniec został przesunięty o kilka zdań do przodu, a walka toczy się dalej.
Zostaliśmy
zniszczeni.
Przebudziłam
się przez czyjś zimnym dotyk na twarzy. Czułam jak przesuwa palcem po moich
zamkniętych powiekach, zmarzniętych policzkach i posiekanych ustach, następnie
czuję jak ściska moją rękę. Znałam ten
dotyk. Sprawiał, że w jednej chwili płonęłam z bólu, a w drugiej czułam ukojenie. Kochałam ten dotyk
pomimo jego toksyczności.
-
Przepraszam. – usłyszałam jego załamany głos, gdy chciałam otworzyć powieki.
Zawahałam się. – Za wszystko. Za to, że
nie potrafię spojrzeć Ci w oczy i powiedzieć, że to moja wina. Zniszczyłem Cię,
zniszczyłem nas i miałaś rację, powinienem dawno pozwolić Ci odejść. Zrób to kochanie, obwiń mnie za wszystko.
Znienawidź mnie, a będzie Ci łatwiej, obiecuję.
Nigdy nie chciałem być twoją śmiercią.
Poczułam
jego ciepłe usta na swoim czole. Chciałam go zatrzymać, chciałam powiedzieć, że
to nie prawda. Sama wybrałam drogę na której teraz jestem. Sama pozwoliłam stać
się taką osobą jaką jestem i nigdy bym tego nie zmieniła, bo to właśnie dało mi
możliwość pokochania go i to jest najlepsza rzecz jaka spotkała mnie w tym
piekle. Lecz nie mogłam. Czułam paraliż.
Otworzyłam
powieki, gdy tylko usłyszałam zamkniecie drzwi. Wyszedł.
****
- Wiesz na
czym polega życie, Mia?- spytała ruda leżąc na łóżku obok mnie. Kazała zanieść siebie tu z całym sprzętem
lekarskim, który ma pomóc jej wyzdrowieć.
- Co ty
pieprzysz, ruda?– westchnęłam, czując zmęczenie. Każda minuta sprawiała mi
większy ból mimo tabletek, który połykałam garściami. Byłam zmęczona
psychicznie jak i fizycznie.
- Polega na
śmierci i ciągłym żegnaniu. Za nim my odejdziemy musimy pożegnać setki ludzi,
którzy mieli przy nas być. Nikt nie jest
w stanie zatrzymać tego cyklu i jedyne co nam pozostaję, to przetrwać. Nie
wolno myśleć, że gdy bliska osoba odeszła, a ból jest tak wielki, że
postanawiasz się zabić, przestać walczyć.
- Nie… -
szepnęłam, ale mi przerwała. Moje serce zamarło.
- Musisz
pomyśleć o innych osobach, które nadal tu dla ciebie są. Musisz walczyć dla
nich nawet jeśli jest nas mniej w tym życiu. Nie możesz się nigdy poddać.
Szczególnie teraz.
- Nie waż
się tego mówić, kurwa! – krzyknęłam. – Kurwa! – zabrałam zdrową ręką kubek ze
stolika obok i rzuciłam go przed siebie w ścianę. Ciecz rozlała się po niej,
krusząc kubek na małe kawałeczki. Mimo, że nie chciałam na to pozwolić, łzy
wypływały z moich oczu, jedna za drugą przez ból, który rozsadzał mi serce.
Przez nienawiści, która wypełnienia mnie w środku. Zacisnęłam palce na swoich włosach ciągnąc za
ich cebulki, zaczęłam krzyczeć rzucając wszystko na podłogę. Szarpałam za
pościel dławiąc się swoim szlochem. Zrzuciła ją na ziemie, upadając wraz z nią.
Zginając się na pół, waliłam pięściami w podłogę raniąc swoje dłonie.
Krzyczałam umierając.
-
Przepraszam, on nie żyję. – ruda upadła obok mnie, chowając mnie w swoich
ramionach. – Nate nie żyje.
Zniszczyli
nas.
Witam was w ten zimny dzień ;* Czy tylko ja chce z powrotem ciepło i wakacje?
To jest przedostatni rozdział i jeszcze epilog. Ostatnio dość dużo zastanawiam się na drugą częścią i myślę, że nie jestem gotowa pożegnać się z tą historią, ale ostatecznie nie powstanie kontynuacja tego bloga.
Wiem, że naprawdę nie chce się komentować, nawet jeśli to tylko chwila, rozumiem. Ale gdybym mogła was prosić o opinię waszą i odczucia co do rozdziału i wasze pomysły na zakończenie, to bardzo proszę.
Myślę, że zobaczenie waszych opini jest takim szczęśliwym, radosnym światełkiem w ciemnym tunelu, którym niestety jest życie i nas do niego pcha i sprawia, że czujemy jakby po nas przejechał pociąg.
Tak czy siak, proszę bardzo i dziękuje, że tu jesteście <3
Kocham was bardzo, pozdrawiam Olka :*
Oszalałaś. Serio. A zapowiadało się tak dobrze. Coś ty zrobiła?!
OdpowiedzUsuńMiał być wielki happy end, wszyscy mieli żyć długo i szczęśliwie.
Buuuu...;'''( No a tak na serio to uważam, że piszesz bardzo dobrze i każdy twój blog w jakiś sposób już na zawsze zostanie w moim sercu. To mój pierwszy komentarz, przyznaję czytuje twoją twórczośc od dłuższego czasu. Szkoda tylko, że niektórych blogów nie dokończyłaś, o ile dobrze pamiętam. No cóż, mam nadzieję, że kiedyś do nich wrócisz.
Lots of love,
Kate
Wybacz, jako zła kobieta musiałam to zrobić :) Przepraszam, ale szczerze wątpię, żebym do tych blogów wróciła, spieprzyłam z nimi sprawę i staram się skupić na obecnych ;d
UsuńCałuje, pozdrawiam x ;*
Na koniec to się popłakałam. Boże widziałam że ktoś nie przeżyje. Harry i Mia muszą być razem !!!! Czekam na następny!:-)
OdpowiedzUsuńNa koniec to się popłakałam. Boże widziałam że ktoś nie przeżyje. Harry i Mia muszą być razem !!!! Czekam na następny!:-)
OdpowiedzUsuń♥ Prosze niech to nie bedzie koniec ja nie wytrzymamm bez teh historii
OdpowiedzUsuńJejku nie chcę byś to kończyła :(
OdpowiedzUsuńNaprawdę chciałabym to dalej czytać...
.
Tak myślałam, że to oni będą w tym helikopterze :)))
Uhhhhh Popłakałam się dwa razy DWA PIEPRZONE RAZY i powiem Ci tylko jedno... MASZ ODE MNIE JEBANE GRATULACJE
OdpowiedzUsuńale proszę niech Harry i Mia będą razem
WOW!!! Nie wiem co powiedzieć!! szkoda mi nate'a :( ale też cieszę się że reszta przeżyła :) jestem taka ciekawa co będzie dalej!!!!
OdpowiedzUsuńNie.... Mam ogromną nadzieję, że wszystko się ułoży. Jakkolwiek to żenująco brzmi. Rozdział genialny. Życzę weny.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział <3 tylko tak smutno bo Nate nie żyje
OdpowiedzUsuńKocham kocham kocham!!
OdpowiedzUsuń