Zastanawiałam się kiedy przyjdzie ten czas, który wszystko
spierdoli. On zawsze przychodzi i nie uwierzę, że nas miałby ominąć. Udało nam
się stworzyć spokojne życie. Żyć wspólnie jako rodzina i nie było czasu na
myślenie o tym co było zaledwie kilka tygodni temu. Osiągnęliśmy życie na
które nie zasługujemy. Słyszę w głowie tykanie i czekam, aż bomba wybuchnie by
wszystko spieprzyć.
- Miaaaaaaa. – usłyszałam marudzenie zbyt blisko swojego
ucha. – Obudź się. – czyjeś zimne palce zaczęły jeździć po mojej twarzy. Z zamkniętymi oczami, machnęłam ręką
odgarniając natrętną łapę.
- Spierdalaj. – warknęłam próbując od nowa zasnąć. Po chwili poczułam dotyk na przymkniętej
powiece. Czułam jak obce palce próbują otworzyć mi oczy. Warknęłam i odwróciłam
na drugi bok nie otwierając oczu. Przysięgam, że zaraz kogoś pierdyknę tak
mocno, że nigdy więcej nie dotknie mnie nawet paluszkiem. Zignorowałam kolejne
hałasy wiercenia się po łóżku. Miałam
ochotę wstać i rzucić tego osobnika i coraz bardziej się do tego przykładałam,
czując jak materac blisko mnie załamuję się i zaczynam czuć ciężar na ramieniu
przez czyjeś ciało. Oj pieprzne i to
porządnie, tylko dajcie mi pospać kilka godzinek. Gwałtownie otworzyłam oczy
gdy moje oddychanie zostało utrudnione przez palce ściskające mój nos.
- Wstałaś. – nade mną zwisała głowa zadowolonego Stylesa.
Zabrał swoje palce z mojego nosa tym samym pozwalając mi normalnie
oddychać. Spojrzałam na niego morderczym
wzrokiem i błagałam by chociaż raz, można było zabić wzrokiem wtedy ten kretyn
by już leżał martwy na podłodze. –
Jesteśmy głodni, a nie ma nic w lodówce.
- Zaraz nie będziecie mieć już tego problemu. – syknęłam
robiąc się bardziej rozdrażniona. – Bo was zabiję.
- Oj daj spokój kochanie. – mruknął cichym głosem. – Wstawaj i pojedziemy po zakupy.
- Goń się kretynie. – warknęłam i zepchnęłam go z siebie.
Zaśmiał się upadając na drugą stronę łóżka. Posłałam mu ostatnie wściekłe
spojrzenie i zamknęłam oczy układając się do dalszego snu. Sama skazałam się na
mieszkanie z tymi idiotami i płace za swoje błędy. Za chwilę ciepła pościel uciekła mi z rąk i
odkryła moje ciało , które szybko dopadły dreszcze przez nagły chłód.
- Kochanie bo przestanę być taki miły. – zaczął od nowa.
Miałam ochotę wywrócić oczami, ale nie chciało mi się ich otwierać.
- Jakby duszenie przez sen było miłym zachowaniem. –
warknęłam. Wyjęłam poduszkę z pod głowy i zakryłam nią twarz by mieć święty
spokój. Krzyknęłam głośno gdy
niespodziewanie mocno uderzył ręką w mój pośladek.
- Teraz przesadziłeś. Nie żyjesz, koleś. – warknęłam szybko
zrywając się z łóżka. Harry przyszykowany na moją reakcję w czas wybiegł z
pokoju. Wybiegłam za nim, zbiegając schodami na dół o mały włos z nich nie
spadając. Wbiegłam za nim do salonu, gdzie już stał za kanapą, która nas tylko
dzieliła. Posłałam mu mordercze spojrzenie, próbując ukryć rozbawianie, gdy on
mnie drażnił swoim zadowolonym uśmieszkiem.
- Co tak długo? Jestem głodna. – dopiero teraz zauważyłam
obecność rudej i Nate. – Trzeba było ją rzucić z łóżka to by szybciej wstała. –
dodała z uśmieszkiem.
- Pokazuj te ząbki, pokazuj. – odpowiedziałam z uśmieszkiem.
– Póki je jeszcze masz.
- Idziesz w samych majtkach i podkoszulce? – odezwał się
rozbawiony Nate. Spojrzałam na niego z
pod przymrużonych powiek.
- Nigdzie nie idę. Obyście zdechli śmierdzące gnidy. –
wycofałam się na korytarz marząc o powrocie do swojego kochanego cieplutkiego
łóżka. Weszłam na pierwsze schody
słysząc głos Stylesa.
- Wracaj tu bo inaczej znowu dostaniesz.
- Giń śmierdzielu. – krzyknęłam wchodząc do sypialni,
zamykając za sobą drzwi na klucz.
Podniosłam pościel z podłogi i rzuciłam się na łóżku czując tak wielkie
spełnienie. Spokój.
Półgodziny później wlekłam się miedzy rzędami w
supermarkecie za bandą idiotów, którzy rzucali do wózka wszystko co im się
spodobało. Próbowałam ich rozjechać samochodem na podjeździe, gdy tylko
dorwałam klucze od samochodu. Nie udało mi się, zdążyli
uciec. Próbowałam ich przekonać do zostawienia mnie w samochodzie, by tylko
odjechać jak znikną w środku marketu. Nie udało mi się. Zabrali mnie z niego
siłą jak z własnego łóżka. I tak skończyłam z sklepie z nieuczesanymi włosami
schowanymi pod różową czapką, którą mi
Styles założył. Czapka na środku miała średniej wielkości
napis Sweet i do cholery nie wiem
skąd on ją wziął. Patrząc na nich
morderczym wzrokiem, gdy śmiali się z mojego wyglądu, nie miałam nawet siły tego
zdjąć. Mając ich dość zeszłam na dół biorąc pierwszą lepszą kurtkę z wieszaka i
wyszłam zakładając ją. Ich kolejne śmiechy uświadomiły, że mam na sobie kurtkę
Nate, dwa razy za dużą, której też nie zdjęłam. Chciałam jak najszybciej wrócić
z tych cholernych zakupów, jakby nie mogli ich zrobić beze mnie.
- Oczywiście, że możemy. – uśmiechnęła się ruda. – Lecz chcieliśmy
z tobą, bo dobrze wiedzieliśmy jak bardzo ucieszysz się z tego powodu.
Jak Ci mam Boże dziękować, za największych debili z którymi
mogę żyć?! Wystarczy wpierdol?
Skręciłam w inny rząd niż reszta po swoje czekolady i
chwilowy spokój od nich. Zmęczonym wzrokiem patrzyłam na każdą półkę z
czekoladą myśląc nad smakiem. Po chwili namysłu wzięłam każdy rodzaj, który
przypadł mi do gustu. Pogardziłam tylko miętową i gorzką. Myśląc do tego o jakimś dobrym piwie
odwróciłam w celu szukania ich, ale wpadłam na kogoś. Moje zirytowanie wzrosło, chociaż raczej to
była moja wina.
- Przepraszam. – usłyszałam męski głos za nim zdążyłam
podnieść głowę. – Nic Ci się nie stało?
Spojrzałam na chłopaka . Uśmiechnęłam się pod nosem widząc naszego
sąsiada, który odwzajemnił uśmiech.
- Mason. – zaczęłam lustrując go wzorkiem od stóp. Białe
zabrudzone tenisówki, obcisłe czarne spodnie przedarte w niektórych miejscach,
do tego biała podkoszulka na którą założył czerwoną koszulkę w kartkę. Doszłam
do jego zadowolonego uśmieszku.
- Mia. – przywitał się zawieszając dłużej wzrok na mojej
głowie i cudownej czapce. – Widzę, że moja wódka podziałała. – zaśmiał się
rozbawiony.
- Żeby tak skończyć.
– wskazałam palcem na swoją głowę. – Nie trzeba wódki, wystarczy
zamieszkać z bandą idiotów.
- To jest kolejne ostrzeżenie, żeby na trzeźwo was nie
odwiedzać? – zaśmiał się. Chyba nigdy
nie znajdziemy sąsiadów, którzy pomyślą o nas jako spokojnej rodzinie. Jestem
święcie przekonana, że gdybyśmy się postarali, właśnie za takich by nas
uważano. Dobra, kogo ja chce oszukać.
Śmiejąc się miałam już odpowiedzieć, gdy poczułam czyjąś
ręką owijającą się wokół mojego pasa. Zostałam jednym ruchem przysunięta do
czyjegoś ciała. Przez zapach, który szybko mnie owinął swoją wonią, już
wiedziałam kto jest takim zaborczym dupkiem.
- Nikt się nie obrazi kolego, jeśli tego w ogóle nie
zrobisz. – odezwał się mierząc chłopaka srogim wzrokiem. Mason zaśmiał się
nerwowo. Na pierwszy rzut oka było można zobaczyć, że to raczej miły, nie
interesujący się kłopotami chłopak. A oschła postawa Harrego ciągnęła go w małe
zakłopotanie. Można to łatwo dostrzec po jego zachowaniu, gdy nie ma pobliżu
tego dupka.
- Harry zamkn… - nie dokończyłam bo w naszą stronę szedł
Nate pchający ledwo zapełniony wózek, który krzyknął na cały sklep za nim
zdążył do nas dojść. Czy ja coś wspomniałam o dobrym spokojnym wrażeniu?
- Gość od wódki i spokoju. – krzyknął rozbawiony. Zatrzymał
wózek z którego prawie już się wysypywało. Przywitał się z naszym sąsiadem
podając mu rękę, którą z zdezorientowaniem uścisnął. Czy każdy z naszego mieszkaniu musi się przy
nim zachowywać jak osoba, która uciekła z zakładu psychicznego?
- Spokoju?- powtórzył chłopak niepewnie patrząc się na
bruneta. Dostrzegłam idącą do nas zadowoloną rudą, która trzymała w łapach
swoje ulubione zupki w proszkach. Dostrzegając naszego sąsiada rozszerzyła oczy i w ciągu sekundy szybko schowała się między półkami. Podniosłam
rozbawiona brew. Interesujące. Pierwszy człowiek na ziemi przed którym chowa
się ruda zołza. Może zaproponuję mu mieszkanie z nami.
Rozbawiona wróciłam do dyskusji, lecz takiej nie było. Mason stał całkowicie
zdezorientowany patrząc na każdego, aż spojrzał na mnie swoim przybitym
wzrokiem. Zadowolone śmiechy dwójki debili uświadomiły mnie, że musieli mu
dokuczyć.
- Dać wam pieluchy bo zaraz się posikać ze śmiechu?-
zwróciłam się do nich, wcale nie znając powodu ich śmiechu, ale chuj z tym.
Widząc mój pionujący wzrok zamknęli się. Uśmiechnęłam się sztucznie odwracając do sąsiada, który ledwo potrafił pohamować śmiech. Szybka zmiana nastroju.
- Więc Mason, jak tam Ci się podoba nasza przyjaciółka? –
zapytałam z szczerymi chęciami. Naprawdę.
Nie zaskoczył mnie chwile potem dzwonek mojego telefonu. Spodziewałam się wiadomości
od grasującego za półkami pojeba. Nie myliłam się.
Ruda zdzira – Nawet
nie próbuj!
Uśmiechnęłam się pod nosem wracając wzorkiem do
chłopaka. Zaczął tłumaczyć o ostatnim
wieczorze, delikatnie się przy tym uśmiechając.
– Nie mam jej z wami? – spytał na koniec.
- Pewnie jest przy dziale z alkoholem. – uśmiechnęłam się
wrednie przypominając naszą pierwszą rozmowę, którą odbiliśmy sąsiadem i
powody, przez które straciliśmy wrażenie normalnych dziewczyn z sąsiedztwa.
- Oh. – wymsknęło mu się z rozbawieniem. Kolejny dźwięk
wiadomości.
Ruda zdzira. – Zabije Cię!
- Musi się jakoś
przyszykować na kolejne spotkanie z tobą. – przemówił Harold. Zagryzłam wargę
by nie roześmiać się, z czym on i Nate nie kryli się wybuchając głośnym
śmiechem.
Dostałam kolejną wiadomość.
Ruda zdzira. – Stylesa
też!
- Bo inaczej padnie trupem. – dodał Nate. Cały czerwony opierał
się o wózek, zginając ze śmiechu. Tylko czekałam, aż wózek się przesunie , a
ten ćwok upadnie. Harold
wzmacniając uścisk na moich biodrach ze śmiechu cały się trząsł co mogłam
wyczuć przez jego trzęsące ciała, do którego byłam przyciśnięta. Widząc minę Masona miałam
ochotę wybuchnąć śmiechem, lecz z tego, że całe moje życie polega na grze.
Wyłapałam w tym szansę. Nigdy nie spojrzałabym na naszego sąsiada pod innym
kontem miłosnym, ale to , że mnie nie interesuję, nie znaczy, że nie mogę
podenerwować Stylesa.
- Tak jak twój mózg?- spytałam podnosząc brew. Patrzyłam
srogim wzorkiem na Nate, który momentalnie przestał się śmiać. Spojrzał na mnie
zdezorientowany. Oczywiście zawsze całą grupą byliśmy ze sobą przeciwko obcym
ludziom, lecz nie dziś kolego. Wyprostował się przenosząc wzrok na Masona,
który z zainteresowanie nam się przyglądał.
- Sorry stary. – mruknął, na co ledwo zdusiłam śmiech. Momentalnie poczułam palce wbijające się w
moją skórę, coraz mocniej.
- Nie przepraszaj za prawdę, Nate. – dodał brunet obok.
Spojrzałam w górę podnosząc jedną brew. Obdarzył mnie tym samym gestem,
zachęcając do większej prowokacji.
Mierzyliśmy się przez chwilę spojrzeniami. Obdarzając go promiennym uśmiechem
odwróciłam się w stronę Masona.
- Nie przejmuj się nimi. To idioci. – machnęłam ręką
ignorując większy ból przez jego wzmocniony uścisk. – Skoro już na siebie
wpadliśmy, co jest miłą niespodzianką tego dnia to możemy wyskoczymy na miasto
coś przekąsić. Przy okazji jakbyś chciał to możesz nam pokazać miejsca które
warto odwiedzić. – przerwał nam Harold nie dając dojść do głosu naszemu
sąsiadowi.
- Zaraz ci kochanie pokaże drogę, ale do samochodu. Gdzie
grzecznie poczekasz. – warknął. Bez żadnego wysiłku łapiąc mnie za biodra
przesunął na jego drugą stronę. Już nie
stałam między nimi. - – A my sobie
pogadamy. – zwrócił się w stronę chłopaka. – Powiedzmy, że to będzie rozmowa.
Łapiąc jego słowa szybko ruszyłam się zagradzając drogę
brunetowi. Mierząc wzrokiem swojego nowego wroga, nie zwracał na mnie uwagi.
Szybko położyłam ręce na jego klatce, gdy wykonał pierwszy krok w stronę
chłopaka. Starłam się go zatrzymać, gdy Nate postanowił mi z łaski pomóc.
- Stary, po prostu idź. – odezwał się, ze słabym uśmiechem.
Bez słowa chłopak odszedł ostatni raz patrząc ze strachem na bruneta, który aż
nosił się by mu wpierdolić. Odprowadził go spojrzeniem dopóki nie zniknął za
półkami, wtedy jego wzrok padł na mnie. Bez słowa odsunęłam się od niego i
zaczęłam iść za Nate’m, który toczył przed sobą wózek co chwile unikając nim
zderzenie z półkami. Wściekły Harold
deptał mi po piętach i czułam jego chłodny oddech na karku gdy staliśmy już
przy kasie. Dołożyłam do naszych zakupów na taśmie czekolady. Poczułam lekkie
uderzenie, rudawe włosy błysnęły mi przed oczami. Moje rozbawienie wróciło gdy
zobaczyłam, że to ruda pcha się na początek kolejki. Powiększyło się jeszcze
bardziej, widząc jej wściekłe spojrzenie kierowane w naszą stronę.
- Ty debilu jak pchasz ten wózek to pchaj, bo zaraz padniesz
jak dostaniesz w swoje małe jajeczka. – zaatakowała biednego Nate, który
zdezorientowany popatrzył na nią z nad telefonu.
Zaśmiałam się gdy przyszła kolej na nas. – Waszej dwójce nic powiem. Ty
nasza kochana i tak masz przejebane widząc minę twojego chłoptasia. – Harry
spiorunował ją wzrokiem. – A ty chłoptasiu jesteś wystarczająco wkurwiony, ale następnym
razem was zabiję za obrażanie naszego sąsiada.
- Teraz rozumiem. – zaczęłam uśmiechając się podstępnie. –
Nasza mała zołza chce zrobić dobre wrażenie na naszym uroczym sąsiedzie.
- Zamknij się. – odwróciła się do nas plecami.
- Czy nie spóźniłaś się z tym? – spytał Harold dolewając
oliwy do ognia. Oczywiście nie przegapi okazji do żartowanie z niej. Ruda tylko posłała mu piorunujące spojrzenie
przez ramie. Proszę bardzo jedyny
wrażliwy temat, który zamyka jej wredną buźkę. Zaczyna coraz bardziej wierzyć,
że Mason jest naszym zbawicielem.
Zniecierpliwiłam się widząc tempo kolejki przed nami. Kasjerka nie
potrafiła sobie poradzić z jednym produktem, wołając pomoc co wiązało się z
czekaniem. Wywróciłam oczami. Zaczęłam rozglądać się dokoła, udało mi się zobaczyć kogoś ciekawego. Szturchnęłam
ramieniem rudą wskazując głową na chłopaka, który podchodził do kasy oddalonej
od nas o dwie następne. Ruda rozszerzyła oczy i szybko wyjęła telefon pisząc
coś na nim.
- Myślałam, że to jest niemożliwe, ale ją pojebało jeszcze
bardziej. – mruknęłam do Nate. Stał tak samo zdziwiony jej zachowaniem. Spojrzał
na mnie przerażającym wzrokiem.
- Może powinniśmy ją zamknąć w piwnicy?- spytał z udawaną
powagą. Zaśmialiśmy się ściągając na siebie mordercze spojrzenie rudej. Po chwili wcisnęła w moje ręce telefon.
- Pamiętasz, że mimo
to największy debil świata zawsze starałam Cię wspierać i pomagać waszemu do
granicy choremu związkowi? Teraz ty, pomóż mi.
– spojrzałam w telefon, zdezorientowana jest całkowitą powagą. Potrafiłam rozpoznać kiedy nie żartowała.
- Serio?- spytałam odrywając wzrok od telefonu.
- Proszę. – westchnęłam i odwróciłam się mierząc z dalej
niezadowolonym Haroldem. Popatrzyłam na niego porozumiewawczym spojrzeniem.
Przez chwilę patrzył z pod przymrużonych powiek na rudą, po czym bez słowa
zrobił mi przejście. Nie wierząc, że to wymyśliła szłam w stronę innych
kas. Przeglądając jeszcze raz telefon
zapatrzyłam się i podniosłam wzrok w ostatniej chwili. Zobaczyłam przed sobą ścianę, kurwa przeszłam swój cel. Rozejrzałam się dokoła próbując zobaczyć czy
ktoś to widział. Wszyscy byli zajęci sobą. Szybko odwróciłam się i zaczęłam iść
do kasy, którą przegapiłam. Za nim doszłam do chłopaka, nie uszła mojej uwadze,
dwójka rozbawionych debili śmiejących się ze mnie. Pokazałam im środkowego
palca, przytakując zbyt poważnej rudej.
- Mason. – stanęłam w kolejce za chłopakiem. Zdziwiony moją
obecność odwrócił się. – Słuchaj muszę Ci coś powiedzieć. Pewnie myślisz, że jesteśmy pojebanymi osobami i
masz rację, oprócz rudej. Tak naprawdę
wszystko co Ci nagadałam na jej temat jest kłamstwem. Nie ma problemu z
alkoholem ani nic podobnego. To tylko ja jestem zazdrosną suką i złą
przyjaciółką, która zazdrości jej, że spotkała normalnego chłopaka, a ja mam
największego debila i dlatego chce zbłaźnić ją w twoich oczach. – przerwałam marszcząc
czoło. – Ta to zdecydowanie ten powód. – zacięłam się . – Poczekaj bo zapomniałam
co dalej. – przerwałam spoglądając w telefon. – Jest tak samo piękna wewnątrz jak i z zewnątrz. –
przeczytałam z telefonu – Co kurwa? – zdziwiłam się, jeszcze raz czytając
wiadomość, którą napisała ruda, by się upewnić, że to miałam właśnie
powiedzieć. Zgadzało się. Nie wierzę, że to mi kazała powiedzieć. – Taa, jest
piękna. – czytałam dalej końcówkę wiadomości. – Nie zwracaj na nas uwagę, bo
Styles to pieprznięty kutas z przerośniętym ego i Ci zazdrości twojej pięknej
urody. A Nate to po prostu skończony idiota, który zgubił swój rozum. – zapominając
teksu, ponownie spojrzałam w telefon. – A jak już wiesz, Mia to największa
wredna zdzira. – przeczytałam marszcząc brwi. – Suka mnie obraziła. – dodałam z
oburzeniem patrząc na Masona. Zagryzając wargę próbował hamować śmiech. Jednak nie wytrzymał i wybuchł śmiechem zakrywając
dłonią usta. Poczekałam chwilę, aż się opanuję.
Po dwóch minutach spojrzał na mnie
prawie opanowany.
- Mów dalej. – powiedział zagryzając wargę. W jego oczach
zbierały się łzy rozbawienia.
- Skończyłam, za większych debili nas już nie weźmiesz. –
uśmiechnęłam się chowając telefon. – To trzecie ostrzeżenie, że bez wódki nas
nie odwiedzaj.
Zaśmiał się przytakując. Zadowolona z siebie chciałam już odejść,
ale sobie przypomniałam, że nie wszystko zostało powiedziane. Ponowie
odwróciłam się do Masona, który spojrzał na mnie rozbawiony.
- Masz do niej numer, żebyś mógł do niej zadzwonić i umówić
się na randkę. Nie żeby była jakaś presja z jej strony, ale napisała przy swoim
numerze serce. Lepiej dla ciebie jak zadzwonisz, bo inaczej skończysz martwy.
- Co?- przerwał mi.
- Nic. – odpowiedziałam szybko. Podał mi swój telefon, na
którym wpisałam numer rudej i oddałam mu go. – Miałam jeszcze powiedzieć, żebyś się nie martwił. Naszej trójki nie będzie
na waszej randce. I taa radze Ci się napić
przed. Coś mocnego. Najlepiej w dużych ilościach. Dla mojego wiecznego spokoju pamiętaj, że chwaliłam
ją jako najlepszą kandydatkę na dziewczynę i nie widziałeś żadnego telefonu. Miłego
dnia, Mason.
Szybko wróciłam do swoich przyjaciół zostawiając
rozbawionego chłopaka samego. Staliśmy już na początku kolejki, a nasze zakupy
zaraz zostaną nabite na paragon.
Spojrzałam na Harolda, który nadal miał niezadowolona minę.
- To była wasza ostatnia rozmowa. – warknął mi do ucha.
Wywróciłam oczami.
- Zaczniesz mówić czy mam ci przypierdolić. – pośpieszyła mnie
ruda, zwracając uwagę na nas swoimi słowami szczególnie uwagę staruszek stojących za
nami.
- Zadzwoni. – westchnęłam.
- Jak tam chce. – odparła z udawaną obojętnością. Jej kąciki
ust unosiły się ku górze, lecz szybko radość demaskowała obojętnością. Odwróciła się do nas plecami.
- Telefon Ci dzwoni, może to on!- powiedziałam. Szybko odwróciła
się z uśmieszkiem wyrywając mi telefon z ręki. Spojrzała na ekran, a jej
uśmieszek został zgaszony. Spojrzała na mnie z nad telefonu morderczym
wzorkiem. – Albo mi się wydawało. – dodałam rozbawiona. Pokazała mi środkowego
palca i odwróciła się, zbierając się za pakowanie zakupów, które zostały już skasowane.
-Ta babka wygląda jakby zobaczyła ducha. – zaśmiał się Nate szturchając
mnie ramieniem. Spojrzałam na dziewczynę, którą wskazał. Była to kasjerka przy
naszej kasie, która siedziała cała zesztywniała ze wzrokiem wbity w blat. Zmarszczyłam brwi zdezorientowana.
- Wszystko w porządku?- zapytał Nate, a dziewczyna wyraźnie podskoczyła
na fotelu. Powoli podniosła głowę, a jej przerażony wzrok padł na bruneta.
Otworzyła usta, lecz szybko je zamknęła. Zrobiła to samo jeszcze raz, po chwili
przenosząc wzrok za moje ramię. Jej
przerażenie w oczach wydawało się jeszcze większe gdy patrzyła za mnie, nagle wstała gwałtownie z
fotelu.
- Ja… ja.. muszę… za chwile wrócę. – jąkała się. W biegu
wyszła ze swojego stanowiska pracy i zaczęła biec w stronę wielkich drzwi tylko
dla personelu. Obserwowałam ją dopóki za nimi nie zniknęła.
- Dziwne. – mruknął Nate, wzruszając ramionami. Stanęłam
bokiem przenosząc wzrok na Stylesa, który był zainteresowany swoim telefonem. Zmrużyłam oczy przypominając sobie jej
przerażone spojrzenie.
- Mamy problem. – zaczęłam patrząc na Stylesa. Zaciekawiony spojrzał z nad telefonu. – Mała suka
dzwoni na psy.
Po ustalonym planie spokojnie z Harrym opuściliśmy supermarket. Szliśmy w ciszy przez parking do samochodu.
Brunet robił to co najlepiej mu wychodziło, ignorował mnie. Wiedział, że to
jest coś co mnie nie tylko wyprowadza z równowagi, ale wzbudza u mnie sprzeczne
dla mnie uczucia. Czeka, aż wybuchnę
płaszcząc się przed nim, zapewniając o swojej miłości do niego. Nie dam się sprowokować. Zawsze niszczył mi
satysfakcję z moich gier. Nie tym razem, kochanie. Wsiadłam za kierownicę i odpaliłam silnik,
czekając aż Harry zamknie za sobą drzwi. Wyjechałam z parkingu objeżdżają cały
budynek sklepu i zaparkowałam po drugiej stronie naprzeciw głównego wyjścia marketu. Jeśli nasze przypuszczenie są słuszne, zabije
to małą sukę za rujnowanie naszego prawie spokojnego życia. Wiem, że wszędzie mamy małe szansę na dłuższe
życie w jednym miejscu. Mamy na sobie etykietki i nie pozbędziemy się ich w
żaden sposób. Nie ma na to żadnego sposobu. I nigdy nie będzie. Lecz zawsze
jest nadzieja i ona nigdy nie zniknę i to małe rozczarowanie sprawia ból.
Denerwowała mnie cisza między nami, którą zgłuszał tylko
włączony silnik, by w każdej chwili być gotowym na ucieczkę. Harry w milczeniu
obserwował okolice. Kurwa w dupie to mam.
Nigdy sobie nie poradzimy w ten sposób.
- Wyduś to z siebie. – jęknęłam. Powoli odwrócił głowę w
moją stronę bez cienia uśmiechu.
- Co chcesz usłyszeć? Oboje wiemy jak skończy się twoje
prowokowanie dla naszego sąsiada. – odezwał się wracając do obserwowania
ulic. Z dala było słychać syreny
policyjne. Suka.
- Nie po to tyle się męczyliśmy by zacząć nowy rozdział, byś
ty go spierdolił zabijaniem kogoś przez jakieś głupie humorki zazdrości. –
warknęłam zaciskając palce na kierownicy.
- Czy nie pomyślałaś
o zabiciu tej małej suki, która niszczy twój idealny nowy rozdział? – spytał
podnosząc brew. Nic nie odpowiedziałam. – Sama widzisz, kochanie. Nasze demony
nie pozwolą nam żyć spokojnie. Jeśli
chcemy przeżyć musimy zabijać, inaczej
to oni wszyscy nas zabiją.
Miał pieprzoną rację.
- Nie obchodzi mnie jakiś marny sąsiad, bo mi na tobie kurwa
zależy. – dodałam już spokojnie. Miałam już dość tego, gdzie zawsze na końcu
lądowaliśmy. Z pretensjami, kłótniami,
walcząc przeciw sobie. Tą walkę zaczynaliśmy
my sami. Budujemy nasze szczęście, by za
chwilę je niszczyć. Naprawiamy siebie nawzajem, by zniszczyć w kolejnej walce. Tak jakbyśmy żyli w pieprzonym okręgu wciąż wracając
do tego samego, bez żadnych szans na ucieczkę.
Jego oczy złagodniały, gdy patrzyliśmy na siebie w ciszy. Nie wiem na co liczyłam w tym momencie. Na
jego słowa? Sama nie wiedziałam czy chce je usłyszeć. Wierzyłam mu w każde
słowa i nie miałam wątpliwości co do jego uczuć, ale często zastanawiałam się
nad pytaniem, które nie daje mi spokoju. Jak silne są jego uczucia?
- Nie byłbym zazdrosny gdyby…
- Zatrzymajcie się! – przerwał nam głośny krzyk. Oboje
odwróciliśmy się w stronę z której dochodził. Rozbawiona dwójka naszych
przyjaciół wybiegła ze sklepu z siatkami w dłoniach , a za nimi biegła ochrona. Zatrąbiłam dając im znać o naszej
lokalizacji. Zatrzymali się na chwilę szukając nas wzrokiem. Zatrąbiłam jeszcze
raz. Ruda dostrzegając nas wskazała ręką pełną siatek Nate’owi drogę i wbiegli na ulice nie
przejmując się jadącymi samochodami. Coraz głośniejsze trąbienie przez chaos
zrobiony na ulicy, zagłuszały coraz głośniejsze wycie syren. Byli blisko.
- Pieprzony maraton. – krzyknęła ruda pakując się do środka
z siatkami.
- Mogliśmy już pierdolić te zakupy. – warknął Nate dysząc.
Nerwowo wrzucał siatki na siedzenie, po czym sam wsiadł. Gdy wszyscy byliśmy
środku, wyjechałam na ulicę. Wbiłam się w tłum, spokojnie jadąc za szeregiem
samochodów. Były pieprzone korki przez tą dwójkę.
- Nie bo jestem głodna. – odpowiedziała Janet otwierając
paczkę chipsów. – O kurwa. Naprawdę chcą nas udupić.
Wszyscy spojrzeliśmy w to samo miejsce. Zza zakrętu kilka metrów za nami wyjeżdżały radiowozy, z każdą sekundą
przybywało ich więcej. Objeżdżali busami całą tamtą część marketu. Kurwa chyba
zebrali całą jednostkę policyjną. Z busów wybiegali uzbrojeni policjanci w kamizelkach
kuloodpornych, w maskach na głowach, obstawiają
wejście do marketu i całe parkingi. Drudzy zatrzymali się na parkingu z którego
przed chwilą odjechaliśmy. W każdym miejscu było ich coraz więcej. Skupiłam
wzrok na drodze przed sobą. Samochody przed nami ledwo się toczyły blokując nam
jedyną drogę ucieczki. Jechaliśmy tak wolno, że spokojnie możemy zostać
zobaczeni z chodnika.
- Pod każdym siedzeniem jest schowek. W środku są bronie.
Weźcie je. – odezwał się Harry. Dwójka z tyłu szybko wykonała jego polecenie,
wyjmując broń i odblokowując ją. – Tyłek do góry. – zwrócił się do mnie. Na
tyle ile pozwało mi prowadzenie samochodu uniosłam się w górę. Harry szybko otworzył schowek wyjmując broń.
Załadował ją i podał mi gdy wygodnie opadłam na siedzenie. Położyłam ją na
swoich nogach będąc cały czas w gotowości.
- Czy to koniecznie? – spytał nerwowo Nate wskazując na
broń. Całe swoje życie błądził w tym
samym świecie co teraz. Trzymał się z ludźmi, którzy znali tylko życie gangsterskie.
W ten sposób go poznałam, lecz nigdy nie brał udział w morderstwach. Dziś
pierwszy raz może użyć broni. Spojrzałam na niego w lusterku. Nerwowo rozglądał się. Drżał cały
mocno ściskając broń. Jego przerażone
oczy popatrzyły w moje, błagając mnie o zaprzeczenie.
- Jesteśmy coraz bliżej, za chwilę się z stąd wyrwiemy. –
zaczęłam spokojnie, próbując go trochę uspokoić. Sama zaczynałam czuć
nieprzyjemny strach. A jebane samochody, które powolnie się przemieszczały, podniosły
moje zdenerwowanie. Wszyscy w ciszy obserwowaliśmy sytuacje, nawet ruda
zaprzestała jedzenia, nerwowo obserwując ulice. Musieliśmy tylko dojechać do ronda, na którym
odbijemy gdziekolwiek by odjechać z tego miejsca. Jeszcze chwila. Z tyłu nas drogi zostały zatrzymane, każdy
kawałek drogi za nami jest obserwowany. Kurwy przyszykowali się lepiej niż się spodziewaliśmy.
Nigdy dla nas nie było problemem parę radiowozów, lecz dziś to pieprzona armia.
Gdybyśmy tylko to przewidzieli dawno byśmy rzucili to wszystko i uciekali
pieszo. Teraz każde wyjście z samochodu czy trąbienie jest podejrzane. Nie możemy się wyróżniać z tłumu.
- Teraz jest to konieczne. – szepnął Harry. Ponownie
spojrzeliśmy w tym samym kierunku. Przed nami wyjeżdżały kolejne radiowozy.
Busami zatrzymywali się na drodze przed
rondem odcinając nam jedyną ucieczkę. Uzbrojeni policjanci wybiegali z bronią ustawiając
się za maskami swoich samochodów. Z
busów kolejni wychodzili na ulicę z obstawą. Zmrużyłam oczy gdy jeden z nich
podszedł do pierwszego samochodu z kroku w którym stoimy. A inni obstawiali go
z gotową bronią do strzału. Wtedy
zrozumiałam co próbują robić. Sprawdzają każdego w samochodzie, kontrolując kto
w nich jest. Policjant machnął ręką, a samochód odjechał, na jego miejsce
podjechał kolejny.
Przełknęłam głośno ślinę przenosząc wzrok na Harrego. Już
patrzył na mnie. Widoczny strach w jego oczach, przeraził mnie jeszcze
bardziej. W moim gardle tworzyła się gula, a ręce zaczęły drżeć na kierownicy. Korek przed nami zbyt szybko się zmniejszał.
Musieliśmy się ruszyć, między naszym, a samochodem przed nami zrobiła się spora
luka. Jeszcze kilka samochód i nasza kolej. Spojrzałam na kierownice, na której
ściskałam ręce. Zimna dłoń złapała moją mocną ją ściskając. Odwzajemniłam
uścisk i przeniosłam wzrok na najlepszego człowieka, którego mogłam poznać w
życiu. Jego zielone najpiękniejsze oczy
kryły w sobie przerażenie. Uśmiechnął się słabo, przytakując. Przeniosłam nasze złączone ręce i pozwoliłam
im opaść na krzynie biegów między naszymi fotelami. W lusterku spojrzałam na przyjaciół, którzy wykonali
ten sam gest. Z przerażeniem w oczach przytaknęli. Ostatni raz patrząc w jego
zielone tęczówki, przytaknęłam. Ściskając nasze dłonie mocniej, rozłączyłam je,
w wolną dłoń złapałam broń, to samo
zrobiła reszta. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam.
Witaaaaaam :*
1. Wróciłam na stałe. Powoli żegnam za sobą kryzys z blogiem i przewiduję rozdziały co tydzień w piątki. Muszę przywrócić tu porządek. Jeśli będzie inaczej, proszę się nie dziwić. Często mówię coś, a robię jeszcze co innego, ale tym razem się naprawdę postaram.
2. Dochodzimy do końca opowiadania. Od samego początku planowałam 20 rozdziałów, lecz wszystko jest możliwe i może inaczej się potoczyć. Jeśli chcecie więcej :)
3. Dziękuje, że zostaliście ze mną i mnie wspieracie w dalszym pisaniu. To wiele znaczy i nie wiem czy kiedyś będą mogła wam odwdzięczyć się za radość, którą mi dajecie:* Kocham was!
4. Jeśli wam się nudzi, możecie pisać do mnie na asku , czy twitterze z chęcią z wami pogadam :) Ask or Twitter, ;)
Zapomniałam wam z tego wszystkiego napisać, jaki cudowny jest Londyn! Po prostu coś pięknego ! Warto tam jechać <3
<3 Na pewno zwieją :D
OdpowiedzUsuńświetny rozdział , zazdroszczę ci wycieczki do Londynu kiedyś sama chciałabym tam pojechać :*
OdpowiedzUsuńWow. Nie wiem co powiedzieć.
OdpowiedzUsuńAn
Ps. Co się stało z destroyed?
OdpowiedzUsuńAn
Ten blog został usunięty. Przepraszam x
UsuńTrochę szkoda..
UsuńAle zrobiłaś co uważałaś za słuszne. :)
An
Ps. A czy jest jakakolwiek szansa na reaktywację?
Nie. To była ostateczna decyzja. Znowu zawiodłam. Przepraszam x
UsuńTrochę mi szkoda, ale skoro taka Twoja decyzja :)
OdpowiedzUsuńNie przepraszaj :)
An
Boję się ciągu dalszego..
OdpowiedzUsuńOla, zabijasz mnie, tak cholernie boleśnie i powoli, że aż chcę wyć z bólu!
OdpowiedzUsuńJak możesz tak robić?!
Cholera, najpierw było tak fajnie, zabawnie, słodko i w ogóle, a potem robisz jedną, wielką rozpierduchę!
Co za okrucieństwo, cholera! Jesteś gorsza niż ja, ty mała wredna dziewczyno!
Obiecuję, że wsiądę w pociąg i przyjadę do ciebie, a potem nakopię Ci tyłek za to, co im robisz, totalnie! To dla nich piekło!
I czuję jakbym spadała, bo wiem, co będzie dalej i cholera nie lubię tego!
Harry i Mia mają być razem, mają się kochać, pieprzyć, mieć dzieci i być cholernymi zazdrośnikami!
Mason i Ruda mają też mieć dzieci! Pić wódkę na dachu i całować się bez opamiętania!
A Nate ma być ich stróżem! Ma ich pilnować, niańczyć dzieci i być ich przywódcą, czy coś!
Cholera, daj im takie życie, błagam!
Dasz radę im to załatwić? Proszę? :C
Ale rozdział jest oszałamiający! Kocham go, totalnie go kocham, bo jest cudownie napisany i ma w sobie mnóstwo uczuć! Kocham!
Jesteś najlepsza, mistrzu! <3
Pozdrawiam i życzę weny xx
Kocham i boję się co dalej nam tu zarzucisz ;o
OdpowiedzUsuńnajlepsze opowiadanie ever!
OdpowiedzUsuńKocham kocham :3
OdpowiedzUsuń