Często
doceniamy coś gdy to stracimy lub możemy stracić, lecz czasami jest za późno by
to odzyskać. Zatrzymać przy sobie, mieć szansę na naprawienie tego. Byłam
ogromną realistką i oceniałam sytuację bez nadziei, bez wiary, że możemy to
przetrwać. Nie tym razem. Tym razem to nie my ustalamy zasady. Nie mamy w
rękach asów i jesteśmy na miejscach przegranych. Każdy musi kiedyś przeżyć
ostateczną walkę. Czuje, że to nasz czas.
Kochałam go
i kocham jak szaleniec. Kocham go na każdy poprany sposób. W najgorszy,
najboleśniejszy sposób czuję jak moje serce bije dla niego. Jestem w środku huraganu, który jest naszą
miłością i nieważne, co zrobimy, w żaden sposób to nie stanie się kłamstwem.
Żadne słowa i czyny nie ukryją prawdy. Prawdą jest to, że go kocham. Tak
bardzo, że umieram przez tą miłość.
Samochód
nieubłaganie zbliżał się w stronę zamaskowanych mężczyzn. Pragnęli naszej
śmierci tak bardzo, że byli w stanie poświęcić swoje życie. Wiedzieli, że to
dzieje się w tej chwili. Zaczęli mierzyć w nasz rozpędzony samochód. W tym samym czasie
zaczęliśmy mierzyć w ich stronę gotowi walczyć w być może ostatniej walce. Potrafiłam dostrzec kule lecące prosto na nas. W jednej
sekundzie skręciłam w prawo wjeżdżając
na chodnik. Wszystko co mogliśmy
usłyszeć pośród naszych urwanych oddechów to starzały, kule uderzające w nasz samochodu. Starałam się panować nad
samochodem i drogą, którą miałam przed sobą. W jak zwolnionym tempie widziałam
ludzi uciekających na boki, gdy poczułam jak ręka Harry'ego naciska na moje
ciało, schyliłam się na siedzeniu jak
tylko mogłam, gdy kula w tym czasie rozbiła szybę po mojej stronie, a szkło
spadało na moje ciało wbijając się w nie bezlitośnie. Garbiłam się na siedzeniu, tracąc chwilową
widoczność na drogę przed nami, Harry położył dłoń z pistolem na moich plecach
i oddał kilka strzałów na oślep w tym samym czasie strzelając przez szybę po
swojej stronie.
- Kurwa. –
usłyszałam jego jęk ledwo w chaosie
strzałów. Jak najszybciej zobaczyłam jak z Harry'ego ręki leci coraz więcej
krwi. Gdy nasze spojrzenia na chwilę się spotkały, oboje przytaknęliśmy.Zabrał rękę skupiając całą swoją uwagę na swojej stronie, strzelając w tych
kretynów, którzy upadali na ziemie po każdym strzale. Podniosłam się na
siedzeniu i zobaczyłam przed nami budynek, zaczęłam z całych sił kręcić
kierownicą w prawo próbując wyrobić się na zakręcie oraz uniknąć zdarzenia z
budynkiem. W jednej sekundzie straciłam panowanie nad samochodem, gdy kula
trafiła w moje lewe ramię. Zaciskałam zęby z bólu, szukając zranioną ręką po
omacku pistoletu, który powinien być na moich kolanach. Szybko go złapałam w ręce mierząc przez potłuczoną szybę w
stronę tych śmieci, oddając w tym samym czasie strzał, poczułam jak kolejna
kula przeszywa moją rękę. Odczuwając gorszy ból, pistolet wypadł mi zza szybę, przez chwilową bezwładność. Słyszałam coraz więcej jęków i wiem, że to
moi przyjaciele mimo, że nie mogłam ich zobaczyć w tym chaosie, gdy kolejne strzały
padały w nas, tym razem skutecznie
trafiając w nasze opony. Głos uciekania powietrze ledwo słyszałam podczas
strzałów gdy kule rozbiły nam przednią
szybę i ledwo z Harrym uciekliśmy przed szkłem.
Podnosząc głowę straciłam całkowite panowanie nad samochodem, gdyż przez
brak powietrza w oponach samochód wpadał w poślizg niebezpiecznie pochylając się
w lewo. Po chwili przewracaliśmy się na bok. Czułam jak moja głowa uderza w drzwi, a szkło które
zostało wbiło się w moje zranione ramię. Zapadała przerażająca cisza, wszystkie
strzały ucichły , gdy przestaliśmy się ślizgać po asfalcie i zatrzymaliśmy w
miejscu. Przez brak żadnego zabezpieczenia, moja cała lewa ręka zdarła się po drodze za nim samochód stanął w
miejscu. Próbowałam się podnieść, musiałam odpiąć w tej chwili pasy i uciec za
nim zastrzelą nas jak psy. Krzywiłam się niemiłosiernie odpinając pas.
- Mia –
usłyszałam szept, który szybko mnie wybudził. Przekręciłam głowę w prawą stronę
na wpół przytomnymi oczami patrząc jak Harry próbuje niezauważalnie wyjść z
samochodu. Gdy mu się to udało kolejne strzały padły w naszą stronę.Samochód wylądował tak, że zza plecami Harry'ego był budynek, do którego musieliśmy
tylko wejść by mieć szansę na ucieczkę.
- Mia do
cholery wstawaj! – warknął Harry wyciągając w moją stronę rękę. Wzięłam głęboki
wdech próbując się ruszyć. Podparłam się na lewym ramieniu za chwilę opadając
przez ból. Nie mogłam nic nią zrobić.
- Nate
obstawiaj mnie – krzyknął podając mu swoją broń. Oboje chowali się za spodem
auta. – Kochanie dalej – krzyknął wdrapując się na samochód. .Z każdą chwilą słyszałam więcej strzałów.
Próbowałam podnieść się z samego dołu tym razem opierając na prawej
ręce. Harry na wpół wszedł do samochodu
wisząc do góry nogami. Przeraziłam się gdy kula trafiła w jego
plecy. Z całych sił podniosłam się
łapiąc jego wyciągniętej dłonie.
Wspierałam nogami gdy próbował nas wyciągnąć. Czołgałam się już
przez drzwi pasażera gdy dostałam kulkę w nogę zanim do końca Harry mnie
wyciągnął. Oboje opadliśmy na ziemi
opierając plecami o wywrócony tył samochodu.
- Musimy
uciekać – krzyknął Nate wychylając się za samochód i oddając kilka strzałów. – Kończy się nam broń. Przebiegajcie, obstawie
was!
- Stop –
krzyknęłam gdy Harry zaczął nas podnosić. – Ruda. Gdzie ona jest? – krzyknęłam.
Harry zesztywniał, a Nate przestał strzelać chowając się przed strzałami. Popatrzył na mnie tym spojrzeniem, które
zadało mi więcej bólu niż wszystkie kule.
- Wypadała z
samochodu, gdy się przewrócił – szepnął.
- Co? -
krzyknęłam. – Nie nie nie nie nie! – krzyczałam histerycznie. Na kolanach
podeszłam do drugiego końca samochodu, wychylając się za niego. Wtedy ją zobaczyłam.
Leżała na środku drogi cała zakrwawiona. Jej ręka była przyciśnięta do brzucha,
przez palce wypływa krew. Jej głowa była odwrócona w naszym
kierunku, powieki miała zamknięte. Nie, to nie może być prawda.
- Janet! –
krzyknęłam. Chciałam do niej pobiec, lecz poczułam jak czyjeś ręce
zacisnęły się wokół mojego pasa.
Walczyłam z nimi nie dopuszczając do siebie krzyków Harry'ego. Musiałam ją
ratować. Zabiję ich wszystkich, przysięgam zabiję ich wszystkich, jak
pieprzonych śmieci, powybijam ich samych i ich rodziny. Nikt z tego nie wyjdzie żywy.
Przysięgam.
- Ona nie
żyje! – kręciłam głową w sprzeciwię
słysząc krzyki chłopaków. Moja ruda się nie poddaje. Nie tak szybko. Moja ruda
nie pozwoli zabić się tym pieprzonym śmieciom, nie zostawi mnie. Nie może umrzeć. Nie może.
Z braku sił
coraz mniej rzucałam się w jego
ramionach. Załzawionych oczami z których spływały łzy patrzyłam na moją
przyjaciółkę, a ból rozsadzał moje serce. Czułam jak moje dłonie krwawią od
silnego zaciskania pięści przez które paznokcie wbijały się w dłonie. Walczyłam
tylko dlatego, żeby mogli mi zapłacić za jej śmierć.
- Nie rób mi
tego, błagam – szepnęłam pod nosem. Zapomniałam o całym bólu fizycznym, choć
czułam, że moje ciało opadało z braku
sił, to ból psychiczny jest tak wielki, że mnie wzmacniał. Potęguję moją
nienawiści i zrobię wszystko by ich wybić.
- Daj mi
broń! – krzyknęłam do Nate, który z wahaniem zaczął mi się przyglądać. –
Zapłacą za to – mówiłam dalej. Przetarłam zabrudzonymi krwią dłońmi twarz z łez
i wzięłam się do kupy. Przytaknął poddając mi broń do ręki.Wzięłam głęboki wdech z
trudem kucając na stopach. Moja prawa noga wciąż krwawiła.
- Jesteśmy
za tobą – szepnął Harry, przytakując. I gdy miałam ruszać zamarłam w miejscu,
widząc jak powieki mojej przyjaciółki powoli się otwierały. Krzywiła się na
ból, lekko uchylając usta.
- Nie…
waż..si…mnie, rato…wać – wydusiła z
siebie.
- Nie waż mi
się kurwa umierać! – krzyknęłam. Podniosła lekko kąciki ust za chwilę się
krzywiąc.
- Bo.. co?-
spytała przełykając ślinę. Otworzyła powieki patrząc na mnie ze łzami w oczach,
lecz z lekkim uśmieszkiem. – Zabijesz mnie?
- Żebyś
wiedziała – odparłam. Spojrzałam przez ramie na chłopaków, przytakując. Przed
sobą miałam spory kawałek do rudej. Leżała bliżej drugiego budynku po
drugiej strony niż nas.
– Teraz! – krzyknęłam wybiegając zza
samochodu. Biegłam strzelając na ślepo w stronę szmat, wszyscy byli schowani zza
samochodami. Próbowali strzelać w moją
stronę, lecz musieli szybko się chować przed strzałami chłopaków, którzy nas
obstawiali.
Przestałam
strzelać gdy dobiegłam do rudej, skupiając się na podniesieniu jej.
- Dalej. –
warknęłam próbując ją podnieść. Gdy nam się udało wstać, przewiesiłam jej ręce przez moją
szyję, odwracając się w stronę chłopaków. W jednej chwili poczułam ból w nodze, który sprawił, że upadłam na kolana
razem z rudą.
- Uciekaj –
szepnęła.
- Nie bez
ciebie. – odpowiedziałam. Wzięłam głęboki wdech próbując się podnieść. – Musisz
się mnie trzymać z całych sił. - Złapałam ją w pasie lewą ręką, której już
coraz bardziej nie czułam. Czując jej ciężar na sobie ledwo mogłam utrzymać
równowagę.
- Mia! –
spojrzałam przed siebie widząc jak Nate rzuca ze złości pusty bez naboi
pistolet na ziemie. Szybko przeniosłam wzrok na Harry'ego, który wciąż
strzelał. Nie uda nam się dotrzeć do
nich. Krzyknęłam na kolejną kule, która
trafiała w mój brzuch.
- Do tyłu! –
warknęłam do rudej. Zaczęłam strzelać cofając się. Bezpiecznie za ścianami rozglądałam się za naszym położeniem.
Drzwi budynku były po prawie stronie, a my same siedziałyśmy w sporawym
zgłębianiu, dalej budynek ciągnął się przez jeszcze
spory kawałek. Albo wchodzimy do środka, albo umrzemy.
Oparłam
głowę o ścianę przylegając do niej policzkiem, patrząc w bok. Nate ze smutkiem
patrzył w naszą stronę, lecz wszystko co chciałam zobaczyć to Harry. Siedział
oparty o samochodu patrząc prosto w moje
oczy. Oboje nie mogliśmy pozwolić sobie na
oddawanie strzałów, jeśli chcieliśmy mieć broń na później. Momentalnie łzy pojawiły się w moich oczach.
Coraz ciszej słyszałam padające w naszą stronę strzały pozwalając sobie
zatracić się w jego oczach. Ostatni raz.
Oboje
wiedzieliśmy, że musieliśmy ruszyć i uciekać do środka szukając innego
wyjścia. Oboje musieliśmy to zrobić osobno ze strachem, że nigdy więcej się
zobaczymy. Moim ciałem wstrząsnęło przez większy napływ łez na moje oczy.
- Mia! –
krzyknął, przełykając ślinę. – Musisz wydostać się z
budynku na drugą stronę. Znajdź
bezpieczne miejsce i czekaj, aż po ciebie wrócę. Rozumiesz?
- Tak –
krzyknęłam. Podparłam się ściany i wstałam, za chwilę pomagając rudej.
Opierając ją o swoje ciało, ostatni raz spojrzałam w stronę bruneta.
- Jesteś
najsilniejszą osobą jaką znam – dodał. – Skop im dupy, kochanie.
-
Powiedziałabym Ci słowa, które mam
naszykowane gdy będziemy musieli się pożegnać, ale ich teraz nie powiem, bo
wszyscy przeżyjemy i… - przerwałam przez suche gardło. Nabrałam trochę silny
połykając ją. – I uciekniemy. Skop im
dupy, kotku.
Ostatni raz
patrząc w swoje oczy przytaknęliśmy i weszliśmy do środka budynków. Ten budynek musiał zostać ewakuowany, ponieważ
był pusty, a cisza w środku przerażająca. Mogli tu być, czekając za
ścianami gotowi nas zabić. Mogliśmy
wpaść w pułapkę, lecz to było nasze jedyne wyjście.
- Twoja ręka
– szepnęła ruda wskazując na moją lewą dłoń. Spojrzałam na nią powoli idąc pustymi
korytarzami. Na całej długości była zadarta przez asfalt, który wdarł się w
moją skórę. Ciągle krwawiła, najbardziej z dwóch ran postrzałowych.
- Nie boli.
Już jej nie czuję – szepnęłam. Obie
szłyśmy pomału krzywiąc na każdy ruch. Moje nogi bolały mnie niemiłosiernie, a
brzuch coraz bardziej krwawił. Jedną ręką próbowałam zatamować krwawienie, w
drugiej trzymałam w gotowości pistolet.
W oczach coraz bardziej mi wszystko się rozmazywało gdy próbowałam śledzić
uważnie każdy zakamarek tego miejsca.
- Wiesz co,
kocham cię wredna suko – szepnęła po kilku minutowej ciszy. Błądziłyśmy po
korytarzach szukając i sprawdzając z ostrożnością każde drzwi z pieprzoną
nadzieją, że nie czekają tam na nas te szmaty. Spojrzałam na nią ze
zdziwieniem. Była coraz bladsza na twarzy.
- Przestań
pierdolić, to nie moment w którym to
mówimy – szepnęłam, zatrzymując się przy windzie. Powinniśmy wjechać na górę,
czy dalej iść szukając wyjścia. Kurwa, nie wiedziałam co mam robić. Nacisnęłam
na guzik przywołujący windę, chowając się z rudą za ścianą. Drzwi rozszerzyły się zabierając mi oddech. Gdy dalej panowała cisza,
powoli podeszłam do nich , sprawdzając środek. Odetchnęłam z ulgą, nie widząc
nikogo. Pomogłam rudej wejść, naciskając na ostatnie piętro.
- Powinnaś
mu powiedzieć, te słowa na pożegnanie – zaczęła cicho patrząc na mnie z bólem.
– Nie mamy szans. Wszyscy to wiemy. Jesteśmy rozdzieleni, dodatku naszą jedyną
bronią jest mały pistolet…. i – przerwała ze smutkiem patrząc na podświetlony obraz, który wyświetlał
aktualne piętra. – pewnie czekają na nas na górze i zabiją gdy otworzą się drzwi.
- Teraz mi
to kurwa mówisz?- warknęłam, uświadamiając sobie własny błąd. Zostały nam dwa
piętra.
- Ma to
jakieś znaczenie?- westchnęła. – I tak by nas zabili. Jesteśmy otoczeni, Mia.
Bez sił… wyglądasz gorzej niż ja.
- Zamknij
się, kurwa zamknij! – warknęłam nie pozwalając dopuścić do siebie tych słów.
Nie mogę się poddać. – Schowaj się za ścianą przy drzwiach. – rozkazałam sama ustawiając się po drugiej
stronie. Osoba stojąc naprzeciw windy nie będzie mogła nas zobaczyć, dając nam chwilową przewagę. Przestałam oddychać gdy winda zatrzymała się
na naszym piętrze. Usłyszałyśmy dźwięk otwierania drzwi. Powoli się odsuwały przyprawiając mnie o pieprzony
zawał serce. Przełykając głośno ślinę
przesunęłam się na środek z wymierzoną bronią.
- Kurwa. –
zamknęłam powieki oddychając z ulgą.
Czysto. Ruda zaczęła się cicho śmiać za chwilę jęcząc z bólu. Wyszłam z windy
każąc przytrzymać jej drzwi. Powoli stawiałam kroki obserwując każdy kawałek
piętra. Zaglądałam w każde drzwi z
myślą, że gdy je otworzę zostanę zastrzelona, z urwanym oddechem naciskałam na
klamki i z ulgą oddychałam widząc pustkę.
Ta ulga była chwilowa, nawet jeśli nie ma ich w budynku, są na zewnątrz
i nie mam bladego pojęcia jak mam nas z stąd wyciągnąć. Nie jestem silna. Tak bardzo chciałam
usłyszeć od Harry'ego te słowa, bo właśnie tak myślałam, że mam w sobie siłę.
Sytuacja w domu wzmacniała mnie, ponieważ każdy dzień tam był wyczynem.
Potrafiłam przetrwać roczne więzienie i
radziłam sobie w każdej sytuacji, która mnie przerastała. Myślałam, że byłam silna kochając Harry'ego i znosząc
wszystkie jego upokorzenia, zdrady, zachowania, ale nie jestem. Nie tylko teraz
zawodzę rudą, jego i Nate, ale siebie. Ponieważ nie jestem na tyle silna by nas
uratować. Wszystko mnie boli i przeraża. Żałuję, że nie powiedziałam mu tego co
powinnam. Teraz nie mam już szansy.
Wróciłam po
rudą, siedziała przed windą na krześle
ledwo oddychając.
- Są
wszędzie – powiedziała cicho wskazując na okna. Wiem, że są wszędzie. Czekają
za maskami samochodów z pistoletami wycelowanymi w budynek. Jesteśmy martwi.
- Znalazłam
schody na dach – zaczęłam, nie
zaprzeczając dopiero co usłyszanym
słowom. Musiałam przyjąć do
siebie jej nastawienie. Nie miałyśmy szans i obie to wiedziałyśmy. –
Potrzebuje ostatni raz złapać świeżego powietrze.
Przytaknęła
i bez słowa próbowała się podnieść. Pomogłam jej i bez spieszenia ruszyłyśmy w kierunku schodów, następnie weszłyśmy po nich, dochodząc do
ciężkich drzwi, otwierając je. Od razu poczułyśmy silny wiatr, lekko się
chwiejąc. Przymknęłam powieki oddychając świeżym powietrzem, wtedy poczułam, że chce
żyć. Nie chce w ten sposób skończyć. Lecz to jest sposób na który zasługuję.
Usiadłyśmy
opierając się o jeden z wielkich kominów. Zadarłam brodę do góry patrząc pustym
wzrokiem w niebo. Czy istnieje dla mnie miejsce w niebie? Wątpię. Szykują mi
miejsce w większym piekle.
Poczułam jak
ruda łapie moją rękę swoją bladą, zimną.
- Kocham
Cię, Janet. – szepnęłam, wierząc, że to są nasze ostatnie chwilę. Kiedy się poznałyśmy ustaliłyśmy, że gdy
będziemy umierać, powiemy sobie to co czujemy. Jedyny raz i ten prawdziwy. Gdy skończy się nasza
przyjaźń.
- Kocham
cię, Mia. – szepnęła.
Zmrużyłam oczy słysząc coraz głośniejszy
hałas. Obróciłam głowę do tyłu patrząc w stronę dźwięku. Helikopter leciał w
naszą stronę, szykując się do lądowania na naszym budynku. Zniżał się coraz
bardziej, a wiat zaczął w nas wiać coraz mocniej, ogłuszając nasz dźwiękiem
silnika.
- To koniec.
– szepnęła ruda, dostrzegając to co ja. Był to helikopter policyjny.
Heeelooł :)
Przepraszam za błędy, ten rozdział nie ma ładu składu, ale nie miałam siły pisać go od nowa. W najbliższym czasie poprawie wszystkie błędy, przynajmniej się postaram. ;)
Do końca zostały dwa rozdziały i epilog, co wszystko powinno pojawić się w następnym tygodniu z racji, że mam prawie wszystko napisane :)
Liczę, że wam się spodobał rozdział i na wasze komentarze :d Macie jakiś pomysł jak to się skończy? ;d
Całuję, pozdrawiam, kocham was, Olka <3
nie koncz prosze!
OdpowiedzUsuńKOCHAM CIE
Musze :c
UsuńI LOVE YOU x
OMG..., a ja już myślałam, że będzie Happy End, ale mnie zaskoczyłaś (oczywiście pozytywnie). Nie mogę się doczekać następnego. Pozdrawiam i życzę weny.
OdpowiedzUsuńGenialny *.* popłakałam się
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Liebster Award! <3 Więcej informacji znajdziesz tuuu : http://touch-fanfiction-niallhoran.blogspot.com/2014/09/liebster-award-1.html :*
OdpowiedzUsuńJEZU MAM LZY W OCZACH (NADRABIALAM ROZDZIALY OD SIERPNIA...) ...
OdpowiedzUsuńMAM NADZIEJE ZE PRZEZYJA I HARRY WYZNA MI'I MILOSC AWWW
MOZE NATE I HARRY SA W TYM HELIKOPTERZE....CHCIALABYM BY TAK BYLO :(
Bożee niech to będzie Harry nie wiem jaka ale niech on siedzi w tym helikopterze ;c proszę.....
OdpowiedzUsuńBŁAGAM , BŁAGAM , BŁAGAM ,BŁAGAM , BŁAGAM , BŁAGAM ,BŁAGAM , BŁAGAM , BŁAGAM,BŁAGAM , BŁAGAM , BŁAGAMBŁAGAM , BŁAGAM , BŁAGAM,BŁAGAM , BŁAGAM , BŁAGAM,BŁAGAM , BŁAGAM , BŁAGAM,BŁAGAM , BŁAGAM , BŁAGAM,BŁAGAM , BŁAGAM , BŁAGAM, NIECH ONI PRZEŻYJĄ !!!!!
OdpowiedzUsuńUratuj ich. Mam już dość chujowego życia, w którym nic się nie układa, niech chociaż tutaj się dobrze ułoży :/
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńIntrygujący rozdział jak zwykle ;) Czekam na kolejny ;)
OdpowiedzUsuń