piątek, 14 listopada 2014

Rozdział 17

Często doceniamy coś gdy to stracimy lub możemy stracić, lecz czasami jest za późno by to odzyskać. Zatrzymać przy sobie, mieć szansę na naprawienie tego. Byłam ogromną realistką i oceniałam sytuację bez nadziei, bez wiary, że możemy to przetrwać. Nie tym razem. Tym razem to nie my ustalamy zasady. Nie mamy w rękach asów i jesteśmy na miejscach przegranych. Każdy musi kiedyś przeżyć ostateczną walkę. Czuje, że to nasz czas. 
Kochałam go i kocham jak szaleniec. Kocham go na każdy poprany sposób. W najgorszy, najboleśniejszy sposób czuję jak moje serce bije dla niego.  Jestem w środku huraganu, który jest naszą miłością i nieważne, co zrobimy, w żaden sposób to nie stanie się kłamstwem. Żadne słowa i czyny nie ukryją prawdy. Prawdą jest to, że go kocham. Tak bardzo, że umieram przez tą miłość.
Samochód nieubłaganie zbliżał się w stronę zamaskowanych mężczyzn. Pragnęli naszej śmierci tak bardzo, że byli w stanie poświęcić swoje życie. Wiedzieli, że to dzieje się w tej chwili. Zaczęli mierzyć w nasz rozpędzony samochód. W tym samym czasie zaczęliśmy mierzyć w ich stronę gotowi walczyć w być może ostatniej walce. Potrafiłam dostrzec kule lecące prosto na nas. W jednej sekundzie skręciłam  w prawo wjeżdżając na chodnik.  Wszystko co mogliśmy usłyszeć pośród naszych urwanych oddechów to starzały, kule uderzające  w nasz samochodu. Starałam się panować nad samochodem i drogą, którą miałam  przed sobą. W jak zwolnionym tempie widziałam ludzi uciekających na boki, gdy poczułam jak ręka Harry'ego naciska na moje ciało, schyliłam  się na siedzeniu jak tylko mogłam, gdy kula w tym czasie rozbiła szybę po mojej stronie, a szkło spadało na moje ciało wbijając się w nie bezlitośnie.  Garbiłam się na siedzeniu, tracąc chwilową widoczność na drogę przed nami, Harry położył dłoń z pistolem na moich plecach i oddał kilka strzałów na oślep w tym samym czasie strzelając przez szybę po swojej stronie.
- Kurwa. – usłyszałam jego jęk ledwo  w chaosie strzałów. Jak najszybciej zobaczyłam jak z Harry'ego ręki leci coraz więcej krwi. Gdy nasze spojrzenia na chwilę się spotkały, oboje przytaknęliśmy.Zabrał  rękę skupiając całą swoją uwagę  na swojej stronie, strzelając w tych kretynów, którzy upadali na ziemie po każdym strzale. Podniosłam się na siedzeniu i zobaczyłam przed nami budynek, zaczęłam z całych sił kręcić kierownicą w prawo próbując wyrobić się na zakręcie oraz uniknąć zdarzenia z budynkiem. W jednej sekundzie straciłam panowanie nad samochodem, gdy kula trafiła w moje lewe ramię. Zaciskałam zęby z bólu, szukając zranioną ręką po omacku pistoletu, który powinien być na moich kolanach. Szybko go złapałam  w ręce mierząc przez potłuczoną szybę w stronę tych śmieci, oddając w tym samym czasie strzał, poczułam jak kolejna kula przeszywa moją rękę. Odczuwając gorszy ból, pistolet wypadł  mi zza szybę, przez chwilową bezwładność.  Słyszałam coraz więcej jęków i wiem, że to moi przyjaciele mimo, że nie mogłam ich zobaczyć w tym chaosie, gdy kolejne strzały padały  w nas, tym razem skutecznie trafiając w nasze opony. Głos uciekania powietrze ledwo słyszałam podczas strzałów gdy  kule rozbiły nam przednią szybę i ledwo z Harrym uciekliśmy przed szkłem.  Podnosząc głowę straciłam całkowite panowanie nad samochodem, gdyż przez brak powietrza w oponach samochód wpadał w poślizg niebezpiecznie pochylając się w lewo.  Po  chwili przewracaliśmy się na bok. Czułam jak moja głowa uderza w drzwi, a szkło które zostało wbiło się w moje zranione ramię. Zapadała przerażająca cisza, wszystkie strzały ucichły , gdy przestaliśmy się ślizgać po asfalcie i zatrzymaliśmy w miejscu. Przez brak żadnego zabezpieczenia, moja cała lewa ręka zdarła  się po drodze za nim samochód stanął w miejscu. Próbowałam się podnieść, musiałam odpiąć w tej chwili pasy i uciec za nim zastrzelą nas jak psy. Krzywiłam się niemiłosiernie odpinając pas.
- Mia – usłyszałam szept, który szybko mnie wybudził. Przekręciłam głowę w prawą stronę na wpół przytomnymi oczami patrząc jak Harry próbuje niezauważalnie wyjść z samochodu.  Gdy mu się to udało  kolejne strzały padły w naszą stronę.Samochód wylądował tak, że zza plecami Harry'ego był budynek, do którego musieliśmy tylko wejść by mieć szansę na ucieczkę.
- Mia do cholery wstawaj! – warknął Harry wyciągając w moją stronę rękę. Wzięłam głęboki wdech próbując się ruszyć. Podparłam się na lewym ramieniu za chwilę opadając przez ból. Nie mogłam nic nią zrobić.
- Nate obstawiaj mnie – krzyknął podając mu swoją broń. Oboje chowali się za spodem auta. – Kochanie dalej – krzyknął wdrapując się na samochód. .Z każdą chwilą słyszałam więcej strzałów.  Próbowałam podnieść się z samego dołu tym razem opierając na prawej ręce.  Harry na wpół wszedł do samochodu wisząc do góry nogami. Przeraziłam się gdy kula trafiła w jego plecy.  Z całych sił podniosłam się łapiąc jego wyciągniętej dłonie.  Wspierałam nogami gdy próbował nas wyciągnąć. Czołgałam się już przez drzwi pasażera gdy dostałam kulkę w nogę zanim do końca Harry mnie wyciągnął. Oboje opadliśmy na ziemi  opierając plecami o wywrócony tył samochodu.
- Musimy uciekać – krzyknął Nate wychylając się za samochód i oddając kilka strzałów.  – Kończy się nam broń. Przebiegajcie, obstawie was!
- Stop – krzyknęłam gdy Harry zaczął nas podnosić. – Ruda. Gdzie ona jest? – krzyknęłam. Harry zesztywniał, a Nate przestał strzelać chowając się przed strzałami.  Popatrzył na mnie tym spojrzeniem, które zadało mi więcej bólu niż wszystkie kule.
- Wypadała z samochodu, gdy się przewrócił – szepnął.
- Co? - krzyknęłam. – Nie nie nie nie nie! – krzyczałam histerycznie. Na kolanach podeszłam do drugiego końca samochodu, wychylając się za niego. Wtedy ją zobaczyłam. Leżała na środku drogi cała zakrwawiona. Jej ręka była przyciśnięta do brzucha, przez  palce wypływa krew. Jej głowa była odwrócona w naszym kierunku, powieki miała zamknięte. Nie, to nie może być prawda.
- Janet! – krzyknęłam. Chciałam do niej pobiec, lecz poczułam jak czyjeś ręce zacisnęły  się wokół mojego pasa. Walczyłam z nimi nie dopuszczając do siebie krzyków Harry'ego. Musiałam ją ratować. Zabiję ich wszystkich, przysięgam zabiję ich wszystkich, jak pieprzonych śmieci, powybijam ich samych  i ich rodziny. Nikt z tego nie wyjdzie żywy. Przysięgam.
- Ona nie żyje! – kręciłam głową  w sprzeciwię słysząc krzyki chłopaków. Moja ruda się nie poddaje. Nie tak szybko. Moja ruda nie pozwoli zabić się tym pieprzonym śmieciom, nie  zostawi mnie.  Nie może umrzeć. Nie może. 
Z braku sił coraz mniej rzucałam się  w jego ramionach. Załzawionych oczami z których spływały łzy patrzyłam na moją przyjaciółkę, a ból rozsadzał moje serce. Czułam jak moje dłonie krwawią od silnego zaciskania pięści przez które paznokcie wbijały się w dłonie. Walczyłam tylko dlatego, żeby mogli mi zapłacić za jej śmierć.
- Nie rób mi tego, błagam – szepnęłam pod nosem. Zapomniałam o całym bólu fizycznym, choć czułam,  że moje ciało opadało z braku sił, to ból psychiczny jest tak wielki, że mnie wzmacniał. Potęguję moją nienawiści i zrobię wszystko by ich wybić.
- Daj mi broń! – krzyknęłam do Nate, który z wahaniem zaczął mi się przyglądać. – Zapłacą za to – mówiłam dalej. Przetarłam zabrudzonymi krwią dłońmi twarz z łez i wzięłam się do kupy. Przytaknął poddając mi broń do ręki.Wzięłam głęboki wdech z trudem kucając na stopach. Moja prawa noga wciąż krwawiła.
- Jesteśmy za tobą – szepnął Harry, przytakując. I gdy miałam ruszać zamarłam w miejscu, widząc jak powieki mojej przyjaciółki powoli się otwierały. Krzywiła się na ból, lekko uchylając usta.
- Nie… waż..si…mnie, rato…wać  – wydusiła z siebie.
- Nie waż mi się kurwa umierać! – krzyknęłam. Podniosła lekko kąciki ust za chwilę się krzywiąc.
- Bo.. co?- spytała przełykając ślinę. Otworzyła powieki patrząc na mnie ze łzami w oczach, lecz z lekkim uśmieszkiem. – Zabijesz mnie?
- Żebyś wiedziała – odparłam. Spojrzałam przez ramie na chłopaków, przytakując.  Przed  sobą miałam spory kawałek do rudej. Leżała bliżej drugiego budynku po drugiej strony niż nas.
 – Teraz! – krzyknęłam wybiegając zza samochodu. Biegłam strzelając na ślepo w stronę szmat, wszyscy byli  schowani zza samochodami.  Próbowali strzelać w moją stronę, lecz musieli szybko się chować przed strzałami chłopaków, którzy nas obstawiali.
Przestałam strzelać gdy dobiegłam do rudej, skupiając się na podniesieniu jej.
- Dalej. – warknęłam próbując ją podnieść.  Gdy nam się udało wstać, przewiesiłam jej ręce przez moją szyję, odwracając się w stronę chłopaków. W jednej chwili poczułam ból  w nodze, który sprawił, że upadłam na kolana razem z rudą.
- Uciekaj – szepnęła.
- Nie bez ciebie. – odpowiedziałam. Wzięłam głęboki wdech próbując się podnieść. – Musisz się mnie trzymać z całych sił. - Złapałam ją w pasie lewą ręką, której już coraz bardziej nie czułam. Czując jej ciężar na sobie ledwo mogłam utrzymać równowagę.
- Mia! – spojrzałam przed siebie widząc jak Nate rzuca ze złości pusty bez naboi pistolet na ziemie. Szybko przeniosłam wzrok na Harry'ego, który wciąż strzelał.  Nie uda nam się dotrzeć do nich. Krzyknęłam  na kolejną kule, która trafiała w mój brzuch.
- Do tyłu! – warknęłam do rudej. Zaczęłam strzelać cofając się.  Bezpiecznie za ścianami rozglądałam się  za naszym położeniem. Drzwi budynku były po prawie stronie, a my same siedziałyśmy  w sporawym zgłębianiu, dalej  budynek ciągnął się przez jeszcze spory kawałek. Albo wchodzimy do środka, albo umrzemy.
Oparłam głowę o ścianę przylegając do niej policzkiem, patrząc w bok. Nate ze smutkiem patrzył w naszą stronę, lecz wszystko co chciałam zobaczyć to Harry. Siedział oparty o samochodu patrząc prosto  w moje oczy. Oboje nie mogliśmy pozwolić sobie na  oddawanie strzałów, jeśli chcieliśmy mieć broń na później.  Momentalnie łzy pojawiły się w moich oczach. Coraz ciszej słyszałam padające w naszą stronę strzały pozwalając sobie zatracić się w jego oczach. Ostatni raz.                                                                  
Oboje wiedzieliśmy, że musieliśmy ruszyć i uciekać do środka szukając innego wyjścia. Oboje musieliśmy to zrobić osobno ze strachem, że nigdy więcej się zobaczymy. Moim ciałem wstrząsnęło przez większy napływ łez na moje oczy.
- Mia! – krzyknął, przełykając ślinę. – Musisz wydostać się z budynku  na drugą stronę. Znajdź bezpieczne miejsce i czekaj, aż po ciebie wrócę. Rozumiesz?
- Tak – krzyknęłam. Podparłam się ściany i wstałam, za chwilę pomagając rudej. Opierając ją o swoje ciało, ostatni raz spojrzałam w stronę bruneta.
- Jesteś najsilniejszą osobą jaką znam – dodał. – Skop im dupy, kochanie.
- Powiedziałabym Ci słowa,  które mam naszykowane gdy będziemy musieli się pożegnać, ale ich teraz nie powiem, bo wszyscy przeżyjemy i… - przerwałam przez suche gardło. Nabrałam trochę silny połykając ją. – I uciekniemy.  Skop im dupy, kotku.
Ostatni raz patrząc w swoje oczy przytaknęliśmy i weszliśmy do środka budynków.  Ten budynek musiał zostać ewakuowany, ponieważ był pusty, a cisza w środku przerażająca. Mogli tu być, czekając za ścianami  gotowi nas zabić. Mogliśmy wpaść w pułapkę, lecz to było nasze jedyne wyjście.
- Twoja ręka – szepnęła ruda wskazując na moją lewą dłoń. Spojrzałam na nią powoli idąc pustymi korytarzami. Na całej długości była zadarta przez asfalt, który wdarł się w moją skórę. Ciągle krwawiła, najbardziej z dwóch ran postrzałowych.
- Nie boli. Już jej nie czuję – szepnęłam.  Obie szłyśmy pomału krzywiąc na każdy ruch. Moje nogi bolały mnie niemiłosiernie, a brzuch coraz bardziej krwawił. Jedną ręką próbowałam zatamować krwawienie, w drugiej trzymałam w gotowości pistolet.  W oczach coraz bardziej mi wszystko się rozmazywało gdy próbowałam śledzić uważnie każdy zakamarek tego miejsca.
- Wiesz co, kocham cię wredna suko – szepnęła po kilku minutowej ciszy. Błądziłyśmy po korytarzach szukając i sprawdzając z ostrożnością każde drzwi z pieprzoną nadzieją, że nie czekają tam na nas te szmaty. Spojrzałam na nią ze zdziwieniem. Była coraz bladsza na twarzy.
- Przestań pierdolić, to nie moment  w którym to mówimy – szepnęłam, zatrzymując się przy windzie. Powinniśmy wjechać na górę, czy dalej iść szukając wyjścia. Kurwa, nie wiedziałam co mam robić. Nacisnęłam na guzik przywołujący windę, chowając się z rudą za ścianą. Drzwi  rozszerzyły się zabierając mi oddech. Gdy dalej panowała cisza, powoli podeszłam do nich , sprawdzając środek. Odetchnęłam z ulgą, nie widząc nikogo. Pomogłam rudej wejść, naciskając  na ostatnie piętro.
- Powinnaś mu powiedzieć, te słowa na pożegnanie – zaczęła cicho patrząc na mnie z bólem. – Nie mamy szans. Wszyscy to wiemy. Jesteśmy rozdzieleni, dodatku naszą jedyną bronią jest mały pistolet…. i – przerwała ze smutkiem patrząc  na podświetlony obraz, który wyświetlał aktualne piętra. – pewnie czekają na nas na górze i zabiją  gdy otworzą się drzwi.
- Teraz mi to kurwa mówisz?- warknęłam, uświadamiając sobie własny błąd. Zostały nam dwa piętra.
- Ma to jakieś znaczenie?- westchnęła. – I tak by nas zabili. Jesteśmy otoczeni, Mia. Bez sił… wyglądasz gorzej niż ja.
- Zamknij się, kurwa zamknij! – warknęłam nie pozwalając dopuścić do siebie tych słów. Nie mogę się poddać. – Schowaj się za ścianą przy drzwiach.  – rozkazałam sama ustawiając się po drugiej stronie. Osoba stojąc naprzeciw windy nie będzie mogła nas zobaczyć,  dając nam chwilową przewagę.  Przestałam oddychać gdy winda zatrzymała się na naszym piętrze. Usłyszałyśmy dźwięk otwierania drzwi. Powoli  się odsuwały przyprawiając mnie o pieprzony zawał serce.  Przełykając głośno ślinę przesunęłam się na środek z wymierzoną bronią.
- Kurwa. – zamknęłam powieki oddychając  z ulgą. Czysto. Ruda zaczęła się cicho śmiać za chwilę jęcząc z bólu. Wyszłam z windy każąc przytrzymać jej drzwi. Powoli stawiałam kroki obserwując każdy kawałek piętra.  Zaglądałam w każde drzwi z myślą, że gdy je otworzę zostanę zastrzelona, z urwanym oddechem naciskałam na klamki i z ulgą oddychałam widząc pustkę.  Ta ulga była chwilowa, nawet jeśli nie ma ich w budynku, są na zewnątrz i nie mam bladego pojęcia jak mam nas z stąd wyciągnąć.  Nie jestem silna. Tak bardzo chciałam usłyszeć od Harry'ego te słowa, bo właśnie tak myślałam, że mam w sobie siłę. Sytuacja w domu wzmacniała mnie, ponieważ każdy dzień tam był wyczynem. Potrafiłam przetrwać  roczne więzienie i radziłam sobie w każdej sytuacji, która mnie przerastała. Myślałam, że  byłam silna kochając Harry'ego i znosząc wszystkie jego upokorzenia, zdrady, zachowania, ale nie jestem. Nie tylko teraz zawodzę rudą, jego i Nate, ale siebie. Ponieważ nie jestem na tyle silna by nas uratować. Wszystko mnie boli i przeraża. Żałuję, że nie powiedziałam mu tego co powinnam. Teraz nie mam już szansy.
Wróciłam po rudą,  siedziała przed windą na krześle ledwo oddychając.
- Są wszędzie – powiedziała cicho wskazując na okna. Wiem, że są wszędzie. Czekają za maskami samochodów z pistoletami wycelowanymi w budynek. Jesteśmy martwi.
- Znalazłam schody na dach  – zaczęłam, nie zaprzeczając dopiero co usłyszanym  słowom.  Musiałam przyjąć do siebie jej nastawienie. Nie miałyśmy szans i obie to wiedziałyśmy. – Potrzebuje ostatni raz złapać świeżego powietrze.
Przytaknęła i bez słowa próbowała się podnieść. Pomogłam jej i bez spieszenia  ruszyłyśmy w kierunku schodów, następnie weszłyśmy po nich, dochodząc do ciężkich drzwi, otwierając je. Od razu poczułyśmy silny wiatr, lekko się chwiejąc. Przymknęłam powieki oddychając świeżym powietrzem,  wtedy poczułam, że chce żyć. Nie chce w ten sposób skończyć. Lecz to jest sposób na który zasługuję.
Usiadłyśmy opierając się o jeden z wielkich kominów. Zadarłam brodę do góry patrząc pustym wzrokiem w niebo. Czy istnieje dla mnie miejsce w niebie? Wątpię. Szykują mi miejsce w większym piekle.
Poczułam jak ruda łapie moją rękę swoją bladą, zimną.
- Kocham Cię, Janet. – szepnęłam, wierząc, że to są nasze ostatnie chwilę.  Kiedy się poznałyśmy ustaliłyśmy, że gdy będziemy umierać, powiemy sobie to co czujemy. Jedyny raz i  ten prawdziwy. Gdy skończy się nasza przyjaźń. 
- Kocham cię, Mia. – szepnęła.
 Zmrużyłam oczy słysząc coraz głośniejszy hałas. Obróciłam głowę do tyłu patrząc w stronę dźwięku. Helikopter leciał w naszą stronę, szykując się do lądowania na naszym budynku. Zniżał się coraz bardziej, a wiat zaczął w nas wiać coraz mocniej, ogłuszając nasz dźwiękiem silnika.
- To koniec. – szepnęła ruda, dostrzegając to co ja. Był to helikopter policyjny.


Heeelooł :) 

Przepraszam za błędy, ten rozdział nie ma ładu składu, ale nie miałam siły pisać go od nowa.  W najbliższym czasie poprawie wszystkie błędy, przynajmniej się postaram. ;)
Do końca zostały dwa rozdziały i epilog, co wszystko powinno pojawić się w następnym tygodniu z racji, że mam prawie wszystko napisane :)
Liczę, że wam się spodobał rozdział i na wasze komentarze :d Macie jakiś pomysł jak to się skończy? ;d
Całuję, pozdrawiam, kocham was, Olka <3

11 komentarzy:

  1. nie koncz prosze!
    KOCHAM CIE

    OdpowiedzUsuń
  2. OMG..., a ja już myślałam, że będzie Happy End, ale mnie zaskoczyłaś (oczywiście pozytywnie). Nie mogę się doczekać następnego. Pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialny *.* popłakałam się

    OdpowiedzUsuń
  4. Zostałaś nominowana do Liebster Award! <3 Więcej informacji znajdziesz tuuu : http://touch-fanfiction-niallhoran.blogspot.com/2014/09/liebster-award-1.html :*

    OdpowiedzUsuń
  5. JEZU MAM LZY W OCZACH (NADRABIALAM ROZDZIALY OD SIERPNIA...) ...

    MAM NADZIEJE ZE PRZEZYJA I HARRY WYZNA MI'I MILOSC AWWW
    MOZE NATE I HARRY SA W TYM HELIKOPTERZE....CHCIALABYM BY TAK BYLO :(

    OdpowiedzUsuń
  6. Bożee niech to będzie Harry nie wiem jaka ale niech on siedzi w tym helikopterze ;c proszę.....

    OdpowiedzUsuń
  7. BŁAGAM , BŁAGAM , BŁAGAM ,BŁAGAM , BŁAGAM , BŁAGAM ,BŁAGAM , BŁAGAM , BŁAGAM,BŁAGAM , BŁAGAM , BŁAGAMBŁAGAM , BŁAGAM , BŁAGAM,BŁAGAM , BŁAGAM , BŁAGAM,BŁAGAM , BŁAGAM , BŁAGAM,BŁAGAM , BŁAGAM , BŁAGAM,BŁAGAM , BŁAGAM , BŁAGAM, NIECH ONI PRZEŻYJĄ !!!!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Uratuj ich. Mam już dość chujowego życia, w którym nic się nie układa, niech chociaż tutaj się dobrze ułoży :/

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  10. Intrygujący rozdział jak zwykle ;) Czekam na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy